Maria Konopnicka - Nasza szkapa.txt

(59 KB) Pobierz
NR ID   : b00107
Tytu�   : Nasza szkapa
Autor   : Maria Konopnicka


Zacz�o si� od starego ��ka, co�my na nim we trzech sypiali.

Tego dnia ojciec z�y czego� z rzeki wr�ci� i siad�szy na �awie, r�k� g�ow� podpar�. Pyta si� matka raz i drugi, co mu, ale dopiero za trzecim razem odpowiedzia�, �e si� ta robota ko�o �wiru sko�czy�a i �e szkapa tylko piasek teraz wozi� b�dzie. Zaraz mnie Felek szturchn�� w bok, a matka j�kn�a z cicha.

Mia� ojciec nad wieczorem po doktora i��, ale mu jako� niesporo by�o. 
Chodzi�, medytowa�, po k�tach poziera�, a� stan�� przed matk� i rzek�:
- Co ch�opakom po ��ku, Anulka? Sypiam ja na ziemi, to� i oni mog�.

Spojrzeli�my po sobie. Dwie z�ote iskry zab�ys�y w siwych oczach Felka. 
Prawda! Co nam po ��ku? Piotrusia tylko pilnowa� trzeba, �eby z niego nie spad�.
- Dalej! jazda! - krzykn�� Felek i zanim matka odpowiedzie� zd��y�a, ju�e�my we trzech siennik na ziemi� �ci�gn�li, a Felek koz�y wywraca� na nim zacz��.

Po �ci�gni�ciu wszak�e siennika okaza�o si�, �e desek w ��ku brakuje dw�ch, a bok jeden ze wszystkim od�azi. Nie chcia� tedy "handel", kt�rego mi ojciec zawo�a� kaza�, o ��ku ani gada�, pieni�dze naliczone miedziakami zgarn�� w mieszek, zwi�za� i za cha�at na piersi zasun��. Opu�ci� mu ojciec dziesi�tk�, potem dwie, potem z�ot�wk� ca��, ale si� �ydzisko upar�o. Z sieni dopiero brod� do izby wsadzi�, post�puj�c p� rubla bez siedmiu groszy, je�li mu ojciec i poduszk� sprzeda.

Zawaha� si� ojciec, spojrza� na nas, spojrza� na matk�; wszystkiego razem mia�o by� jedena�cie z�otych.
- C�, ch�opaki? - zapyta� wreszcie - obejdziecie si� bez poduszki tymczasem, p�ki matka chora?
- Ojej! - wrzasn�� Felek przyduszonym g�osem, gdy� w�a�nie na g�owie sta�, a nie zmieniaj�c pozycji poduszk� na izb� cisn��. Chwyci� j� Piotru� i na 
Felka rzuci�. Felek zn�w na mnie, a� nam j� "handel" z r�k wyrwa�, �eby�my nie poszarpali.
- Ale bez poszewki? - odezwa�a si� s�abym g�osem matka.

Natychmiast wyrwali�my ,"handlowi" poduszk�, kt�r� ju� pod pach� trzyma�, i zacz�li�my z niej poszewk� �ci�ga�.

Po �ci�gni�ciu wszak�e poszewki okaza�o si�, �e poduszka w jednym rogu rozpruta i �e si� z niej pierze sypie. Zn�w tedy "handel" jedenastu z�otych da� nie chcia�, tylko dziesi�� bez pi�tnastu groszy.

Targ w targ, zgodzi� si� z ojcem na ca�e dwa ruble, ale �eby mu jeszcze nasz� ko�dr� doda�.

Ojciec spojrza� na matk�. By�a tak os�abion� i blad�, �e wygl�da�a jak martwa le��c na wznak, z g��boko zapad�ymi oczami.
- Anulka!... - szepn�� ojciec pytaj�co.

Ale matk� chwyci� kaszel, wi�c odpowiedzie� nie mog�a.
- My tam ko�dry, prosz� ojca, nie chcemy! - krzykn�� Felek. - My si� tylko o t� ko�dr� co noc bi� musimy. Niech Wicek powie!...
- Prawda, prosz� ojca! - potwierdzi�em gorliwie. - Co noc si� bi� musimy, bo spada...

"Handel" ju� ko�dr� zwin�� i pod pach� wsadzi�. Wybiegli�my za nim z tryumfem w podw�rko.
- Wiecie? - krzykn�� Felek ch�opakom, co tam w klip� grali - "handel" kupi� nasze ��ko, ko�dr� i poduszk�! B�dziemy teraz na ziemi na sienniku spali!...
- Wielka parada! - odkrzykn�� blady J�zek od krawca z lewej oficyny. - Ja ju� dwa lata u majstra na ziemi sypiam, i bez siennika nawet.

Zaimponowa� nam. Sypianie takie nie by�o wi�c ju�, wida�, wynalazkiem naszym.

Tego dnia by� u nas doktor, a ja biega�em a� dwa razy do apteki, bo matce zn�w by�o gorzej, ale kiedy przyszed� wiecz�r, to�my ledwie ziemniaki doje�� mogli, tak nam pilno by�o na siennik, kt�ry�my sobie u�o�yli w k�ciku za piecem. Felek to nawet z chlebem w r�ku do pacierza kl�kn�� i ogl�daj�c si� raz w raz na siennik w trzy migi "Ojcze nasz" i "Zdrowa�" przetrzepa�, tak �em ja ofiarowania nie zacz��, a on ju� si� w piersi bi�, a� dudnia�o w izbie, i tylko katank� zrzuciwszy zaraz si� od pieca 
po�o�y�. Co prawda, to i ja mia�em my�l, �eby si� od pieca po�o�y�, ale mi si� ju� z Felkiem zaczyna� nie chcia�o, wi�c go tylko paln��em w ucho i po�o�y�em si� od �ciany, a Piotrusia to�my mi�dzy siebie wzi�li. Zrazu zdawa�o mi si�, �e mi g�owa gdzie� z karku ucieka, bom do poduszki nawyk�, ale potem pod�o�y�em sobie �okie� - i dobrze.
- Czym�e ja was, robaki, odziej�? - rzek� ojciec patrz�c, jake�my si� jeden do drugiego tulili.
Obejrza� si� po izbie, zdj�� z ko�ka sw�j p�aszcz granatowy i rzuci� go na nas.

Wrzasn�li�my z uciechy i natychmiast powsadzali�my r�ce w r�kawy. Piotru� tylko piszcza� nie mog�c do nich trafi�, ale�my go z g�ow� peleryn� nakryli, wi�c ucich�. Ojciec, nim si� po�o�y�, raz jeszcze podszed� do nas.
- No i c�? Ciep�o wam, b�ki? - zapyta�.
- Mnie tam ciep�o - odpowiedzia�em z g��bi p�aszcza.
- A mnie jak! - krzykn�� Felek. - O, prosz� ojca, jak mi to gor�co.

I wystawi� swoje d�ugie, chude nogi, �eby okaza�, jako o przykrycie nie dba.

Istotnie, przyjemne ciep�o sz�o na nas z pieca, bo ojciec koksu przede wieczorem przyni�s�, ogie� rozpali� i matce herbat� gotowa�. Usn�li�my te� zaraz. Ale nad ranem zrobi�o si� nagle bardzo ch�odno. Poci�gn��em tedy p�aszcz w swoj� stron�. Felek zrazu skurczy� si� przez sen, ale potem i on p�aszcza ci�gn�� zacz��; a gdym nie puszcza�, bo ju�ci� od pieca cieplej jemu ni�eli mnie by�o, sam si� g��biej pod niego wsun�� usi�owa�.

Przy tym wsuwaniu si� musia� jako� nacisn�� Piotrusia, bo malec nagle piszcze� zacz��, a potem si� na dobre rozbecza�.

Matka st�kn�a z cicha raz i drugi.
- Filipie! Filipie! - rzek�a s�abym g�osem - a zajrzyj no do ch�opc�w, bo Piotru� czego� p�acze...

Ale ojciec spa�.
- Ch�opcy! - odezwa�a si� znowu matka - a czego tam Piotru� p�acze?
- To Felek, prosz� mamy! - odrzek�em.
- Nieprawda, prosz� mamy, to Wicek! - zaprzeczy� natychmiast rozespanym g�osem.

Matka ci�ej jeszcze st�kn�a, a gdy malec nie przestawa� p�aka�, zwlok�a si� z ��ka, wzi�a Piotrusia na r�ce i zanios�a go na swoj� po�ciel. Zaraz te� nam si� placu wi�cej zrobi�o, wi�c mi Felek da� s�jk� w bok, ja mu te� i odwr�ciwszy si� od siebie spali�my wybornie do samego rana.

W par� dni potem znowu przyszed� "handel". Nikt go nie wo�a�, ale przyszed� tak z grzeczno�ci, jak m�wi�, dowiedzie� si�, czy matka zdrowsza. Zaraz te� zacz�� chodzi� po izbie, ogl�da� szaf�, sto�ki. Ale ojciec pochmurny by� czego� i gada� wiele z nim nie chcia�.

Nazajutrz "handel" znowu przyszed�. Tego dnia mieli�my na obiad ziemniaki z sol� tylko, bo okrasy brak�o; chleb te� si� jako� sko�czy�, a Piotru� do ochrony bez �niadania poszed�. Mnie ojciec kaza� worek na w�gle szykowa�. Szturchn�� mnie Felek w bok, �e to niby ciep�o b�dziemy mieli, bo wiatr strasznie po izbie �wista�, i zaraz my si� roze�mieli. Sta�em ju� z workiem chwil�, ale ojciec zapomnia� wida� o w�glach, bo siedz�c na matczynym ��ku zaduma� si� i w�sy skuba�. Chrz�kn��em raz, nie spojrza� nawet w moj� stron�, chrz�kn��em drugi raz, spojrza�, jakby mnie nie widzia�; a na to w�a�nie "handel" wszed� i szaf� targowa� zacz��.

Przest�puj�c z nogi na nog� czeka�em jeszcze chwil�, ale mi okrutnie pilno by�o, bo woda ko�o pompy zamarz�a i Felek polecia� je�dzi�; zaryzykowa�em tedy i chrz�kn��em raz trzeci. Jak si� te� ojciec nie odwr�ci, jak nie palnie pi�ci� w st�! Skoczy�em duchem do sieni, ma�om przez pr�g nie pad�, a "handel" te� wyszed� nie bawi�c i na �ydka z przeciwka palcem, kiwa� zacz��. Ojciec mnie tymczasem zawo�a�, cho� mu si� jeszcze r�ce trz�s�y czego�, szesna�cie groszy odliczy� i po w�gle biec mi kaza�.

Kiedym wr�ci�, "handel" i �ydek z przeciwka wynosili szaf�. Ojciec ode drzwi zast�pi�, �eby du�o mrozu nie nasz�o, matka odwr�ci�a g�ow� do �ciany i st�ka�a z cicha.

Usuni�cie szafy z k�ta, gdzie sta�a, jak tylko zapami�ta� mog�, odkry�o nam nowe widoki; przykucn�li�my tedy w�r�d nagromadzonych tam �mieci i rozpocz�y si� poszukiwania. Felek znalaz� guzik blaszany, kt�ry sobie zaraz na r�kawie przyszy�, a ja wygrzeba�em patykiem za szpary du��, zardzewia�� ig�� oraz bo�� kr�wk� z podkurczonymi pod siebie n�kami i wyszczerbionym skrzyde�kiem. Natychmiast zacz�li�my na ni� chucha�, ale by�a zdech�a.

Za ka�dym z tych odkry� wykrzykiwali�my rado�nie, a ojciec nie m�g� nas nap�dzi� do kaszy, kt�r� nam zgotowa� na obiad i kt�rej tylko matka je�� nie chcia�a. Przetrz�sn�li�my nareszcie wszystko, a przekonawszy si�, �e ju� �adnych wi�cej skarb�w w k�cie nie ma, wymietli�my reszt� �mieci do sionki.

Teraz dopiero spostrzeg�em, �e w miejscu, gdzie sta�a szafa, kawa� �ciany bielszy si� wydawa� ni�eli reszta izby; udzieli�em tej wiadomo�ci Felkowi, a �e i matka w k�t ten patrzy�a smutnym wzrokiem, wsta� tedy ojciec od kaszy, wyszuka� w skrzynce dwa gwo�dzie i w �w ja�niejszy kawa� �ciany wbiwszy powiesi� na nich matczyn� sukni� br�zow� od �wi�ta i t� drug� modr�, codzienn�, chustk� je pi�knie okry� i z bok�w obcisn��. Wygl�da�o to bardzo dobrze, a Felek z Piotrusiem zaraz si� "w chowanego" bawi� tam zacz�li.

Matce w tych czasach pogorszy�o si� jako�; doktor jej kaza� dobry ros� i �wie�e mi�so je��, a cho� p�aka�a na tak� utrat� i, jak mog�a, ojcu broni�a, to jednak co� przez tydzie� do rze�nika co dzie� lata�em kupuj�c czasem i ca�e p� funta.

A "handel" to ju� tak do nas przywyk�, �e czy go kto wo�a�, czy nie wo�a�, co dzie� cho� przez drzwi zajrza�. Ju� nawet Hultaj, pies str�a, nie szczeka� na niego. Po szafie kupi� od nas "handel" cztery na orzech bejcowane krzes�a, co�my na nich do obiadu siadali. Przy tych krzes�ach to�my mieli uciech�, bo "handel" nie m�g� wi�cej wzi�� sam jak dwa, a drugie dwa sami�my nie�li a� na Ordynackie.

Na g�owach my z nimi paradowali samym �rodkiem ulicy, a Felek tak wrzeszcza�: "na bok! na bok!", �e a� doro�ki stawa�y. "Handla" zostawili�my za sob� het precz, cho� �ydzisko p�dzi�o za nami krzycz�c, �e�my rozb�jniki, szwarcjury i inne tam takie �ydowskie wymys�y. Dopiero na Ordynackiem dalej b�bni� w sto�ki. Pozlatywali si� ludzie, my�leli, �e "sztuki", a� przecie nas "handel" dopad� i chwyciwszy si� za brod� na ono zbiegowisko przy sto�kach, trzygroszniak nam da�, �eby�my sobie poszli.

Tak nam ta wyprawa zasmakowa�a, �e�my si� tylko pytal...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin