Huberath Marek S. - Ostatni, którzy wyszli z raju.pdf

(1286 KB) Pobierz
Huberath Marek S. - Ostatni, ktorzy wyszli z raju
M AREK S . . H UBERATH
OSTATNI , , KTÓRZY
WYSZLI Z RAJU
WRÓCIEEŚ SNEORG, WIEDZIAŁM
I
Na podłodze kilka jasnych plam formowało rządek. Snorg lubił obserwować,
jak powoli wędrowały po matowej wykładzinie. Odróżniały się od łagodnej
poświaty panującej w Pokoju. Już dawno odkrył, że światło to wpada przez
niewielkie okna pod sufitem. Lubił leżeć na podłodze w tamtym miejscu, tak aby
ogrzewało go ciepło wpadającego światła.
Teraz też tego zapragnął. Spróbował poruszyć rękoma, ale zdołał tylko
bezwładnie zsunąć się z posłania.
- Dags... - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nie mógł poruszać zdrętwiałymi
szczękami.
- Dags... - powtórzył z wysiłkiem.
Jeden z Dagsów odwrócił głowę od ekranu wizora. Zareagował raczej na
łomot spadającego ciała niż na głos Shorga. Moosy cały czas nuciła jakąś melodię,
zastępując słowa cichym bełkotem. Dags kilkoma szybkimi susami doczołgał się do
Snorga. Wymierzył mu policzek. Oba Dagsy miały bardzo silne ręce, zaś z
niedorozwiniętych nóg nie korzystały prawie wcale.
- Wie... wie... - wybełkotał Dags i wykonał kilka rytmicznych ruchów
ramionami, co oznaczało zapewne, że Snorg będzie mógł poruszać rękoma. Zaczął
podłączać do Snorga całą plątaninę instalacji. Drugi Dags również się przyczołgał i z
całej siły ciągnął Snorga za włosy.
Bolało go okropnie, ale właśnie to cieszyło najbardziej.
- I głowa.. głowa... - tłukło się pod czaszką. - Dobrze... jest dobrze.
Dags zaczął mu wpychać palce do oczu. Snorg szarpnął głową i ryknął z bólu.
Pierwszy z Dagsów uderzył drugiego z całej siły, aż tamten spadł i potoczył
się. Z oczu Snorga ciekły łzy i nie widział, czy Dags wkłuł mu w mięśnie wszystkie
przewody i czy należycie przykleił wszystkie elektrody. Ufał jednak, że Dags, jak
zwykle, zrobi to dobrze.
Mógł sobie tylko wyobrażać, jak Dags sprawdza zamocowanie instalacji,
przechylając komicznie głowę na bok - oba Dagsy miały oczy osadzone bardzo
daleko od siebie i stąd te zabawne ruchy.
- Tavegner!... opowiedzieć ci bajkę?... - Snorg usłyszał donośny głos Pieckygo.
Zawsze podziwiał jego wymowę. Teraz też mógł zrozumieć każde słowo,
chociaż brak małżowin usznych ograniczał możliwości jego słuchu. Pieckymu
odpowiedział głośny bulgot.
Tavegner stale leżał bez ruchu i tylko bulgotem dawał znać o sobie. Ale gdyby
Tavegner wstał, byłby z pewnością najwyższy, wyższy od Tib i od Aspe. Tib ciągle
stała i tylko dlatego była najwyższa.
Może i ja byłbym wyższy od niej, gdybym stanął - pomyślał Snorg.
Cieszyła go myśl, że posiada dzisiaj czucie na całej głowie. To męczenie było
małą przysługą wyświadczaną mu co dzień przez Dagsy.
- Piecky, zamknij się! - krzyknęła Moosy. - Potem mu będziesz opowiadał...
teraz ja śpiewam.
Dłonie były nieczułe, jak kloce drewna, ale poruszały się zgodnie z jego wolą.
Pozrywał z siebie całą plątaninę przewodów i rurek. Uszczypnął się mocno w
ramię. Było bez czucia.
Przynajmniej się porusza - pomyślał. Obejrzał rany i otarcia na ciele.
Większość z nich już goiła się. Ale przybyły też dwa nowe skaleczenia po ostatnim
upadku z posłania.
Obrażenia były zmorą Snorga: chwila nieuwagi, niezręcznie potrącony mebel,
i nie wiedząc nawet o tym, rozrywał sobie skórę. Obsesyjnie obawiał się, że nie
zauważy w porę rany i wywiąże się zakażenie.. Doczołgał się do wizora. Obok
nieruchomo stała Tib, a jeden z Dagsów starał się od dołu ściągnąć z niej ubranie.
Kto ją ubiera? - pomyślał. Codziennie Dagsy robiły to samo i co dzień z rana
znów była ubrana. W końcu szara koszula zsunęła się z Tib na podłogę i Dags zaczął
wspinać się po jej nodze.
Snorg przypatrywał się, co nastąpi. Stało się to, co zawsze: mały nic nie
wskórał. Gdy był już dość wysoko, Tib po prostu zaplotła nogę za nogę.
Zrezygnowany Dags przykucnął przed wizorem i gapił się w ekran.
Nie jest taka głupia... - pomyślał Snorg. - Zawsze w porę zdąży z nogami...
Tib była już kobietą - Snorg uświadomił sobie to właśnie teraz. Wyglądała
dokładnie tak, jak pokazywał ekran wizora podczas którejś z kolejnych lekcji.
Ma chyba trochę za wąskie biodra i jest za wysoka, a tak to wszystko się
zgadza... - dotąd patrzył na nią jak na mebel, nieruchomą dekorację Pokoju.
Wydawała mu się zawsze bardzo wysoka i rosła jeszcze z perspektywy podłogi..
Bardzo chciał kiedyś porozmawiać z Tib. Była jedyną osobą w Pokoju, z którą nie
udawało się nawiązać kontaktu. Nawet Tavegner, który leżał nieruchomo jak bryła
mięsa i nie potrafił wypowiedzieć ani słowa, miał wiele ciekawych rzeczy do
przekazania. Trzeba było tylko umiejętnie z nim rozmawiać: ”tak”
- pojedynczy bulgot, ”nie” - podwójny. Tavegner wypełniał sobą prawie pół
Pokoju i długo wszyscy myśleli, że jest taki, jak Tib. Dopiero Piecky wpadł na
pomysł, jak się z nim dogadać. Najpierw Dagsy odkryły, że reaguje na szturchańce,
bo bardzo lubiły przesiadywać na jego rozległym, ciepłym i miękkim ciele. Piecky w
ogóle był bardzo mądry i wymyślił, żeby Tavegner bulgotał ”tak” na właściwą literę
alfabetu, a kiedy chce skończyć słowo, to jeszcze dwa razy na dodatek. Wszyscy się
zgromadzili wtedy wokół niego. Nawet Snorg przyniósł pudełko z Pieckym, a Dagsy
przywlokły Moosy. Wspólnie składali literę po literze, ”Jestem Tavegner” -
powiedział wówczas Tavegner. Potem jeszcze powiedział bardzo wiele innych
rzeczy. Mówił, że lubi, gdy Dagsy łażą po nim, dziękował Pieckymu i prosił, żeby go
trochę przesunęli, bo słabo widzi ekrany. Ostatnio jednak Tavegner się rozleniwił:
woli, żeby mu zadawać pytania, a on tylko potakuje lub zaprzecza.
Snorg podsunął się do Pieckygo.
- Ty, Piecky, to jesteś mężczyzną czy kobietą?... - zapytał i zaczął rozwijać
prześcieradełko.
- Odczep się, Snorg... odwal się, do jasnej cholery... Ja jestem po prostu
Piecky... - małe ciałko Pieckygo wyrywało się gwałtownie. Snorg odwinął go w
końcu do reszty i zaraz z powrotem zaczął zawijać.
- Ty rzeczywiście jesteś Piecky... - powiedział.
- Mówię ci to, durniu, już od dłuższego czasu... - Piecky pogardliwie
wykrzywił wargi. - Dagsy dawno by już odkryły, gdyby było inaczej...
Piecky miał wspaniałą głowę, nawet większą od głowy Snorga i
ukształtowaną niezwykle prawidłowo, znacznie lepiej nawet niż głowy tych, których
oglądał na ekranach.
- Masz wspaniałą głowę, Piecky - powiedział Snorg, żeby go trochę
udobruchać.
Piecky aż pokraśniał.
- Wiem o tym, a ty masz dość paskudną gębę, chociaż też całkiem
prawidłową, gdyby nie te uszy... których nie ma - odparł. - Jestem dużo mądrzejszy i
będę jeszcze długo istniał, gdy was już skasują...
- Co mówisz? - spytał Snorg.
- Nic... Podaj mi ssawkę.
Snorg wyciągnął ze ściany przewód do usuwania wydalin, podpiął Pieckymu
i odsunął się. Wizor pokazywał drzewa, wiele drzew. Były piękne i kolorowe,
poruszały się rytmicznie.
Snorg nigdy nie widział drzewa i zawsze marzył, żeby na nim leżeć.
Wyobrażał sobie, jak gałęzie ułożą się wokół niego w miękkie, ciepłe posłanie. Wizor
zawsze pokazywał rzeczy piękne: rozległe krajobrazy, ludzi zbudowanych
prawidłowo, uczył różnych pożytecznych rzeczy. Snorg czuł żal i winę. Żałował, że
nie jest tak piękny jak ci inni ludzie, widziani na ekranie wizora i wykonujący różne,
- skomplikowane czynności. Z perspektywy podłogi i własnej niesprawności ci inni
wydawali się niemal doskonałymi. Był przekonany, że to jego wina, że jest taki, jaki
jest, a nie taki, jak ludzie z pięknych obrazów ekranu, chociaż nie rozumiał, dlaczego
jest to jego wina. Patrząc na ekran, zapominał o wszystkim. Oczyma chłonął widoki i
wiedzę, która płynęła z ekranu. Oglądał i poznawał wiele rzeczy, których nigdy w
Pokoju nie było i których nigdy by nie zobaczył, gdyby nie wizor.
Na ekranie ukazała się kobieta. Stała nieruchomo. Na jej przykładzie
demonstrowano, jakie proporcje ciała powinna mieć poprawnie zbudowana kobieta.
Obok ekranu stała nieruchomo Tib i patrzyła przed siebie szklanym wzrokiem.
Porównywał jej budowę z tamtą z ekranu. Tib była łysa, zupełnie łysa, nie miała ani
jednego włosa na ciele i przez to jej głowa różniła się bardzo od głowy tamtej
kobiety, ale Snorg spróbował wyobrazić sobie włosy na jej głowie i wtedy nie było aż
tak źle. Miała delikatne małżowiny uszne, lekko odstające i pod światło nieco
przeświecające. Tych uszu Snorg zazdrościł jej szczególnie. Na ekranie pojawiły się
linie zaznaczające poprawne proporcje ciała. Snorg podczołgał się do Tib, aby
sznurkiem zmierzyć jej proporcje. Nie dość, że jej obie ręce miały równą długość,
podobnie jak i nogi, że ręce miała krótsze od nóg, to i w najdrobniejszych
szczegółach jej budowa zgadzała się ze wzorcem. Aby jeszcze porównać rozmiary jej
głowy z resztą ciała, przyklęknął i wyciągnął ręce do góry. Wszystko się idealnie
zgadzało - spojrzał na nią z podziwem.
Ciało ma w pełni poprawne - pomyślał i uświadomił sobie, że udało mu się
uklęknąć na bezwładnych nogach. Natychmiast upadł.
Szum w uszach świadczył, że upadek był połączony z utratą przytomności.
Gdy ucichł, Snorg usłyszał, jak Piecky głośno krzyczy do Moosy.
- Daj spokój! Nie broń się... Skończy i sobie pójdzie - mówił Piecky.
Moosy głośno szlochała.
- Nie znoszę tego... To ohydne zwierzę... Przestań! Zostaw mnie wreszcie!...
Snorg podniósł głowę: to jeden z Dagsów wdrapał się do skrzynki z Moosy.
To powoli robi się nieznośne - pomyślał. - Nie można się im sprzeciwić... nie
można sobie z nimi poradzić.
Dags przestał głośno sapać i zeskoczył na podłogę.
II
Piecky miał opowiadać bajkę. Dagsy przymocowały mu rękę, którą mógł
wykonywać bardzo ograniczone ruchy. Nieustannie drapał się nią po twarzy.
- To znakomite, to świetne - powtarzał. - Nie umiecie posługiwać się swoimi
ciałami..
Kilka uderzeń wymierzonych przez Dagsy szybko doprowadziło go do
porządku.
Zaczął opowiadać.
- To był piękny sen - Piecky przymknął oczy. - Unosiłem się w powietrzu...
Było cudownie... Miałem takie czarne, płaskie skrzydła po bokach, jak pokazują
czasem w wizorze...
Powietrze poruszało się wraz ze mną. Było cudownie chłodno... - mówił coraz
ciszej, jakby do swoich myśli. - Obok leciała Moosy. Jej skrzydła były
jaskrawozielone. Miała cztery skrzydła i trzepotała nimi tak, że żałowałem, że jestem
tylko Piecky...
Z kąta rozległ się donośny bulgot.
- Tavegner prosi, żebyś opowiadał głośniej - powiedział Snerg, a następny
głuchy bulgot to potwierdził.
- Dobrze, będę mówił głośniej - Piecky jakby się otrząsnął. - Pokój stawał się
coraz mniejszy i mniejszy - kontynuował - a wszystko wokół coraz bardziej zielone.
W dole leciały oba Dagsy, leciały też tam, gdzie my... i było cudownie, bo niebo, ku
któremu leciałem, było wielkim ekranem wizora i widać było coraz wyraźniej
ziarenka ekranu. Mogłem poruszać się we wszystkich kierunkach...
Z kąta, gdzie stała skrzynka z Moosy, rozległ się cichy szloch. Snorg
przyczołgał się w jej stronę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin