Kil3.txt

(61 KB) Pobierz
51






























    KSIĘGA DRUGA
    ZŁOTO
      TANGER
       I
         W dwa miesišce póniej wpłynęlimy do portu w Tangerze. Wywiesilimy flagę Q" i 
    czekalimy, aż lekarz da nam prawo swobodnego poruszania się, a celnicy dokonajš odprawy. Z 
    lewej strony mielimy widok na nowe centrum z lnišcymi, nowoczesnymi budynkami, których 
    kontury odcinały się ostro na tle nieba. Po prawej leżało Stare Miasto  centrum arabskie  
    gdzie dominowały przysadziste budowle o niskich dachach, tulšcych się do wzgórza. Linię 
    horyzontu przecinała jedynie wymierzona w niebo włócznia minaretu.
         Po lewej  Europa. Po prawej  Afryka.
         Dla Walkera i Coertzego nie było tu nic nowego. Służšc w wojsku, mieli niejednš okazję do 
    hulanek w Kairze i Aleksandrii. Podczas podróży z Cape Town sporo rozmawiali o czasie 
    spędzonym w wojsku  po włosku. Postanowilimy jak najwięcej rozmawiać po włosku. Choć 
    oni brali lekcje dla zaawansowanych, nie wlokłem się z tyłu, mimo że musiałem zaczynać od 
    zera.
         Ułożylimy niezłš historyjkę dla uzasadnienia naszych poczynań na Morzu ródziemnym. 
    Byłem południowoafrykańskim budowniczym łodzi, starajšcym się w trakcie rejsu pogodzić 
    interesy z przyjemnociš. Badałem możliwoć rozszerzenia swojej działalnoci na lukratywny 
    rynek ródziemnomorski oraz kupna stoczni, gdyby cena i warunki spłaty odpowiadały mi. 
    Atutem tej historyjki było bez wštpienia to, że nie odbiegała zbyt daleko od prawdy i mogła 
    okazać się użyteczna w przypadku, gdybymy rzeczywicie musieli kupić stocznię dla odlania 
    złotego kilu.
         Coertze był górnikiem borykajšcym się z problemami zdrowotnymi.
         Lekarz doradził mu spokojne wakacje, został więc członkiem załogi Sanforda". To miało 
    tłumaczyć zainteresowanie opuszczonymi kopalniami ołowiu.
         Walker, który okazał się najlepszym aktorem, został rednio zamożnym playboyem. Miał 
    pienišdze; pracy nie cierpiał i był gotów posunšć się daleko, aby jej uniknšć. Wyruszył na tę 
    ródziemnomorskš wycieczkę, gdyż Afryka Południowa znudziła go i pragnšł odmiany. Jego 
    zadaniem było załatwienie spraw w Tangerze: nabycie odosobnionego domu, gdzie moglibymy 
    spokojnie wszystko dokończyć.
         Ogólnie rzecz bioršc, byłem zupełnie zadowolony, mimo że Coertze dał mi się niele we 
    znaki podczas podróży na północ. Wyranie nie odpowiadało mu przejęcie przeze mnie 
    kierownictwa. Musiałem wbić mu mocno do głowy, że okręt może mieć tylko jednego kapitana. 
    Zrozumiał dlaczego, gdy za Azorami natrafilimy na burzliwš pogodę. Drażnił go też fakt, że 
    pogardzany przezeń Walker okazał się lepszym żeglarzem.
         Gdy znalelimy się w Tangerze, poczuł się pewniej i starał się odzyskać nasze poważanie 
    oraz nadszarpnięty autorytet. Zdawałem sobie sprawę, że będę musiał zdusić jego przywódcze 
    zapędy.
         Walker rozejrzał się po przystani dla jachtów.
          Niewiele tu łajb  skomentował.
         Była to prawda. Stało tam kilka niezgrabnych łodzi rybackich i elegancki kecz, zmierzajšcy 
    zapewne na Karaiby. Obok cumowało natomiast przynajmniej dwadziecia potężnych 
    motorówek. Siedziały nisko na wodzie i sprawiały wrażenie łodzi niezwykle szybkich. 
    Wiedziałem, do czego służyły.
         Była to flotylla przemytnicza. Papierosy do Hiszpanii, zapalniczki do Francji, antybiotyki 
    tam, gdzie dało się na nich zarobić (chociaż ten handel podupadł), narkotyki za wszędzie. 
    Zastanawiałem się, ile broni przemycano do Algierii.
         W końcu zjawili się urzędnicy kapitanatu i odeszli, pozostawiajšc w deskach wgniecenia od 
    podkutych ćwiekami buciorów. Odprowadziłem ich do motorówki. Gdy tylko odpłynęli, Walker 
    dotknšł mego ramienia.
          Mamy jeszcze jednego gocia  powiedział.
         Odwróciłem się i zobaczyłem łód, płynšcš przez port na wiosłach.
          Lustrował nas przez lornetkę z tamtej łodzi  rzekł Walker. Wskazał na jednš z 
    motorówek.  Póniej wyruszył tutaj.
         Obserwowałem zbliżajšcš się łódkę. Wiosłował bez wštpienia Europejczyk, lecz nie mogłem 
    dostrzec jego twarzy. Kiedy jednak
         zręcznie odbił wiosłem, odwrócił się do burty Sanforda" i podniósł głowę  poznałem go. 
    Był to Metcalfe.
         Metcalfe należał do międzynarodowej bandy nicponi, których jest na wiecie nie więcej niż 
    setka. Sš najemnikami i, nie zważajšc na niebezpieczeństwo, cišgajš w poszukiwaniu pieniędzy 
    wszędzie, gdzie co się dzieje. Widok Metcalfe'a w Tangerze nie zaskoczył mnie, wszak była to 
    od niepamiętnych czasów twierdza piratów. Był miejscem stworzonym wprost dla ludzi jego 
    pokroju.
         Zbliżyłem się z nim trochę w Afryce Południowej, lecz wówczas nie miałem pojęcia, czym 
    się zajmuje. Wiedziałem tylko, że był nieprawdopodobnie dobrym żeglarzem. Wygrał wiele 
    wycigów żaglówek w Cape Town i niemal zdobył mistrzostwo Afryki Południowej. Kupił 
    jednego z moich Falconów" i spędził w stoczni wiele czasu, próbujšc go ulepszyć.
         Lubiłem Metcalfe'a i kilkakrotnie pływałem w jego załodze. W barze jachtklubu wypilimy 
    wiele drinków. Spędził nawet weekend z Jean i ze mnš w Kirstenbosch. Mogło się to 
    przekształcić w trwałš przyjań, lecz nieoczekiwanie opucił Afrykę Południowš, zmykajšc 
    popiesznie przed policjš, cigajšcš go za nielegalny skup diamentów. Nie widziałem go od tego 
    czasu, obijały mi się jednak o uszy jakie wzmianki na jego temat. Czasami też spotykałem jego 
    nazwisko w gazetach. Pojawiało się zazwyczaj w zwišzku z kłopotami w jakich egzotycznych 
    punktach zapalnych.
         Teraz wspinał się na pokład Sanforda".
          Od razu pomylałem, że to ty  odezwał się.  Więc wzišłem lornetkę, żeby się 
    upewnić. Skšd się tu wzišłe?
          Tak sobie pływam  odparłem. Łšczę interesy z przyjemnociš. Przyszło mi do głowy, 
    żeby sprawdzić, jakie sš perspektywy nad Morzem ródziemnym.
         Umiechnšł się szeroko.
          Stary, sš znakomite. Ale ty chyba szukasz czego innego. Skinšłem głowš i 
    powiedziałem:
          Kiedy ostatnio o tobie słyszałem, bawiłe na Kubie.
          Siedziałem przez jaki czas w Hawanie  potwierdził.  Jednak kiepsko się tam czułem. 
    To była prawdziwa rewolucja, przynajmniej do czasu, kiedy wtršciły się komuchy. Z nimi nie 
    mogłem konkurować, więc się wymknšłem.
          Co teraz robisz?
         Umiechnšł się i spojrzał na Walkera.
          Póniej ci opowiem.
          To jest Walker, a to Coertze  powiedziałem. Wymieniono uciski dłoni, po czym znów 
    odezwał się Metcalfe.
          Miło znów słyszeć południowoafrykański akcent. Mielibycie niezły kraj, gdyby nie 
    sprawnoć policji. Gdzie Jean?  zwrócił się do mnie.
          Nie żyje  odpowiedziałem.  Zginęła w wypadku samochodowym.
          Jak to się stało?
         Opowiedziałem mu więc o Chapman's Peak i pijanym kierowcy oraz upadku do morza. W 
    miarę jak mówiłem, rysy jego twarzy tężały. Kiedy skończyłem, powiedział:
          Więc ten drań dostał tylko pięć lat, a jeli będzie grzecznym chłopcem, to wyjdzie za trzy 
    i pół.  Potarł palcem bok nosa.  Lubiłem Jean. Jak się ten skurwiel nazywa? Mam przyjaciół 
    w Afryce Południowej, którzy mogš się nim zajšć, gdy wyjdzie.
          Daj spokój  powiedziałem.  To nie zwróci mi Jean. Skinšł głowš, po czym klasnšł w 
    ręce.
          Zamieszkacie wszyscy w moim domu. Mam doć miejsca dla całej armii.
          A co z łodziš?  odparłem z wahaniem. Umiechnšł się.
          Jak widzę, słyszałe opowieci o tangerskich złodziejach portowych. Trzeba ci wiedzieć, 
    że wszystkie sš prawdziwe. Ale to bez znaczenia. Umieszczę na pokładzie jednego z moich ludzi. 
    Nikt niczego nie kradnie moim ludziom  ani mnie.
         Powiosłował z powrotem i w jaki czas póniej wrócił z Marokańczykiem o poznaczonej 
    bliznami twarzy. Porozumiewał się z nim szybkim, gardłowym arabskim.
          Wszystko załatwione  zwrócił się do mnie.  Rozpuszczę po dokach wiadomoć, że 
    jestecie moimi przyjaciółmi. Wasza łód jest tak bezpieczna, jakby stała w twojej stoczni.
         Ufałem mu. Nie wštpiłem, że w takim miejscu jak Tanger ma spore wpływy.
          Zejdmy na brzeg  zaproponował.  Jestem głodny.
          Ja też  odezwał się Coertze.
          Co za ulga móc skończyć na jaki czas z gotowaniem, prawda?  powiedziałem.
          Człowieku  odparł Coertze.  Wcale bym się nie obraził, gdybym patelni już nigdy na 
    oczy nie zobaczył.
          Szkoda  rzekł Metcalfe.  Miałem nadzieję, że zrobisz mi koeksusters  zawsze 
    smakowało mi południowoafrykańskie żarcie  wybuchnšł miechem i klepnšł Coertzego po 
    plecach.
         Metcalfe miał duży apartament na Avenida de Espana. Oddał mi do dyspozycji oddzielny 
    pokój, a Coertze i Walker zamieszkali razem. Został, żeby pogawędzić, podczas gdy ja 
    rozpakowywałem torbę.
          Za spokojnie dla ciebie w Afryce Południowej?  zapytał.
         Zagłębiłem się w drobiazgowo przygotowanš opowieć o powodach mojego wyjazdu. Nie 
    ufałem Metcalfe'owi bardziej niż komukolwiek innemu, a raczej jeszcze mniej, zważywszy, czym 
    się zajmował. Nie wiem, czy mi uwierzył, czy nie. Zgodził się jednak, że nad Morzem ródziem-
    nym dobra stocznia jachtowa miała szansę na pomylny rozwój.
          Może nie dostaniesz zbyt wielu zleceń na budowę  powiedział.  Z pewnociš jednak 
    potrzebny jest dobry serwis i stocznia remontowa. Na twoim miejscu udałbym się na wschód, w 
    stronę Grecji. Tamtejs...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin