Kochanowski Jan - Treny.doc

(96 KB) Pobierz

 

Jan Kochanowski

 

 

TRENY

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

TREN I

TREN II

TREN III

TREN IV

TREN V

TREN VI

TREN VII

TREN VIII

TREN IX

TREN X

TREN XI

TREN XII

TREN XIII

TREN XIV

TREN XV

TREN XVI

TREN XVII

TREN XVIII

TREN XIX - ALBO SEN EPITAFIUM HANNIE KOCHANOWSKIEJ

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Treny

 

Jan Kochanowski

 

Tales sunt hominum mentes, quali pater ipse Juppiter auctiferas lustravit lumine terras.

 

ORSZULI KOCHANOWSKIEJ, WDZIĘCZNEJ,

UCIESZNEJ, NIEPOSPOLITEJ DZIECINIE,

KTÓRA, CNÓT WSZYSTKICH I DZIELNOŚCI

PANIEŃSKIEJ POCZĄTKI WIELKIE

POKAZAWSZY, NAGLE, NIEODPOWIEDNIE,

W NIEDOSZŁYM WIEKU SWOIM, Z WIELKIM

A NIEZNOŚNYM RODZICÓW SWYCH ŻALEM

ZGASŁA - JAN KOCHANOWSKI, NIEFO -

RTUNNY OCIEC, SWOJEJ NAMILSZEJ

DZIEWCE Z ŁZAMI NAPISAŁ. NIE MASZ CIĘ,

ORSZULO MOJA!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

TREN I

 

Wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe

I lamenty, i skargi Symonidowe,

Wszytki troski na świecie, wszytki wzdychania

I żale, i frasunki, i rąk łamania,

Wszytki a wszytki za raz w dom się mój noście,

A mnie płakać mej wdzięcznej dziewki

pomożcie,

Z którą mię niepobożna śmierć rozdzieliła

I wszytkich moich pociech nagle zbawiła.

Tak więc smok, upatrzywszy gniazdko kryjome,

Słowiczki liche zbiera, a swe łakome

Gardło pasie; tymczasem matka szczebiece

Uboga, a na zbójcę coraz się miece,

Prózno ! bo i na sarnę okrutnik zmierza,

A ta nieboga ledwe umyka pierza.

"Prózno płakać" - podobno drudzy rzeczecie.

Cóż, prze Bóg żywy, nie jest prózno na

świecie?

Wszytko prózno! Macamy, gdzie miękcej w

rzeczy,

A ono wszędy ciśnie! Błąd - wiek człowieczy!

Nie wiem, co lżej : czy w smutku jawnie

żałować,

Czyli się z przyrodzeniem gwałtem mocować?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

TREN II

Jeslim kiedy nad dziećmi piórko miał zabawić,

A kwoli temu wieku lekkie rymy stawić,

Bodajżebych był raczej kolebkę kołysał

I z drugimi nieważne mamkom pieśni pisał,

Którymi by dziecinki noworodne spiły

I swoich wychowańców lamenty tóliły!

Takie fraszki mnie zbierać pożyteczniej było

Niżli, w co mię nieszczęście moje dziś wprawiło,

Płakać nad głuchym grobem mej wdzięcznej

dziewczyny

I skarżyć się na srogość ciężkiej Prozerpiny.

Alem użyć w obojgu jednakiej wolności

Nie mógł: owom ominął, jako w dordzałości

Dowcipu coś ranego; na to mię przygoda

Gwałtem wbiła i moja nienagrodna szkoda.

Ani mi teraz łacno dowiadać się o tym,

Jaka mię z płaczu mego czeka cześć na poty

m.

Nie chciałem żywym śpiewać, dziś umarłym

muszę.

A cudzej śmierci płacząc, sam swe kości suszę.

Prózno to! Jakie szczęście ludzi naszladuje,

Tak w nas albo dobrą myśl, albo złą sprawuje.

O prawo krzywdy pełne! O znikomych cieni

Sroga, nieubłagana, nieużyta ksieni !

Tak li moja Orszula, jeszcze żyć na świecie

Nie umiawszy, musiała w ranym umrzeć lecie?

I nie napatrzawszy się jasności słonecznej

Poszła, nieboga, widzieć krajów nocy wiecznej !

A bodaj ani była świata oglądała!

Co bowiem więcej, jeno ród a śmierć poznała?

A miasto pociech, które winna z czasem była

Rodzicom swym, w ciężkim je smutku

zostawiła.

 

 

TREN III

Wzgardziłaś mną, dziedziczko moja ucieszona!

Zdałać się ojca twego barziej uszczuplona

Ojczyzna, niżlibyś ty przestać na niej miała.

To prawda, żeby była nigdy nie zrównała

Z ranym rozumem twoim, z pięknymi przymioty,

Z których się już znaczyły twoje przyszłe cnoty.

O słowa! o zabawo! o wdzięczne ukłony!

Jakożem ja dziś po was wielce zasmucony!

A ty, pociecho moja, już mi się nie wrócisz

Na wieki ani mojej tesknice okrócisz!

Nie lza, nie lza, jedno się za tobą gotować

A stopeczkami twymi ciebie naszladować.

Tam cię ujźrzę, da Pan Bóg, a ty więc drogimi

Rzuć się ojcu do

 

TREN IV

Zgwałciłaś, niepobożna Śmierci, oczy moje,

Żem widział umierając miłe dziecię swoje!

Widziałem, kiedyś trzęsła owoc niedordzały,

A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały.

Nigdyć by ona była bez wielkiej źałości

Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości

I serdecznego bolu, w którymkolwiek lecie

Mnie by smutnego była odbiegła na świecie;

Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,

Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy.

A ona, by był Bóg chciał, dłuższym wiekiem

swoim

Siła pociech przymnożyć mogła oczom moim.

A przynamniej tymczasem mogłem był

odprawić

Wiek swój i Persefonie ostatniej się stawić,

Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,

Której równia nie widzę w tej tu śmiertelności.

Nie dziwuję Niobie, że na martwe ciała

Swoich namilszych dziatek patrząc skamieniała.

 

TREN V

Jako oliwka mała pod wysokim sadem

Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim śladem,

Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,

Sama tylko dopiro szczupłym prątkiem

wschodząc:

Tę jesli, ostre ciernie lub rodne pokrzywy

Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy,

Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej,

Upada przed nogami matki ulubionej

Takci się mej namilszej Orszuli dostało.

Przed oczyma rodziców swoich rostąc, mało

Od ziemie się co wznióswszy, duchem

zaraźliwym

Srogiej Śmierci otchniona, rodzicom troskliwym

U nóg martwa upadła. O zła Persefono,

Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?

 

TREN VI

Ucieszna moja śpiewaczko! Safo słowieńska!

Na którą nie tylko moja cząstka ziemieńska,

Ale i lutnia dziedzicznym prawem spaść miała!

Tęś nadzieję już po sobie okazowała,

Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając

Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając,

Jako więc lichy słowiczek w krzaku zielonym

Całą noc prześpiewa gardłkiem swym ucieszonym.

Prędkoś mi nazbyt umilkła! Nagle cię sroga

Śmierć spłoszyła, moja wdzięczna szczebiotko

droga!

Nie nasyciłaś mych uszu swymi piosnkami,

I tę trochę teraz płacę sowicie łzami.

A tyś ani umierając śpiewać przestała,

Lecz matkę, ucałowawszy, takeś żegnała

"Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę

Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca

zasiędę;

Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz

jechać,

Domu rodziców swych miłych wiecznie

zaniechać.

" To i czego żal ojcowski nie da serdeczny

Przypominać więcej, był jej głos ostateczny.

A matce, słysząc żegnanie tak żałościwe,

Dobre serce, że od żalu zostało żywe.

 

TREN VII

Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory

Mojej namilszej cory!

Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie,

Żalu mi przydajecie?

Już ona członeczków swych wami nie odzieje

Nie masz, nie masz nadzieje!

Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...

Już letniczek pisany

I uploteczki wniwecz, i paski złocone,

Matczyne dary płone.

Nie do takiej łożnice, moja dziewko droga,

Miała cię mać uboga

Doprowadzić! Nie takąć dać obiecowala

Wyprawę, jakąć dała

Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę;

Ojciec ziemie brełeczkę

W główki włożył. - Niestetyż, i posag, i ona

W jednej skrzynce zamkniona!

 

 

 

 

 

 

 

 

TREN VIII

Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,

Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:

Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.

Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,

Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.

Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować

Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,

To tego, to owego wdzięcznie obłapiając

I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.

Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,

Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się

nikomu.

Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,

A serce swej pociechy darmo upatruje.

 

TREN IX

Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!

Która, jesli prawdziwie mienią, wszytki żądze,

Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,

A człowieka tylko nie w anioła odmienić,

Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,

Złym przygodom nie podległ, strachom nie

hołduje.

Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszkę

sobie,

Jednaką myśl tak w szczęściu, jako i w żałobie

Zawżdy niesiesz. Ty śmierci namniej się nie

boisz,

Bezpieczna, nieodmienna, niepożyta stoisz.

Ty bogactwa nie złotem, nie skarby wielkimi,

Ale dosytem mierzysz i przyrodzonymi

Potrzebami. Ty okiem swym nieuchronionym

Nędznika upatruj...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin