Maria Konopnicka - Jak Suzin ZginÄ…Ĺ‚.txt

(26 KB) Pobierz
NR ID   : b00100
Tytu�   : Jak Suzin zgin��
Autor   : Maria Konopnicka


Jak Suzin zgin��

Spod Pren, gdzie zasz�a lekka potyczka, ot, pierwsze grzmienie przed burz�, �ci�gn�� Suzin nasz oddzia� i w bok od traktu ruszy�, sk�d czernia�y bory. Szed� spieszno.
Traktem wali�a gwardia, co� osiem tysi�cy �o�nierza, prosto na Staciszki. �e idzie walna bitwa, czuli�my to wszyscy.
Jako� po forsownym marszu opar� si� Suzin o bory i czeka�. Nie by�a nas moc. Ale duch tak zwarty jedn� srog� wo�a, �e po �ci�ni�tych ni�, stwardnia�ych sercach, kul� by przetoczy�.
Tworzy� oddzia� nasz czwart�, mo�e pi�t� nawet cz�� og�lnej si�y powsta�czej w Augustowskiem, kt�rej sile przywodzi� naczelnej Romatowicz. Ten, ruszywszy lud od Sejn, Mariampola, Kalwarii do Augustowa, pod imieniem Wawra w partyzantk� si� rzuci�, o dob�r oficer�w nad wszystko troskliwy.
- Soko��w mi trzeba! - m�wi�. - Soko�y lud porw� i w szponach ponios�!
Ale mu si� nie wszyscy udali.
My pod Suzinem szpon ten czuli t�go. Nie b�lem, ale gor�co�ci� i p�dem go czuli. Pali�, rwa� w g�r� przed siebie, a cz�sto nad siebie. W b�j, to w b�j; w �mier�, to w �mier�, aby g�rnie, bohatersko, pi�knie. Sam Suzin te� stworzony by� jakby na to, �eby go ludzie kochali i szli w ogie� za nim.
Smuk�y, dorodny szatyn, twarz bia�a w kolorach, broda pe�na, w�os bujny, oko �ywe, pogodne, daleko widz�ce. W�dz w ka�dym calu i ukochanie �o�nierzy, dba�y o najlichszego ciur� jak brat i jak ojciec.
- Na �mier� was mam, ale nie na zmarnowanie! - powiada�.
Na ca�ym te� obszarze ziemi polsko-litewskiej nie by�o chyba tak dzielnej partii, jak nasza. Szczeg�lnie my, strzelcy. Po r�wno w szare kurty powsta�cze odziani, przepasani czarnymi pasy, mieli�my sztucery belgijskie bij�ce tak, �e ledwo� cel upatrzy�, a cyngla ruszy� - trup.
Podobno szlachta, kt�rej tam w owych stronach jak maku, nie wierzy�a zrazu tej broni. Sztucer sztucerem, a ka�dy z ichmo�ci�w wola� kozi� nog�, z kt�rej przywyk� na podorach do zaj�cy puka�, i tej dufa� nade wszystko inne.
Dopiero kiedy m�ody Suda i Konewicz Jakub, zadawszy sobie niehonor rodowy, przed Prenami jeszcze do pojedynku, cho� tego mocny zakaz by�, przyszli, odmieni�o si� owo dufanie. Ci bowiem adwersarze, nie chc�c si� na �mier� uszkodzi�, �e to wtedy ka�dy �ywot ojczy�nie patrza�, w�asnych poniechawszy fuzyjek, a sztucer�w si� jako nie tak zab�jczej, ich mniemaniu, broni chwyciwszy, obaj, id�c ku sobie, na komend� strzelaj�cy, legli.
Za czym buchn�o po szlachcie tak wysokie i pewne o broni tej rozumienie, i� sztucery jak sakrament z nabo�e�stwem bra�a, stoj�c pod nim jak mur i jak twierdza.
Take�my te� stan�li pod onych bor�w �cian�, miawszy za sob� kosynier�w od Augustowa. Ch�opy to by�y niegwa�tem wielkie, zawi�d�e, �mia�e, sucho�y�e, a tak zwarte z sob�, jak �ywiczna miazga.
Nie nosi� lud ten nasz kurt powsta�czych, ale jak w lnach bia�o odzian z chat w posto�ach wyszed�, tak si� we lnach zosta�, kt�ry z p�achetk� przez plecy, kt�ry z misternie plecion� kobia�k�, milcz�cy, zadumany, z brzeszczotem, na sztorc przed sob�, biela� skro� sosen borowych jak brze�niak w wio�nianej korze. Ci patrzyli w Suzina jak w Boga. Suzin czeka�. Sam bitwy przyj�� by nie m�g�, ale z posi�kowymi oddzia�ami, kt�rych zadaniem by�o zaj�� nieprzyjacielowi ty�y i sprawi� dywersj� - m�g�. 
Pozycja przy tym by�a dobra, a roz�o�enie si� naszych jak najprzyja�niejsze. Ten twardy trzon boru, na kt�rym my stali, zni�a� si� ku po�udnio-zachodowi w przepa�� bagnist�, w trz�sawiska, oparem b�ot grz�skich nakryte, kt�re ubezpiecza�y nam ty�y. Po drugiej stronie traktu oddzia� Kija�skiego nad jeziorem Driste sta�, tak schowany g��boko w mokrad�ach, �e wyskoczy� z nich m�g� jak z zasadzki i wpierw uderzy�, nim by by� dostrze�e�. Powy�ej Kija�skiego sta� Lander jakoby w fortecy, obwarowany b�otami nie do przebycia, �e tylko przed siebie m�g�by wpa�� na kark nieprzyjacielowi, sekunduj�c nam w bitwie; co te� tak z nim, jak i Kija�skim um�wione by�o. Dopiero nad obiema plac�wkami tymi, nad ca�ym tym paruj�cym we mg�ach, pojeziornym �wiat�em, zasiad� si� po zalesionym rozwid�u Wronog�r sam Wawer z g��wn� swoj� si��.
Ot� t� to g��wn� si��, a i samego Wawra mniema� nieprzyjaciel, id�c na Suzina, przed sob� mie� i z nimi czyni�. Inaczej nie by�by par� na nasz oddzia� a� w takiej pot�dze.
- Ha, tak b�dziemy udawa� tysi�ce! - rzek� do mnie Suzin odst�puj�c od zatkni�tej na granicznym kopcu lunety, przez kt�r� w�era� si� gorej�cym okiem w rudy tuman nios�cej si� traktem kurzawy, skro� kt�rej g�sto b�yska�y sztyki pod zachodnie s�o�ce.
I nagle zwr�ciwszy si� do mnie doda� serdecznie:
- Zast�p mnie, druhu, przy lunecie i rachuj przerwy w kurzawie. Tak si� ich naj�atwiej doliczysz. Rotami wal�...
- Ja zaraz tu... Tylko list. Od rana list nosz� z opatrunkami dostany. Czasu nie by�o czyta�. B�d� �askaw... Ja zaraz...
Zaledwie jednak naliczy�em trzy przerwy, by� ju� przy mnie. Poblad�, r�ce mu troch� lata�y.
- Dzi�kuj�! - rzek�, a g�os mu si� �ama�. 
I po chwili:
- Matka pisze... Brat pisze...
- Zdrowi?
Nie odpowiedzia�, tylko pilno przez lunet� patrze� zacz��.
- Wal�... - m�wi� p�g�osem - okrutn� kup� wal�... Co tu ludzkiego �ycia... Bo�e! Bo�e!
Naraz odwr�ci� g�ow�.
- Brat, wiesz, w domu dot�d. Pisze: "Gdyby to wiedzie�!"
Roze�mia� si� kr�tkim, przykrym �miechem.
- Ha! Ha! "Gdyby to wiedzie�..." Ostro�ny, co? A m�odszy ode mnie... Rozumny... Co? A ja ci powiadam, Janie, gdybym wiedzia�, wyjd� ca�o ze sprawy, tobym sobie z g�ry w �eb paln��. Wiesz... Apostolczyk... nie nosz� broni... Ale bym si� ten jeden raz sprzeniewierzy�.
Pomilcza� ma�o:
- Bo sprawa... Sprawa, widzisz, bracie, musi by� w takich warunkach przegrana. Ale musi by� bohatersko przegrana, �eby si� do tej przegranej pali�y serca ludzkie jak do najwi�kszego zwyci�stwa. Wiem jednak, �e nie wyjd� ca�o. Matka te� wie. �egna mnie. Na �mier� mnie �egna, matczysko...
Odrzuci� w�osy z jasnego czo�a �ywym, pi�knym ruchem i spojrza� przenikliwie, g�rnie, daleko.
- Hej, kulo, kulko s�dzona - zawo�a�. - Bij jak w jasn� �wiec�.
W tej chwili przybieg� Birsztein, adiutant Suzina.
- Pu�kowniku! - rzek�. - Mamy ze Staciszek j�zyka. Sztab zaj�� karczm� na trakcie. Jenera�y, starszyzna, licho wie, co... Zawalili podwodami p� wsi.
- Wi�c to tu - przem�wi� Suzin jakby sam do siebie przy�mionym g�osem i z nag�� zadum�.
Otrz�sn�� si� wszak�e zaraz, g�ow� podni�s� i z wielk� �ywo�ci� j�� Birszteinowi polecenia dawa�.
- Co tchu na le�nicz�wk�! Stary Bu�hak przebierze si� b�otami do samych Bobrownik, a m�ody na Dobkiszki niech rusza. Ludzie pewni jak �mier�. Niech Lander i Kija�ski czyni�, jak wiedz�. Jutro bitwa. Niech �piesz�. Lander do Wawra niech zaufanego pchnie. W dwa ognie musimy ich wzi��. Pr�dko, pr�dko, pr�dko!...
I odprawiwszy adiutanta do lunety si� rzuci�. Jako� istotnie da� si� widzie� teraz ruch niezwyk�y. Ci�ka kurzawa na trakcie to zbija�a si� w grube k��by, to zn�w dzieli�a. Pomi�dzy ni� a punktem oznaczaj�cym karczm� unosi�y si� i przepada�y ma�e chmurki py��w za lataj�cymi konno oficerami od sztabu do wojska.
Nagle wielki s�up py��w, kt�re wieczorna rosa ju� by�a nieco przybi�a do ziemi, d�wign�� si� zn�w pot�nie, sk��bi�, napr�y�, wyd�u�y�, rozerwa� i lewym skrzyd�em wstecz ku borom powia�.
- Otoczy� nas chc� - szepn�� Suzin wzruszonym g�osem. - Borami obej��...
Zme�� jak�� kl�tw� w z�bach i skoczywszy z kopca bieg� ku kosynierom. A ju� zapad�a kr�tka noc czerwcowa. Ozwa�y si� b�ota rozg�o�nym rechotem �abim, buchn�y oczerety r�noj�zyczn� wrzaw� nawodnego ptactwa, kt�re ruszone obozowym gwarem, polatywa�o niespokojnie, krzykiem, �wistem, buczeniem oznajmiaj�c trwog�.
Zapad�y wreszcie wrzaskliwe stadka po wy�arach, po oparzeliskach, acz i stamt�d szy�y powietrze przenikliwe g�osy b�k�w, nur�w, kruk�w.
A b�r milcza�. Niemo sta� w g��boko�ciach swoich pod bezgwiezdnym niebem, pot�umion nocn� cisz�. Powietrze by�o jakie� g�ste, lepkie. Ciep�ym tchem bagien, to zn�w dreszczem rwane, jakby w nie dmucha�a febra. Zanios�y si� od czasu do czasu wielkodrzewy g�rnym, kr�tkim szmerem od wierzcho�ka do wierzcho�ka lec�cym, ale wnet szum si� urywa�, spada� i grz�zn�� w bezruchu. Na go�oborzu rozpalono ognie, i� wielkie, zjadliwe komary chmurami lecia�y na nas, ale nie gotowano posi�ku. Ludzie, zmordowani skwarem i po�piesznym ca�odziennym marszem, upadli w sen kamienny. Inni czy�cili bro�, inni, pogr��eni w sobie, milczeli rozci�gni�ci u ognia. G�sto rozstawiona pikieta obwo�ywa�a si� czujnie. Ci�ko by�o na duszy, ci�ko i piersiom dysze�. Ot, jakby te py�y nad go�ci�cem wzbite zasypa�y nam gard�a i piersi. Takiego przygn�bienia u �o�nierza nie widzia�em jeszcze przed �adn� batali�.
A� buchn�� gniew z tej ciszy dr�twej, z tego d�awi�cego oczekiwania buchn�a ��dza odwetu i ta nienawi�� do nieprzyjaciela, kt�ra �o�nierza straszliwym w walce czyni. Zrywali si� ludzie od ognia z kl�tw�, z zaci�ni�tymi pi�ciami i w paroksyzmie w�ciek�o�ci w b�r biegli, nie mog�c pohamowa� gor�czki, kt�ra ich pali�a.
Porucznik Jaczynowski na w�asne ryzyko chcia� formowa� wycieczk� nocn� na Staciszki. Ochotnik�w nie brak�o. Z najwi�kszym trudem ledwo�my go z Birszteinem od tej imprezy odwiedli.
Suzina nie by�o przy nas na t� por�.
Na drugim ko�cu boru, od strony b�ot, u ogniska z kosynierami siedzia�, kt�rych szczeg�lnie umi�owa� sobie.
Nie m�wi� do nich inaczej, jak "dzieci". Imiona ich zna�, po litewsku do nich gada�, wiedzia�, kt�ry z jakiej wioski i z jakiej sadyby.
- Hej - wo�a� - Wejmery! Sza�tupie! Pan�yszki! Widga�y! Kremszczany! Kulwiecie moje!...
A �w nar�d �mia� si� do niego jasnymi oczyma jakoby do s�o�ca. Kochali go nad wszelkie powiedzenie.
I teraz gwarno tam u nich by�o i rozg�o�nie przy stosie p�on�cych bierwion smolnych.
Stary Jurkszta �piewa� jak�� pie�� odwieczn�, kt�ra topi�a w rzewno�ci te twarde osierdzia, a ciemny p�omie� bucha� w surowych, nieruchomych twarzach.
Rumienia�o niebo na wschodzie, kiedy si� Suzin od ogniska podni�s�.
- No, dzieci! - rzek� - na�piewali�my si� dziadom i pradzi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin