Ryzyko.doc

(51 KB) Pobierz

R Y Z Y K O
Krakow20



    Czasem wszystko, co przeżywamy, kieruje się swoimi prawami i nie nam to rozumieć, a już na pewno próbować pojąć. Nie warto, bo pryska czar. I nawet taki czar, jaki spotyka nas codziennie.

    Wróciłem do domu bardzo późno wieczorem. Rodzice już spali. Wziąłem szybki prysznic, zrobiłem sobie herbatę i usiadłem w pokoju przed komputerem. Kiedy ściągałem te dziesiątki nieodebranych wiadomości, zapatrzony ślepo w pewien punkt na ścianie przede mną, zacząłem myśleć. Tak. Czasem mi się to zdarza. Doszedłem do słusznych wniosków, ale i prawdziwych faktów. Mam 21 lat. Nie dbam o siebie. Mój świat, to wszystko poza miłością. Taką prawdziwą, w sensie: realną i na zawsze, wiecie, gdzie co rano budzę się przy tej samej osobie i kiedy tylko jedno imię stanowi najwyższy priorytet. Skąd ja ją znam, skoro nawet w życiu nie pocałowałem dziewczyny, a co dopiero faceta. I skąd moje przekonanie do stawiania diagnoz pokroju: „Tak, jestem gejem”? Zapewne z fantazji, opowiadań innych osób z „branży”... Ale ja z branży nie jestem. Daleko mi do modelu geja stereotypowego. Jestem gruby. Całe życie to słyszałem. Jestem taki sobie przystojny, o ile osoba mojego pokroju ma prawo być przystojna. Kiedyś nawet na czacie rozmawiałem z pewnym nieznajomym: „Gej musi być bez skazy, skoro chce uprawiać seks”. No to ja już podziękuję. Zapewne zostanę czterdziestoletnim prawiczkiem. Wyłączyłem komputer, zapominając o herbacie, poczcie i późnej godzinie, i zaszyłem się w śnie.
  Obudziłem się wcześnie rano. Mokry i przestraszony. Moje serce biło szybko, ale bardziej dynamicznie niż zazwyczaj. Pierwsze wrażenie – lekkość. Zacząłem obmacywać swoje ciało – tak, to ja. Dwudniowy zarost, podpuchnięte oczy i, chwała Bogu, Bogu dzięki, bo jakby nie daj Boże, to niech Pan Bóg broni – 65 centymetrów w pasie. To był zły sen. Jestem przystojny. Tylko dalej zaniedbany. Widać równoległy świat wieczora był czymś, czego moje biedne neurony w czaszce pojąć nie są w stanie. Szybki prysznic w ogólnej radości, z prawdy niezaprzeczalnej (czytaj: prawidłowej sylwetki) – i wyszedłem z domu.
  Wiosna. To ten czas, który kocham. Uśmiechnięty świat, radośni ludzie i zegarek, który wydaje się stać w miejscu. W tym życiu nie mam zmartwień i problemów, a sinus jakiegokolwiek kąta u tyłka mi lata. Studiuję ekonomię. Zajęcia z matematyki finansowej nie są moją pasją, w przeciwieństwie do kumpla z grupy. Jest o rok młodszy. Już na inauguracji roku akademickiego pomyślałem, że nawet jeżeli jest hetero, to dziewczyna, z którą idzie do łóżka, ma niebywałe szczęście. Doskonały, ale zarazem zwyczajny. Bardzo stadny, ale też doskonale przywódczy. Z założenia rozmowa z nim była dla mnie jak dodatkowa radość każdego dnia:
  – Cześć, Michał. Jak tam po nocy, pewnie nieźle zakuwałeś? – uśmiechnąłem się, patrząc na jego niebywale sztucznie zaskoczoną minę.
  – Jasne, kurwa. Bo ty myślisz, że nic lepszego nie mam do roboty, tylko usiłować zrozumieć jakieś kretyńskie szlaczki, które mi się w życiu na nic nie przydadzą. Stary płaci, to studiuję. Jakbym mógł, to bym tylko z łóżka nie wychodził, ruchając się jak królik – odpowiedział, co mnie jakoś bardzo nie zaskoczyło. Taki był Michał. Nie dość, że bosko przystojny, to jeszcze był typem niegrzecznego chłopaka, który jakby mógł, to obracałby każdą laskę w uczelnianym kiblu. Bez pytania, tylko ostro i namiętnie, ale krótko. Bo zazwyczaj bywa tak, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Chętnie bym się przekonał.
  – Dobra, lecę na zajęcia do swojej grupy z angielskiego. Trzymaj się i do zobaczenia na następnym wykładzie – rzuciłem na odchodne i pobiegłem do sali piętro wyżej.
  Oczywiście, jak to zawsze bywa, angielski to przedmiot fascynujący. Dla początkujących. Później to już męka i brak większego zaangażowania. Dobrze, że pani magister jest bardziej wyrozumiała niż mogłoby się wydawać. Szybko pod stołem, trzymając komórkę, wszedłem na neta. Po kilku minutach szukania trafiłem na portal, w którym był pewien artykuł „(…)ludzie homoseksualni mogą od dziś tworzyć normalne związki. Rząd zaakceptował ustawę pozwalającą parom homoseksualnym tworzyć związki na dokładnie takich samych zasadach jak pary heteroseksualne. Przedstawiciele wszystkich partii jednogłośnie przyjęli pomysł, a po głosowaniu nie zanotowano homofonicznych akcentów ani negatywnych opinii (…)”
  Normalne – pomyślałem. To nie to, co kiedyś, kiedy heterole stanowili nieskazitelną większość popartą chorymi racjami. Jednak w mojej grupie nikt nie wiedział, że jestem gejem. To ja wolę wybierać osoby, z którymi się kumpluję i dlatego to robię, nie na odwrót.
  Zajęcia zakończone. Wyszedłem z sali, udając się bardzo długą drogą do WC, które znajdowało się trzy metry dalej. Wszedłem. Cisza. Spokój. Nie ma nikogo. Popatrzyłem na lustro, a po drugiej stronie ja. Nagle mało nie dostałem zawału serca, bo drzwi otworzyły się gwałtownie i wszedł Michał z uśmiechem, żegnając się z kimś, kto pozostał po drugiej stronie:
  – Michał, co ty robisz na tym piętrze, przecież WC jest też i u was – zapytałem zaskoczony.
  – Eeee... no wiesz... Tam jest jakaś awaria, a poza tym i tak skoczyłem na górę do punktu ksero. Mam kilka notatek do przepisania, a w międzyczasie postanowiłem skorzystać z kibelka.
  – Normalne, tam niżej wiecznie ten sam problem – odpowiedziałem i odprowadziłem Michała wzrokiem do kabiny, do której właśnie wchodził. Odsunąłem się na bok i zacząłem korzystać z pisuaru. Zdziwiło mnie, że Michał nie zablokował drzwi. Kiedy się odlałem, zapaliła się żółta lampka w mojej głowie. Przecież nie tylko nie zablokował od wewnątrz drzwi, ale żaden dźwięk ze środka nie dochodzi. Zapukałem. Brak reakcji. Zapukałem raz jeszcze, mocniej:
  – Michał, wszystko OK.? Daj jakiś znak i się pospiesz, zaraz mamy kolosa.
  Głucho... Otworzyłem nieśmiało drzwi i – nagle poczułem szarpnięcie, silną dłoń i dźwięk blokowanych drzwi. Do tego gratis język w moim gardle, świdrujący mnie na dziesiątą stronę i radość w postaci sztywnej nogawki. Wyrwałem się, żeby złapać powietrze. Michał i ja, w jednej zamkniętej kabinie? Mój bóg seksu chce mnie przelecieć? Być łatwym czy nie?... A co mi tam! Dam mu. Jemu zawsze...!
  – Co robisz? – zapytałem, udając niedostępnego.
  – To, o czym marzysz, mój ty przystojny pedale. Przecież widzę, jak mnie obserwujesz, jak do mnie zagadujesz, a nie masz odwagi zaproponować mi dzikiego, męskiego seksu. Skoro ty nie, to ja zrobiłem pierwszy krok. Zaraz poczujesz się jak niezła szmata, jak wyjebie twój tyłek w tej kabinie w ciągu najbliższych trzydziestu minut.
  – Nie pierdol. Spuścisz się najdalej po pięciu. Idę o zakład – i tym samym znowu straciłem dech, przez język tego cudownego faceta... On pierwszy ściągnął spodnie i nie pytał się, czy może, czy też mu nie wypada, tylko chwycił mnie za głowę, swoim fiutem objechał moją twarz i wpakował mi go w gębę. Walił bez pytania i bez zmartwienia, czy jest mi dobrze czy nie... Było. I to zajebiście. Nie obchodziło mnie, czy spuści mi się do gardła, czy ruszy tym swoim łebem i wykaże odrobinę fantazji. Walił tak parę minut z przerwami na mój oddech i na dobre lizanie. Wręcz pyszne. Co chwila patrzyłem mu głęboko w oczy, w których widziałem pożądanie.  Dziwnie zdałem sobie sprawę, że nie będzie to bezpieczny seks, taki bez zbędnego ryzyka i na pewno nie będzie cicho. Ale to za chwilę. Teraz czuję jego nadchodzące skurcze. Odpływa... Oczywiście, jak inaczej: w moje gardło... Z drugiej strony to też plus, bo nie miałem chusteczki. Taki spust zakończył ponownym lizaniem i...
  – Jeszcze... – powiedział cicho
  Tak, dam mu więcej. Chodźmy na całość. Wiem, czego chcą mężczyźni. W końcu to wciąż ja, ta wersja druga, poprawiona. Patrząc cały czas na niego, opuściłem spodnie.
  – Pokaż, na co cię stać, byku – powiedziałem stanowczo, ale nie za głośno, bo ktoś właśnie wszedł do męskiego WC.
  Cały czas starałem się nie zachowywać głośno, kiedy po mistrzowsku ciągnął mi laskę, nie mając nawet pojęcia, jaka to dla mnie przyjemność. Inna sprawa, że mu się zaraz odpłacę. Przy obciąganiu dochodziłem szybko i bardzo obficie. Niech żyje w błogiej nieświadomości przed tym, co go czeka. Obciągał bardzo sprawnie i ambitnie. Zobaczyłem chwilowe przerażanie na jego twarzy, kiedy chwyciłem go za głowę i zacząłem posuwać. Teraz było mi dobrze – i naraz poczułem, że dochodzę. Tak trzymając go do końca, wszystko wlałem w jego gardło. Chciał kaszlnąć, ale moja sperma mu na to nie pozwoliła. W końcu to pełnowartościowe mleczko. Będzie duży i silny. Ja na pewno nie, bo w seksie zazwyczaj częściej daję dupy niż wypijam spuściznę moich partnerów. Więc on też pewnie zaraz mnie tak wyjebie, że do końca dnia gwiazdy będą mi towarzyszyć przed oczami. Niech stracę!  
  Rozochocony po wylizaniu jego fiuta, zapytałem:
  – To co, chcesz posunąć się dalej?
  – Siebie nie. Ciebie tak – odpowiedział; co za cwaniak. I już mnie odwraca, i już opieram się rękami o ścianę. Rozkładam nogi i szeptem mówię:
  – Wyjeb mnie tak mocno, ile tylko masz siły. Pokaż mi, co to znaczy chuj takiego przystojniaka, jak ty, w mojej męskiej dupie.
  To go rozochociło, już się przystawiał, ale usłyszałem, że wyciąga gumki z kieszeni i bierze się do zakładania. Profilaktyka tak, ale w końcu chciał iść na całość, to niech idzie, co mu delikatnie uświadomiłem:
  – Po co? Wyjeb mnie jak prawdziwy facet, ostro i bez zbędnej pomocy.
  – A zdrowy, kurwa, jesteś?
  – A dawałbym ci inaczej mojej dupy? – i ledwo, nim zdążyłem postawić znak zapytania, poczułem ból swojej dupy. Bardziej niż zazwyczaj. Krzyknąłem. Ten, kto się odlewał przy pisuarach, a słyszał to, ma problem. Jego sprawa. Ja, kurwa, jestem jebany przez obiekt moich marzeń i w dupie mam (dosłownie) to, co powiedzą inni... Popchnął, docisnął... Kurwa, boli! Zajebiście boli! Ale... jest!
  Michał rytmicznie mnie jebał. Dobry jest. Widać lata praktyki. I całował, waląc moją dupę. Ale akrobata! Jestem w siódmym niebie. Może mi tak robić cały czas... Chwila fantazji i zmiana pozycji. Dupa wciąż mnie boli, ale niech będzie. W końcu to seks a nie pieszczoty. On siada na sedesie, ja na nim. Ostro, szybko i namiętnie, bo z językami splecionymi w namiętne lizanie. Powiedział:
  – Kurwa dochodzę, chcesz?
  – Dochodź, ale nie wychodź ze mnie. Masz okazję się wykazać – odpowiedziałem i po chwili poczułem przyjemne uczucie w dupie. I zobaczyłem jego białka w oczach, kiedy zwijał się z ekstazy. Pięknie. I praktycznie... Pora na zmianę. Podniosłem go. Ruszyłem głową. Zacząłem od zgwałcenia jego dupy moim językiem. Było pysznie. I przyjemnie dla obojga. Nie pytałem o nic, po prostu lizałem i doprawiałem przyjemność palcami, a, jak wiadomo, mam ich dziesięć. A on – bardzo elastyczną dupę. I tym oto banalnym sposobem, tuż po chwili bez problemu wszedłem w niego swoim chujem. O jaka przyjemność...
  – Kurwa, człowieku, co ty masz między tymi nogami? – zapytał.
  Odpowiedziałem:
  – To, co ty, tylko większe, sprawniejsze i przyjemniejsze – bo na pewno mam większego chuja i trochę grubszego niż on, co widziałem od samego początku. Ale Michał – jest przystojniejszy.
  Po kilku minutach:  
  – Kurwa, dobrze to robisz...
  – Zamknij gębę, bo dochodzę. Możesz jęczeć jak suka, bo robię ci tę przyjemność, że zamiast dawać ci dupy, pierdolę twoją. Wiesz, jaka to strata dla mojego dupska?
  Zobaczyłem uśmiech na jego twarzy.
  – Nie wiedziałem, że ty taki obeznany jesteś. Chyba największa kurwa z ciebie w okolicy.    
  Nie odpowiedziałem. Poczułem, że już lecę... i skończyłem tak, jak trzeba, zalewając jego dupę. Tylko nie przewidział Michał jednej rzeczy: że po spuszczeniu wpakuję swojego drąga w jego gębę. I tak zrobiłem. Niech skorzysta już do końca.
  Po wyczerpującym seksie jeszcze długo się lizaliśmy w kabinie naszego uczelnianego WC. Zdążyliśmy jeszcze wypalić po jednej fajce i sprytnie, bo fantazyjnie uciec z kibla niezauważonymi.
  Po kilku godzinach spotkałem go przed uczelnią. Wziął mnie na stronę:
  – Słuchaj, możemy się jebać, ile chcesz. Ale pamiętaj, ani słowa nikomu, jasne?
  – No pewnie. I mój w tym interes, żeby to nie wyszło na jaw – powiedziałem, po czym pożegnaliśmy się i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
  Doszedłem do przejścia dla pieszych. Zielone światło, więc ja na pasy. Nagle... Jakiś idiota, rozpędzony, właśnie jechał na mnie! Kiedy był o krok, o włos, o tchnienie od moich nóg i mojego poczucia paniki...
  ...Obudziłem się...
  Słońce raziło mnie w oczy. Wiosna. Piękny czas. Okno otwarte na oścież.
  Wstałem rozespany i poszedłem do łazienki. To ja. Mam 21 lat. Nie dbam o siebie. Mój świat, to wszystko poza miłością. Taką prawdziwą, w sensie: realną i na zawsze, wiecie, gdzie co rano budzę się przy tej samej osobie i kiedy tylko jedno imię stanowi najwyższy priorytet. Skąd ja ją znam, skoro nawet w życiu nie pocałowałem dziewczyny, a co dopiero faceta.
  Za to jednego mi nikt nie zabierze, i to na zawsze będzie moje. Sny...
                                                                                                                   Krakow20

Zgłoś jeśli naruszono regulamin