Dziewczynka_z_zapalkami-_przedstawienie.doc

(58 KB) Pobierz
Dziewczynka z zapałkami

Spotkanie z Andersenem - Dziewczynka z zapałkami

 

Andersen: (czarny melonik, czarny garnitur, biała koszula, czarna duża parasolka lub laska, czarne buty) Jestem Andersen. Opowiem wam pewną niezwykłą historię.

Działo się to bardzo dawno temu. Ale to jeszcze nic dziwnego; prawie wszystkie bajki dzieją się dawno temu. Trudno. Tak to już jest. Mówi się też o tym, że to było za siedmioma górami, za siedmioma rzekami. I to prawda... Większość bajek jest wesoła, ale nasza będzie smutna. Nie zawsze chce się słuchać tylko wesołe historie – prawda?

Rozmowa przy stole: (okno, oświetlona choinka, na stole talerze, zapalona świeca)

Chłopiec: (odświętnie ubrany, jak do wieczerzy wigilijnej)

A wiesz kochanie, dzisiejszy wieczór przypomina mi pewną historię. Dawno, dawno temu czytała mi ją moja mama... Chciałabyś ją usłyszeć?

Dziewczyna: (odświętnie ubrana jak do wieczerzy wigilijnej)

Pewnie, bardzo chętnie mój drogi.

Chłopiec:

O, właśnie mam książkę. Ona gdzieś tu jest... Już mam, posłuchaj.(otwiera książkę i czyta w tym czasie wchodzi na scenę z boku bosa dziewczynka z koszyczkiem, z siankiem i zapałkami, spaceruje)

Było bardzo zimno. Śnieg padał i zaczynało się już ściemniać. W tym chłodzie i w tej ciemności szła ulicami miasta biedna dziewczynka z gołą głową i boso. Miała wprawdzie trzewiki na nogach, kiedy wychodziła z domu, ale co to znaczyło! To były bardzo duże trzewiki, nawet jej matka ostatnio je wkładała, tak były duże i mała zgubiła je zaraz, przebiegając przez ulicę, którą pędem przejeżdżały dwa wozy. Jednego trzewika nie mogła wcale znaleźć, a z drugim uciekł jakiś urwis. Wołał:

Urwis: Przyda mi się na kołyskę, kiedy już będę miał dziecko...

Dziewczynka z zapałkami (połatane ubranie, chusta na plecach podchodzi do widowni, wyciąga rękę z zapałkami, dotyka siedzących ręką, zwraca się do siedzących)

Zapałki sprzedaję! Zapałki! Kupi Pani? Choć jedno pudełeczko... A może Pani? Tanio sprzedaję.(mówi do siebie i ukazuje swój stan) Jest coraz później, a ja nie sprzedałam ani paczuszki. Robi się szaro i zimno. Do domu wrócić nie mogę. Jestem głodna i zziębnięta.

Chłopiec:

Szła więc dziewczynka boso, stąpała nóżkami, które poczerwieniały i zsiniały z zimna. Niosła całą masę zapałek. Przez cały dzień nie sprzedała ani jednej. Nikt jej nie dał nawet grosika. Szła taka głodna i zmarznięta i wyglądała taka smutna, biedactwo! Płatki śniegu padały na jej długie, ciemne włosy, które tak pięknie zwijały się na karku, ale ona nie myślała wcale o tej ozdobie. Ze wszystkich okien naokoło  połyskiwały światła i tak miło pachniało na ulicy pieczonymi gęśmi...

Dziewczynka z zapałkami:

(pociąga nosem) Jak coś pięknie pachnie. (podnosi oczy do góry i z rozrzewnieniem mówi) Babciu moja kochana, czy ty widzisz to, co ja? (siada w kąciku) Babuleńko, tak za Tobą tęsknię. Też lepiłyśmy kiedyś pierożki... Śpiewałyśmy kolędy. (kurczy się)

Chłopiec:

Usiadła i skurczyła się cała. Małe nożyny podciągnęła pod siebie, ale marzła coraz bardziej, a w domu nie mogła się pokazać, bo przecież nie sprzedała ani jednej zapałki, nie dostała ani grosza. A w domu było tak samo zimno. Mieszkała na strychu pod samym dachem i wiatr hulał po izbie, chociaż największe szpary w dachu zatkane były słomą i gałganami. Jej małe rączki prawie całkiem zamarzły z tego chłodu...

Dziewczynka z zapałkami:

Ach, jedna mała zapałka, jakby to dobrze było! Żeby tak wyciągnąć jedną zapałkę z wiązki, zapalić i tylko ogrzać paluszki! (zapala zapalniczkę, przytrzymuje ogień i otacza go ręką) Jak się iskrzy, jak płonie! Mały, ciepły, jasny płomyczek, niby mała świeczka otoczona dłońmi!

O i zapałka już zgasła i znów otacza mnie chłód i ciemność nocy. (zapala nową zapałkę i wpatruje się w nią, a potem w kominek i przysuwa się do niego, grzeje ręce, zapala nową zapałkę i podchodzi do stołu)

Chłopiec:

Dziewczynce zdawało się że siedzi przed wielkim kominkiem. Ogień palił się w nim tak łaskawie i grzał tak przyjemnie. A i on znikł, a ona siedziała z niedopałkiem w dłoni.

Zapaliła znowu nową zapałkę, wesoły płomień palił się i błyszczał, a gdzie cień padł na ścianę, stawała się ona przejrzysta jak muślin. Ujrzała wnętrze pokoju. Stał tam stół przykryty białym, błyszczącym obrusem, nakryty piękną porcelaną, a na półmiskach leżały smaczne potrawy. Aż tu nagle zapałka zgasła i widać tylko było nieprzejrzystą zimną ścianę. Zapaliła nową i już siedziała pod najpiękniejszą choinką...

Dziewczynka z zapałkami:

(zapala zapałkę i siada pod choinką) Jakaż ona cudowna! Jaka jasna! (przygląda się jej) Cudowne bombki mienią się na niej kolorami tęczy. (wyciąga ręce do choinki, patrzy w niebo i gwiazdy)

Chłopiec:

Była ona jeszcze wspanialsza i piękniej ubrana niż choinka u bogatego kupca. Tysiące świeczek płonęło na jej zielonych gałązkach, a kolorowe obrazki, takie, jakie zdobiły okna sklepów, spoglądały ku niej. Ale tu zgasła zapałka, a mnóstwo światełek choinki wznosiło się ku górze, coraz wyżej i wyżej i oto ujrzała ona, że były to tylko jasne gwiazdy, a jedna z nich spadała właśnie zakreślając na niebie długi błyszczący ślad.

Dziewczynka z zapałkami:

Ktoś umarł! Kiedyś moja babcia mówiła, że zawsze, kiedy gwiazdka spada, dusza ludzka ulatuje ku niebu, a ktoś inny rodzi się i zaczyna życie na ziemi. (zapala zapałkę)

Chłopiec:

Dziewczynka znów zapaliła zapałkę, ostatnią już z tego pudełka. Zajaśniało dookoła i w tym blasku stanęła przed nią stara babunia, taka łagodna, taka jasna, taka błyszcząca i taka kochana.

(babcia podchodzi do dziewczynki, gładzi ją po głowie i się uśmiecha)

Dziewczynka z zapałkami (do babci)

Babuniu! O zabierz mnie ze sobą! Kiedy zapałka zgaśnie, znikniesz jak ciepły piec, jak te wszystkie potrawy i jak wspaniała olbrzymia choinka! (zapala zapałkę kilka razy, babcia obejmuje ją) Zabierz mnie tam, gdzie Ty jesteś i gdzie nie ma chłodu. Babciu, zabierz mnie ze sobą do nieba.

 

 

 

Chłopiec:

I stało się jaśniej niż za dnia. Babunia nigdy przedtem nie była taka piękna i taka wielka. Chwyciła dziewczynkę w ramiona i poleciały w blasku i w radości wysoko, wysoko. A tam już nie było ani chłodu, ani głodu, ani strachu... A kiedy nastał zimny ranek i ludzie wracali ze świątecznej mszy, w kąciku przy domu siedziała dziewczynka z czerwonymi policzkami, z uśmiechem na twarzy... nieżywa. Zamarzła na śmierć ostatniego wieczora minionego roku. Ranek noworoczny oświetlił blaskiem jasnego słońca małą postać przyprószoną śniegiem, trzymającą w ręku zapałki, z których garść była spalona... Nikt, nie tylko w jej mieście, ale na całym świecie nie był wtedy tak szczęśliwy, jak ta biedna, mała dziewczynka – dziewczynka z zapałkami.

Przechodnie (kiwając głowami)

Chciała się ogrzać...

Dlaczego jej nikt nie pomógł ?

Co za nieszczęście!

Przecież to jeszcze dziecko! Szkoda, wielka szkoda.

Biedne dziecko, tak mi jej żal.

Taka mała dziewczynka!

O, czemu nie kupiłem od niej choć pudełeczka zapałek?

Biedactwo, zamarzła. Wielka szkoda.

Chłopiec:

Ale nikt nie miał pojęcia o tym, jak piękne rzeczy widziała dziewczynka i w jakim blasku wstąpiła ona razem ze swoją babcią w szczęśliwość Nowego Roku.

Andersen:

Możecie powiedzieć, że to nie możliwe. I, że tak być nie mogło. To zależy – w bajce na pewno mogło się i tak zdarzyć. Sami wiecie, w bajce możliwe jest zupełnie wszystko.

(gaśnie światło, potem się włącza, wszyscy kłaniają się)

 

Opracowała:

mgr Nina Żdanuk

Zgłoś jeśli naruszono regulamin