Świat nocy 2, Wybrani, Rozdział 5-8, strony 42-84.pdf

(232 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 5
http://chomikuj.pl/mejaczek
ROZDZIAŁ 5
R ashel zamarła, wciąż trzymając miecz w górze, z ostrzem skierowanym w serce wampira.
- I na co czekasz? - zapytał spokojnie wampir. - No dalej, zrób to.
Rashel nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wampir mógł zablokować jej cios drewnianymi
kajdankami, ale tego nie zrobił. Coś mówiło Rashel, że nawet nie zamierza się bronić. Po
prostu leżał bez ruchu, patrząc na nią oczami, które były czarne i puste jak kosmiczna
próżnia.
W porządku , pomyślała Rashel. Zrób to . Nawet pasożyt się zgodził. Zrób to szybko. Teraz .
A jednak po chwili, niemal wbrew swojej woli, odstąpiła od niego i cofnęła się parę kroków.
- Przykro mi, nie przyjmuję poleceń od pasożytów - oznajmiła głośno.
Trzymała miecz w pogotowiu na wypadek, gdyby wampir wykonał gwałtowny ruch. On
jednak spojrzał tylko na drewniane kajdanki, poruszył nadgarstkami i z powrotem położył
głowę na ziemi.
- Ach tak - powiedział z dziwnym uśmiechem. - Czyli tym razem będą tortury, tak? No cóż,
niewątpliwie będziecie się świetnie bawić.
Dźgnij go, idiotko , powiedział cichy głos w głowie Rashel. Nie rozmawiaj z nim. Niebezpiecznie jest
wdawać się w podobne konwersacje.
Ale Rashel nie potrafiła znowu się skupić. Za chwilę , powiedziała sama do siebie. Najpierw
muszę odzyskać panowanie nad sobą.
Przyjęła pozycję gotowa do walki i podniosła latarkę. Zaświeciła wampirowi w twarz.
Zamrugał i odwrócił wzrok.
Nareszcie. Teraz ona mogła widzieć jego, ale on był oślepiony. Oczy wampirów są wrażliwe
na światło. A nawet gdyby zdołał na nią spojrzeć, miała na sobie ochronny szalik. Miała
przewagę, dzięki czemu czuła się panią sytuacji.
- Skąd pomysł, że chcielibyśmy cię torturować - spytała.
Wampir uśmiechnął się do sufitu, nie usiłując patrzeć w jej stronę.
- Stąd, że wciąż żyję. - Uniósł dłonie skute kajdankami. - Czy to nie jest wymowne?
Znaleziono ciała kilku wampirów z Południowego Wybrzeża. Bardzo zmasakrowane ciała.
Dłonie miały skute takimi kajdankami. Ktoś się dobrze bawił. - Uśmiech.
Robota Vicky, pomyślała Rashel. Wolałaby, żeby on wreszcie przestał się uśmiechać. To był
wyjątkowo niepokojący uśmiech, piękny, ale trochę szalony.
- Oczywiście może też chodzić o zdobycie informacji -ciągnął wampir.
Rashel prychnęła.
- Twierdzisz, że mogłabym z ciebie coś wyciągnąć, gdybym naprawdę chciała?
- No cóż. - Uśmiech. - Mało prawdopodobne.
- Też tak sądziłam - stwierdziła sucho Rashel. Wampir głośno się roześmiał.
Na Boga, dźgnij go! - pomyślała Rashel . Teraz! Nie wiedziała, co się z nią dzieje. W porządku,
na swój dziwny sposób ten wampir był czarujący. Jednak poznała już wielu pochlebców,
którzy słodkimi słówkami usiłowali wymigać się od kołka. Niektórzy nawet ją uwodzili.
203233612.002.png
Niemal wszyscy próbowali przejąć kontrolę nad jej umysłem. Rashel zawdzięczała życie
silnej woli, dlatego opierała się telepatii.
Ale ten wampir nie zachowywał się normalnie. A jego śmiech przyprawił ją o dziwne bicie
serca. Uśmiech zmienił jego twarz, jak gdyby nagle zapłonęło w niej światło.
Dziewczyno, masz problem. Zabij go szybko.
- Posłuchaj - powiedziała, odkrywając, ku swemu zdumieniu, że trochę trzęsie jej się głos. -
To nic osobistego. Pewnie nie robi ci to różnicy, ale to nie ja zamierzałam cię torturować. Tu
chodzi o interesy. Muszę spełnić obowiązek. - Wzięła głęboki oddech i sięgnęła po miecz,
który dyndał jej u kolan.
Wampir odwrócił twarz ku światłu. Już się nie uśmiechał.
- Rozumiem - odparł tym razem bez rozbawienia. - Kwestia.. . honoru. Masz rację - dodał,
wbijając wzrok w sufit. - Tak zawsze musi się skończyć spotkanie dwóch ras. Albo zabijesz,
albo zostaniesz zabita. To prawo natury.
Przemawiał do niej jak wojownik do wojowniczki. Rashel nagle poczuła coś, czego nie
wzbudził w niej jeszcze żaden wampir. Szacunek. Dziwny żal, że w tej wojnie znaleźli się po
przeciwnych stronach barykady. Że muszą być śmiertelnymi wrogami.
To ktoś, z kim mogłabym rozmawiać , pomyślała. Ogarnęło ją uczucie dziwnej samotności.
Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że potrzebuje kogoś do rozmowy.
- Czy chcesz, żeby kogoś zawiadomić? - zapytała niezręcznie i niemal wbrew swojej woli. -
Masz może jakąś rodzinę? Mogłabym zadbać o to, by się dowiedzieli, co się z tobą stało.
Nie oczekiwała, że poda jej jakiekolwiek imiona, to byłby szalony pomysł. W tej grze wiedza
stanowiła o sile. Każda ze stron usiłowała ustalić, kto gra w przeciwnej drużynie. Jeśli już
wiedziało się, że ktoś jest wampirem, wiadomo było, kogo trzeba zabić.
Batman i Kobieta-Kot. Najważniejsze to zachować w tajemnicy prawdziwą tożsamość.
Ten wampir był najwyraźniej kompletnym szaleńcem.
- Hm, mogłabyś wysłać jakąś wiadomość do mojego przyszywanego ojca, Huntera Redferna,
Przykro mi, że nie mogę podać adresu. Powinien mieszkać gdzieś na wschodzie. – Kolejny
uśmiech. - Ach, zapomniałem ci się przedstawić. Jestem Quinn.
Rashel poczuła się tak, jak gdyby to ją uderzono pałką w głowę. Quinn. Żaden z
najgroźniejszych wampirów świata nocy. Może nawet najgroźniejszy ze wszystkich
„nowych" wampirów tych, które niegdyś były ludźmi. Znała jego reputację, jak każdy łowca.
Uważano go za śmiertelnie niebezpiecznego przeciwnika, błyskotliwego stratega,
pomysłowego wojownika... Słynął z lodowatego chłodu. Gardził ludźmi. Chciał, by świat
nocy wymazał ludzką rasę, z wyjątkiem paru osobników niezbędnych jako pokarm.
Myliłam się , pomyślała Rashel zamroczona. Powinnam była pozwolić Vicky go torturować . On
akurat na pewno na to zasłużył. Bóg jeden wie, co ma na sumieniu.
Quinn znów odwrócił się w jej stronę, patrząc prosto w światło latarki, chociaż musiało
sprawiać mu ból.
- Sama widzisz, że lepiej mnie jak najszybciej zabić - powiedział głosem cichym jak szelest
padającego śniegu. - Ja nie zawacham się zabić ciebie, kiedy się uwolnię.
Rashel zaśmiała się z wysiłkiem.
- Czy mam się bać?
- Tylko jeśli zdajesz sobie sprawę, kim jestem. - Jego głos wydawał się teraz zmęczony i
pełny pogardy. - Najwyraźniej nic nie rozumiesz.
- Zastanówmy się. Chyba coś tam słyszałam o Redfernach... Czy to nie ta rodzina, która ma
pod sobą grupę wampirów w radzie świata nocy? Najważniejszy ze wszystkich klanów
rodzonych wampirów. Pochodzący bezpośrednio od Mai, legendarnej pierwszej wampirzycy.
A Hunter Redfern to przywódca i prawodawca świata nocy, odpowiedzialny za kolonizację
Ameryki Północnej przez wampiry jeszcze w XVII wieku. Popraw mnie, jeśli się mylę.
Popatrzył na nią chłodno.
203233612.003.png
- Mamy swoje źródła. Twoje imię też brzmi dziwnie znajomo. Zdaje się, że Hunter zrobił z
ciebie wampira... A ponieważ wszystkie jego dzieci to córki, stałeś się także jego dziedzicem.
- To bardziej złożona sprawa, niż myślisz - odparł Quinn, uśmiechając się kwaśno. - Z
Redfernami wiążą mnie bardzo skomplikowane relacje. Większość czasu spędzamy na obmy-
ślaniu, jak się nawzajem potopić w Atlantyku.
- Ajaj, rozłam w wampirzej rodzinie... - zadrwiła Rashel. -Czemu nie umiecie pokojowo
ułożyć sobie życia... - Mimo żartów czuła, że coraz trudniej jej oddychać.
Nie chodziło o strach. Naprawdę, zupełnie się go nie bała. Przeszkadzało jej raczej dziwne
niezdecydowanie. Powinna przebić go kołkiem, a nie oddawać się pogaduszkom. Nie rozu-
miała, czemu tak postępuje.
Usprawiedliwiało ją tylko to, że wampir był jeszcze bardziej zdezorientowany i wściekły.
- Chyba jednak nie słyszałaś o mnie wszystkiego - wycedził, odsłaniając zęby. - Jestem
twoim najgorszym koszmarem. Nawet inne wampiry boją się mnie. A stary Hunter... Trzyma
się pewnych zasad. Na przykład kogo i jak wypada zabijać. Gdyby wiedział o paru historiach
z mojego życia, chyba sam by umarł z wrażenia.
Poczciwy stary Hunter, pomyślała Rashel. Strażnik moralności i patriarcha rodu Redfernów,
mentalnie uwięziony w XVII wieku. Może i był wampirem, ale przede wszystkim reprezento-
wał purytańskie wartości pierwszych kolonistów w Ameryce.
- W takim razie może powinnam go o tych historiach poinformować - powiedziała z udanym
namysłem.
Quinn obdarzył ją kolejnym chłodnym spojrzeniem, tym razem jednak w jego oczach
dostrzegła przebłysk szacunku.
- Gdybym wierzył, że jesteś w stanie go odszukać, to może bym się zmartwił.
- Wiesz co, chyba nigdy nie słyszałam twojego imienia - powiedziała Rashel uderzona nagłą
refleksją.- Zakładam, że masz jakieś imię?
Wampir zamrugał.
- Nazywam się John - wyjawił zdziwiony własnym zachowaniem.
- John Quinn. John.
- Nie mówiłem, że możesz używać tego imienia.
- Jak sobie życzysz - mruknęła z roztargnieniem, ponieważ zaprzątały ją inne myśli.
John Quinn. Takie zwykłe bostońskie imię. Imię kogoś rzeczywistego . Rashel nagle zaczęła myśleć o
wampirze jak o prawdziwej osobie, nie tylko o Tym Strasznym Quinnie.
- Powiedz mi - Rashel zdecydowała się wypowiedzieć pytanie, którego nie zadała dotąd
żadnej istocie należącej do świata nocy - czy chciałeś, żeby Hunter Redfern przemienił cię w
wampira?
Zapadła długa cisza.
- Prawdę mówiąc, chciałem go za to zabić - odparł Quinn głosem wypranym z wszelkich
emocji.
- Rozumiem.
Sama czułabym się podobnie , pomyślała Rashel. Nie planowała zadawania więcej pytań, ale
zanim zdążyła się powstrzymać już postawiła kolejne.
- W takim razie czemu to zrobił? Dlaczego wybrał akurat ciebie?
Znów milczenie.
- Byłem... - zaczął wreszcie Quinn, gdy Rashel straciła już nadzieję na odpowiedź. -
Chciałem ożenić się z jedną z jego córek. Dove.
- Ożenić się z wampirzycą?
- Nie wiedziałem, że jest wampirzycą. - W głosie Quinna zabrzmiało zniecierpliwienie. -
Hunter Redfern cieszył się sympatią elit Charlestown. Owszem, niektórzy przebąkiwali, że
jego żona jest czarownicą, ale w tamtych czasach ludzie podejrzewali każdego o konszachty z
diabłem, jeśli pozwoliłeś sobie na uśmiech w kościele.
203233612.004.png
- Więc nikt nie zdawał sobie sprawy... - zaczęła Rashel.
- Większość ludzi utrzymywała z nim normalne stosunki. -Wargi Quinna wykrzywił
szyderczy uśmiech. - Mój własny ojciec nie miał nic przeciwko niemu, a był pastorem.
Rashel, wbrew własnej woli, była coraz bardziej zainteresowana.
- Musiałeś więc przemienić się w wampira, żeby poślubić Dove?
- Nie doszło do ślubu - sprostował Quinn niemal bezdźwięcznie.
Wydawał się równie zdziwiony jak Rashel, że pozwolił sobie na zwierzenia. Mówił właściwie
sam do siebie.
- Hunter chciał, żebym ożenił się z jedną z jego pozostałych córek. Oświadczyłem, że prędzej
poślubię świnię. Garnet, najstarsza, była tępa jak kołek. Lily, średnia, miała złe oczy,
Chciałem tylko Dove.
- I tak mu powiedziałeś?
- Oczywiście. W końcu wyraził zgodę i wtedy zdradził mi rodzinny sekret. No cóż.
Właściwie nic mi nie powiedział, tylko zademonstrował na żywej ofierze. Obudziłem się
martwy. I odkryłem, że jestem wampirem. Niezłe doświadczenie.
Rashel otworzyła usta, a po chwili znów je zamknęła. Nic potrafiła sobie nawet wyobrazić
czegoś tak strasznego.
- Nie wątpię - wydusiła w końcu.
Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu. Rashel jeszcze nigdy nie czuła takiej... bliskości
między sobą a wampirem. Zamaist nienawiści i obrzydzenia przepełniała ją litość.
- Ale co się stało z Dove?
Quinn znów zesztywniał.
- Umarła - odparł oschle. Wyraźnie nie życzył sobie dalszego spoufalania się.
- Jak?
- Nie twoja sprawa.
Rashel przekrzywiła głowę i spojrzała na niego bez emocji.
- Powiedz mi, John. Wiesz, są pewne rzeczy, o których powinieneś rozmawiać. To ci
pomoże.
- Nie potrzebuję cholernej psychoanalizy - warknął. Był wściekły, a w jego oczach pojawił
się mroczny blask, który miał przerazić Rashel.
Quinn wyglądał teraz zupełnie dziko - Rashel czuła się podobnie, gdy traciła nad sobą
panowanie, i wymierzała ciosy na oślep, nie dbając, kogo dosięgną.
Nie bała się. Była dziwnie spokojna , taki spokój przynosiły mi ćwiczenia oddechowe, w czasie których
czuła jedność z ziemią i pewność, że obrała właściwą drogę.
- Posłuchaj, Quinn...
- Naprawdę myślę, że powinnaś mnie teraz zabić - powiedział rzeczowo. - Chyba że jesteś na
to za głupia lub zbyt tchórzliwa. To drewno nie wytrzyma długo. A kiedy się uwolnię, użyję
tego miecza przeciwko tobie
Rashel w zdziwieniu spojrzała na kajdanki Vicky. Były wygięte. Deski się nie wykrzywiły,
ale metalowe zawiasy powoli puszczały. Wampir już wkrótce mógł mieć dość miejsca, by
wyswobodzić nadgarstki.
Nawet jak na wampira wydawał się wyjątkowo silny.
Rashel, nie tracąc tego dziwnego spokoju, uświadomiła sobie, co musi zrobić.
- Owszem, to dobry pomysł - zgodziła się. - Wygnij ten metal do końca, będę mogła
wytłumaczyć, jak uciekłeś.
- O czym ty mówisz?
Rashel wstała i sięgnęła po nóż, by przeciąć mu pęta na nogach.
- Jesteś wolny.
Quinn na chwilę przestał manewrować kajdankami.
- Oszalałaś - stwierdził, jak gdyby dopiero teraz to odkrył.
203233612.005.png
- Być może. - Rashel przecięła sznur. Wampir poruszył rękami w kajdankach.
- Jeśli myślisz, że skoro kiedyś byłem człowiekiem, to teraz ulituję się nad przedstawicielką
tej rasy, bardzo się mylisz -odparł z namysłem. - Nienawidzę ludzi jeszcze bardziej niż
Redfernów.
- Za co? - Odsłonił zęby.
- Nie, nie zamierzam ci wszystkiego tłumaczyć. Po prostu uwierz mi na słowo.
Rashel uwierzyła. Wydawał się teraz wściekły i groźny jak dzikie zwierzę schwytane w
pułapkę.
- W porządku - powiedziała, odstępując o krok i chwytają rękojeść bokkena. - Pokaż, co
potrafisz. Ale pamiętaj, już raz cię pobiłam. To ja cię ogłuszyłam.
Wampir pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Idiotko - prychnął. - Przecież nawet nie zwróciłem na ciebie uwagi. Myślałem, że należysz
do tej bandy partaczy którzy przewracali się o własne nogi. Na nich zresztą też nie zwróciłem
specjalnej uwagi. - Quinn jednym płynnym ruchem który zdradzał całą jego silę i panowanie
nad własnym ciałem przybrał pozycję siedzącą.
- Nie masz szans - dodał cicho, spoglądając na Rashel czarnymi oczami. Teraz, gdy nie
oślepiała go latarka, było widać, jak ogromne ma źrenice. - Już nie żyjesz.
Rashel miała niepokojące przeczucie, że wampir mówi prawdę.
- Jestem szybszy od jakiegokolwiek człowieka- ciągnął Quinn. - I silniejszy. Lepiej widzę w
ciemnościach i potrafię być naprawdę nieprzyjemny.
Rashel wpadła w panikę.
Uwierzyła w każde jego słowo. Nie była w stanie zaczerpnąć powietrza, poczuła ucisk w
żołądku. Nic nie pozostało z jej dawnego opanowania.
On ma rację, a ty naprawdę jesteś idiotką , westchnęła z wysiłkiem. Mogłaś go powstrzymać bez trudu i
zmarnowałaś szansę. I to dlaczego? Bo zrobiło ci się go żal? Żal nikczemnego, zwariowanego potwora,
który teraz rozerwie cię na strzępy? Ktoś tak głupi jak ty po prostu zasługuje na śmierć.
Rashel poczuła, że stacza się w otchłań, nie mogła uchwycić się żadnego punktu oparcia...
Ale nagle coś jednak wpadło jej w ręce. Przytrzymała się tej myśli z całą desperacją, starając
się oprzeć lękowi, który wciągał ją w ciemność.
Nie mogłaś postąpić inaczej.
To znów odezwał się cichy głos w jej umyśle. Rashel wiedziała, ku swojemu zdumieniu, że
głos ma rację. Naprawdę nie mogła zabić Quinna, gdy leżał przed nią związany i bezbronny.
Gdyby to zrobiła, sama stałaby się potworem. A po wysłuchaniu jego historii nie potrafiła mu
nie współczuć.
Prawdopodobnie zaraz zginę , pomyślała. I wciąż się boję . Ale postąpiłabym tak samo. Zrobiłam to, co
powinnam.
Rashel uchwyciła się tej myśli, by dzielnie znieść ostatnie minuty swojego życia. Straciła
szansę, by przebić wampira mieczem, gdy jeszcze miał skrępowane dłonie. Wiedziała, że
czas już się wypełnia, i wiedziała, że wampir także to czuje.
- Jaka szkoda. Będę musiał rozerwać ci tętnicę - powiedział.
Rashel nie drgnęła.
Quinn wykręcił kajdanki po raz ostatni, tym razem wyrywając zawiasy Drewniane części
upadły ze szczękiem na betonową posadzkę. Wstał wolny. Rashel nie widziała już jego
twarzy, bo znalazła się poza zasięgiem światła latarki.
- Cóż - zaczął.
- Cóż - szepnęła Rashel. Stanęli naprzeciwko siebie.
Rashel czekała na mimowolne drgnienie ciała, które zdradziłoby jej, w którą stronę Quinn się
rzuci. Ale z takim wrogiem jeszcze nigdy nie walczyła. Napięcie skrywał głęboko w środku,
gotów uwolnić wszystkie siły w chwili, kiedy będzie ich potrzebował. Wydawał się
doskonale opanowany.
203233612.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin