Autostop3.txt

(6 KB) Pobierz
17






























              ROZDZIAŁ 2
        
              Oto, co "Encyklopedia Galactica" mówi na temat alkoholu. Twierdzi, że 
              alkohol to bezbarwna, lotna ciecz otrzymywana w procesie fermentacji 
              cukrów. Odnotowuje również odurzajšcy efekt, jaki wywiera on na pewne 
              formy życia. Przewodnik ",Autostopem przez Galaktykę" również wspomina o 
              alkoholu. Mówi, że najlepszy drink, jaki kiedykolwiek istniał, to 
              Pangalaktyczny Dynamit Pitny.
              Informuje, że efekt wypicia tego trunku można opisać jako zmiażdżenie 
              mózgu plasterkiem cytryny owiniętym wokół wielkiej cegły ze złota. Podaje 
              też, na jakich planetach można dostać najlepiej zmiksowany Pangalaktyczny 
              Dynamit Pitny, jakiej ceny należy się spodziewać i jakie organizacje 
              charytatywne zajmujš się pomocš przy póniejszej rehabilitacji.
              Przewodnik podaje nawet przepis na ów koktajl: porcję Old daru Spirit wlać 
              do jednej porcji wody z mórz Santraginusa V, dodać trzy kostki mega-ginu i 
              wymieszać, aby roztopiły się w roztworze. Kostki , muszš być odpowiednio 
              zamrożone, by nie ulotniła się z nich benzyna. Roztwór połšczyć z czterema
              litrami falliańskiego gazu błotnego o właciwociach musujšcych (ku 
              pamięci tych szczęliwców, którzy umarli z rozkoszy na bagnach Fallii). Na 
              grzbiecie srebrnej łyżki odmierzyć miarkę qualactińskiego ekstraktu 
              hipermięty, zawierajšcego wszystkie oszałamiajšce zapachy ciemnej strefy 
              Qualactiny o subtelnej, mistycznej słodyczy. Dodać zšb algoliańskiego 
              tygrysa słonecznego. Patrzeć jak się rozpuszcza, rozpalajšc głęboko w 
              sercu koktajlu płomienie algoliańskich Słońc. Spryskać Zamphuorem. Dodać 
              oliwkę. Wypić... ale... bardzo ostrożnie.
              - Szeć dużych piw - powiedział Ford do barmana "Pod Koniem i Stajennym". 
              - I proszę się popieszyć. Nadchodzi koniec wiata.
              Barman "Pod Koniem i Stajennym" nie zasługiwał na tego rodzaju 
              traktowanie. Był pełnym godnoci starszym panem. Poprawił okulary na nosie 
              i spojrzał ze zdziwieniem na Forda Prefecta. Ford zignorował go i 
              zapatrzył się w okno, barman spojrzał więc na Artura, który nic nie 
              mówišc, bezradnie wzruszył ramionami.
              - Naprawdę? Pogoda w sam raz - powiedział barman i zaczšł napełniać kufle. 
              Po chwili spróbował jeszcze raz: - Zamierza pan oglšdać dzisiejszy mecz?
              Ford zmierzył go wzrokiem.
              - Nie. Nie ma sensu - odparł i ponownie przeniósł wzrok na okno.
              - Dlaczego? Czyżby uważał pan, że wynik jest przesšdzony? - zapytał. - 
              Arsenal bez szans?
              - Nie, nie - odpowiedział Ford. - Po prostu nadchodzi koniec wiata.
              - Tak, już pan to mówił - rzekł barman, patrzšc sponad okularów tym razem 
              na Artura. - Upiecze się Arsenalowi, jeli to prawda.
              Ford spojrzał na niego szczerze zaskoczony.
              - No, niezupełnie - mruknšł i zmarszczyt bawi. Barman głono wcišgnšł 
              powietrze.
              - Proszę, oto pańskie szeć dużych piw - powiedział.
              Artur umiechnšł się do niego blado i znowu wzruszył ramionami. Odwrócił 
              się z tym samym umiechem do reszty goci, na wszelki wypadek, gdyby kto 
              słyszał rozmowę przy barze. Nikt nic nie słyszał, nie mogli więc 
              zrozumieć, dlaczego Artur się do nich umiecha.
              Facet siedzšcy obok Forda przy barze spojrzał na dwóch mężczyzn, potem na 
              szeć dużych piw, przeprowadził w myli obliczenia, otrzymał wynik, który 
              mu się spodobał, i wyszczerzył do nich zęby w głupawym, pełnym nadziei 
              umiechu.
              - Odczep się, to nasze! - powiedział Ford i rzucił mu spojrzenie, które 
              sprawiłoby, że algoliański tygrys słoneczny bez zwłoki powróciłby do 
              przerwanej czynnoci. Położył na ladę banknot pięciofuntowy. - Proszę 
              zatrzymać resztę - rzekł.
              - Z pięciu funtów? Dziękuję.
              - Zostało panu dziesięć minut, żeby to wydać. Barman zdecydował się trochę 
              odsunšć.
              - Ford - spytał Artur - czy mógłby mi powiedzieć, co tu się, do cholery, 
              dzieje?
              - Napij się - powiedział Ford. - Musisz wypić te trzy piwa.
              - Trzy piwa? - zapytał Artur. - W porze lunchu?
              Facet obok Forda wyszczerzył zęby i z satysfakcjš pokiwał głowš. Ford 
              zignorował go.
              - Czas to złudzenie - rzekł do Artura. - Niech będzie podwójna pora lunchu.
              - Bardzo głębokie - odparł Artur. - Powiniene wysłać to do "Readers 
              Digest". Majš tam stronę dla takich jak ty.
              - Napij się.
              - Czemu akurat trzy duże piwa?
              - Piwo powoduje rozlunienie mięni. - Rozlunienie mięni?
              - Rozlunienie mięni. Artur spojrzał na swoje piwo.
              - Czy zrobiłem dzisiaj co złego? - zapytał. Czy też wiat zawsze był 
              taki, a ja byłem zbyt zajęty sobš, żeby to zauważyć?
              - W porzšdku - odpowiedział Ford. - Spróbuję ci to wytłumaczyć. Jak długo 
              się znamy?
              - Jak długo? - zastanowił się Artur. - No, jakie pięć lat. Może szeć, i 
              przez większoć tego czasu wydawało mi się, że ma to trochę sensu.
              - W porzšdku - rzekł Ford. - Jak by zareagował, gdybym ci powiedział, że 
              nie jestem jednak z Guildford, ale z małej planety gdzie w pobliżu 
              Betelgeuzy?
              Artur wzruszył ramionami.
              - Nie wiem - odparł, pocišgajšc łyk piwa. Dlaczego wydaje ci się, że 
              mógłby co takiego powiedzieć?
              Ford poddał sig. Naprawdę nie warto było przejmować się tym w obliczu 
              nadchodzšcego końca wiata. Powiedział więc tylko:
              - Napij sig. - I dodał absolutnie zgodnie z prawdš,: - Nadchodzi koniec 
              wiata.
              Artur znów umiechnšł się słabo do reszty goci. Reszta goci zmarszczyła 
              na to brwi. Jaki facet zamachał do niego, żeby przestał się do nich 
              umiechać i zajšł własnymi sprawami.
              - Dzi musi być czwartek - powiedział do siebie Artur, pochylajšc się nad 
              piwem. - Nigdy nie mogłem się połapać, o co chodzi w czwartki.
 
                                       KONIEC ROZDZIAŁU
Zgłoś jeśli naruszono regulamin