010. Roberts Nora - (Rodzina Stanislawskich 02) - Księżniczka.pdf

(825 KB) Pobierz
(Microsoft Word - 010. Roberts Nora - _Rodzina Stanislawskich 02_ - Ksi\352\277niczka)
NORA ROBERTS
KSI Ħņ NICZKA
Tłumaczyła Hanna Wójt
 
1
Nie była osob Ģ cierpliw Ģ . Sama nigdy si ħ nie spó Ņ niała i nie lubiła na nikogo czeka ę .
Oczekiwanie wprawiało j Ģ w stan zimnej w Ļ ciekło Ļ ci. A w przypadku Sydney Hayward był to
stan bardziej niebezpieczny ni Ň gwałtowny wybuch zło Ļ ci. Jedno nieostro Ň ne słowo mogło
rozp ħ ta ę burz ħ .
Teraz wła Ļ nie czekała. Drobnymi, energicznymi krokami przemierzała wzdłu Ň i
wszerz swój gabinet, mieszcz Ģ cy si ħ w jednym z wie Ň owców Manhattanu. Pastelowe Ļ ciany,
złocisty parkiet, wszystkie przedmioty na swoim miejscu! Kartki papieru, teczki, kolorowe
długopisy, równo zatemperowane ołówki. L Ļ ni Ģ cy blat mahoniowego biurka. Notes obok
telefonu.
Ona sama idealnie pasowała do tego wn ħ trza. Wytworny szary kostium, podkre Ļ laj Ģ cy
szczupł Ģ lini ħ sylwetki, dyskretny makija Ň , na szyi mały sznur pereł, na przegubie delikatnej
r ħ ki złoty zegarek. Prostota i elegancja, jak przystało na przedstawicielk ħ rodu Haywardów.
Kruczoczarne włosy miała spi ħ te na karku złot Ģ spink Ģ . Porcelanow Ģ buzi ħ o
drobnych arystokratycznych rysach pokrywała lekka warstwa pudru. Sydney miała
dwadzie Ļ cia osiem lat, niezbyt skore do u Ļ miechu, kształtne usta i du Ň e bł ħ kitne oczy o
myl Ģ co niewinnym wyrazie.
Spojrzała na zegarek i zdecydowanym krokiem podeszła do biurka. Telefon
zadzwonił, zanim zd ĢŇ yła wyci Ģ gn Ģę r ħ k ħ .
- Słucham.
- Przyszedł jaki Ļ pan, w sprawie tych budynków na Soho. Chce rozmawia ę z osob Ģ
odpowiedzialn Ģ za remont. A spotkanie o czwartej...
- Jest pi ħ tna Ļ cie minut po czwartej - poprawiła j Ģ lodowatym tonem Sydney. - Prosz ħ
go wpu Ļ ci ę .
- Oczywi Ļ cie, prosz ħ pani, tylko, Ň e to nie jest pan Howington.
A zatem nawet nie raczył pofatygowa ę si ħ osobi Ļ cie. Przysłał jakiego Ļ urz ħ dnika. Usta
Sydney wykrzywił grymas.
- Niech wejdzie - powtórzyła i nacisn ħ ła guzik interkomu.
Je Ļ li s Ģ dz Ģ , Ň e b ħ dzie rozmawiała z jakim Ļ urz ħ dniczyn Ģ , to gł ħ boko si ħ myl Ģ ,
pomy Ļ lała i wzi ħ ła gł ħ boki oddech, zdecydowana da ę ostr Ģ odpraw ħ człowiekowi, który za
chwil ħ miał nawiedzi ę jej gabinet.
427536765.002.png
Tylko jednak niezwykle starannemu wychowaniu zawdzi ħ czała fakt, Ň e nie krzykn ħ ła
ze zdumienia na widok wchodz Ģ cego m ħŇ czyzny. Wła Ļ ciwie nie wszedł - wpadł, wtargn Ģ ł do
jej gabinetu jak pirat na pokład wrogiego okr ħ tu.
Był niezwykle przystojny. Wysoki, smagły, ciemnowłosy, o dzikim spojrzeniu
czarnych oczu. Włosy miał zebrane na karku i spi ħ te w mały kucyk; kilkudniowy zarost
dopełniał cało Ļ ci obrazu.
W porównaniu z jego pot ħŇ n Ģ sylwetk Ģ jej gabinet wygl Ģ dał jak domek dla lalek.
Na dodatek ów przybysz ubrany był jak zwykły robotnik. Ot, stare d Ň insy, sprany
podkoszulek i długie, zabłocone buty, zostawiaj Ģ ce brudne Ļ lady na l Ļ ni Ģ cym parkiecie.
Sydney zacisn ħ ła usta. A wi ħ c nie wysłali nawet zwykłego urz ħ dnika, tylko jakiego Ļ montera,
który na dodatek nie uznał za stosowne wytrze ę buty przed wej Ļ ciem.
- Dobrze trafiłem?
Obcesowy ton i lekki obcy akcent pogł ħ biły wra Ň enie, Ň e ma przed sob Ģ istot ħ z
innego Ļ wiata.
Nagromadzenie skojarze ı sprawiło, Ň e nie zapanowała nad swoim głosem.
- Tak, i na dodatek spó Ņ nił si ħ pan - powiedziała ostro. Jego oczy zw ħ ziły si ħ . Przez
chwil ħ mierzyli si ħ wzrokiem.
- Naprawd ħ ?
- Tak. Warto od czasu do czasu spojrze ę na zegarek. Mój czas jest cenny, panie...
panie...
- Stanislawski.
Wło Ň ył r ħ ce do kieszeni i podszedł nieco bli Ň ej. Teraz prawie opierał si ħ o biurko.
- Stani,.. slawski? - powtórzyła z trudem. - Chyba zaszła jaka Ļ pomyłka. - Sydney
uniosła ze zdziwieniem brwi.
Spojrzał na ni Ģ z mieszanin Ģ zniecierpliwienia i zainteresowania. Owszem, pomy Ļ lał,
niczego sobie, ładna, nawet bardzo ładna, ale on nie przyszedł tutaj, Ň eby traci ę czas na
rozmowy z jak ĢĻ panieneczk Ģ , która stroi fochy.
- Na to wygl Ģ da - powiedział. - Hayward pewnie musi by ę ju Ň dobrze starszym panem,
łysym, z białymi bokobrodami.
- Ma pan na my Ļ li mojego dziadka.
- To Hayward jest pani dziadkiem? Nie wiedziałem, chc ħ z nim pogada ę .
- Niestety, to niemo Ň liwe, dziadek umarł dwa miesi Ģ ce temu.
Oczy m ħŇ czyzny natychmiast złagodniały, nabrały nowego wyrazu.
- Och, bardzo mi przykro.
427536765.003.png
Ton jego głosu sprawił, Ň e przez chwil ħ Sydney miała dziwne wra Ň enie, Ň e dopiero
teraz słyszy prawdziwe wyrazy współczucia.
- Dzi ħ kuj ħ . Prosz ħ , niech pan siada, przejd Ņ my do interesów.
Zimna, pełna dystansu, ksi ħŇ ycowa, ocenił szybko jej charakter. Bardzo dobrze, uznał.
B ħ dzie si ħ lepiej rozmawiało. Podobne sprawy najlepiej załatwia si ħ na odległo Ļę ,
bezosobowo.
- Wielokrotnie pisałem do pani dziadka - zacz Ģ ł, siadaj Ģ c na stylowym krze Ļ le
naprzeciw biurka - lecz ostatniego listu widocznie nie zd ĢŇ ył ju Ň dosta ę . Pewnie wiele si ħ
zmieniło...
Tak, wiele si ħ ostatnio zmieniło, pomy Ļ lała. Jej Ň ycie te Ň nagle stało si ħ zupełnie inne
ni Ň kiedy Ļ .
- Korespondencja powinna by ę adresowana do mnie - usiadła za biurkiem i splotła
dłonie - jak pan wie, w naszej firmie s Ģ Ň ne działy i...
- Co takiego?
Opanowała si ħ wysiłkiem woli. Nie lubiła, kiedy jej przerywano.
- Słucham, o co panu chodzi?
- Co maj Ģ do tego ró Ň ne działy?
Gdyby była sama, westchn ħ łaby gł ħ boko i znu Ň ona zamkn ħ ła oczy.
- Na jakim stanowisku jest pan zatrudniony?
- Jak to? - zapytał znowu.
- Czym si ħ pan zajmuje?
U Ļ miechn Ģ ł si ħ . Z ħ by miał bardzo białe, u Ļ miech wyj Ģ tkowo miły.
- Co robi ħ ? Pracuj ħ w drewnie.
- Jest pan stolarzem?
- Mo Ň na tak powiedzie ę .
- Mo Ň na tak powiedzie ę - powtórzyła, westchn ħ ła ci ħŇ ko i wyprostowała si ħ w fotelu.
Nad jej głow Ģ na niebieskim niebie rysowały si ħ smukłe wie Ň owce Manhattanu. - Czy mo Ň e
mi pan powiedzie ę , dlaczego pan Howington wysłał wła Ļ nie pana na rozmow ħ ze mn Ģ .
Nie od razu odpowiedział. Zapach i nastrój tego pokoju działały na niego usypiaj Ģ co.
- Nikt mnie nigdzie nie wysyłał - otrz Ģ sn Ģ ł si ħ nagle, jakby wyrwany ze snu.
Sydney zaniepokoiła si ħ .
- Jak to?
- Zwyczajnie. Nazywam si ħ Michael Stanislawski, jestem lokatorem jednego z pani
domów. - Zało Ň ył nog ħ na nog ħ . Mogła teraz podziwia ę jego brudny but w całej okazało Ļ ci. -
427536765.004.png
A co do Howingtona, to ju Ň kiedy Ļ miałem z nim kontakt, nie byłem zachwycony - dodał
pewnym głosem.
- Przepraszam pana na chwil ħ . - U Ļ miechn ħ ła si ħ do niego nieznacznie i si ħ gn ħ ła po
telefon. - Janine, czy pan Stanislawski mówił, Ň e przychodzi od Howingtona?
- Nie, prosz ħ pani. Po prostu chciał si ħ z pani Ģ zobaczy ę . Pan Howington dzwonił
dziesi ħę minut temu. Przepraszał, Ň e nie mo Ň e przyj Ļę . Je Ļ li pani...
- Dzi ħ kuj ħ . - Nie czekaj Ģ c na dalsze wyja Ļ nienia, Sydney odło Ň yła słuchawk ħ .
Usiadła i ponownie spojrzała w utkwione w niej czarne oczy.
- Widzi pan? Chyba istotnie zaszło jakie Ļ nieporozumienie.
- Dlaczego? To pani si ħ pomyliła. Ja wiem, po co przyszedłem. Jestem tu w sprawie
zaległego remontu nale ŇĢ cych do was budynków mieszkalnych na Soho.
Przesun ħ ła dłoni Ģ po włosach.
- Jak rozumiem, ma pan pewne zastrze Ň enia.
- Mam same zastrze Ň enia - poprawił j Ģ .
- Jak pan wie, w takich sytuacjach obowi Ģ zuje pewien urz ħ dowy tryb, któremu trzeba
si ħ podporz Ģ dkowa ę . To trwa.
M ħŇ czyzna uniósł brwi.
- Te domy nale ŇĢ do pani, prawda?
- Tak, ale...
- No to pani jest za nie odpowiedzialna. Wzi ħ ła gł ħ boki oddech.
- Doskonale wiem, za co jestem odpowiedzialna, a teraz... - Poruszyła si ħ na fotelu,
jakby chciała wsta ę , daj Ģ c mu sygnał, Ň e powinien opu Ļ ci ę jej gabinet. On jednak nawet nie
drgn Ģ ł.
- Pani dziadek zobowi Ģ zał si ħ załatwi ę te sprawy. Nie mo Ň e pani nie dotrzyma ę tego,
co obiecał.
- Wiem, co mog ħ , a czego nie mog ħ - powiedziała lodowatym tonem - po pierwsze
mam prowadzi ę firm ħ . - A to wcale niełatwe, dorzuciła w my Ļ li. Gło Ļ no mówiła dalej: -
Prosz ħ powtórzy ę najemcom, Ň e nasza firma powa Ň nie my Ļ li o przeprowadzeniu generalnego
remontu pomieszcze ı . Zdajemy sobie spraw ħ ze stanu niektórych budynków. Domami na
Soho równie Ň si ħ zajmiemy. W odpowiedniej kolejno Ļ ci.
Michael Stanislawski nie zmienił wyrazu twarzy, w tonie jego głosu zabrzmiała
pogarda.
- Znudziło nam si ħ czeka ę . Macie to załatwi ę zaraz.
427536765.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin