Witold Pilecki - poemat Sukurcze.txt

(21 KB) Pobierz

                W Nowogr�dzkiej Ziemi nad rzeczk� Lidziejk�
                Co przep�ywa obok zamku Giedymina,
                Roz�o�ony wok� starego zamczyska,
                Od wiek�w istnieje prastary gr�d - Lida.

                Od Lidy na zach�d kieruj�c si� stale,
                Zanim si� Dzitw� osi�gnie w jej biegu,
                Przed rzeczu�k� Krupka,co p�ynie przez olsze,
                Z trudem mo�na dojrze� dw�r stary ukryty
                W�r�d haszczy - w zaro�la g��boko zaszyty.

                Tu le�� Sukurcze z ich �wietn� przesz�o�ci�,
                W niepami�ci ludzkiej dawno pogrzebane.
                Sukurcze ze wzgl�du na ziemi� pszeniczn�
                Przez lidzkich rolnik�w "z�otym jab�kiem" zwane.
                Posiada�y niegdy� b�r wielki, sosnowy
                Ci�gn�cy od dworu - a� po sam� Lid�.

                Za "miatie�no��" - w okresie Powstania Moskale cz�� lasu
                Sukurczom zabrali i odt�d pod Lid� - ciemne pasmo las�w
                Uznano za lasy, co przesz�y na sta�e
                Do rz�du ruskiego - po wieczne ju� czasy.

                Przed laty, gdy dobra znacznie wi�ksze by�y,
                Pomi�dzy rodze�stwo podzielono ziemi�,
                Jednemu z dw�ch braci - oddaj�c Sukurcze,
                Drugiemu - buduj�c dw�r - hen, tam za polem,
                St�d drug� po�ow� - "Zapolem" nazwano.

                Wie�, niegdy� przy samych Sukurczach le��c�
                Nazwiskiem dziedzic�w przezwano - Domeyki.
                Zosta�a nast�pnie, dla potrzeb maj�tku
                O staja� kilkoro - za las - przeniesiona.
                S�dziwe Sukurcze wraz ze wsi� Domeyki,
                Jak r�wnie� Zapole i wioska Rupeyki,
                Stanowi�c warsztaty i si�� robocz�,
                W harmonii od wiek�w ze sob� wsp�y�y.
                Przyk�ad zgody daj�c i poszanowania,
                Jak g�owy rz�dz�cej - tak roboczej si�y.
                S�siedzkie przys�ugi wci�� �wiadcz�c nawzajem,
                Zdo�a�y u ludzi zapisa� si� w sercach,
                Swe nazwy g��boko w pami�ci utrwali�.

                Na p�noc od Sukurcz - wie� Krupa le�a�a.
                T� przestrze� - co wiosk� dzieli�a od dworu
                Konno mo�na przeby� w jeden pacierz - cwa�em.
                Tu� prawie przy wiosce, na wzg�rzu - w�r�d mogi�,
                Sta� ma�y ko�ci�ek parafialny - z drzewa:
                Stawiany by� z bali, dach kryty mia� gontem.
                (Parafi� zamkni�to za rz�d�w Moskali).
                P�yn�a st�d rzeczka co Krupk� si� zwa�a
                I w biegu tworzy�a kolejno dwa stawy.
                Z nich pierwszy by� wi�kszy, przy Krupa maj�tku
                Weso�o le��cym na wzg�rzu, przy wodzie,
                I drugi staw mniejszy - "starym stawem" zwany,
                Na niskich, do Sukurcz nale��cych ��kach.

                P�yn�c dalej - Krupka wpada�a do Dzitwy.
                Przed wiekiem - m�yn wodny na starym sta� stawie
                I wolno obraca� m�y�skim ko�em - pchanym
                Spadaj�c� wod� z koryta zastawy.
                W nowszych czasach po nim zosta�o tu szcz�tk�w
                Niewiele: zastawy, tudzie� - wa� sypowy
                Co niegdy� by� grobl�, przed wieloma laty.
                M�yn teraz obraca ko�o nieco �wawiej.
                Zbudowany wy�ej, przy wi�kszej zastawie,
                Przy Krupa maj�tku - i przy wi�kszym stawie.

                Mniej lub wi�cej w �rodku Sukurczowskiej ziemi,
                Po�o�one by�o samo serce Sukurcz:
                Dw�r stary - rozleg�y, park wielki, dziedziniec,
                Mi�o�� moja rzeczy tych - chyba powodem,
                �e dla mnie nie by�o nic r�wnie pi�knego,
                Lecz nawet i przybysz lub obcy podr�ny
                Bez trudu znajdowa� tu urok i pi�kno.

                Park nazywali�my po prostu ogrodem,
                By� to owocowy sad - dawno sadzony,
                Alej� lip starych z trzech stron os�oniony
                Ogromne, od do�u mchem burym poros�e,
                Mnie wtedy zdawa�y si� wprost niebosi�ne,
                Pszcz� pe�ne i ptak�w, zapachu miodnego,
                Co w czerwcu uderza� jak wino do g�owy.

                �cie�nione tu lipy - tak by�y sadzone,
                �e pnie w wielu miejscach zrasta�y si� z sob�,
                Strzela�y ku g�rze - z pnia nieraz jednego
                Pot�ne bukiety drzew kilkusetletnich.
                Konary tworzy�y niby �cian� zwart�,
                Splecion� tak �ci�le, �e nawet w s�oneczne
                I skwarne po�udnie czerwcowych dni lata,
                W alejach by� p�mrok i ch�odek przyjemny.

                Zaledwie tu i �wdzie, smugami �wietlnymi
                Uko�nie wnika�y z�ociste promienie,
                Miejscami jaskrawe i w�skie jak snopy
                Pe�za�y po dr�kach, po pniach i konarach,
                Migotliwe, szybkie - od drzew i ga��zi,
                Ko�ysanych wiatrem zale�ne - wci�� �ywe,
                Dobywa�y z mrok�w na �wiat�o wnikliwe
                Ruch i �ycie drobnych muszek, �my rozlicznych
                Odmian, rozmaitych gatunk�w �limaki.

                W alejach - w tej masie pomieszcze� dla ptak�w,
                Od �witu - do p�na panowa� ruch wielki
                I �wiergot skrzecz�cej, pierzastej czeredy,
                Wznosz�cy si� w g�r� przyjemnym rozgwarem
                Szczebiotu i �piewu na r�ne sposoby.

                Tu - w jasny dzie� letni - w�r�d mrok�w lip starych,
                Puhacze i sowy - tak jakby o zmierzchu,
                Stawa�y na drodze skrzydlatej gromadzie,
                Co spiesznie z pokarmem d��y�a do dziupli...

                W dziecinnych mych latach, sad ca�y na prze�aj
                Lubi�em przebiega� w rozlicznych kierunkach
                Si�gaj�c po jab�ko, to znowu - po �liwk�,
                Lub po najsmaczniejsz� - pe�n� aromatu,
                Tak bardzo soczyst� - dzi� ma�o ju� znan�,
                Przepyszn� odmian� gruszki - "sapie�ank�".

                Mkn�c "pierwsz�" alej� w podskokach - w g��b sadu,
                Po prawej mija�em ogromnych rozmiar�w,
                Pie� drzewa �ci�tego przed wielu latami,
                W kt�rego spr�chnia�ym i pustym ju� wn�trzu
                Czasami zabawy skupia�y nas - dzieci
                Kilkoro, natomiast, w stoj�cej postawie -
                Bez trudu - pie� m�g� nas pomie�ci� o�mioro.

                 

                Tu� obok, g�az wielki spoczywa� od wiek�w
                I r�s� - jak m�wiono - od �wiata pocz�tku,
                Na g�azie, doko�a - wyrasta� mech bury,
                A razem z mchem - ros�y tu r�wnie� legendy.

                Lecz dawne powie�ci o losie kamienia,
                Uchodz�c wraz z czasem w krain� wspomnienia,
                Ostatnio raptownie zosta�y zatarte
                Przesz nowsze, zupe�nie niezwyk�e zdarzenie:

                Zwyczajny garnuszek niewielkich rozmiar�w
                Z lanego �elaza - przezwany saganem,
                Lecz pe�en z�ocistych i d�wi�cznych dukat�w,
                Pod p�azem czas d�u�szy bezpiecznie si� skrywa�.

                Obecnie zosta�y - og�lnie rzecz znana -
                Le��ce doko�a czerepy sagana,
                Rozbite �opat� przez dw�ch robotnik�w,
                O kt�rych wiedziano, �e od tamtej chwili,
                Jak gdyby pod ziemi� zapadli si� - skryli! -

                Znikn�li z okolic i �lad po nich zagin��,
                A mia� ten skarb znale�� - zupe�nie kto� inny:
                �ni� nawet o z�ocie - we �nie mia� wskaz�wki
                O miejscu schowania pod g�azem sagana -
                Wi�c kaza� tu kopa� nie m�wi�c o celu.
                Lecz c�? gdy "uriadnik" - kanalia przyjecha�,
                Akurat w tym czasie i dw�ch robotnik�w...
                Porzuci� na chwil� zmuszony cho� nierad -
                Oddali� si� z sadu, - a skarb - tak jak w bajce -
                Sam dosta� si� w r�ce dw�ch obcych i przepad�.

                Zosta�a jedyna z�ocista moneta,
                Co mog�a skorzysta� z chwilowej gor�czki
                Umys��w, ol�nionych tak nag�ym bogactwem,
                I skrycie si� tocz�c z r�k dr��cych znalazc�w
                Zdo�a�a wzrok zmyli� i przepa�� za g�azem.

                W tym miejscu, gdzie "pierwsza" aleja si� ko�cz�c,
                Skr�ca�a w lewo i pod prostym k�tem
                Tworzy�a pocz�tek alei nast�pnej,
                By� ma�y pag�rek z zsypanej tu sieni,
                Wybranej ze zbie�nych dw�ch row�w g��bokich,
                I od czas�w dawnych - nazywa� si� "g�rk�".

                Ta g�rka, zakryta z trzech stron zaro�lami:
                Spirej�, bzem, krzewem o dziwnych jagodach,
                Rosn�cych swobodnie przez d�ugie ju� lata
                Robi�a wra�enie altany cienistej -
                Stworzonej wy��cznie natury kaprysem.
                Jedynie od Krupy - by� wolny wgl�d w teren
                I wzrok m�g� swobodnie w dal wybiec - na pola.
                Pod daszkiem z ga��zi, co same si� splot�y
                W misterny parasol, chroni�cy w�r�d lata
                Od deszczu - istnia�a niewielka �aweczka
                Dla tych, kt�rzy chcieli si� ukry� od �wiata...

                Tu m�odzi �ni� mogli o szcz�ciu: we dwoje,
                Wtuleni w bz�w kwiecia pachn�ce oki�cie,
                Wzrok wznosz�c ku niebu, sk�d do nich gwiazd roje
                Mruga�y w noc letni�, a ksi�yc przez li�cie
                S�a� srebrn� po�wiat� i w�r�d tajemniczych
                P�cieni - utrwala� czarowny �wiat bajki.
                Ws�uc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin