Moje Nowe Życie.doc

(182 KB) Pobierz

MOJE NOWE ŻYCIE
Ken_gay  




  Wysiadłem z zatłoczonego pociągu i od razu zacząłem kręcić się w środku wiru wielkiego miasta. Postanowiłem żyć od nowa. Przeszłość nie pozwalała mi pozostać tam, gdzie byłem dotychczas. Teraz setki ludzi potrącało mnie swoimi ramionami, zupełnie tak, jak gdybym był tutaj zupełnie zbędny. W tym sęk! Czułem się... Tutaj i wszędzie indziej. Ale cóż, trzeba żyć dalej.
  Złapałem za torbę, zarzuciłem ją na plecy i ruszyłem przed siebie. Padał deszcz. Szedłem ulicą, mijając dziesiątki ludzi. Każdy gdzieś pędził w swoją stronę. Każdy biegł do swoich spraw. Wszyscy martwią się tylko o siebie, mając wszystko inne i wszystkich innych głęboko w d... Tak! Inny – taki się czułem. Zawsze się wyróżniałem. Gdy byłem dzieciakiem, nie lubili mnie dlatego, że byłem synem bogacza. W szkole nie lubili mnie dlatego, że uczyłem się dobrze, chyba zbyt dobrze. W siłowni też mnie nie lubili, chyba zazdrościli mi mojej sylwetki, którą jeszcze tu poprawiałem. W końcu znienawidzili mnie przez moją inność. Gryzłem się tym chyba od początku gimnazjum, ale wiedziałem to, że... bardziej lubię chłopaków i nic, a tym bardziej nikt tego nie zmieni. Miałem nadzieję, że Łukasz, mój najlepszy przyjaciel, to zrozumie. Nie zrozumiał. W zamian za to moim kosztem urządził sobie niezłą zabawę. Postarał się o to, żeby już następnego dnia we wszystkich szkolnych ubikacjach pojawił się napis: „Daniel – klozetowy pedał”. I tak już zostało. Myślałem, że nie wytrzymam, ale to było miesiąc przed maturą. Musiałem. A ciężko jest być klozetowym pedałem... naprawdę. Teraz już z dala od nich, zaczynam nowe życie. Chciałem zacząć studia, lecz gdy ojciec pewnego dnia otrzymał anonimowy list opisujący moje gejowskie podboje, wpadł w szał i wysłał mnie, jak to określił na „nauczenie się życia i pokory”. Byłem bezradny i tym bardziej wściekły. Wtedy jeszcze nie miałem na swoim życiowym koncie żadnej chwili spędzonej z chłopakiem! Ojciec dał mi wówczas (pewnie to nie mało) pięć tysięcy. Miałem w zamian za to zapomnieć o nim i więcej nie denerwować matki. Kazali mi wyjechać, daleko, jak najdalej stąd, gdzie nie będę już mógł bardziej nadszarpnąć ich reputacji.
  Znienawidziłem własnych rodziców! Grzecznie przyjąłem wyznaczoną mi kasę i bez pożegnania opuściłem dom... Racja! Pożegnałem się. Na małej kartce, zostawionej na kuchennym stole, napisałem: „Pa, Mamusiu i dzięki za kasę, frajerze”. Już po wyjściu z domu żałowałem tych słów, ale nie mogłem pojąć, żeby własny ojciec tak mógł potraktować swojego jedynego syna.
  To tutaj; ten adres. Miałem się tu zatrzymać na parę dni, zanim nie znajdę mieszkania. Wszedłem do hotelu, okazałem dowód, zapłaciłem z góry za trzy doby. Miałem już na oku pracę znalezioną w necie. Nic specjalnego. Bo jak można nazwać pracę w dechach, wiórach i pyle – w zakładzie meblowym. Przekręciłem zamek. Drzwi przeraźliwie zaskrzypiały. Nie mogłem narzekać. Łóżko, stolik, telewizor, łazienka. Po chwili skorzystałem z tej ostatniej. Prysznic dobrze mi zrobił. Poszedłem spać.
  Wstałem wcześnie rano. Miałem stawić się w biurze, potwierdzić moją chęć pracy. Poszedłem. Potwierdziłem. Stara, gruba baba wypytała dosłownie o wszystko i wpisywała moje dane w rubryki na jakimś zżółkłym starym formularzu. Podpisałem. Koniec.
  – Proszę, tamte drzwi. Potem prosto, potem w lewo, potem znajdziesz pan takiego Marcina. Potem on pokaże, co i jak – powiedziała tubalnym głosem, jak chłop.
  – Nie rozumiem...
  – No jesteś pan zatrudniony, no to słuchaj pan, co do ciebie mówię.
  – To znaczy, że zaczynam od dziś?
  – Słuchaj pan, czy ja nie po polsku mówię? A co pan żeś myślał? Jak pan nie chcesz, to zaraz piszemy wypowiedzenie.
  – Chcę!
  Nie miałem zamiaru kłócić się z babą, bo gdzie ja teraz w mieście, które znam tylko z mapy, znajdę sobie inną pracę. Bez zawodu, tylko matura. Poszedłem więc do drzwi, nacisnąłem klamkę i od razu uderzyła we mnie gorączka pracującej na pełnych obrotach fabryki. Usłyszałem jeszcze tylko: – Zamykaj pan te drzwi, do cholery! – i  wszedłem w obskurny korytarz. Mijając szereg innych drzwi myślałem, dlaczego taką niecywilizowaną babę zatrudnili do biura.
  – Nowy, do pracy? – usłyszałem pytanie zza pleców. Odwróciłem się.
  – Tak, choć nie bardzo wiedziałem, że zaczynam już dziś – odpowiedziałem.
  – Tak, wiem. Pewnie Hogata zdążyła przyjąć cię niezwykle ciepło. Jestem Marcin – powiedział wysoki, barczysty chłopak, uśmiechając się serdecznie i wyciągając rękę w moim kierunku.
  – Daniel. Miło mi. Chyba już wiem, dlaczego Hogata.
  – Ciszej. Nienawidzi wszystkich, którzy tak na nią mówią – spojrzał za siebie.
  – Ok. Zapamiętam. Będę się do niej zwracał: „Droga pani Hogato”.
  Roześmialiśmy się.
  – Nie radzę. Mów do niej „Pani Jadwigo”, tak ma na imię.
  – Ok. Postaram się zapamiętać.
  – Ale nie będziemy tu stali i gadali o starych babach. Chodź, pokażę ci szatnię, łazienki, dam ci robocze ciuchy...
  Pomieszczenie, które miało być szatnią, ani trochę jej nie przypominało. Gdyby nie gwoździe w desce przybitej do ściany, na której wisiało kilkanaście par ubrań, i zwykłe ławeczki przy ścianie, nie domyśliłbym się, do czego to pomieszczenie mogłoby służyć.
  – Wiem, wiem. Nie spodziewałeś się takich warunków, co? Słyszałeś pewnie o nas wiele dobrych rzeczy – kontynuował Marcin.
  – Owszem. Czytałem w necie. I te nagrody za „Troskę i dbanie o prawa pracowników” – odpowiedziałem ironicznie.
  – Tak. To oficjalna wersja i tę stronę naszej firmy będę miał okazję ci jeszcze dziś pokazać. To, gdzie teraz jesteś, to realia. Łazienka jest tam... – rzekł mój przełożony, wskazując ręką wejście, w którym przewieszona była jakaś stara szmata. – Drzwi nie ma, ale kiedyś były, możesz mi wierzyć.
  – Wierzę. Przyznam szczerze, że jestem trochę zaskoczony, że w firmie, gdzie robi się pełno drzwi i mebli, nie ma jakichś dwóch desek, z których można by zbić jakąś prowizorkę.
  – Dobry pomysł! To będzie twoje pierwsze zadanie, bo nie liczyłeś chyba na jakąś firmową robotę co? Szczerze mówiąc, to będziesz chłopcem na posyłki. Jeśli zadania typu „wynieś – przynieś – pozamiataj” nie odpowiadają ci, to wiesz, którędy do wyjścia.
  – Spoko! Teraz muszę brać się każdej roboty. To i tak cud, że tak od razu, ledwie przyjechałem, znalazłem pracę.
  – To ty nie miejscowy? Skąd jesteś? – spytał.
  – Taka tam mała dziura Nie ma o czym mówić – odpowiedziałem, nieświadomy, że to moje stwierdzenie wywoła taką jego reakcję.
  – Jak pytam, to gadaj, do cholery! To po pierwsze. Po drugie, nie spoufalaj się, złociutki, bo o drzwiach z tabliczką EXIT już ci wspominałem.
  – Dobra... – odpowiedziałem nieco wystraszony.
  Marcin zniknął za drzwiami. Zostałem sam w szatniopodobnym pomieszczeniu. Co mam robić? Trzeba by się pewnie przebrać – pomyślałem. Wszedłem do łazienki. Okazało się, że też jest tylko łazienkopodobna. Prysznice oddzielone tylko małymi ściankami, dwie umywalki...
  – Ty pewnie jesteś ten Daniel? Czego tam szukasz – usłyszałem za sobą pytanie.
  – Niczego. Rozglądam się tylko – odwróciłem się szybko, patrząc na starszego ode mnie chłopaka o pogodnych rysach twarzy.
  – Jestem Darek. Chodź, resztę naszego królestwa ja ci pokażę, bo Marcina chyba nieco zdenerwowałeś.
  – Nie powiedziałem chyba nic takiego, co  by go mogło zdenerwować – odrzekłem.
  – Widocznie powiedziałeś. Marcin nie lubi, jak nie rozmawia się z nim konkretnie i rzeczowo. Jak pyta o wielkość pałki twojego dziadka, to masz mu grzecznie odpowiedzieć, że na przykład dwadzieścia centymetrów, i już! – zaśmiał się wesoło.
  – Dobra! Rozumiem.
  – Chyba jeszcze nie wszystko rozumiesz. Więc ja ci wytłumaczę, dlaczego masz mu się podporządkować. Na samej górze tego burdelu jest prezes, którego nazwiska nikt chyba nie zna. Pod nim jest trzech dyrektorów trzech działów: produkcji, transportu, reklamy. Cała ta czwórka nie wystawia swojej dupy z ciepłych gabinetów biurowca w drugiej, zakazanej dla nas części firmy. Dlatego dyrektor produkcji powołał swoją prawą rękę.
  – Marcina! – wyskoczyłem, jakbym wpadł na coś odkrywczego.
  – Dokładnie. Cała reszta to robole, ale i tu panują pewne reguły. Ci, którzy przypadną Marcinowi do gustu to vipy, którzy mają u niego specjalne względy. Nową szatnię, łazienkę, nowe ciuchy, lepsze stanowiska i co najważniejsze – większą pensję. Chcę ci uświadomić, że nie należysz do tej grupy, bo już w pierwszym dniu naraziłeś się Marcinowi. Będziesz pewnie chłopcem...
  – Na posyłki – dokończyłem.
  Zgadza się. Jeśli prace typu...
  – „Wynieś – przynieś – pozamiataj!” mi nie odpowiadają, to mogę skierować swoją dupę do drzwi z tabliczką EXIT.
  – Otóż to! Widzę, że szybko się uczysz! – Darek strzelił mnie w ramię. – Skoro jesteś taki rozgarnięty, to zabieraj się do zrobienia tych drzwi, których ci tam brakowało. Tutaj masz ubranie – wskazał na szafę ten jeden z „vipów tego burdelu”, bo tak pomyślałem o Darku. – Ja teraz lecę w kimę, bo schodzę z nocnej zmiany. Resztę firmy poznasz w trakcie pracy... Aha, jeszcze jedno: wstaw wodę na herbatę, bo chłopcy zaraz zejdą się na śniadanko.
  Trochę oszołomiony przebiegiem pierwszych minut mojej pracy, zabrałem się do spraw typu „wynieś – przynieś – pozmiataj”. Znalazłem bezprzewodowy czajnik, z ledwie kapiącego kranu nalałem do niego wody i włączyłem do gniazdka. A że byłem zawsze pracowity i lubiłem trochę pomajsterkować, postanowiłem nieco ogarnąć ten burdel panujący w szatni. Zamiotłem podłogę, odkręciłem wylewkę kranu i oczyściłem z kamienia. I od razu woda buchnęła jak trzeba!  Otworzyłem okno i wpuściłem tu trochę świeżego powietrza, ale żeby to okno otworzyć, musiałem najpierw użyć przecinaka, żeby podważyć ramę. A że już była woda i było jakieś mydło na brudnej umywalce, wymyłem te dwie szyby, wytarłem je gazetami – i jak się jasno zrobiło!
  Wtedy zaczęli zbierać się „robole”.
  – O, nowy, cześć... – słyszałem i witałem się ze wszystkimi naokoło.
  – Ty, skąd ci przyszło do głowy, żeby to zrobić? – zapytał jeden, gdy odskoczył od kranu bijącego wodą jak nigdy i pokazując umyte okno.
  – A tak, z nudów – odpowiedziałem i znów zebrałem kilka pochwał.
  Znalazłem jeszcze te stare drzwi do łazienki, które w przebieralni służyły zamiast kratki na posadzce. Doprowadziłem je jakoś do porządku, a że zawiasy pasowały, „na mydle” dały się założyć. Wstawiłem je. Tak oto minął mój pierwszy dzień pracy i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie ta jakaś moja głupia wpadka u Marcina. Gdy kończyła się zmiana, wszyscy ponownie zapełnili szatnię i znikali po kolei za drzwiami łazienki, dziwiąc się, że są drzwi i sprawdzając, jak się zamykają.
  – Ty, to działa! – zapiał jeden. – Nowy, masz u mnie plusa!
  Gdybym tego plusa miał u Marcina, bardziej bym się ucieszył. Ale uśmiechnąłem się na tę pochwałę.
  Koniec pracy. Więc poczekałem, aż się trochę rozluźni i też wszedłem do łazienki. Wziąłem ze sobą przydzielony mi wcześniej ten szorstki służbowy ręcznik i wszedłem pod prysznic. W łazience było pełno pary, na posadzce wody po kostki, co już nasunęło myśl, że jutro trzeba będzie zobaczyć, co jest z odpływem i przetkać tę kratkę. Zauważyłem, że pod jednym prysznicem myło się nawet trzech chłopaków, a dalej jeszcze kilku starszych roboli. Co chwila przechodzili coraz to inni mężczyźni, potrącając się nawzajem i ocierając nagimi ciałami również i o mnie. Musiałem trzymać nerwy na wodzach i nie pozwolić mojej wyobraźni zawładnąć moim ciałem, a konkretnie penisem, nad którym ledwie panowałem, bo jak tu wytrzymać, jak się widzi naraz tylu gołych chłopaków! Oni też na mnie patrzyli, i wcale nie byłem zdziwiony, ale czułem się trochę skrępowany. Widziałem na sobie wzrok kilku chłopaków, którzy z zazdrością patrzyli na moje muskularne ciało i... mojego penisa, który nie jest najmniejszych rozmiarów: mierzy dokładnie dwadzieścia centymetrów i wystarczył jeden rzut oka, żebym stwierdził, że nikt tu nie ma takiego... Woda leciała na przemian to zupełnie zimna, a zaraz potem gorąca. Co chwilę uskakiwałem to przed lodowatym chłodem, to przed parzącym strumieniem prysznica, zderzając się dupą to z jednym, to z drugim.
  – Przywykniesz – powiedział jeden z nich. – Takie są tu warunki i koniec.
  – Chyba, że dołączy do vipów Marcina – odpowiedział drugi. – Ale słyszałem już, że mu podpadł, to marne jego szanse.
  – Pierdolisz – przerwał mu pierwszy. – Zobacz, że ma dobre szanse – i całą ręką pokazał w moje jaja.
  – Jeszcze musiałby trochę potrzymać paluszek w dupie pana Marcina – dodał trzeci z głośnym śmiechem.
  – Dosłownie i w przenośni! – roześmiał się ktoś z sąsiedniego prysznica.
  – Zaraz, nie gadajcie o mnie beze mnie – odezwałem się szybko. – Że w przenośni to rozumiem, ale dosłownie? – spytałem zaintrygowany, udając trochę oburzonego.
  – No to do twojej wiadomości: nasz pan Marcinek ma opinię zakładowego homo-niewiadomo – dorzucił włochaty byczek, który wycierał swoje włosy w taki sam byle jaki ręcznik. Żeby było zabawniej, tych włosów miał więcej na ciele niż na samej głowie, gdzie widniała błyszcząca łysina.
  – Głupi jesteś! – zakrzyknął ktoś z szatni. – On ma żonę i dziecko!
  – No i co z tego! Poruchać se można raz babę, raz chłopa. Słyszałeś o historii z Darkiem, nie?
  – Z którym Darkiem? – spytałem, chociaż to pytanie nie było do mnie.
  – A znasz tu jakiegoś? – spytał ten włochacz.
  – No, owszem. Poznałem tu takiego, tak się przedstawił. Przydzielił mi ciuchy i robotę.
  – Tu mamy tylko jednego Darka i to zapewne o tym mowa – włochacz ściszył głos. – No to pilnuj się przy nim. To kawał sk*syna. Lubi duże kutasy, więc uważaj. Poza tym wszystko kabluje Marcinowi. A Marcin ma pełne prawo zwolnić każdego, nawet całą zmianę.
  – O kurwa... – stęknąłem, bardziej z faktu, że Darek lubi duże kutasy, niż z tego, że Marcin może zwolnić nawet całą zmianę.
  – No to znasz już głównych pedałów działu produkcji. Jeśli nie chcesz zadrzeć z nami, to nie zadawaj się z nimi.
  – Kurwa, dobrze, żeście mi powiedzieli – pokiwałem głową, a włochacz stuknął mnie w ramię i wyszedł.
  Zakręciłem kurek i wytarłem się tym wstrętnym ręcznikiem. Razem z innymi poszedłem do szatni. Ubraliśmy się w takiej samej ciasnocie, ale przynajmniej było tu teraz inne powietrze i nie było zaduchu, bo okno wciąż było otwarte.
  – Chłopaki – zacząłem, chcąc zmienić temat rozmowy. – Słyszeliście może o jakimś tanim pokoju do wynajęcia? Jestem tu dopiero drugi dzień i nie mam pojęcia, jak się tu za coś zabrać.
  Moje wyznanie wywołało istną burzę pytań: skąd jestem i jak się tutaj znalazłem, dlaczego... Musiałem im opowiedzieć zwykłą historyjkę, niby o sobie, ale w której z oczywistych powodów nie uwzględniłem pewnych szczegółów mojego życia. Śpiewka, że miałem dość życia pod skrzydełkami rodziców i że wreszcie postanowiłem się usamodzielnić, brzmiała tak naturalnie, że chłopaki uwierzyli we wszystko, co powiedziałem. Miałem już teraz wrażenie, że wszedłem do grona swoich nowych kolegów. Wszyscy byli bardzo sympatyczni.
  Wyszliśmy z hali przez ten sam korytarz, w którym miała swoje biuro Hogata, ponieważ od wszystkich wymagała czytelnego podpisu przy godzinie, o której kończyliśmy pracę. Dowiedziałem się, że biuro „pani Jadwigi” jest nieoficjalnym biurem spraw pracowniczych. Oficjalne biura znajdują się z drugiej strony budynku, do którego zwykły robol ni ma wstępu.
  Gdy szliśmy razem tą wąską uliczką, którą rano też szedłem, tyle że w przeciwną stronę, spytałem o wynagrodzenie, czym wywołałem poruszenie wszystkich.
  – Jak dostaniesz badyla, to będziesz szczęśliwy! My tyle dostajemy. I bierz z pocałowaniem ręki! Dłużej pracujący dobiją do półtora, ale ty na to nie licz. Tylko vipy biorą po dwa, dwa i pół. Aż mnie krew zalewa, jak o tym pomyślę. A wszystko dlatego, że mają specjalne względy u Marcina. Taki pięcioosobowy męski harem szefa.
  Wracając do hotelu, wszedłem do jakiegoś baru i zjadłem w szybkim tempie jakąś fast-foodową kanapkę. Gdy znalazłem się w swoim pokoju, dał mi się we znaki brak przyzwyczajenia do fizycznej pracy. Choć nic wielkiego dziś nie zrobiłem, padłem na łóżko zmordowany...
  Kolejne dni w pracy były koszmarem. Zaczynałem od szóstej rano, a z polecenia Marcina moja dniówka często wynosiła dziesięć, dwanaście godzin Musiałem być na każde zawołanie każdego vipa. Po prostu odwalałem za nich całą czarną robotę. Tak więc przynosiłem i zanosiłem, sprzątałem i pakowałem. Najbardziej denerwowało mnie to, że nie robiłem nic konkretnego, bo podobno „nic więcej nie umiem, więc nadaję się tylko do tego. Służenie innym... Koledzy z szatni też zauważyli, że jestem przez tamtych poniżany. Pupilki Marcina wyciskali ze mnie ostatnie poty. Nie miałem czasu na nic. Pracowałem, a gdy wracałem do hotelu, spałem. Najgorsze, że nadal nie mogłem znaleźć żadnego mieszkania, a jeśli jakieś było, to albo nie na moje możliwości finansowe, albo daleko za miastem, na zupełnym zadupiu.
  Mijał już drugi tydzień tej mojej harówki i miałem już serdecznie wszystkiego dość. Chciałem zrezygnować. Coś jednak ciągle mnie tutaj trzymało. Raz: gdzie znajdę inną pracę? Dwa: przyznam się szczerze, że codzienny widok nagich męskich ciał też miał na to swój wpływ. Gdzie znajdę druga taką okazję? Lubiłem dyskretnie przyglądać się chłopcom, jak myją zakamarki swojego ciała, tym bardziej, że oni też ciekawie patrzyli w mojego fiuta. Na pewno miałem największego wśród nich i wcale go przed nimi nie chowałem. Patrzyli oni, patrzyłem i ja, jak myją swoje umięśnione torsy, silne ramiona, drabinkę mięśni na brzuchu, w końcu penisy. Rajcowało mnie to coraz bardziej i coraz bardziej bałem się, że któregoś dnia po prostu nie wytrzymam i mały mi stanie! Samo patrzenie i oglądanie nie rozładuje mojego napięcia. Chciałem czuć czyjąś bliskość! Przytulić, dotknąć, zrobić coś!... Wiedziałem jednak, że z żadnym z nich nie mam co zaczynać, byłbym skończony!
  Gdy przypomniało mi się, że Darek, jeden z tych vipów, podobno ma takie same skłonności jak ja, wpadł mi do głowy wprost szatański pomysł. Postanowiłem podlizywać się Darkowi i Marcinowi. Zauważyłem, że wyraźnie popsuły się relacje między nimi, więc nie miałem nic do stracenia. Jedynym zagrożeniem byli moi chłopacy z szatni, którym nie spodobała się zmiana mojego podejścia do tamtych, szczególnie do Darka. Jednak między mną a nim nadal była jakaś przeszkoda. Nie wiedziałem, jak mu się przypodobać, jak zagadać. Pomógł mi przypadek, a właściwie nawet – wypadek. Kilku kolesiów na nocnej zmianie postanowiło umilić sobie czas libacją alkoholową. I nie skończyli roboty, czyli nie przygotowali płyt, a już dzienna zmiana zaczynała swoje. Wtedy na szybko jeden z nich zasiadł za joystickiem podnośnika i... Nagle usłyszałem huk. Wpadłem na halę. Cała paleta w drzazgach, a spod jej potrzaskanych szczątków wygrzebywał się jeden kolo z rozwaloną głową. Nie wyglądało to dobrze. Natychmiast postanowiłem zawiadomić Darka. Wystukałem numer jego komórki.
  – Słuchaj, nowy! Jeśli nie masz mi do powiedzenia, że wygrałem na loterii, to marny twój los – usłyszałem serdeczne przywitanie.
  – Niestety, nie mam takiej dobrej wiadomości. Mam gorszą. Jeśli potrzebny ci jakiś news dla Marcina, to przyjdź zaraz. Wypadek po spożyciu alkoholu...
  Skończyłem rozmowę nie czekając na jego odpowiedź. Darek był na hali po dziesięciu minutach. Tamci niemal błagali go na kolanach, żeby to zatuszować, że niby to już się stało po pracy, że poza halą, i żeby nie zawiadamiał Marcina... Ale Marcina widać zawiadomił kto inny. Był zaraz po Darku. Dyscyplinarka dla całej trójki, nagana dla całej brygady, i po premii.
  Parę godzin później Darek zagadał do mnie:
  – Takie podejście do pracy to rozumiem. Widzę, że zależy ci na tym naszym burdelu. Powiem Marcinowi, że znudziła ci się praca chłopca na posyłki. Da ci coś konkretnego.
  – Dzięki – odpowiedziałem.
  – Nie dziękuj. I nie wychylaj się za bardzo. Jak będziesz miał jeszcze dla mnie jakieś ciekawe informacje, to zrób tak samo. Jeden telefon do mnie, a ja ci się odwdzięczę.
  O jego wdzięczności przekonałem się już na pierwszej wypłacie. W rubryce „premia”  zamiast stanu 0,00 zobaczyłem... 1000! Razem na rękę dwa dwieście? Nie może być! Czy stałem się jednym z vipów?
  Chociaż poprawiło to trochę moją sytuację finansową, nadal mieszkałem w hotelu, który zdzierał ze mnie ostatnie grosze.
  Pewnego wieczora, gdy wybierałem się do taniego baru, aby zjeść jakąś obiadokolację, zobaczyłem przez wystawowe okno sąsiedniego pubu –  Darka... Postanowiłem wejść
  – Cześć – powiedziałem półgłosem. – Mogę się przysiąść?
  – Cześć...  A co ty tu robisz? – spytał zaskoczony
  – Przyszedłem zjeść coś niezdrowego.
  Siedzieliśmy aż do północy, kiedy to gościu z obsługi dał nam wyraźne do zrozumienia, że już zamykają. Wypiliśmy po parę pięćdziesiątek, raz on postawił, raz ja, ale że już niczego nie zamawialiśmy, zostaliśmy potraktowani tak, jak zostaliśmy. Trudno. Darek odprowadził mnie nawet do hotelu!
  – Dalej mieszkasz w tym obskurnym szambie? – zapytał zdziwiony.
  – A co mam zrobić. Gdzieś trzeba.
  – Nie bądź frajer! – tu zrobił dziwną minę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym...
  Nie wierzyłem własnym uszom! Darek okazał się być naprawdę super kumplem i już następnego dnia pakowałem swoją torbę przenosząc się do.... Byłem szczęśliwy, że będę mieszkał z tym super kolesiem w jego mieszkanku, które miał po dziadkach! Teoretycznie on w jednym pokoju, ja w drugim, a czynsz na pół.
  Darek był dwudziestopięciolatkiem,  brunetem o ciemnych oczach. Był wysoki i szczupły. Nie brakowało mu absolutnie niczego. Miał świetnie wyrzeźbione ciało, o czym przekonałem się już pierwszego wieczoru. W pracy nigdy tak nie widzieliśmy się. On miał szatnię vipów. Gdy on zobaczył mnie w slipach, powiedział tylko:
  – O kurwa... Nie spotkałem jeszcze takiego chłopaka...  – i długo patrzył w moją klatę, uda i w odbicie moich jaj. Już myślałem, że „coś”  z tego wyjdzie, ale on wyraźnie jeszcze nie chciał się zdradzić, a ja nie chciałem się zdradzić, że o tym wiem.
  Darek biegał codziennie, a trzy razu w tygodniu gościł w siłowni i na pływalni, do czego i mnie namówił. Teraz tak mi ustawił zmianę, że zawsze pracowaliśmy razem. Dowiedziałem się, że na początku w „Meblach” był traktowany tak samo jak ja. Potem, gdy wszedł w lepsze relacje z Marcinem, wszystko się inaczej ułożyło. Nie pytałem, jakie to relacje. Czekałem, aż sam mi kiedyś powie.
  Mieszkało się nam razem bardzo dobrze. Nie byłem uciążliwym lokatorem. Sprzątałem, trochę gotowałem, a Darek zabierał mnie do różnych fajnych klubów. Poznałem też innych vipów Marcina, ale wolałem się z nimi trzymać na dystans. I wieczory... Darek patrzył na mnie coraz bardziej łakomym okiem, a ja udawałem, że wciąż nie wiem, o co mu chodzi, a sam męczyłem się jeszcze bardziej. Do łazienki chodziliśmy osobno, ale mijaliśmy się w kuchni i w przedpokoju. Kiedyś nie wytrzymał i patrząc mi w slipy spytał:
  – Ile twój mały ma?
  – Dwadzieścia – odpowiedziałem spokojnie.
  – Kurwa... Nie spotkałem takiego.
  Myślałem, że teraz, że już... Ale on powiedział „dobranoc” i poszedł do swojego pokoju. Ile on myśli tak jeszcze czekać?
  Postanowiłem mu to ułatwić. W końcu za „zakwaterowanie” mnie powinienem mu coś postawić! Zakupiłem piw pewnie na cały miesiąc i parę butelek dobrej wódki.  
  Przeszkodził nam Karol, nasz brygadzista, który jakoś się przyplątał. Ale jak już był, nie wypadało go wyprosić. Szybko okazało się, ze miał najsłabszą głowę. Popijaliśmy piwko i sączyliśmy drinki. Mieszanka wybuchowa i to mu pewnie pomogło. Praktycznie pół wieczora spędził w łazience wywołując echo w muszli klozetowej, aż wreszcie postanowił wrócić do siebie do domu. Ściągnęliśmy mu taryfę. Gdy zostaliśmy sami, dalej sączyliśmy piwo, pstrykając pilotami od satelity i telewizora. W pewnej chwili Darek trafił na jakiegoś porolna na „Adult Ch”.
  – Masz ten kanał? – spytałem zdziwiony.  
  – Kumpel łamie kody. Mam nie tylko to... Zostawić? – spytał.
  – Zostaw...
  Akcja filmiku toczyła się w zawrotnym tempie. Dwie dziewczyny zajmowały się jednym przypakowanym kolesiem.
  – Ale dupy... – skomentowałem.
  – Stare i przypudrowane. Porzygałbym się z taką – odpowiedział.
  – Ehe... Racja. Ale kutasa ma dobrego...
  – Twój na pewno jest lepszy, o zakład bym poszedł... – rzekł cicho i... poczułem nagle na kolanie delikatny dotyk Darka.
  – No... Nie wiem – odpowiedziałem jeszcze ciszej.
  – Ale ja wiem...
  To wszystko razem rozpaliło mnie do czerwoności. Mój penis już mi się nie mieścił w spodniach, a Darek coraz śmielej szedł dłonią do mojego krocza. Odwróciłem się w jego stronę. Złapałem delikatnie za jego głowę, przybliżyłem swoje wargi do jego twarzy i włożyłem swój język w jego usta. Namiętny pocałunek trwał chyba wieczność. Aż do utraty oddechu. Aż poczułem pewien niepokój. Dotarło do mnie, że to ja pierwszy się zdradziłem, i że całuję się właśnie z nieco starszym ode mnie, ale cudownym mężczyzną. Oderwałem się od jego ust.
  – Coś nie tak... Danielku? – patrzył mi w oczy, a rękę już wsunął mi do rozporka.
  – Nie! Wszystko jest jak najbardziej OK... ale nie pomyślałbym, że chłopak, w którym się zakochałem od momentu, jak tylko go zobaczyłem, odwzajemni mi swoje uczucia – wyznałem.
  – To nie jest żart?  
  – Nie... – palnąłem, nieświadomy tego, co mówię, odważnie patrząc mu w oczy. Rządziło mną w tej chwili tylko pożądanie jego wspaniałego ciała. A może naprawdę zakochałem się pierwszy raz w życiu? – Pragnę cię...
  – Ja ciebie nie mniej, też od samego początku...  
  – Cicho... Wiem... – odpowiedziałem i ponownie wsunąłem swój język w jego usta.
  – To na co czekamy? – spytał z całym swoim wdziękiem
  Czułem na swojej twarzy jego zarost. Całowałem delikatnie jego policzki, powieki, czoło. Zjechałem niżej. Pieściłem jego szyję, rozpinając jednocześnie bardzo powoli jego koszulę. Ujrzałem teraz, jak wspaniale wygląda. Znałem ten widok, ale przecież jeszcze go nie dotykałem. Jego tors był po prostu piękny. Darek nie był typem pakera, lecz jego ciało było idealnie wyrzeźbione. Na brzuchu idealny kaloryferek. Chłopak – marzenie. Zdjąłem powoli koszulkę, odsłaniając jego ramiona. Widziałem, że nie są tak silne, jak moje. Czułem na sobie jego dotyk. On również rozpiął moją koszulę, lecz z pośpiechem, zrywając ją niemal ze mnie. Położyłem go na kanapie. Ułożyłem się na nim. Darek był nagi od pasa w górę. Zacząłem błądzić po jego ciele koniuszkiem języka. Zatrzymałem się dłużej na jego sutkach, które stwardniały z podniecenia Lizałem namiętnie jego tors, a moje ręce błądziły po jego ramionach. Zszedłem jeszcze niżej, nie omijając ani skrawka jego gorącego ciała. Wjeżdżałem językiem do każdego zakamarka. Moja głowa znalazła się na poziomie jego pępka, któremu poświęciłem nieco więcej czasu, tym bardziej, że jego włosy łonowe sięgały aż do tej wysokości. Pociągałem je lekko ustami i lizałem namiętnie. Dłońmi delikatnie masowałem jego sutki. Całując jego ciało, dotarłem w końcu do spodni. Rozpiąłem delikatnie guzik, rozsunąłem suwak rozporka. Zsunąłem spodnie z jego nóg. Przed swoją twarzą miałem jego napięte bokserki. Gładziłem jego penisa przez cienki materiał, doprowadzając go niemal do skomlenia. Moje ruchy były coraz śmielsze. Wziąłem w swoją dłoń jego skarb, onanizując go delikatnie przez te cieniutkie majtki. Poczułem, jak bardzo są wilgotne od jego potu i śluzu wypływającego z jego prącia. Nie mogłem czekać dłużej. Zdjąłem jego bokserki. Spod nich wyskoczył ładny, twardy jak stal penis. Był znacznie mniejszy od mojego, ale bardzo mi się spodobał. Wziąłem go w swoje ręce i zacząłem delikatnie onanizować. Żeby rozpalić go jeszcze bardziej, skupiłem się teraz na jego klejnotach. Brałem je całe do ust. Słyszałem, jak Darek dyszy i mruczy na przemian. Pieściłem go tak, jakbym sam chciał być pieszczony. Wargami pociągałem jego włosy łonowe, a rękami gładziłem po wewnętrznych stronach ud. I znów powróciłem do jego ślicznej pałki i zacząłem ją zwyczajnie obrabiać wargami, ustami, językiem – i aż do gardła. Czułem jak pulsuje. Dławiłem się nim nieco, gdy sam rzucał biodrami, ale nie dawałem, za wygraną. Chciałem mu obciągnąć do spermy. Ale Darek nagle odciągnął moją głowę.
 – Daj – powiedział. – Teraz ja... – i przejął inicjatywę. Położył mnie na kanapie i od razu zdjął moje dżinsy wraz z slipami.
  – Kurwa... Marzenie! – rzekł z widocznym zadowoleniem, biorąc mojego w rękę. – Chyba więcej jak dwadzieścia. Dasz mi go kiedyś dokładnie zmierzyć, co?
  – Tak mnie podnieciłeś, że może teraz ma więcej... Dla ciebie wszystko.
  Darek obracał mi pałę tak namiętnie, że myślałem, że zaraz eksploduję. Dreszcz nieziemskiego podn...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin