407 . 18. Festiwal muzyczny . Obiad zjedli w tej samej sali, w której jedli śniadanie. Tym razem był w niej tłum Alfian, którzy miło przyjęli Trevizego i Pelorata. Bliss i Fallom siedziały osobno, w małym aneksie. Podano różne dania z ryb oraz zupę, w której pływały kawałki mięsa, prawdopodobnie z koźlęcia. Na stole leżały bochny chleba, stało masło i dżem. Potem podano sałatkę warzywną w ogromnych ilościach. Nie było widać żadnego deseru, choć wokół stołu gęsto krążyły ogromne dzbany soków owocowych. Trevize i Pelorat jedli niewiele, będąc po obfitym śniadaniu, ale pozostali nie żałowali sobie. - Jak im się udaje utrzymać linię? - zdziwił się cicho Pelorat. Trevize wzruszył ramionami. - Prawdopodobnie dużo pracują fizycznie. Było to najwyraźniej społeczeństwo, w którym nie obowiązywały dobre maniery przy stole. W sali było gwarno, słychać było śmiechy, krzyki i walenie w stół najwidoczniej niełamliwymi kubkami. Kobiety były tak samo głośne jak mężczyźni, tyle że bardziej piskliwe. Pelorat skrzywił się, ale Trevize, który teraz (przynajmniej chwilowo) nie odczuwał nic z tych przykrości, na które skarżył się Hiroko, był zrelaksowany i w dobrym humorze. - Prawdę mówiąc, ma to dobre strony - powiedział. - Ci ludzie zdają się cieszyć życiem i nie mają żadnych zmartwień. Pogoda jest taka, jak im się podoba, żywności nadzwyczajna obfitość. Żyją nieustannie w złotym wieku. Musiał krzyczeć, aby Pelorat go usłyszał. Pelorat odpowiedział mu w ten sam sposób: - Ale taki tu hałas! - Są do tego przyzwyczajeni. - Nie pojmuję, jak oni mogą się nawzajem zrozumieć w takiej wrzawie. W każdym razie oni obaj pogubili się w tym zupełnie. Dziwna wymowa i składnia języka alfiańskiego sprawiały, że w tym hałasie nawet Pelorat nie mógł zrozumieć ani słowa. Czuli się obaj, jak gdyby znaleźli się wśród przestraszonych zwierząt w zoo. Dopiero po obiedzie spotkali się ponownie z Bliss w małym domku, który dla Trevizego nie różnił się prawie niczym od domku Hiroko, a który przydzielono im na czas pobytu na planecie. Fallom, niezwykle - według słów Bliss - szczęśliwa, że może być sama, była w drugim pokoju i starała się zasnąć. Pelorat popatrzył na otwór wejściowy i rzekł niepewnie: - Bardzo mało tu prywatności. Możemy rozmawiać swobodnie? - Zapewniam cię - odparł Trevize - że kiedy zasuniemy tę brezentową kotarę, nikt nam nie przeszkodzi. Na mocy panujących tu zwyczajów ten brezent jest barierą nie do przekroczenia. Pelorat zerknął na umieszczone wysoko, niczym nie przesłonięte otwory okienne. - Mogą nas podsłuchiwać. - Nie musimy krzyczeć. Alfianie nie będą podshzchiwać. Nawet kiedy jedliśmy śniadanie, stali za oknami w odpowiedniej, podyktowanej szacunkiem odległości. Bliss uśmiechnęła się. - Przez ten czas, który spędziłeś z piękną Hiroko, tak dużo się dowiedziałeś o zwyczajach alfiańskich i nabrałeś takiej wiary w okazywane przez nich poszanowanie życia prywatnego. Co się stało? - Jeśli dostrzegasz w moim mózgu jakąś zmianę na lepsze i potrafisz odgadnąć przyczynę tego odparł Trevize - to mogę cię tylko prosić, żebyś zostawiła mój mózg w spokoju. - Wiesz bardzo dobrze, że Gaja w żadnym wypadku, z wyjątkiem niebezpieczeństwa zagrażającego twemu życiu, nie tknie twego mózgu i wiesz, dlaczego nie może tego zrobić. Nie jestem jednak umysłowo tępa. Potrafię na kilometr wyczuć, co się stało. Zawsze tak postępujesz w czasie podróży przez przestrzeń, ty erotomanie? - Erotomanie? Daj spokój, Bliss. Dwa razy podczas całej podróży. Dwa razy! - Byliśmy tylko na dwóch światach, na których żyły normalne kobiety. A więc wypada dwa na dwa, a warto dodać, że na każdym z tych światów spędziliśmy tylko parę godzin. - Doskonale wiesz, że na Comporellonie nie miałem wyboru. - To brzmi wiarygodnie. Pamiętam, jak ona wyglądała - Bliss wybuchnęła śmiechem. Po chwili opanowała się i ciągnęła dalej: - Ale nie przypuszczam, żeby Hiroko unieruchomiła cię stalowym uściskiem albo zaciągnęła cię, drżącego ze strachu, do łóżka. - Oczywiście, że nie. Miałem na to ochotę. Ale niemniej jednak to była jej propozycja. - Stale ci się coś takiego zdarza, Golari? - spytał Pelorat, z lekką nutą zazdrości w głosie. - Oczywiście, Pel. Nie może być inaczej - powiedziała Bliss. - Kobiety lecą do niego jak ćmy do lampy. - Chciałbym, żeby tak było - rzekł Trevize ale nie jest. Zresztą cieszę się, że tak nie jest mam co innego do roboty. Nie zmienia to jednak faktu, że tym razem rzeczywiście nie można mi się było oprzeć. W końcu jesteśmy pierwszymi ludźmi z innego świata, których Hiroko, a pewnie i wszyscy inni tu widzieli. Z jej luźnych uwag wywnioskowałem, że podniecała ją myśl, iż - anatomicznie czy technicznie - mogę się różnić od Alfian. Obawiam się, że się zawiodła. - Oho! - rzekła Bliss. - A ty? - Ja nie - odparł Trevize. - Byłem na wielu światach i mam trochę doświadczenia. Przekonałem się, że i ludzie, i seks wszędzie są tacy sami. Jeśli istnieją jakieś zauważalne różnice, to są one jednocześnie błahe i niemiłe. Te perfumy, które zdarzyło mi się wąchać! Pamiętam też pewną młodą damę, która po prostu nie mogła bez głośnej muzyki, a ta muzyka składała się z niesamowitych pisków. Tak więc, kiedy włączała muzykę, to z kolei ja nie mogłem. Wierzcie mi - lubię, kiedy jest to w tym samym, starym stylu. - Skoro mowa o muzyce - powiedziała Bliss - to po kolacji jesteśmy zaproszeni na koncert. Zdaje się, że to będzie uroczysta ceremonia, specjalnie na naszą cześć. Jak się zorientowałam, Alfianie są bardzo dumni ze swojej muzyki. Trevize skrzywił się. - To, że są dumni, wcale nie sprawi, że ich muzyka będzie lepiej brzmiała w naszych uszach. - Pozwól mi skończyć - powiedziała Bliss. Z tego, co usłyszałam, wynika, że doskonale grają na starożytnych instrumentach. Przy tej okazji może uda się nam dowiedzieć czegoś o Ziemi. Trevize uniósł brwi do góry. - Interesująca myśl. Ale to mi przypomina, że oboje mieliście postarać się zdobyć jakieś informacje. Janov, widziałeś się z tym Monolee, o którym mówiła Hiroko? - Tak - odparł Pelorat. - Spędziłem z nim trzy godziny. Hiroko nic nie przesadziła. Był to jeden monolog z jego strony, a kiedy zbierałem się na obiad, złapał mnie za rękę i nie chciał puścić, dopóki nie obiecałem, że wrócę, jak tylko będę mógł, żeby go jeszcze posłuchać. - Powiedział ci coś ciekawego? - On też, jak wszyscy inni, upierali się, że cała Ziemia jest skażona zabójczym promieniowaniem radioaktywnym. Powiedział też, że ich przodkowie byli ostatnimi, którzy opuścili Ziemię i że gdyby te go nie zrobili, to wszyscy zginęliby... Mówił to z takim przekonaniem, że nie sposób było mu nie uwierzyć. Golan jestem przekonany, że Ziemia jest martwa i że nasze poszukiwania są bezcelowe. Trevize wyprostował się w krześle i zmierzył wzrokiem Pelorata, który siedział na wąskim łóżku. Bliss podniosła się z miejsca i spoglądała to na jednego, to na drugiego. W końcu Trevize powiedział: - Pozwól, Janov, że to ja będę osądzał, czy nasze poszukiwania są bezcelowe. Powiedz mi lepiej, co ci ten stary gaduła naopowiadał... oczywiście, w skrócie. - Robiłem notatki z tego, co mówił. Uwiarygodniało to moją rolę uczonego, ale nie muszę się do nich odwoływać. Ten jego monolog to był prawdziwy strumień świadomości. Wszystko, co mówił, przypominało mu o czymś innym, ale rzecz jasna - przez całe życie starałem się systematyzować informacje poszukując rzeczy ważnych i istotnych dla mnie, tak że w końcu umiejętność przedstawiania w skondensowanej formie nawet bardzo długich i bezładnych opowieści stała się moją drugą naturą... Trevize przerwał mu, mówiąc łagodnie: - Do rzeczy, Janov, do rzeczy. Pelorat chrząknął z zakłopotaniem. - Tak, oczywiście, stary. Postaram się przedstawić to chronologicznie i w pewnym porządku. A zatem Ziemia była kolebką ludzkości i milionów gatunków roślin i zwierząt. Było tak przez niezmierzony czas, aż do wynalezienia sposobu podróży przez nadprzestrzeń. Wtedy to założono światy Przestrzeńców. Od...
aniona