Na początku był cel.
cel był jedyną płaszczyzną. I jako jedyna płaszczyzna, cel nie miał znaczenia ani wartości. Po prostu był. Był. Nic więcej.
cel. Samotny i nieświadomy.
Jednakże rzecz, która miała stać się celem, nie powstała w sposób przypadkowy. cel, pierwsza i odosobniona płaszczyzna, został stworzony naturą człowieka, który kulił się w jaskini, patrząc na swe dzieło.
Inny człowiek, prawie każdy inny, zachłysnąłby się, odskoczył, uciekł lub chwycił bezużyteczny oręż. Niektórzy, ale bardzo niewielu, próbowaliby pojąć, co widzą. Ale człowiek w jaskini tylko patrzył.
Nie starał się pojmować celu, gdyż pogardzał wiedzą. Ale można powiedzieć, że zastanawiał się nad oglądanym zjawiskiem. Więcej nawet, rozważał je z pełnym skupieniem, będącym poza możliwościami prawie każdego człowieka na świecie.
cel powstał w tej jaskini i w tym czasie, ponieważ siedzący tu człowiek, rozmyślający nad nim, przez długie lata pozbawiał siebie wszystkiego prócz nadrzędnego, palącego i pochłaniającego wszystko poczucia celu.
* * *
Nazywał się Michał z Macedonii. Był mnichem stylitą, jednym ze świętych ludzi, którzy poszukują wiary poprzez odosobnienie i medytację, tkwiąc na słupach lub mieszkając w jaskiniach.
Michał z Macedonii, nieustraszony, gdyż pewien swej wiary, wyciągnął naprzód chude ramię i położył kościsty palec na celu.
cel, pod dotknięciem palca, otwierał płaszczyznę za płaszczyzną, w nagłej eksplozji kryształowej wiedzy, która, gdyby cel naprawdę był świecącym własnym blaskiem klejnotem, oślepiłaby dotykającego.
Gdy tylko Michał z Macedonii dotknął celu, jego ciało wygięło się jak w agonii. Mężczyzna otworzył usta w bezgłośnym krzyku, a twarz wykrzywił mu potworny grymas. Chwilę później stracił przytomność.
Przez dwa pełne dni Michał leżał nieprzytomny w jaskini. Oddychał, a jego serce biło, lecz umysł błądził wśród zjaw.
Na trzeci dzień Michał z Macedonii obudził się. Obudził się w jednym momencie. Gotowy, w pełni przytomny i bynajmniej nie osłabiony. (A przynajmniej nie osłabiony na duszy. Jego ciało walczyło ze słabością, która przyszła po latach postu i surowej prostoty.)
Bez wahania Michał wyciągnął rękę i chwycił cel. Obawiał się kolejnego wstrząsu, ale potrzeba zrozumienia pokonała strach. I podczas tej próby obawa okazała się nieuzasadniona.
Surowa moc pochodząca z celu została rozproszona poprzez liczne płaszczyzny. Mógł kontrolować jej wybuchy. cel był teraz także trwaniem. I ponieważ czas, który odnalazł w umyśle mnicha, był mu zupełnie obcy, pochłonął również zmieszanie. trwanie stało się także różnorodnością, cel więc był w stanie podzielić się zarówno w uporządkowaniu, jak i w zróżnicowaniu. Powierzchnie otwierały się i rozprzestrzeniały, podwajały, troiły, mnożyły i znów rozdzielały, aż stały się jak kryształowy potok, który porwał mnicha niczym dzika rzeka miotająca drewniany wiór.
Rzeka dotarła do ujścia i wpadła do morza, nastał spokój. cel spoczywał w dłoni Michała, błyszcząc jak światło księżyca na wodzie. Blask odbił się uśmiechem na twarzy mnicha.
– Dziękuję ci – rzekł – za to, że zakończyłeś lata moich poszukiwań. Gdyż nie mogę być ci wdzięczny za koniec, który mi przynosisz.
Na chwilę zamknął oczy, pogrążony w myślach. Potem wymamrotał:
– Muszę szukać rady u mojego przyjaciela, biskupa. Jeżeli jest choć jeden człowiek na ziemi, który może wskazać mi drogę, będzie to Antoniusz.
Otworzył oczy. Zwrócił wzrok w kierunku wyjścia z jaskini i spojrzał w jasny syryjski dzień.
– Bestia jest blisko.
Prolog
Tej nocy Belizariusz odpoczywał w domu, który nabył, gdy został dowódcą armii w Daras. Nie bywał tutaj często, gdyż jako generał wolał pozostawać ze swoimi oddziałami. Kupił willę dla swej poślubionej dwa lata temu żony Antoniny, aby mogła mieć wygodną rezydencję w bezpiecznym Aleppo, niedaleko perskiej granicy, gdzie znajdował się posterunek generała.
Gest ten był raczej daremny, gdyż Antonina nalegała na towarzyszenie Belizariuszowi nawet w nędznym i hałaśliwym obozie wojsk. Rozdzielenie tych dwojga było prawie niemożliwe i, szczerze powiedziawszy, generał nie narzekał. Gdyż, wśród tajemniczych meandrów bystrego jak strumień umysłu Belizariusza, jedna rzecz pozostawała dla wszystkich jasna – uwielbiał swoją żonę.
Dla większości uwielbienie to było niezgłębione. Po prawdzie Antonina odznaczała się żywą i atrakcyjną osobowością, przynajmniej dla tych, którzy nie mieli nieszczęścia zetknąć się z jej znacznym temperamentem. I była bardzo piękna. Co do tego zgadzali się wszyscy, nawet wielu jej krytyków. Chociaż znacznie starsza od męża, Antonina dobrze znosiła ciężar lat.
Ale cóż to były za lata! Wysoce skandaliczne.
Jej ojciec był woźnicą rydwanu, jednym z ludzi podziwianych przez bywalców hipodromu. Jakby tego było mało, jej matka pracowała jako aktorka, który to zawód, jak mówią, bliski jest prostytucji. Ponieważ Antonina dorastała w takim otoczeniu, przystosowała się dosyć wcześnie do trybu życia matki i, o zgrozo, dodała do grzechu rozwiązłości sztukę magiczną. Było powszechnie wiadome, że Antonina kształciła się w czarach, a także w innych, bardziej cielesnych sztukach.
Co prawda od czasu małżeństwa z generałem nie wykryto nawet śladu skandalu związanego z jej imieniem, ale czujne oczy i uszy zawsze były przy niej. O dziwo nie należały do męża, który wydawał się głupio nie interesować jej wiernością. Jednak wielu innych obserwowało i słuchało pogłosek z drżącą uwagą, tak typową dla poprawnych obywateli.
Jednakże uszy słyszały niewiele, a oczy widziały nawet mniej. Kilku zrezygnowało, nie doszukawszy się sensacji. Większość jednak pozostała czujna na posterunkach. Ta dziwka była w końcu czarownicą. I, co gorsza, przyjaźniła się blisko z cesarzową Teodorą. Nic zresztą w tym dziwnego, wszyscy wiedzą, że ciągnie swój do swego. Nawet jeżeli cesarzowa Teodora ani teraz, ani w przeszłości nie zajmowała się czarami, to prowadziła tryb życia tak rozwiązły, że zawstydziłaby nawet Antoninę.
Któż więc mógł wiedzieć, jakie lubieżne praktyki i poczynania ukrywała Antonina?
Co do samego generała, poza jego skandalicznym małżeństwem otoczenie miało mu niewiele do zarzucenia.
Niewiele, ale nie nic. Chociaż zaliczany do arystokracji, Belizariusz pochodził z Tracji. A Trakowie znani byli jako ludzie gburowaci, surowi i nieokrzesani. Ta skaza na jego opinii pozostawała praktycznie niezauważona. Sprawiedliwi nie musieli obawiać się gniewu Belizariusza. Generał miał zwyczaj okazjonalnie żartować sobie z okrucieństwa swoich rodaków. Były to oczywiście okrutne żarty – w końcu sam był jednym z nich.
Usta arystokracji milczały w tej materii, ponieważ cesarz Justynian również był Trakiem. Do tego nie pochodził nawet z trackiej szlachty, jaka by nie była, ale z plebsu. I jeżeli Belizariusz był znany ze swojego poczucia humoru, to cesarz nie. Z pewnością nie. Justynian był wiecznie skwaszonym i podejrzliwym człowiekiem, skorym do gniewu. A kiedy wpadał w gniew, był przerażający.
I jeszcze to, że generał był młody. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że młodość jest cechą z natury niebezpieczną. Wyjątkowo niebezpieczną, obok odwagi i porywczości. Nie są to przymioty, które arystokracja lubi widzieć w swoich generałach. Jednakże cesarz Justynian umieścił go w szeregach swej osobistej ochrony, elitarnej jednostki, z której wywodzili się przyszli generałowie. A potem, przesadziwszy w szaleństwie głupoty, natychmiast mianował Belizariusza głównodowodzącym armii stojącej przed starożytnym medejskim wrogiem.
Co prawda byli także ludzie, którzy bronili wyboru cesarza, wskazując na to, że pomimo młodego wieku Belizariusz charakteryzuje się zdrowym osądem i żywym umysłem. Jednakże ta linia obrony zawiodła. W końcu, poza jego małżeństwem, to właśnie te cechy charakteru Belizariusza stanowiły dla jego tradycyjnie myślących przeciwników ciężki orzech do zgryzienia.
Inteligencja, oczywiście, jest cechą godną podziwu u mężczyzny. Umiarkowana, także u kobiety – tak długo, jak mamy do czynienia z normalną inteligencją, z prostą, można powiedzieć. Ze zjawiskiem o regularnych skrętach i precyzyjnych kątach, w najgorszym wypadku sferycznych zakrzywieniach. Umiarkowana w środku, otwarta na brzegach, bezpośrednia z bliska.
Ale umysł Belizariusza stanowił wielką tajemnicę. Patrząc na generała, widziano jedynie Traka. Wyższego niż przeciętni, dobrze zbudowanego, jak zwykle byli Trakowie, i przystojnego (jak zwykle Trakowie nie byli). Ale wszyscy, którzy znali generała, szybko pojmowali, że w tym ciele krył się zdumiewająco bogaty intelekt. Nieco subtelności wschodu, może antycznego południa... Coś, co nie kojarzyło się z surowymi wzgórzami, lecz z pradawną puszczą. Sędziwy umysł w młodym ciele, krzywy jak korzeń i kręty jak wąż.
Tak myślało o nim wielu ludzi, szczególnie po zawarciu bliższej znajomości. Po spotkaniu z generałem nikt nie mógł mu zarzucić braku manier czy niestosowności zachowania. Belizariusz był człowiekiem o wesołym usposobieniu, nikt nie mógł temu zaprzeczyć, chociaż wielu zastanawiało się po jego wyjściu, czy generał nie okazywał wesołości na użytek otoczenia. Ale zachowywali swe podejrzenia dla siebie, gdyż zawsze mieli na uwadze to, że jaki by nie był stan umysłu generała, jego kondycja fizyczna nie pozostawiała żadnych wątpliwości.
Belizariusz był mistrzem miecza. I nawet pijani katafrakci mówili tylko o jego lancy i łuku.
Do domu tego właśnie człowieka i jego żony przybyli Michał z Macedonii i jego przyjaciel biskup z wiadomością i rzeczą, która ją przyniosła.
Aleppo
Wiosna, rok 528 n.e.
Rozdział 1
Obudzony przez swojego sługę Gubazesa Belizariusz wstał szybko, z wprawą weterana wielu kampanii. Leżąca u jego boku Antonina wolniej budziła się ze snu. Po wysłuchaniu Gubazesa generał narzucił tunikę i wypadł z sypialni. Nie czekał, aż Antonina się ubierze i nawet nie zapiął swoich sandałów.
Tak dziwni goście o tej porze nie powinni czekać. Antoniusz Kasjan, biskup Aleppo był przyjacielem, który odwiedzał Belizariusza przy wielu okazjach, ale nigdy o północy. A ten drugi – Michał z Macedonii?
Belizariusz znał oczywiście to imię. Było sławne w całym Imperium Rzymskim. Popularne i uwielbiane przez zwyczajnych ludzi. Wśród dostojników kościelnych, którzy byli podmiotami okazjonalnych kazań Michała, jego imię cieszyło się złą sławą i nie darzyli go oni sympatią. Jednak generał nigdy osobiście nie spotkał tego człowieka. Tylko kilku miało okazję go poznać, ponieważ mnich od dawna mieszkał w ...
oki9013