30 TORA TORA TORA.doc

(47 KB) Pobierz
TORA TORA TORA

TORA TORA TORA


Severus Snape leżał na łóżku i nie zamierzał nawet drgnąć. Jedyne, co go zmuszało do ruszenia się, to piwo. Od czasu do czasu sięgał pod łóżko po kolejną puszkę; Accio było zaklęciem wymagającym zbyt wielkiej koncentracji, by mógł z niego skorzystać.

- Severusie! NO RUSZ SIĘ!

Znowu? Snape otworzył jedno oko i zobaczył Krwawego Barona.

- Ciebie też wywalili z tego przeklętego zamku, Neronie? – zapytał Mistrz Eliksirów z pełną satysfakcji irionią.

Nero Nigellus obrzucił go zabójczym spojrzeniem (a jego spojrzenia przerażały nawet Irytka...)

- Przychodzę do ciebie, jako Strażnik Hogwartu. I jak do Strażnika Hogwartu, jeśli nie jesteś zbyt pijany, by pamiętać, co to znaczy – stwierdził z niesmakiem.

- O nie, nie ma głupich. Wysiadłem z tego pociągu – warknął Severus i przykrył twarz poduszką.

- Severusie, synu łowczyni i wilkołaka...

- Jeszcze raz mi po powiesz... – Severus usiadł gwałtownie i wycelował w ducha różdżkę.

- Strażnikiem Hogwartu jest się na zawsze – stwierdził Baron lodowatym tonem – Jak myślisz, dlaczego zostałem duchem? Żyłem jak Strażnik, umarłem jako Strażnik i będę nim tak długo, jak długo ten zamek będzie stał!

Uparty. Cóż, Nero znaczy przecież „waleczny”.

- To rób swoje i zostaw mnie w spokoju.

- Tylko ty możesz nam teraz pomóc.

- Ale nie chcę.

- Voldemort porwał trzynaścioro dzieci...


- Niech mi teraz da trzynaście powodów do powrotu.

- Uważaj, co mówisz, bo magia jest mocą słów i twoje życzenie może się spełnić.


Severus zaklął tak, że nawet w hamburskim porcie najstarsi marynarze spojrzeliby na niego z uznaniem.

- Nie zrobię tego – powiedział, ale nie mógł ukryć drżenia głosu.

Krwawy Baron zaczął spokojnie i powoli recytować nazwiska. Przy dziesiątym Severus nie wytrzymał; większości tych dzieci nie znał, a to oznaczało, że przyszły do szkoły najwyżej dwa lata temu.

- Mów, co się stało! – warknął.

- Zdrajca. Jeden z uczniów, Gryfon, żeby było zabawniej. Świstoklik o wzmocnionym działaniu, wessał każdego, kto był blisko. Zdrajca musiał mieć wsparcie, dzieciak nie mógłby sam tego zrobić. A mówiliśmy, żeby wprowadzić ostrzejszą kontrolę, ale Dumbledore się nie zgodził...

- Kiedy to się stało?

- Dziesięć minut temu.

Severus spojrzał na zegarek. Biorąc pod uwagę różnicę czasu, w Anglii było jeszcze widno. Gdyby zaczął akcję teraz, zaatakowałby tuż po zapadnięciu zmroku.

Nie.

- Severusie?..

- Daj mi dziesięć minut, Neronie.

Czemu od razu nie wyrzucił tego głupiego ducha za drzwi??? DLACZEGO?!?!?

Severus usiadł przy stole. Plany akcji były gotowe, znał jej każdy szczegół na pamięć, opracował tysiące wariantów, miał cały potrzebny sprzęt. Zaczynać? Ludzka część umysłu Severusa podzieliła się na dwie części. Jedna wyła ze strachu i przypominała mu wszystkie prawdziwe i urojone krzywdy, jakich doznał ze strony Zakonu; druga krzyczała, by wreszcie wyzwolił się z klatki beznadziei i jak dawniej robił to, do czego jest stworzony. Strach i sumienie rozpoczęły dziką walkę.

Należy jednak pamiętać, że najczęściej to strach wygrywa. Ewolucja stworzyła lęk na długo przed wynalezieniem sumienia, miłości i solidarności. Strach ma kilkaset milionów lat przewagi we władaniu nad umysłami i nawet u ludzi to on na ogół jest zwycięzcą.

I wtedy do głosu doszedł instynkt Destruktora. Instynkt jest jedną z tych prastarych mocy, która potrafi rozerwać łańcuchy strachu i jest starszy, niż strach. Panował i panuje nad każdą żywą istotą, a u Destruktorów jest szczególnie silny i nadzwyczaj łatwo przeradza się w agresję.

Obłęd
To tylko wąski most
Między rozumem i instynktem

Instynktowny szał bojowy i najwyższej klasy rozum zawarły przymierze. W oczach Severusa zapłonęło zimne, starannie wykalkulowane szaleństwo, obłęd, zdolny zniszczyć wszystko, co stanęło mu na drodze. Destruktor.

- Neronie, powiedz im, że zaczynam akcję. Wszystko według planu. Powiedz im... Tora Tora Tora.

- Powodzenia, Strażniku. Niech cię prowadzi twoja ciemna gwiazda – uśmiechnął się duch i zniknął.


Szybko. Rozum i instynkt muszą pracować zgodnie.

Wywołać demona? Użycie jakiegokolwiek na tyle potężnego, by zagwarantował powodzenie akcji, wymaga kilkudniowych przygotowań, a już na pewno kilku dni abstynencji. Severus kopnął pustą puszkę pod łóżko.

Myśl.

Pusty żołądek to podstawa. Severus znalazł odpowiedni eliksir; bezbarwny płyn działał brutalnie, ale skutecznie. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się lekko, wspominając dzień, kiedy wlał ten wynalazek to wazy Gryffindoru, a raczej do wazy, która miała się znaleźć na stole Gryfonów. Skąd miał wiedzieć, że akurat tego dnia pan Minister, Wielki Gość i Szycha przyjedzie do Hogwartu i zażyczy sobie jedzenia na gryfońskiej zastawie („Wspomnieć stare czasy, Albusie...”) i gryfońska waza wyląduje na nauczycielskim stole? To był piękny dzień...

Severus pomyślał ironicznie, że jeśli kiedyś jakiś kopięty gryzipiórek zechce opisać tę akcję, pewnie pominie fakt, że główny bohater był podpity i rzygał jak kot po eliksirze własnego pomysłu. I że wyglądał jak zombie z galopującymi suchotami.

Łeb pod kran. Ogolić się, szybko umyć i przebrać. W trakcie tego myśleć.

Voodoo i trochę okultyzmu. To będzie szybkie.

Cuerpo, sangre y lagrimas. Ciało, krew i łzy.

- Misza, masz wolną piwnicę?

- Jasne, Sev. Sev, co ci?.. Bogowie... Wracasz do pracy.


Pentagram, babiloński znak, odstraszający złe moce.

Bęben. Uderzenia głośniejsze i cichsze, naśladujące rytm serca.

Czaszka nundu.

Wspomnienia. Doña Loca, najlepsza wiedźma voodoo, jaką znał.


-Baila,Sev, baila...

- No puedo mas, dona Loca.

- Puedes, puedes, hijo. Baila.*


Pazury wbiły się w skórę, wyrwając kawałki ciała. Łzy same płyną. Baila.

Potem runy. Powoli. Eliksir z łez, ciała i krwi da im wielką moc.

Najpierw Eif, gotowość do podjęcia wyzwania. Potem Kampf, walka, a wraz z nim Opfer, poświęcenie. Tod, śmierć. Sieg, zwycięstwo. I wreszcie symbol Tora. Severus uśmiechnął się krzywo; był to jedyny znak, tatuowany na wewnętrznej stronie dłoni.

Dwie skrzyżowane błyskawice. Zaklęcie. Koło Słońca. Jeśli dokona tej przemiany, nie będzie mógł się wycofać.

Cztery ramiona krzyża i cztery rzeczy, które można dać.

- Ja, Severus Salazar Marvolo Riddle, przysięgam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by chronić dzieci Hogwartu. Nie cofnę się ani przez kalectwem, ani przed śmiercią, ani przed bólem, ani przed obłędem.

Ramiona krzyża rozprostowały się, a potem złamały w połowie. Run zaczął wirować.

Hakenkreuz, swastyka, odwieczny symbol obronny, wyklęty przez magów dwadzieścia pięć wieków temu. Znak wybuchł czerwienią; Severus wrzasnął, kiedy dwie swastyki wypaliły mu się na wnętrzach dłoni. Popatrzył na świeże oparzenia i zakrzepłą od gorąca krew. To za każdym razem bolało tak samo.

- Consummatum est** – syknął Snape z gorzkim sarkazmem, naśladując la Feya.

Doprowadzić się do porządku.

Teraz cały osprzęt.

Różdżki, przemyślnie poukrywane. Ubranie, które osłabi działanie przekleństw. Szybko, zanim moc przestanie działać.

Wysokie buty, z nożami w cholewach.

Szeroki pas ze smoczej skóry, osłaniający brzuch i nerki.

I mnóstwo innych rzeczy.

- Gdzie jest mój SMS? – mruknął poirytowany Severus – Accio!

SelbstMord System, system samobójczy, był wart swojej ceny. Severus zapiął sobie na szyi cieniutką, niewykrywalną magicznie (a tym bardziej niemagicznie) obrożę. Nastawił siłę detonacji na maksimum. Jedno mentalne polecenie i będzie po całym Czarnym Kręgu.

I wreszcie Moneta Zdrajcy, z pozoru zwykła, srebrna, rzymska moneta, ale to o te monety od prawie dwóch tysięcy lat toczono zaciekłe walki. Magiczne wywiady stawały na głowie, by je zdobyć, oferowano po dziesięć milionów Galeonów za jedną. Nigdy nie odnaleziono wszystkich, a wiele uległo zniszczeniu; podobno te, które przetrwały, znajdowały się w rękach Mistrzyni Cieni. Nawet gdyby miała wszystkie, było ich niewiele, więc Severus bardzo cenił ten prezent; wielokrotnie ratował mu on życie, a przy tym niedwuznacznie świadczył o tym, że Mistrza Eliksirów zaliczono do elity wywiadu wampirzego świata. Nikt nie miał pojęcia, jak działają Monety, ale wiedziano, że osłaniają zdrajców. W jakiś sposób oddziaływały na ich przeciwników, ułatwiając podwójnym agentom działanie. Sprawiały, że Aurorzy chybiali, Ministrowie zapominali zamknąć ważne dokumenty, nakłaniały do gadulstwa, pomagały uzyskać zaufanie.

Płaszcz. Maska. Szybko.

- Misza, wyjeżdżam.

- Widzę. Merlinie, Sev, twoje ręce... Ty rzeczywiście wracasz.

- Wracam. Żegnaj.

- Wpadnij tu jeszcze.

- Jeśli będę się jeszcze pętał po tym świecie.

- Będziesz. Czekaj, masz!

- A to co?

- Prosto z Krakowa. Miniaturowy kałach trochę umagiczniony.

Gwizd podziwu.

- To działa?

- Tak. Ten wihajster przestawia go na zwykłe kule albo srebrne albo zwykłe pokryte trucizną. Zmieści się nawet pod mugolską kurtką.

- Ile cię to kosztowało, Misza?

- Wysłuchałem parę paskudnych przekleństw, kiedy z nim uciekałem.

- Ciekawe – stwierdził sarkastycznie Snape – Kiedy umagicznią pociski nuklearne...

Ale tylko głupcy nie biorą takich zabawek.

Spowodować jak najwięcej zamieszania; wtedy ich magia osłabnie i osłony pękną. Wylądował w środku kręgu; zanim jeszcze dotknął ziemi, cisnął dwie fiolki Eliksiru Eksplodującego i użył prezentu od Rosjanina. Magia runów i voodoo zadziałała, teleportując dzieci do Hogwartu.

Nie wszystkie. Większość energii została zużyta na przełamanie zabezpieczeń, które wyczarował Voldemort i nie starczyło jej na przerzucenie czternastu osób w bezpieczne miejsce. Severus, mimo swojego przygotowania, nie miał szans wygrać z Voldemortem i jego zwolennikami, ale zamieszanie, ciemność i dym były po jego stronie. Poza tym spędził sporo czasu pod hasłem Ave Ceasar... Nie miał nic do stracenia, więc szalał, ale w końcu musiał przegrać. Magiczne więzy zacisnęły się mocno.

- Sssnape... – wysyczał Voldemort, bardziej chyba zdumiony, niż rozwścieczony – A więc żyjesz. Twój naród lubi zmartwychwstawać, prawda?

Rozproszył dym.

- Masakra - pomyślał Severus- I ja to zrobiłem. Syn swojego ojca, mimo wszystko...

Przeznaczeniem wampira jest krew. Co za kretyn to powiedział? Chyba nieświętej pamięci Moody. Ale w przypadku Mistrza Eliksirów to była prawda.

- Dlaczego? – zapytał Voldemort.

Zuchwałość Mistrza Eliksirów była tak wielka, że Tom zaczął wietrzyć jakiś podstęp, postanowił więc działać powoli. Może to zwierzę liczyło, że oberwie jakimś zabójczym zaklęciem? Kto wie, co knują krwiopijcy. Ostrożnie.

Śmiech Severusa, głośny i bezczelny.

- Płacą mi za to.

- Na co trupowi pieniądze? – syknął Lord.

Teraz ostrożnie, albo bardzo zuchwale...

„W grze kata i ofiary wynik nie jest z góry przesądzony, a role mogą się nader łatwo odwrócić. Kto umie grać z czasem, zna swego przeciwnika, kto ma mądrość kruka, cierpliowść borsuka, przebiegłość węża i serce gryfa, wygra. Bo ten zawsze wygrywa.” Salazar Slytherin.

- Nie wiem, czy Führer i Mistrz Cieni się ucieszą z mojej śmierci – powiedział Severus obojętnym tonem.

Celny cios. W oczach Voldemorta błysnął strach. Gniew tak wpływowego wampira mógł oznaczać, że za dwa dni większość Śmierciożerców zostanie znaleziona w takim stanie, jak Avery. Dumbledore nie kazałby popodrzynać Śmierciożercom gardeł; Grindewald wydałby o wiele bardziej brutalny rozkaz bez mrugnięcia okiem. Voldemort odwrócił się nagle i metodycznie zaczął dobijać co gorzej poranionych Śmierciożerców. Severus skrzywił się z obrzydzeniem. Kara za niekompetencję i próba ukrycia strachu. Moneto, działaj! Spraw, żeby popełnił błąd!

Bazyliszek wił się nerwowo. Asmodea znała Plan B, ale nie mogła usiedzieć spokojnie.

- Severussssssie – syknął Voldemort – Jesteś bezczelny, ale twoja żądza krwi wzbudza mój podziw. Dam ci szansę...

- Czy ja o nią prosiłem? – jęknął Mistrz Eliksirów w myślach. Nie podobały mu się drugie szanse pana Riddle. Ziemia osunęła się im spod nóg i zaleźli się w czymś, co przypominało amfiteatr.

- Ave ceasar, morituri te saluntant – zarechotał Voldemort.

Severus poczuł, że zaraz spanikuje.


Wycie publiczności. Śmierć, przed którą nie ma ucieczki. Choćbyś pokonał setkę, przyślą ci kolejnego przeciwnika. Gryfy. Dementorzy. Wilkołaki. Ludzie. Ekstaza tłumu. Ktoś musi umrzeć. Zawsze ktoś musi umrzeć. Dziś twoja kolej.


Wtedy uratował go ojciec Lucjusza. Teraz Severus wiedział, że będzie musiał się zmierzyć ze swoim boginem, zakrwawioną areną i bał się, że nie będzie w stanie na nią wyjść.

- Znasz reguły Quidditcha? – zaśmiał się Voldemort – Jeśli wygrasz, wypuszczę cię. Jeśli nie... Przywiążcie ich! – warknął na ogłupiałych Śmierciożerców.

Severus znał reguły. Ofiary przywiązuje się po jednej stronie areny, dość daleko od siebie. Obrońca – czyli on – stoi na środku. Atakujący zaraz wyjdą.

Severus brutalnie zetknął się z piachem areny. Nie miał żadnej broni, Voldemort przeszukał go osobiście. Do tego Gad nie rozwiązał mu rąk; dobrze chociaż, że były związane z przodu.

Krata się podniosła. Śmierciożercy wywlekli pierwszego atakującego. Nastolatka i to bardzo przerażona. Potem młoda kobieta. Severus zaczął węszyć jakiś wyjątkowo podły podstęp. Te dwie nie wyglądały na osoby kompetentne w różdżkoczynach. Trzeci atakujący... Severus zrobił się sinozielony. Lupin. Mistrz Eliksirów wiedział już, co jest grane. Wiedział też, że wilki znają strategie polowania w grupie i że w takim układzie nie ma szans obronić dzieci. Nie zdąży. Kiedy będzie walczył z jednym wilkołakiem, pozostałe zrobią swoje. Jedyną strategią w tym przypadku było „bronić najważniejszego punktu, poświęcić resztę”. Jeśli w ogóle da się radę trzem wilkołakom...

Arena zaczęła wirować pod stopami spanikowanego wampira. Wrzasnął. Zauważył, jak oczy dzieci rozszerzają się z przerażenia; krzyk demona to nic przyjemnego. Voldemort ględził coś, pewnie opowiadał wszystkim, o co chodzi... I pewnie myślał, że Snape wyje z żądzy krwi...

Dziewczyna coś krzyczała, kobieta płakała, a Lupin wyglądał tak, jak Snape się czuł. Panika. Zakrył twarz dłońmi. Nie widzieć, nie widzieć areny.

Spokojnie.

Keine Panik auf Titanik***. Cholera, jesteś Cieniem, zrób coś!!! Opanuj się!

Bazyliszek wił się w szaleńczych ósemkach i syczał; Snape wył.

I nagle ucichł, jakby ktoś rzucił na niego Silencio.

Ocalić jednego, poświęcając resztę.

Albo wymyślić nowatorską strategię.

Severus popatrzył prosto na Voldemorta.

- Jestem twoim synem! – zawył – Nie rób mi tego... ojcze!


W Hogwarcie Lucjusz Malfoy obudził się, krzycząc. Więź, łącząca oba wampiry, znów zaczęła działać.



*-Tańcz ,Sev, tańcz...

-Nie dam rady więcej, dona Loca.

- Dasz, dasz, synu. Tańcz.

** J 19, 30

***Bez paniki na Titaniku

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin