Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian.pdf
(
1336 KB
)
Pobierz
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian
MERCEDES LACKEY
Wiatr Zmian
Tłumaczyli Katarzyna Krawczyk i Leszek Ryś
Dedykowane Klanowi Tayledras i heroldom naszego
świata: policjantom, straŜakom i wszystkim ludziom
spieszącym na ratunek, których codzienne wyczyny
przekraczają literacką fantazję
PROLOG
Przez wiele lat, za panowania królowej Selenay i króla małŜonka Darena, bogate północne królestwo
Valdemaru obległy siły Hardornu (Strzały Królowej, Lot strzały, Upadek strzały, Prawo miecza). Ich
przywódca, okrutny i przebiegły Ancar w starciu z dworem rywalizującego z nim państwa uciekł się wpierw do
zdrady, jednakŜe jego zamiary zostały udaremnione przez heroldów Valdemaru, którzy byli w jednej osobie
sędziami, prawodawcami i straŜnikami praw jego obywateli. Ancar nie mógł ich przekupić złotem, gdyŜ
sprzedajność była sprzeczna z naturą heroldów, wybranych do słuŜby przez Towarzyszy - stworzenia, które
tylko z pozoru moŜna było wziąć za konie. Wtedy Ancar przeprowadził bezpośredni atak, który został odparty
przez siły południowego sąsiada zaatakowanego kraju, królestwa Rethwellanu, i w ten sposób wywiązał się z
dawno puszczonej w niepamięć obietnicy. W szeregach armii Valdemaru znalazła się kompania najemników,
Piorunów Nieba, pod wodzą kapitan Kerowyn, wnuczki czarodziejki Kethry (której historię opowiadają
Związani przysięgą i KrzywoprzysięŜcy). Kerowyn przywiodła ze sobą coś więcej niŜ tylko zbrojny zastęp,
miała przypasaną do boku starą, zaklętą broń, miecz babki: Potrzebę, którym z niewiadomych powodów
mogła władać wyłącznie kobieta. Razem z nią na pomoc Valdemarowi przybył brat króla Rethwellanu i jego
Lord Wojny, ksiąŜę Daren, młodszy brat zdradzieckiego pierwszego męŜa Selenay.
Wymienieni bohaterowie wspólnymi siłami pokonali armię Ancara. Podczas decydującego starcia Daren,
który w niczym nie przypominał swego brata, i Kerowyn ku konsternacji niektórych dostojników Selenay
zostali Wybrani przez Towarzyszy.
Daren i Selenay zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia.
Przez następnych pięć lat udało im się, pomimo ponawianych wciąŜ przez Ancara prób wtargnięcia w
granicę królestwa i nasyłania szpiegów, utrzymać pokój oraz doczekać się potomstwa. KrajŜył w
niezachwianej pewności, Ŝe przynajmniej nie zagraŜają mu ciemne moce magii.
Co prawda, zaledwie garstka zamieszkujących Valdemar wierzyła w prawdziwą magię, chociaŜ na co
dzień stykano się z dowodami istnienia myślmagii heroldów. Odwieczna przeszkoda, której wzniesienie
przypisywano legendarnemu magowi heroldów Vanyelowi, wydawała się skutecznie bronić granic Valdemaru
przed działaniami prawdziwej magii. Co więcej, wydawało się, Ŝe istnieje nawet pewien zakaz myślenia o
magii.
Był to temat, o którym szybko zapominali rozmówcy, świadkowie zaś swe wspomnienia składali na karb
snów. W zapomnienie poszły stare opisujące ją kroniki; zapał ich czytelników szybko wygasał i odkładali je
oni, nie pamiętając, do czego im właściwie były potrzebne.
Jednak nadszedł dzień, kiedy stało się jasne, Ŝe przeszkoda przestała być juŜ tak skuteczna, jak wszyscy
sądzili, czy mieli nadzieję. Dziedziczka tronu, córka królowej z pierwszego małŜeństwa, podjęła decyzję, iŜ
najwyŜsza pora, by Valdemar postarał się choć w pewnym stopniu opanować magię, którą władali wrogowie
królestwa (Wiatr przeznaczenia), a być moŜe rozwinąć nawet nowe rodzaje zaklęć.
Następczyni tronu nieustępliwie walczyła o prawo udania się osobiście na poszukiwanie magów w odległe
krainy. Jej argumenty przybrały na sile wtedy, gdy o mały włos nie zginęła z ręki wspomaganego magią
zamachowca nasłanego przez Ancara i koniec końców wyruszyła na wyprawę, mając przy boku Potrzebę i
jednego herolda, Skifa.
Ledwie przekroczywszy granicę Rethewellanu, królewna przekonała się, Ŝe sukcesu nie zawdzięcza
wyłącznie własnej przemyślności, lecz Ŝe to Towarzysze wspomogli ją skrycie, i Ŝe w istocie to oni kierują ją
w sobie tylko wiadomym kierunku. Uniesiona gniewem, przysięgając, Ŝe ta wyprawa odbędzie się wyłącznie
pod jej dyktando, Elspeth zawróciła z raz obranej juŜ drogi i ruszyła do Kata'shin'a'in oraz nomadów na
Równinach Dhorishy. śyła nadzieją, Ŝe pomogą jej oni odnaleźć tajemniczych Braci Sokołów z Pelagiru - u
których rzekomo pobierał nauki ostatni herold-mag, Vanyel (Sługa magii, Obietnica magii, Cena magii) - i Ŝe
tam będzie mogła spotkać nauczycieli i pozyskać sobie sprzymierzeńców.
Dowiedziawszy się dokąd zmierza, Shin'a'in postanowili poddać ją próbie i nie spuszczać jej z oka, gdy
stanie twarzą w twarz z ich wrogami podczas przemierzania ich ziemi.
Wtedy to miecz, który miała przy boku i o którym myślała, Ŝe jest “zwykłą” magiczną bronią, przebudził się
Strona 1
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian
w jej rękach. Okazało się, Ŝe w pradawnych czasach - ginących w takim mroku dziejów, iŜ zatarciu uległy
wszelkie o niej wzmianki w Kronikach Valdemaru - Potrzeba była czarodziejką.
Heroldowie, Towarzysze i przebudzone z długiego snu ostrze razem przekroczyli granice Równin Dhorishy
i natychmiast przekonali się, Ŝe miast starym niebezpieczeństwom, muszą stawiać czoło nowym: ziemie
Tayledrasów, do których zmierzali, wspomagając się mapą wręczoną Elspeth przez szamana Shin'a'in,
Kra'heera, oraz Tre'valena, były tak samo oblegane jak Valdemar.
Pomiędzy Sokolimi Braćmi był mag, Mroczny Wiatr k'Sheyna, który prowadził własną wojnę przeciw
wrogom zewnętrznym i wewnętrznym. Z zewnątrz zagraŜały mu siły pod wodzą złego adepta i Mistrza Zmian,
Mornelithe'a Sokolej Zmory, w szeregach których niepoślednią rolę odgrywała jego córka, półczłowiek,
Zmiennolica Nyara. Na dodatek klan był podzielony: ponad połowa, w skład której wchodziły wszystkie dzieci i
magowie mniejszej rangi, Ŝyli opuszczeni w miejscu, gdzie zamierzano urządzić nową Dolinę, gdy pękł ich
kamień-serce. Jakby tego było mało, podzieliła się takŜe starszyzna. Mroczny Wiatr stał na czele grupy, która
chciała skorzystać z pomocy z zewnątrz, scalić kamień-serce i sprowadzić z powrotem resztę klanu.
Tymczasem jego własny ojciec, przywódca magów, zaklinał się, iŜ uczynić tego niepodobna.
Jednak ojciec Mrocznego Wiatru uległ sile Zmory Sokołów i nawet w samym sercu Doliny nie mógł
wyrwać się z jego sideł. To właśnie on, adept Gwiezdne Ostrze k'Sheyna, spowodował pęknięcie kamienia
klanu.
Mroczny Wiatr miał do pomocy dwoje gryfów i ich młode, którzy zastąpili mu rodzinę po śmierci matki i
odsunięciu się od władzy ojca. Treyvan i Hydona uczynili co w ich mocy, by jak najlepiej go wychować,
niewiele jednak mogli wskórać w Dolinie, mimo Ŝe sami byli potęŜnymi magami.
Zmora Sokołów postanowił silniej zacisnąć pięść wokół Doliny k'Sheyna i uciekł się do podstępu: wysłał
swą córkę, rzekomą dezerterkę, która wyrwała się spod jego władzy, by uwiodła młodzieńca. Nyara, której
sprzykrzyło się złe traktowanie przez ojca, nie wiedziała nic o jego dalekosięŜnych planach. Miłość do
Jutrzenki sprawiła, Ŝe Mroczny Wiatr nie uległ urokowi Nyary, jednak w swych rachubach Zmora Sokołów i
tak był przekonany, Ŝe sprawa usidlenia tak ojca, jak i syna, jest juŜ przesądzona.
Elspeth, właścicielka niesłychanie cennego zabytku, mag o surowym jeszcze talencie, natychmiast
obudziła w Zmorze Sokołów chciwość, gdy tylko zwróciła na siebie jego uwagę. Polecił więc on swym
stworzeniom, nieustannie przeczesującym Równiny w poszukiwaniu zabytków chronionych przez Shin'a'in, by
ruszyły jej śladem. Sam zaś, kierując się zadawnionym uczuciem nienawiści do gryfonów, przypuścił atak na
rodzinę Treyvana i Hydony, a przy okazji zdołał zamknąć duszę Jutrzenki w ciele jej własnego więź-ptaka,
zgładziwszy ciało człowieka wraz z ptasią duszą.
Gdy Nyara przekonała się, iŜ na gryfiątka padł cień potęgi jej ojca, wyznała, jaką odegrała w tym rolę i
wtrącono ją w najciemniejszy zakamarek gryfoniej jaskini.
Elspeth i Skif stanęli na granicy ziem k'Sheyna ścigani przez stwory Sokolej Zmory. Uratował ich Mroczny
Wiatr z parą gryfonów. Niepewny, co z nimi począć, rozpoznawszy miecz i Towarzyszów, zabrał ich ze sobą
do jaskini swoich przyjaciół. Skif zobaczył tam Nyarę i natychmiast się w niej zakochał. Okazało się, Ŝe
zauroczenie było obustronne.
Wyznania Nyary pozwoliły dowieść, Ŝe ojciec Mrocznego Wiatru był niewolnikiem złego adepta.
Młodzieńcowi udało się wyrwać ojca spod władzy Zmory Sokołów i zniszczyć stworzenie, poprzez które
zmuszał go do uległości. Obudził tym jednak czujność wroga, zorientował się, Ŝe wiedzą o nim, o tym kim jest
i, przypuszczalnie, znają jego plany. Pełen nienawiści mag pozwolił zatem, by Jutrzenka dowiedziała się o
planowanym spotkaniu z Ancarem z Hardornu dotyczącym zawarcia przymierza, a później dopuścił do jej
rzekomo “przypadkowej” ucieczki.
Dla Jutrzenki nazwisko sprzymierzeńca Sokolej Zmory nie miało znaczenia, zupełnie inaczej rzecz się
miała w przypadku heroldów. Zmaterializowały się ich najgorsze obawy: Ancar miał zjednoczyć swe siły z
potęŜnym adeptem...
Jednak Potrzeba, doświadczona po stuleciach pełnych forteli, zwróciła im uwagę na to, Ŝe “ucieczka”
Jutrzenki była niesłychanie łatwa, i Ŝe starając się zakłócić rzekome spotkanie, wystawią gryfiątka, a nawet ją
samą na niebezpieczeństwo.
Sprzymierzeńcy zastawili zatem podwójną pułapkę: zaczaili się, czekając, aŜ Zmora Sokołów sięgnie po
młode gryfiątka.
Ich przeciwnik okazał się sprytniejszy, niŜ przypuszczali: odkrył ich zamiary w ostatniej chwili i
przeprowadził skuteczny kontratak. Chciał zagarnąć młode, jednak Potrzeba odparowała magiczne
uderzenie, i odwróciła je przeciw niemu, przy okazji oczyszczając niczego nie podejrzewające gryfiątka z
rzuconej na nie klątwy Wtedy zaatakował Skifa, lecz zanim zdołał go zabić spotkał się z ripostą Nyary, która
po raz pierwszy w Ŝyciu otwarcie rzuciła mu wyzwanie. Mimo to, dzięki potęŜnej sile swej magii i
sprzymierzeńcom, Zmora Sokołów zabił dwoje Towarzyszy i pochwycił Hydonę.
Gdyby nie wytrwałość gryfonów i Mrocznego Wiatru oraz pomoc Mieczników Shin'a'in - odzianych w czerń
sług Shin'a'in i bogini Tayledrasów - którzy przez cały czas uczestniczyli sekretnie w grze, wszystko byłoby
stracone. Otoczyli oni walczących i zagrozili potędze Zmory Sokołów.
Rozjuszony adept zmuszony został do ucieczki, o włos unikając złego losu, zostawiając za sobą krwawy
Strona 2
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian
ślad i nadzieję ocalonych, Ŝe strzała Shin'a'in była śmiertelna.
Jednak na tym nie skończyła się pomoc Shin'a'in. Miecznicy i szaman zabrali ze sobą Jutrzenkę, której
dusza w potrzasku ptasiego ciała skazana była na powolne rozpływanie się i “śmierć” do ostatniej iskierki
ludzkiego jestestwa. Na oczach heroldów Bogini osobiście wstawiła się w imieniu Jutrzenki, wcielając jej
duszą w lśniącego jastrzębia, symbol szamanów klanu Tale'sedrin.
W zamieszaniu, które było tego wynikiem, zniknęła Nyara, zabierając ze sobą Potrzebę, która
utrzymywała, Ŝe jest jej bardziej potrzebna niŜ Elspeth.
Na szczęście klan znów był zjednoczony, zaś Mroczny Wiatr zgodził się obudzić w sobie moc, przed czym
od tak dawna się wzbraniał, i poprowadzić Elspeth drogą magii, by mogła wrócić do Valdemaru w randze
adepta.
Tak rozpoczął się nowy dzień...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Elspeth potarła ozdobione piórami skronie. Miała nadzieję, Ŝe litościwie opadną z niej lęki i napięcie, a w
umyśle choć na chwilę zapanuje spokój.
Nie tego się spodziewałam. O, Ŝeby juŜ było po wszystkim.
Herold Elspeth, Dziedziczka Korony Valdemaru, która wyszła obronną ręką z tysiąca i jednej oficjalnych
ceremonii, jeszcze przed ukończeniem dwudziestu sześciu lat, strzepnęła nie istniejący proch z tuniki,Ŝałując,
Ŝe nie znajduje się gdzie indziej, wszystko jedno gdzie, byle nie tutaj. “Tutaj” znajdowało się na południowym
skraju ziem Tayledrasów, o których w Valdemarze mówiono, Ŝe są baśniowymi Sokolimi Braćmi. “Tutaj” było
jaskinią o nierównych ścianach, przypuszczalnie utkanych z magii, tuŜ przed ujściem Doliny k'Sheyna. “Tutaj”
właśnie Elspeth, następczyni tronu, gotowała się we własnym sosie, walcząc z niepokojem.
WciąŜ jeszcze nie przyzwyczaiła się do otaczających ją ludzi i magii. O ile mogła sobie przypomnieć, tej
jaskini jeszcze przedwczoraj nie było w tym miejscu.
A jednak ściany nie posiadały surowego wyglądu świeŜo wydrąŜonej skały, piaskowa, nierówna podłoga
wyglądała najzwyczajniej w świecie, a wejście, poszarpana wyrwa w zboczu, wydawało się najzupełniej
naturalne, tak jak i obrastające je rośliny. Zielsko rosło wszędzie, gdzie tylko jego korzenie znalazły choć
odrobinę gleby, której mogły się uczepić. Jak w kaŜdej jaskini, którą odwiedziła, ucząc się na herolda, i w tej
zalatywało stęchlizną.
A moŜe się myliła? MoŜe jaskinia zawsze znajdowała się tutaj, a jedynie prowadzące do niej wejście było
dobrze ukryte.
Im dłuŜej nad tym myślała, tym bardziej przychylała się do wniosku, Ŝe to byłoby bardziej w guście
jedynego znanego jej Sokolego Brata: Mrocznego Wiatru k'Sheyna; nie lubił on niepotrzebnie marnotrawić
czasu i sił, o magii nie mówiąc. JuŜ w pierwszy dzień ich znajomości posępnie uzmysłowił jej, co sądzi o zbyt
pochopnym uciekaniu się do pomocy magii. Skąpił swej potęgi, osiągając ile się da, bez jej udziału. Ani w ząb
tego nie rozumiała: czyŜ posiadanej mocy nie powinno się wykorzystywać?
Mroczny Wiatr był chyba przeciwnego zdania.
Tak zresztą jak przeczytane przez nią Kroniki o heroldzie, magu Vanyelu. Adept mógł czynić rzeczy
niesłychane, i dlatego, oczywiście, ona znalazła się tutaj. Gdyby starczyło jej odwagi, uŜyłaby magii
natychmiast, choćby po to, by ukształtować wygodniej skałę, na której przycupnęła tuŜ za progiem jaskini.
Przynajmniej miałaby się czym zająć i nie zamieniałaby się w kłębek nerwów z powodu zbliŜającej się
ceremonii.
Spojrzała z wyrzutem na Skifa, który, choć zaciekawiony, nie zdradzał Ŝadnych oznak niepokoju. Jego
ciemne oczy wydawały się być zwrócone nieco do wewnątrz, a na jego twarzy o mocno zarysowanych,
kwadratowych szczękach nie było śladu zdenerwowania. Od czasu do czasu przygładzał ręką brązowe loki i
jedynie dzięki temu moŜna było nie pomylić go ze statuą.
Elspeth westchnęła. Pewnie tak był zajęty myślami o Nyarze, Ŝe poza nią nic się dla niego nie liczyło.
NajwaŜniejsze, Ŝe zostanie Skrzydlatym Bratem Tayledrasów i będzie mógł tak długo nie opuszczać ich ziem,
aŜ ją odnajdzie. Oczywiście o ile Potrzeba mu na to przyzwoli. Ostrze nie tylko biegle posługiwało się magią,
ono - ona - wszak była człowiekiem, kobietą, która w zamierzchłej przeszłości zamieniła swe starzejące się
ciało na stal zaklętego miecza. Elspeth raczej nie zdecydowałaby się na taką zamianę. Potrzeba mogła
słyszeć, widzieć i czuć jedynie za pośrednictwem zmysłów władającej nią osoby; gdy nie odznaczała się ona
jakimś szczególnym myśldarem lub gdy ostrze wcale nie miało właściciela, pogrąŜało się we “śnie”.
Bardzo długo drzemała, zanim nauczycielka Elspeth, herold kapitan Kerowyn przekazała ją swej
uczennicy. Dopiero ona uczyniła coś, co ostatecznie obudziło miecz z trwającego od stuleci snu. Obudzona
Potrzeba była stokroć potęŜniejsza od pogrąŜonej we śnie.
Kierowała się własnym, godnym szacunku umysłem, i gdy Elspeth znalazła się bezpieczna w rękach
Sokolich Braci, a bezpośrednie niebezpieczeństwo zostało oddalone, zdecydowała, Ŝe jest znacznie bardziej
potrzebna Zmiennolicej Nyarze. Tak więc, gdy Nyara postanowiła zniknąć w otaczającej Dolinę Tayledras
dziczy, Potrzeba najwyraźniej przekonała zwinną jak kot kobietę, by zabrała ją z sobą.
Strona 3
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian
Elspeth musiała samodzielnie zmierzać do wytkniętego celu: znalezienia dla Valdemarczyków
utalentowanego magicznie nauczyciela i nauczenia się magii przez nią samą. Do kilkuset nie planowanych
przygód, jakie ją spotkały, naleŜał zaszczyt przyjęcia w szeregi klanu Tayledras.
“Jak mogło mi się coś takiego przytrafić?” - pytała sama siebie.
Z własnej woli i z szeroko otwartymi oczami - odparł jej Towarzysz, Gwena. Sarkastycznej zgryźliwości
tonu myślmowy nie stępiło to, Ŝe słowa wypowiedziała szeptem. - Mogłaś udać się na poszukiwania stryja
Kero, tak jak to było zaplanowane. On jest adeptem i nauczycielem. Mogłaś postępować ściśle według
wskazówek Quentena, a wtedy zostałabyś jego uczennicą. Ostatecznie mogłabym pomóc ci, by cię przyjął do
terminu. Ale nie, ty musiałaś chadzać własnymi drogami...
Elspeth miała ochotę schować się przed Towarzyszem za szczelną zasłoną myśli, ale nie zrobiła tego, bo
oznaczałoby to przyznanie Gwenie racji.
JuŜ mówiłam, Ŝe nie pozwolę prowadzić się na postronku, łagodnie jak owieczka - odcięła się tak samo
zgryźliwie, czym całkowicie zbiła Gwenę z pantałyku. Towarzysz szarpnął łbem, aŜ grzywa rozsypała się mu
na grzbiecie; siła odpowiedzi sprawiła, Ŝe aŜ przygasły mu roziskrzone niebieskie oczy.
A takŜe - ciągnęła Elspeth juŜ nieco mniej napastliwie, zadowolona z siebie - Ŝe ani mi się śni rola
Poszukującej Dziedziczki Tronu, po to by przypodobać się reszcie waszej stadniny. Zrobię dla Valdemaru, co
będę mogła, ale to ja będę o tym decydować. Prócz tego, skąd to przekonanie, Ŝe wuj Kero byłby dla mnie
dobrym nauczycielem? A moŜe przybycie tutaj i nawiązanie znajomości z Shin'a'in i Sokolimi Braćmi okaŜe
się lepszym rozwiązaniem od ułoŜonych przez was planów? Vanyel byt doskonale wyszkolonym adeptem, a
w Kronikach zapisano, Ŝe to Sokoli Bracia go uczyli.
Gwena prychnęła z pogardą i grzebnęła w ziemi srebrną podkową. - Nie wiem, czy postąpiłaś słusznie czy
nie - odparła - ale to ty głowiłaś się, w jaki sposób wpakowałaś się w tę... tę... braterską ceremonię. Ja tylko
udzieliłam odpowiedzi.
Elspeth zesztywniała. Gwena znów ją podsłuchiwała.
To było pytanie retoryczne - rzuciła ozięble. - Zadane w zaciszu ducha. Nie obwieszczałam go jak świat
długi i szeroki. Będę ci wdzięczna, jeśli pozwolisz mi od czasu do czasu nacieszyć się odrobiną prywatności.
Oczy Gweny zwęziły się. Pokręciła głową. - A niech mnie! - Tylko tyle powiedziała. Po czym dodała: - Ale
jesteśmy dzisiaj draŜliwi, co?
Elspeth nie zaszczyciła tego komentarza odpowiedzią. Gwena była co najmniej dwa razy draŜliwsza od
niej, obie o tym wiedziały. Tak ona jak i Skif mogli zatrzymać się na ziemi Tayledras tylko pod warunkiem, Ŝe
zostaną Skrzydlatymi Braćmi klanu k'Sheyna. Jednak to wymagało złoŜenia przysięgi, której słów dotąd nikt
im nie ujawnił, dowiedzieli się jedynie, Ŝe rotę przyrzeczenia poznają po wkroczeniu do kręgu, gdzie mają ją
wygłosić.
Elspeth, od dzieciństwa uczona dyplomacji i protokołów państwowych, czuła się nieswojo z powodu tej
tajemniczej przysięgi. Skif nie przeŜywał tego aŜ tak bardzo: nie był przecieŜ następcą tronu. Jednak w jej
przypadku, Valdemar moŜe ucierpieć, jeśli nieroztropnie zwiąŜe się przyrzeczeniem. Na jej barkach
spoczywał autorytet Korony. To, Ŝe w niedalekiej przeszłości zapomniana obietnica okazała się tak
brzemienna w skutki dla Valdemaru, świadczyło o konieczności zachowania ostroŜności przy składaniu
przysięgi tutaj.
- Zdenerwowana? - rozległ się stłumiony głos Skifa, co raptownie wyrwało ją z zadumy.
Wykrzywiła twarz w grymasie. - Oczywiście, Ŝe jestem zdenerwowana. Czy mogłoby być inaczej? Jestem
setki staj od rodzinnego domu, sam na sam w jaskini ze złodziejaszkiem...
- Byłym złodziejaszkiem - mówiąc to, Skif uśmiechnął się szeroko.
- Błagam o wybaczenie. Byłym złodziejaszkiem i łaknącymi krwi barbarzyńcami z Równin Dhorishy...
Tre'valen chrząknął cichutko. - Przepraszam - wpadł im w słowo, odzywając się w języku Tayledras. -
Lecz choć jestem chciwym krwi szamanem, to, jak sądzę, nie jestem barbarzyńcą. My, Shin'a'in, jesteśmy w
posiadaniu kronik sięgających czasów sprzed Wojen Magów. Czy to samo dotyczy ciebie, przybyszu?
Przez chwilę Elspeth bała się, Ŝe go obraziła, lecz potem zobaczyła błysk w jego oczach i ledwie
dostrzegalne drŜenie kącików ust. Tre'valen nie raz udowodnił, Ŝe posiada zdrowe poczucie humoru, gdy
oczekiwali odpowiedzi Starszyzny k'Sheyna na ich prośbę pozostania w ich krainie. Nieraz słyszała, jak mówił
o sobie jako o chciwym krwi barbarzyńcy; szaman najwyraźniej świetnie się bawił, przekomarzając się z nią i
prowokując...
- Przyjmuję zarzut, Najstarszy ze Starców - odparła ceremonialnie, zginając się w głębokim ukłonie, czym
zasłuŜyła sobie na szeroki uśmiech, który rozszerzał się w miarę, jak pogłębiała swój ukłon. - Oczywiście to,
Ŝe z owymi historycznymi kronikami nie robicie nic a nic, nie ma Ŝadnego odniesienia do tego, czy jesteście,
czy nie, barbarzyńcami.
- Rozumie się - odparł bez owijania w bawełnę, najwyraźniej zadowolony z jej riposty. - Nadmierne
rozwodzenie się nad przeszłością jest oznaką dekadencji. To takŜe nam nie grozi.
- Punkt - przyznała się do poraŜki i odwróciła się do Skifa. - A więc siedzę w jaskini, czekając na jakiegoś
dostojnika, który zaŜąda ode mnie bliŜej nieokreślonej przysięgi, która moŜe lub nie zobowiązać mnie do
czegoś, z czym raczej wolałabym nie mieć nic wspólnego. Dlaczego miałabym się denerwować?
Strona 4
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian
Skif zarechotał. Elspeth z trudem powstrzymała się, by nie warknąć. - Zastanów się - powiedział do niej
czule, tak jakby znów była trzynastoletnią dziewczynką. - Czytałaś Kromki. Zarówno Vanyel, jak i jego ciotka
złoŜyli Przysięgę Skrzydlatych Braci. Musieli, bo inaczej nie dostaliby się ani nie wydostaliby się z Doliny tak
łatwo. Jeśli oni nie byli zaniepokojeni przysięgą, to czy my powinniśmy się trapić?
- Chcesz alfabetycznie czy z podziałem na kategorie? - Powstrzymała się przed przypominaniem mu, Ŝe
jest dziedziczką tronu. Sporo wysiłku i czasu kosztowało ją, zanim o tym zapomniał. Powiedziała więc co
innego: - PoniewaŜ to było bardzo dawno temu, inny był klan. Nie wiemy: moŜe zaszły jakieś zmiany, albo
roty przysięgi róŜnią się w zaleŜności od klanu.
- Nie róŜnią się - pogodnie wtrącił Tre'valen - i nie zmieniły się od początku historii zamieszczonej w
naszych kronikach. Wielu szamanów Shin'a'in przysięgało Skrzydlatemu Rodzeństwu i wierzcie mi,Ŝe słowa
przysięgi, złoŜenia których Ŝąda od nas Bogini, są dla nas o wiele bardziej wiąŜące od słowa złoŜonego
Koronie czy krainie. Ona moŜe nas ukarać zgodnie z własną wolą. Myślę, Ŝe moŜecie wyzbyć się obaw.
Była to jakaś pociecha. Elspeth na własne oczy widziała, jak Bogini Shin'a'in, która zgodnie ze słowami
Mrocznego Wiatru była takŜe Boginią jego ludu, moŜe objawić się pod bardzo uchwytną postacią. Dane jej
takŜe było zasmakować, jak powaŜnie Shin'a'in traktowali przysięgę ochrony swej ziemi przed natrętami.
Skoro Tre'valen, który wiedział wszystko o przysięgach, zachowywał niczym nie zmącony spokój, chyba
moŜna się było wyzbyć obaw.
A przynajmniej większości z nich.
Po raz pierwszy ona i Skif mieli zostać wpuszczeni do środka Doliny k'Sheyna. Mag Braci Sokołów (a
moŜe był to zwiadowca?), Mroczny Wiatr, tylko wzruszył ramionami, ze słowami, Ŝe “to juŜ nie to, co było
dawniej”. Tre'valen, nawet jeśli wiedział, jak wyglądała Dolina w rozkwicie, takŜe milczał. W Kronikach
wzmianki o Vanyelu były zdawkowe: wspominano o cudach, lecz nic o tym, na czym one miałyby polegać.
Bo pewnie nic o tym nie było wiadomo - sarkazm niemal zniknął z myślgłosu Gweny - Vanyel i Sayv...
Savil zbyt wiele mieli na głowie, by zaprzątać myśli opisami odwiedzanych przez siebie miejsc. Poza tym, jaki
w tym cel, opisywać miejsca, do których i tak przybysz nie zostałby wpuszczony? Opis stałby się pokusą, by
mimo wszystko spróbować. A skutek byłby Ŝałosny. Tayledrasom zwykle niespieszna z przeprosinami,
najpierw wolą dziurawić na wylot.
Czy ty znowu węszysz w moich myślach? - odparła Elspeth, nieco mniej zajadle niŜ dotąd.
Nie, dociera do mnie ich echo - uczciwie odpowiedziała Gwena. - Nic na to nie poradzę, słyszę je
ślizgające się wzdłuŜ łączącej nas więzi. Musiałabyś je w sobie stłumić, lecz ty o tym zapominasz w
zdenerwowaniu, wobec tego ja teŜ jestem bezsilna.
Dobrze, juŜ dobrze. Przyjmuję naganę i przepraszam. - Elspeth uwaŜnie schroniła swój umysł za
delikatnym woalem i ponownie pogrąŜyła się w myślach.
Był z nimi ktoś jeszcze, kto miał dostąpić zaszczytu przyjęcia do Skrzydlatego Bractwa, jednak szamanka
Kethra złoŜyła przysięgę juŜ bardzo dawno temu; znacznie starsza od Tre'valena, choć nie aŜ tak jak
Kra'heera, Kethra naleŜała do Skrzydlatego Rodzeństwa od co najmniej dwunastu lat. Była takŜe
uzdrowicielem, stąd opiekowała się ojcem Mrocznego Wiatru, adeptem Gwiezdne Ostrze. Syn niechętnie
zwierzał się, co Mornelithe Zmora Sokołów wyrządził ojcu, a Elspeth nie zamierzała natarczywie go o to
wypytywać. JednakŜe musiała dowiedzieć się przynajmniej jednego: w jaki sposób jeden adept moŜe
całkowicie podporządkować sobie drugiego. Jedno z przykazań mistrza fechtunku Albericha brzmiało:
“KaŜdego moŜna złamać”. Jeśli istniała moŜliwość, Ŝe i ona stanie się celem brutalnego ataku z zamiarem
złamania jej, wolałaby wiedzieć, czego naleŜy się spodziewać...
Elspeth poczuła się nieco zaskoczona obecnością Tre'valena, który krótko wyjaśnił, Ŝe to jego mistrz
poprosił o zatrzymanie się pośród k'Sheyna, bo “to ma waŜne znaczenie”. Nie mogło się to jednak wiązać z
krzywdą, jaką klanowi wyrządził Zmora Sokołów, gdyŜ tym zajęli się Mroczny Wiatr i Kethra.
A moŜe miało to związek z losem Jutrzenki?
Samo jej wspomnienie wystarczyło, by w mózgu Elspeth odŜyło wspomnienie tego, czego była świadkiem.
Shin'a'in stanęli w nierównym kręgu poniŜej Ŝerdzi, na której przycupnęła Jutrzenka. Rdzawy sokół zajął
pozycję nad legowiskiem gryfonów, odwracając głowę pod wiatr i lekko rozpościerając skrzydła. Ktoś spośród
Shin'a'in, jakaś kobieta, wyciągnęła rękę do ptaka.
Jutrzenka zmierzyła ją przez ułamek sekundy bystrym spojrzeniem, a potem zeszła z Ŝerdzi na ofiarowaną
jej dłoń. Kobieta odwróciła się twarzą do pozostałych.
Podobnie jak wszyscy Shin'a'in, którzy przybyli im na odsiecz, i ona odziana była od stóp do głów w czarne
szaty. Jej długie, czarne włosy opadały na czarny pancerz. Na nogach nosiła czarne buty. Niepokój budziły jej
oczy, było w nich coś dziwnego.
Elspeth poczuła bijącą, stłumioną w niej siłę, tętniącą moc, jakiej jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej poczuć.
Kobieta uniosła Jutrzenkę wysoko nad głowę i zamarła z wyciągniętymi rękami w pozycji, która po krótkiej
chwili stawała się torturą, bez względu na wytrzymałość osoby. Sokoły Tayledrasów rozmiarami i cięŜarem
niewiele ustępowały orłom, a Jutrzenka bez wątpienia nie naleŜała do pośledniejszych przedstawicieli swego
gatunku. Gdy kobieta nieugięcie trzymała rdzawego sokoła wysoko nad głową, pozostali zaczęli nucić. Z
początku cichy dźwięk stopniowo przybierał na sile, wypełniając brzmieniem pustkę wśród ruin. Wtedy
Strona 5
Plik z chomika:
ewka1211
Inne pliki z tego folderu:
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 03 - Wiatr Furii.pdf
(773 KB)
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 02 - Wiatr Zmian.pdf
(1336 KB)
Lackey Mercedes - Magiczne wiatry 01 - Wiatr Przeznaczenia.pdf
(969 KB)
Inne foldery tego chomika:
Ostatni mag
Wojny magów
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin