Słodycz i puchatość - całość.rtf

(122 KB) Pobierz

Słodycz i puchatość

 

Autor: Zilidya

Beta: deedee

Humor/Family - Harry P. & Severus S.

Do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/6820054/12/

 

Co będzie, gdy trójka nienawidzących sie kiedyś mężczyzn, zajmie się niespełna dwuletnim dzieckiem?

 

 

Cz. 1

 

Dla Euphorii.

 

Severus Snape odłożył zakupy na kuchenny stół i wsłuchał się w ciszę. Była bardzo niepokojąca i napełniała go podejrzliwością, zwłaszcza o tej porze dnia. Zegar wiszący w przedpokoju wybijał właśnie w równych odstępach czasu cztery sygnały.

— Jak dorwę tę dwójkę to im powyrywam wszystkie kudły — warknął pod nosem i zaczął wspinać się po schodach na piętro.

Jeszcze w korytarzu usłyszał ten szczególny dźwięk. Kącik ust drgnął mu niekontrolowanie, gdy stanął w drzwiach sypialni. Dwójka mężczyzn spała w najlepsze, owijając ramiona wokół poduszek. Syriusz Black nawet przez sen pociągał sobie z butelki. Smoczek co kilka chwil drgał, gdy nieświadomy mężczyzna pił niemowlęcą herbatkę z rumiankiem. Remus Lupin oprócz poduszki przytulał do siebie wielkiego pluszowego psa.

Jednak głównym powodem przybycia Severusa do tej właśnie komnaty nie była ta dwójka.

Ten powód w najlepsze rozsypywał puder z pudełka na aksamitnie czarną pościel z cichym śmiechem udanej zabawy. Każde podrzucenie pojemnika wzburzało mgiełkę, osiadającą na pobliskich osobach i meblach. Dziecko nagle spostrzegło nowoprzybyłego. Zaśmiało się jeszcze głośniej i zaczęło raczkować w jego stronę, coraz bardziej zbliżając się do krawędzi łoża.

Severus zapobiegł wypadkowi, podchodząc i blokując przestrzeń swoim ciałem. Ciemnowłosy chłopczyk zatrzymał się tuż przy brzegu, marszcząc nosek, gdy zobaczył przed sobą czarną przeszkodę w postaci nóg odzianych w spodnie. Usiadł na pupie i podniósł głowę do góry. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, a rączki prawie automatycznie uniosły się ku górze.

— Opa! — zażądał.

— Nie tak szybko, Potter. Najpierw pozbędziemy się tego białego świństwa. — Uprzątnął z dziecka bałagan, pozostawiając resztę na śpiących. — I zaufaj tu im. — Posadził sobie dziecko na ręce, tak by opierało mu się o bark. — Mieli cię usypać, a nie sami zasnąć.

— Wujo śpi, cii. — Chłopczyk zasłonił mu rączką usta.

Snape wyszedł z komnaty i zszedł ze swoim wiercącym się bagażem z powrotem do kuchni. Przywołał do siebie krzesełko dziecięce i posadził w nim chłopca.

— Ciacho! Ciacho! — Ten zaczął natychmiast podskakiwać, machając w kierunku słoika z wypiekami.

— Nie — rzucił krótko mężczyzna, zabierając się za rozpakowywanie zakupów.

Mars na czole malca zapowiadał rychły wybuch. Severus obserwował zmiany na jego twarzy. Gdy ten zaczął nabierać już powietrza do krzyku lub płaczu, uniósł tylko w górę palec.

Mały zamknął usta. Zrobił dzióbek i wyciągnął rączkę przed siebie. Mężczyzna obrócił się i wyjął z garnka na piecyku dwie ugotowane marchewki. Pokroił je na małe kawałki ułożył w wesołą buźkę na talerzyku w smoki, tak by warzywa zasłoniły obrazek na dnie. Następnie położył go przed dzieckiem. W niewielkim oddaleniu postawił drugi talerzyk z jednym, okrągłym ciastkiem. Malec obserwował Severusa, co i rusz przenosząc spojrzenie na ciastka i talerzyk, leżący przed nim. Powoli znikające cząstki marchewki odkrywały obrazek, który bardzo zainteresował jedzącego.

— Ćmoki! Ćmoki! — zaszczebiotało dziecko, zajadając ostatni kawałek.

— Tak, tam są smoki — zgodził się z nim Severus, odsyłając w niebyt to, co nie trafiło do ust i zabierając talerz.

Dłoń dziecka znów wyciągnęła się w jego stronę. Tym razem doczekał się. Ciastko zostało przed nim położone.

— Kuje.

— Proszę bardzo i smacznego, Harry.

W tej samej chwili donośny huk wstrząsnął domem.

— Chyba wstali — mruknął do siebie Severus, zalewając wrzątkiem dzbanek z herbatą i stawiając go na stole wraz z trzema filiżankami i cukierniczką.

— Wujo! Wujo! Wujo! — skandował dzieciak, słysząc tupot na schodach.

Severus przestawił krzesełko z dzieckiem jak najdalej od wejścia do kuchni, a sam stanął na przeciw drzwi. Dwa krótkie zaklęcia związujące rzuciły wpadających do pomieszczenia mężczyzn na kolana.

— Co to ma znaczyć!? Możecie mi powiedzieć?! Wychodzę na kilka godzin, pewien że odpowiednio zajmiecie się dzieckiem, a wy co?!

Dziecko z zaokrąglonymi oczkami przyglądało się scenie, pogryzając smakołyk. Głos złorzeczącego mężczyzny nie robił na nim najmniejszego wrażenia.

— Zostawiliście go bez opieki, bo zachciało się wam spać! A gdyby spadł z łóżka? Gorzej... a gdyby spadł ze schodów?! Wiecie, jaki jest ruchliwy. Dotrze do tych waszych zapchlonych łbów, że on ma prawie dwa lata i potrafi chodzić?! Bez problemu mógłby zejść z łóżka i wyjść na korytarz. Czy tak trudno jest położyć dziecko do kojca i rzucić zaklęcie alarmujące, skoro zachciało się wam spać?

— Severusie… — Lupin próbował coś powiedzieć, ale Snape tylko go zgromił.

— Nie ma żadnego usprawiedliwiania. Obaj macie przez miesiąc rundę prania. — Widząc początki sprzeciwów, uniósł palec i obaj zamknęli usta. — Nie, nie dam się namówić na skrzata! Będziemy się zachowywać jak na zwykłych mugoli przystało. Obiecaliście coś Potterom, a ja Lily. — To ostatnie chyba przełamało upór dwójki. — Po podwieczorku możecie zabrać małego na podwórze. Muszę zająć się esejami na jutro.

Zbesztani mężczyźni zasiedli do stołu, po drodze głaszcząc wcinającego z zapamiętaniem ciastko malca. Gdy wszyscy usiedli, krzesełko zostało przysunięte bliżej.

— Nieźle nabałaganiłeś, łobuzie — zaśmiał się do niego Syriusz. — Kto to teraz posprząta?

Malec na to uniósł swój mały pulchny paluszek, marszcząc groźnie brwi.

— Wujo! I wujo! Za karę — zagrzmiał niczym burza. — Ćlaban!

Lupin opluł się herbatą, a Syriusz zamrugał.

Severus nie zareagował. Tylko drobne drgnięcie kącika ust dało znak, że zachowanie dziecka go rozbawiło.

 

 

Cz. 2

 

Dla Fantasmagorii

 

Severus usiadł w fotelu za dużym dębowym biurkiem. Przez okno widział, jak dwóch mężczyzn wychodzi z dzieckiem do ogródka na tyłach domu. Cała przestrzeń była dostosowana do zabawy: piaskownica z daszkiem, huśtawka z szelkami, nawet mała trampolina z siatką ochronną. Nic magicznego, jedynie mugolskie sprzęty.

Mężczyzna odwrócił się od okna i sięgnął po małą fotografię, przedstawiającą młodą kobietę z niemowlęciem na rękach. Uśmiechała się wesoło i co jakiś czas wysyłała buziaka do osoby robiącej zdjęcie.

— Mam nadzieję Lily, że to co robimy, wystarczy — szepnął i ciężko westchnął, zanurzając się we wspomnienia.

Trzydziesty pierwszy października był dla niego jednocześnie najgorszym i najszczęśliwszym dniem pod słońcem. To wtedy wyrzekł się tego potwora, Czarnego Pana. Niestety to także dzień śmierci Potterów i aktywowania się Przysięgi Wieczystej, obejmującej ich troje. Chyba nigdy dotąd żadne dziecko nie miało trzech ojców chrzestnych. Normalnie byłby nim tylko Black, ale w wyniku pewnego zdarzenia było ich teraz aż tylu. Każdy pełnił swoją rolę, w którą został wplątany przez bardzo cwaną dziewczynę. Severus uśmiechnął się do siebie, przypominając sobie, co ta kobieta z nimi robiła. Czasy szkole były okropne, to dla Severusa bezsprzeczny fakt. Potem nagle podczas jednego spotkania wszystko się diametralnie zmieniło.

Snape obserwował Potterów na polecenie Lorda Nie-Mów-Jego-Imienia-Bo-Kopniesz-W-Kalendarz i już wtedy nie wykonywał w pełni jego zadań.

Miał pewne zasady, których nigdy w życiu by nie złamał. Jedną z nich była wierność przyjaciołom. To było coś tak ważnego, że nic nie mogło skłonić go do tak haniebnego czynu, za jaki uważał zdradę. Tak więc informował Potterów o swych zamiarach i w te dni, w które „wykonywał” zadanie lordziny, wszystko było odpowiednio spreparowane, by ten niczego nie podejrzewał. Imprezy mocno zaprawiane, oczywiście chrzczonym, alkoholem miały rozwiązywać języki, a fałszywe wychwalanie Czarnego Pana wprawiało w stan uniesienia lorda, gdy odczytywał je z umysłu swego sługi.

Niestety to działało tylko do pewnego momentu. W międzyczasie pomiędzy Huncwotami a Severusem wrogość zaczęła przeradzać się w przyjaźń. Choć początkowo przyjaźnią objęta była jedynie Lily, z czasem więź rozciągnęła się też na resztę. Stare zwady zostały wybaczone lub poproszone o wybaczenie w zależności od strony.

 

Płacz dziecka wyrwał Severusa ze wspomnień. Zbiegł na parter i wypadł przez tylne drzwi do ogrodu. Sapnął wściekle, widząc małą katastrofę.

Harry siedział w piaskownicy, trzymając się za rączkę, a spomiędzy jego paluszków płynęła wąziutka stróżka krwi. Mężczyźni zniknęli.

— Tchórze.

Severus podszedł do dziecka, które wyciągnęło w jego stronę skaleczoną rękę. Ranka była niewielka i Snape od razu wykrył sprawcę. Deska piaskownicy obluzowała się, ukazując gwóźdź. To na nim chłopczyk musiał się skaleczyć.

— Black, Lupin! Wyłazić! Doprowadzicie mnie dziś do pasji! — Wziął już tylko chlipiące dziecko na ręce, delikatnie kołysząc.

Brak reakcji. Severus uśmiechnął się złośliwie. Mieszkali w pewnym oddaleniu od innych domów, a wysoki żywopłot zasłaniał widok. Wyciągnął różdżkę i wyczarował długi kij. Ten natychmiast ruszył w stronę krzaków. Dwa skowyty poinformowały, że zguby się znalazły. Dwa psy - jeden cały czarny, drugi przypominający wilka - uciekały przez ogród, a kij mknął za nimi.

— Dorośli faceci, a tacy niepoważni. Za grosz odpowiedzialności — mruknął i zerknął na chłopca, którego oczy świeciły radością, gdy oglądał widowisko z udziałem zwierząt. — Idziemy się wykąpać. Pachniesz jak te kundle.

— Nie, nie. Niee! — Chłopczyk zaczął się wyrywać.

— Żadne „nie”. Idziemy i tyle.

Malec złapał się jego ubrania z naburmuszoną miną. Po drodze do łazienki Snape zabrał maść na rany, by po oczyszczeniu opatrzyć skaleczenie.

Chłopiec nie sprzeciwiał się już, jakby wiedział, że nie ma szans ze swoim mrocznym opiekunem. Został położony na leżance i zabezpieczony przed ewentualnym upadkiem. Mężczyzna przygotował kąpiel i wrócił do malucha. Zaczął go rozbierać. Wrzucił rzeczy do pojemnika na pranie i odwrócił się z powrotem.

Ciepły płyn wylądował na jego ubraniu, zaczynając od koszuli, a kończąc na spodniach.

Klaszcząc, chłopiec dopingował sam siebie. Zapach moczu rozszedł się po pomieszczeniu.

— Ty mały...! — wrzasnął, ale natychmiast się powstrzymał, widząc przerażenie w tych maleńkich, zielonych oczkach. — Teraz musimy się razem wykąpać. — Śmiech łobuziaka powiadomił go o zgodzie. — Lepiej się przyznaj, że planowałeś to od samego początku.

Białe ząbki ukazały się w pełnej krasie. Mężczyzna zrzucił odzież i wziął dziecko na ręce. Malec wtulił się w ciepło ciało, cicho mrucząc jakąś swoją melodię. Chwilę zaczekali aż woda pod prysznicem nabierze odpowiedniej, nie za gorącej temperatury, i weszli do kabiny. Szczebiot wzrósł o oktawę lub dwie, gdy krople wody łaskotały ciało. Chłopiec po otrzymaniu mydła rozsmarowywał je na klatce opiekuna w zawiłe wzory, w czasie gdy mężczyzna go mył.

— Jesteś nieznośnym bachorem, Potter. Chcesz, żeby wszyscy koło ciebie skakali. Nie jesteś jakimś księciem.

— Jezdem, jezdem. Hally Pottel. Ksiązie. — Chlapał na wszystkie strony, klepiąc mężczyznę po piersi. — Hally będzie duzi i sławny. I ulatuje księźnićki.

— Księżniczki? Jakie znowu księżniczki? Co te debile ci czytają na dobranoc?

— Kopciuszka. I Cialineczkę.

— Że co?

— Pocitaś mi? — Pytanie zdziwiło profesora.

To było zadanie tej skundlonej dwójki. Nigdy nie czytał dziecku bajek na dobranoc.

— Pocitaś mi? — Usłyszał ponownie.

— Zobaczymy, Potter. Koniec kąpieli.

Dobitny sprzeciw odbił się od ścian łazienki, raniąc uszy w zbyt małej przestrzeni. Puchowy ręcznik uciszył minimalnie małego. Podczas ubierania ranka została opatrzona do końca. Snape owinął się w szlafrok i wyszli z łazienki.

Na korytarzu już czekało dwóch ubłoconych delikwentów.

— Mieliście naprawić piaskownicę w zeszłym tygodniu. Dlaczego tego nie zrobiliście? Dopóki nie będzie naprawiona, macie zakaz wstępu do kuchni. Położę dziś Harry’ego, a wy zajmijcie się waszymi obowiązkami.

Po rzuceniu polecenia ruszył do kuchni, żeby dać dziecku kolację i potem je położyć. Eseje będą musiały dziś poczekać.

 

**

 

— Dlaczego ja się dałem wkręcić w to Lily? — zapytał cicho Syriusz, kierując się z powrotem ku wyjściu do ogrodu.

— Bo ją kochałeś, tak jak my wszyscy — rzucił Lupin, depcząc mu po piętach. — Poza tym Severus ma rację. Jesteśmy zbyt roztrzepani, żeby samodzielnie wychować Harry’ego. On jest naszą nadzieją, pamiętasz? Nie może być słaby, a Severus zapewni mu siłę. Nauczy go wszystkiego, co powinien umieć. My zapewniamy mu miłość. On pewnego dnia wróci. Lily wiedziała o tym i przekazała nam tę przepowiednię tylko dlatego, że bała się o Harry’ego.

Wyszli w ciszy.

 

 

 

 

Dla sandwich.

 

Cz.3

 

— Severusie Snape! Wyjdź ze swojej nory! Natychmiast! — Krzyk Syriusza rozniósł się po wąskim korytarzu, gdy mężczyzna dobijał się do laboratorium trzeciego opiekuna.

Drzwi otworzyły się mocnym szarpnięciem i wściekły wywołany stanął w progu.

— Czego, Black?! Mówiłem, że będę dziś zajęty! — warknął na niego, wycierając dłonie w mocno poplamioną ścierkę.

— Tyle razy mówiłem ci, żebyś nie zabierał Harry’ego do swojego laboratorium. Te twoje trucizny kiedyś komuś zrobią krzywdę. Przynieś go tutaj natych...

— Cisza! — przerwał mu Snape, wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi. — Chcesz powiedzieć, że nie wiesz, gdzie jest Harry? Jeszcze dwadzieścia minut temu spał w swoim pokoju, zabezpieczony trzema zaklęcia alarmującymi.

Syriusz zbladł.

— Nie ma go z tobą? — zapytał z trwogą.

— Nie. Nie zabieram małego do laboratorium, gdy warzę niebezpieczne mikstury, najwyżej do tych błahych. Ustaliliśmy to już kiedyś. Gdzie jest Lupin?

— Odsypia pełnię. Jest zbyt słaby, by zająć się chłopcem — rzucił szybko przez ramię i zaczął przeszukiwać pokoje na tym piętrze.

— Spróbuj zaklęcia naprowadzającego! — warknął na niego Snape, sam wyciągając różdżkę.

— Już próbowałem. Kręci się w kółko.

Severus także spróbował, ale i u niego czar kręcił się w koło, nie zatrzymując się na dłużej, by wskazać jakikolwiek kierunek.

Pobiegł do pokoju dziecka sprawdzić, czy ktoś obcy nie ingerował w zaklęcia. Sapnął wściekle, gdy zauważył na ciągle aktywnych czarach kolejny. Kokon osłaniający na nich był mu jakoś znajomy, ale nie wiedział skąd. Zaczął szukać innych śladów. Nic, najmniejszego znaku, aby ktoś poza nimi był wcześniej w pokoju.

Zszedł na parter, zostawiając przeszukiwanie pokoi Blackowi. W kuchni nie znalazł nic, drzwi wejściowe nadal były zablokowane i nikt przez nie nie wychodził ani nie wchodził.

Skierował swoje kroki do salonu. I tu ani śladu dziecka. Oparł się o brzeg sofy, zastanawiając się, gdzie mógł zawędrować prawie dwuletni maluch. Ruch przy oknie natychmiast zwrócił jego uwagę. Zasłona drgała co kilkanaście sekund, ale nie było widać sprawcy. Wtedy usłyszał miauknięcie.

Zmarszczył brwi. W domu przecież nie było żadnego zwierzęcia. No, może poza dwoma kundlowatymi. Podszedł do okna i uniósł lekko spływającą do samej podłogi kotarę. Wraz z nią uniósł też wczepionego w nią czarnego, kudłatego kociaka, góra trzy-czteromiesięcznego.

Kot puścił się i miauknął zawodząco, gdy uderzył o podłogę. Severus wziął go za kark i przysunął bliżej twarzy.

— A ty skąd się tu wziąłeś?

Kot znów zamiauczał i zaczął się szarpać, próbując uwolnić.

Mężczyzna przyjrzał się dokładniej znalezisku. Biała smuga pomiędzy uszami coś, a dokładniej kogoś, mu przypominała.

— Syriusz! Chodź tutaj! Chyba go znalazłem!

Tupot po schodach był więcej niż donośny.

— Co oznacza u ciebie „chyba”? O kurcze! — Na widok kociaka w dłoni profesora zatrzymał się w miejscu. Sam będąc animagiem, rozpoznawał dosyć szybko innego. — Mógłbyś go tak nie trzymać? — Wyciągnął do niego ręce i odebrał nadal szarpiącego się zwierzaka.

— Zajmij się nim. Pewnie wkrótce się odmieni. Gdy to zrobi, wykąp go. Nie wiadomo, gdzie zdążył wejść w tej postaci. Potem zlikwiduj wszystkie pułapki na szczury i myszy. Zabezpiecz wszystkie małe wyjścia siatkami, bo zaklęcia potrafi w jakiś sposób ominąć. Przydałoby się też zabezpieczyć w końcu schody. Jako kotu nic mu się nie stanie, gdy się sturla z kilku, ale jako dziecko już może sobie zrobić krzywdę. Nałóż na niego zaklęcie tropiące, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak udało mu się wyjść na zewnątrz.

Po wyznaczeniu zadań wrócił do laboratorium i przerwanej pracy. Jednocześnie zastanawiał się, czym chłopiec ich jeszcze zaskoczy. Jego magia jakby żyła własnym życiem i dostosowywała się do zachcianek chłopca.

Tym razem skończyło się bez ran czy okaleczeń, ale następnym razem może nie być już tak wesoło. Animagia nie była niczym niespodziewanym. W końcu jego ojciec był animagiem, a pewne umiejętności rozwijają się szybciej u dzieci, jeżeli rodzic był w nich zaznajomiony. Zobaczymy, co z Lily obudzi się w dziecku . Osobiście nie pogniewa się za coś normalnego, na przykład ochotę do nauki, czy nawet eliksirów.

 

**

 

Syriusz zabrał kociaka najpierw do kuchni, stawiając przed nim miskę z odrobiną ciepłego gulaszu. Jakoś nie potrafił podać chrześniakowi czegokolwiek kociego. Poza tym i tak nic takiego nie miał. Po zjedzeniu maluch zaczął się nieporadnie myć, rozbawiając tym Blacka. Kot siedział na środku stołu, a Syriusz podpierał głowę na jednej ręce. Drugą bawił się z chrześniakiem, drapiąc go po białym brzuszku, gdy ten starał się go złapać.

— Skąd wytrzasnąłeś kota, Syriuszu? — zapytał Remus, wchodząc ospale do kuchni.

Był bardzo blady i każdy ruch musiał mu sprawiać ból, bo ograniczał je do minimum.

— To Harry.

— Nazwałeś kota imieniem chrześniaka? — zdziwił się.

Kociak zauważył nową postać i zaczął się na nią jeżyć.

— Nie, Remusie. Źle zrozumiałeś. To jest Harry. Zmienił się. Czekam teraz aż wróci do swojej naturalnej postaci.

Lupin podszedł powoli do stołu i zajął wolne miejsce. Harry w ciele kota zaczął się od niego odsuwać, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi stołu. Syriusz  podniósł go i przytulił do siebie, głaszcząc uspokajająco.

— Chyba w tej postaci nie bardzo mnie lubi.

— Dziwisz się? Jest kotem, a ty wilkiem. Odwieczne prawo natury.

W tej samej chwili kociak zmienił się nagle w małe dziecko. Wtulił się w dorosłego, cicho chichocząc.

— Wujo! Wujo! — mówił, jednocześnie klepiąc go po piersi. — Kanapki! Kanapki!

— Co powiesz najpierw na kąpiel, mały? Wyglądasz, jakbyś wylazł z kominka.

Maluch, faktycznie, czystością nie grzeszył.

— Zabawa! Woda! Kanapki!

 

 

Cz.4

 

Od kilku dni Severus był mocno zaniepokojony.

Zresztą nie tylko on, Syriusz i Remus z takim samym lękiem obserwowali malca. Cały ich niepokój był związany właśnie z chłopcem. Zaczęło się tydzień wcześniej.

Harry, z płaczem wręcz na granicy histerii, obudził ich w środku nocy. Wyrwał ich ze snu nie tylko krzykiem, ale także falą dzikiej magii, która przetoczyła się przez dom.

Gdy wpadli do pokoju dziecięcego, Harry, zasmarkany i zapłakany, wyciągał do nich rączki. Najdziwniejsze było to, że chciał objąć ich wszystkich na raz. Nie wystarczyło mu, że Lupin tulił go w ramionach, chciał pozostałą dwójkę trzymać za ręce, jakby w każdej chwili mogli zniknąć mu z oczu.

— Już dobrze, mały. To tylko zły sen — pocieszał go Syriusz, głaszcząc po głowie.

Chłopiec dosyć długo nie dawał się uspokoić, jednak zmęczenie i późna pora zrobiły swoje i w końcu znów zasnął.

— Severusie, myślisz, że on coś pamięta z tamtej nocy? — zapytał cicho Remus, zamykając drzwi za sobą.

Mistrz Eliksirów stał oparty o przeciwległą ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami. Czekał tam aż mężczyzna uśpi do końca dziecko. Nie chciał rozpraszać małego swoją osobą.

— Wszystko możliwe. Może to strach przed utratą kolejnych dorosłych, do których się przywiązał. Chodźmy już spać. Rano powinien zapomnieć.

Harry jednak nie zapomniał. Na dodatek zaczął się dziwnie zachowywać. Kiedy tylko słyszał, że pojawia się Severus, wracający ze szkoły, robił wszystko, by być blisko niego.

Cała trójka podejrzewała, że nadal pamięta przynajmniej część tego, co wydarzyło się w dniu śmierci jego rodziców. Potem Snape zaczął mieć i inne podejrzenie, jednak bardzo – ale to bardzo – chciał, aby się nie sprawdziło. Niestety, z każdym gestem Harry’ego miał coraz większą pewność. Najwyraźniej mały Potter odziedziczył po Lily nie tylko zielone oczy. Jego magiczny spadek objął dar Evansówny. Dar do jasnowidzenia.

Gdy chłopiec po raz kolejny zatrzymał się w pół gestu i patrzył zamglonym wzrokiem w dal, mężczyzna był już stuprocentowo pewien. Harry coś widział i to było związane z nimi. Lily też potrafiła dostrzec tylko to, co było powiązane z bezpieczeństwem rodziny. Czyżby dlatego związała ich tym zaklęciem? Bo wiedziała, że dar będzie i w dziecku? Stworzyła rodzinną więź pomiędzy trzema ojcami chrzestnymi a chrześniakiem.

Severus obserwował chłopca, bawiącego się na dywanie w salonie obok pozostałej dwójki opiekunów. Budowali wieżę z klocków, a Harry namiętnie ją psuł. Po kilkunastu minutach zabawa znudziła mu się i się sięgnął po samochodziki.

— Skoro Harry jest zajęty, to pójdziemy z Remusem przygotować obiad — poinformował go Black, wychodząc.

Snape kiwnął w odpowiedzi głową. Nadal patrzył na Harry’ego ponad testami, które sprawdzał. Zmrużył oczy, gdy ten zatrzymał dłoń z samochodem i zapatrzył się w dywan. Zauważył, jak zaczął drżeć, prawie niezauważalnie ściskając zabawkę.

Odłożył pióro i wstał, cicho zbliżając się do pogrążonego w wizji dziecka. Ciężkie westchnięcie i ruch oznaczał, że malec wrócił do siebie. Uniósł  głowę, patrząc przerażony na Severusa.

— Źli panowie tu idą. — Wyciągnął w jego stronę ręce, wręcz błagalnie.

Snape podniósł go, usadawiając na jednej ręce, a drugą wyciągnął różdżkę.

Huk od strony drzwi na pewno nie był pukaniem, chyba że przy użyciu tarana. Gorący podmuch od strony korytarza mógł oznaczać tylko jedno. Przełamano bariery ochronne domu.

— Trzymaj się mocno, Harry — szepnął do dziecka.

Harry wtulił się w jego koszulę z panicznym strachem. Kilka zaklęć uderzyło w ścianę na korytarzu. Bardzo zielonych zaklęć.

Hol został zablokowany. Jedynym wyjściem było tajne przejście do piwnicy za jedną z szaf i, w ostateczności, okna. Severus nie wiedział jednak, czy ogród i okolica nie są obstawione. Ruszył szybko w stronę szafy. Uruchomił mechanizm otwierający dzięki ukrytej zapadce w dekoracyjnej ramie najbliższego obrazu.

— A wujcie? — zapytał cicho chłopiec.

— Poradzą sobie. Ty jesteś teraz najważniejszy.

Zamknął drzwi i zaczął szybko schodzić na dół. Teraz wszystko zależało od ilości atakujących. Jeśli nie było ich dużo, Huncwoci mają szansę przeżyć. Gorzej, jeżeli tamci mieli przewagę. Dużą przewagę.

Z piwnicy było jeszcze jedno wyjście, wprost na ogród. Jeśli Syriusz i Remus zastosują się do planu awaryjnego, to powinni się tam za chwilę spotkać. Pole deportacyjne znajdowało się zaraz za płotem.

Ostrożnie wychylił się zza małych drzwiczek, bardziej przypominających właz na węgiel. Ogród wydawał się być pusty.

Severus zdecydował się zaryzykować. Chłopiec był najważniejszy. Przepowiednie Lily i Trelawney nakładały się zbyt wyraźnie na siebie, by można było którąś zignorować. A malec był teraz głównym celem śmierciożerców. Dwa ważne powody pchały ich do działania: zemsta i odrodzenia Lorda, nie ważne w jakiej kolejności.

Czwórkę atakujących zauważył dosłownie w ostatniej chwili. Uniósł tarczę, osłaniając siebie i dziecko przed czerwonymi smugami zaklęć oszałamiających.

Trzask rozbijanego psim ciałem okna i krzyk bólu, gdy czarny ponurak wgryzł się w gardło jednego z atakujących, towarzyszył hukowi wyważanych drzwi ciałem innego. Dla nich widok tego konkretnego psa był pechowy.

Zaraz potem w dziurze po wyjściu do ogrodu pojawił się także Remus. Doskoczyli do Severusa przez utworzoną w ten sposób wyrwę, osłaniając go z dwóch stron.

— Nic wam nie jest? — spytał Syriusz, wracając do ludzkiej postaci.

— Wszystko w porządku — rzucił chłodno Severus, obserwując podchodzących coraz bliżej śmierciożerców.

Kolejni dołączali do towarzyszy, opuszczając dom.

Harry zaczął cicho szlochać, mocząc ubranie Severusa. Ten nie mógł teraz nic zrobić, przytulił tylko mocniej drżące ciałko do piersi.

Sytuacja wydawała się naprawdę beznadziejna.

Dwunastu napastników otaczało ich z trzech stron, z czwartej chroniła ich ściana budynku. Severus nie opuszczał nawet na moment swojej tarczy, choć jednocześnie nie mógł robić nic innego. Ochrona dziecka była jego priorytetem.

— Zrobimy dla ciebie wyłom, a ty z Harrym uciekaj w bezpieczne miejsce. Spotkamy się w drugiej kryjówce — zdecydował szybko Syriusz, przygotowując się do ataku.

Snape spojrzał na niego. Gryfonizm był wrodzoną wadą u tej dwójki, ale sam nie widział teraz innego wyjścia.

— Nie, nie — szeptał malec. — Chodźmy stąd laziem.

— Cii, mały — uśmiechnął się do niego Black. — Nic nam nie będzie. Na trzy, Severusie.

Kiwnął głową i przygotował się.

— Uwaziaj na Remiego — szepnął Harry, podnosząc głowę.

Łzy spływały mu po twarzy, ale same oczy błyszczały intensywnie i zdecydowanie zbyt inteligentnie jak na dwulatka.

Napastnicy zdecydowali się w końcu na atak. Czary odbijały się od trzech tarcz. Przeciwnicy na razie powstrzymywali się przed użyciem Avady. Trójka domyśliła się, że chcą schwytać dziecko żywe. Nie wróżyło to nic dobrego.

— Teraz, Severusie! — krzyknął cicho Remus, występując do przodu, a zaraz za nim Syriusz.

Mężczyzna chwycił najbliższego śmierciożercę za szatę i rzucił w następnego.

— Raz.

Wyrwa była tylko chwilowa, ale Remus już złapał kolejnego. Siła wilkołaka była w tym wypadku bardzo przydatna.

— Dwa.

Zaklęcia odbijał teraz Syriusz, idąc krok za Lupinem.

— Trzy.

Severus pobiegł na dany znak w utworzoną wolną przestrzeń. Usłyszał jeszcze krzyk Syriusza, gdy przeskakiwał płot i tak samo niespodziewanie poczuł ból w plecach, rozchodzący się po ciele powolną falą. Starał się nie zwracać na ten fakt uwagi. Pobiegł w stronę pola deportacyjnego. Aportował się ostatkiem sił. Gdy znalazł się w drugiej kryjówce, nogi ugięły się pod nim. Ostatnie co usłyszał, to krzyk chłopca.

— Sevi!

 

 

 

Dla Akame

 

Cz. 5

 

— Przytrzymaj go mocniej, Remus. Nie może się poruszyć.

— Staram się, ale chyba będziesz musiał go przywiązać, ja...

— Remuś!

Podwójny krzyk – dziecka i dorosłego – ocucił czarnowłosego mężczyznę, leżącego na podłodze. Głuchy stukot z prawej strony ledwo został przez niego zauważony. Gdy spróbował się podnieść, ból na plecach sparaliżował go natychmiast.

— Leż, Severusie. Jesteś poważnie ranny. Staram się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin