Zakrzewski Kazimierz - Bizancjum w średniowieczu.doc

(448 KB) Pobierz

 

KAZIMIERZ ZAKRZEWSKI

BIZANCJUM

W    ŚREDNIOWIECZU

KRAKÓW

 

© 1995 Copyright by Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS,

Kraków, wyd. II (na podstawie wydania z roku 1939, Warszawa, Wydawnictwo MSZ)

ISBN 83-7052-361-7

Projekt okładki i stron tytułowych JACEK SZCZERBIŃSKI

seria

BESTSELLERY Z PRZESZŁOŚCI

pod redakcją

ANDRZEJA NOWAKOWSKIEGO

OD WYDAWCY

Ta znakomita książka Kazimierza Zakrzewskiego została wydana po raz pierwszy w roku 1939. Niewielki nakład oraz zawierucha wojenna spowodowały, że stała się ona niemal niedostępna na rynku księgarskim. Również niewiele bibliotek w Polsce posiada jej egzemplarze, a te, które dochowały się do czasów dzisiejszych zostały dosłownie zaczytane.

Wznowienie tej pracy w serii “Bestsellery z przeszłości" wydaje się więc ze wszech miar zasadne, tym bardziej, że ta popularnonaukowa książeczka znakomitego polskiego historyka nic nie straciła ze swoich wysokich walorów poznawczych.

 

 

I “DRUGI RZYM"

Położenie Konstantynopola - Założenie miasta - Kościół Bożej Mądrości i wielki pałac cesarski - Mury miasta - Basileus - Ustrój polityczny i społeczny - Kultura bizantyńska

Podanie głosi, że gdy Megaryjczycy skierowali do Delf zapytanie, gdzie założyć swoją kolonię, wyrocznia pouczyła ich, że mają usadowić się naprzeciwko “miasta ślepych". Niełatwo było rozwiązać tę zagadkę. Ostatecznie jednak założyciele nowej kolonii doszli do przekonania, że miastem ślepych jest Kalchedon (później Chalkedon, dziś Kadikoy), położony na brzegu azjatyckim u wejścia z morza Marmara do Bosforu. Położony więc możliwie najbliżej naprzeciw Chalkedonu skalisty cypel po stronie europejskiej stanowił miejsce wskazane przez Apollona jako teren przyszłej kolonii megaryjskiej.

Dlaczego Kalchedon w tej dowcipnej legendzie zasłużył sobie na miano “miasta ślepców"? Oczywiście dlatego, że jego założyciele, którzy wyruszyli w świat siedemdziesiąt lat przed Megaryjczykami, nie zauważyli nadzwyczajnych korzyści położenia tego miejsca, na którym powstała potem (w roku 658 przed Chrystusem według bardzo zresztą niepewnej chronologii greckiej) kolonia megaryjska. Ta kolonia to Byzantion, dzisiejszy Stambuł (właściwie Istanbul), jak nazywamy starą, turecką, a ongiś bizantyńską część wielkiego miasta nad Złotym Rogiem. Co prawda ów skalisty pas lądu, wcinający się w morze, nie posiada wody źródlanej; w ciągu wieków tylko ogromnym wysiłkiem pracy ludzkiej, przez budowę wielkich cystern i akweduktów, rozwiązano zagadnienie zaopatrzenia mieszkańców Bizancjum w wodę do picia. Tym większa pochwała należy się Megaryjczykom, że przezwyciężyli ten szkopuł. Jakiś dziwny instynkt

 

rzucił ich na miejsce jakby przeznaczone na to, aby przez długie wieki odgrywać rolę jednej ze stolic świata.

Trudno opisać wrażenie, jakie ogarnia wędrowca na widok Bosforu. Azja dotyka tu niemal Europy, ale nigdzie z nią się bezpośrednio nie łączy. Wąska, kręta cieśnina o bystrym prądzie przebija się przez dochodzące do niej z obu stron wzgórza i łączy morze Marmara z Morzem Czarnym. Jadącemu statkiem przez Bosfor wydaje się ciągle, że znajduje się na zamkniętym zewsząd jeziorze; a jednak wśród lesistych gór znajduje się wyjście na pełne morze.

U wylotu Bosforu odbiega od niego w głąb lądu europejskiego wąska a głęboka zatoka, której Grecy nadali nazwę “Rogu" - później ze względu na bogactwa Konstantynopola zjawiła się nazwa “Złoty Róg". Skalisty grzbiet o stromych zboczach oddziela ową zatokę od morza Marmara. Grzbiet ten, podzielony na “siedem wzgórz" (na wzór Rzymu), zajmują dziś wspaniałe bizantyńskie i tureckie zabytki Konstantynopola; na jego zboczach kipi barwne życie wschodniego miasta. Wyżyny za Złotym Rogiem także są dzisiaj gęsto zabudowane - znajduje się tam Pera, dzielnica europejska, pełna bogactw i występku, która pod berłem sułtanów zajęła miejsce dawnych ogrodów i cmentarzy.

Kolonia megaryjska nie zajmowała całej przestrzeni pomiędzy Złotym Rogiem a morzem Marmara. Jej cytadela - Akropolis ze świątyniami i z prytanejonem (ratuszem) mieściła się na szczycie wzgórza najbardziej wysuniętego ku Bosforowi, tam gdzie dzisiaj widnieje stary seraj, czyli pałac sułtański. Właściwe miasto było położone dokoła Akropołis. Większa część tego trójkąta, którego dwa boki stanowią brzeg morza Marmara i Złoty Róg, była pusta, dopóki na Bizancjum (łacińska nazwa greckiego Byzantion) nie zwrócili uwagi cesarze rzymscy.

Pierwszym z nich był Septimiusz Sewerus (193-211), któremu Bizantyńczycy stawiali opór w wojnie z innym pretendentem do purpury cesarskiej i tak rozjątrzyli twardego wojownika, że zburzył miasto. W jakiś czas potem sam je odbudował pod inną nazwą, nadając znacznie większy obszar i ozdabiając je licznymi gmachami, był on m.in. twórcą słynnego później hipodromu (cyrku), którego potężne konstrukcje można podziwiać jeszcze dzisiaj.

Konstantyn Wielki również zwrócił uwagę na Bizancjum w czasie wojny domowej z Licyniuszem; przebieg tej wojny otworzył mu

 

oczy na wybitnie korzystne ze strategicznego punktu widzenia położenie miasta nad Bosforem.

Wojna z Licyniuszem, dotychczasowym władcą rzymskiego Wschodu (do 324), skończyła się porażką pogańskiego rywala Konstantyna i wcieleniem jego posiadłości do krajów poprzednio już stanowiących państwo bohatera chrześcijańskiego. Odtąd zainteresowania Konstantyna Wielkiego skupiły się na prowincjach wschodnich.1'Już w III w. cesarze rzymscy wychodzący z szeregów armii niechętnie przebywali w starej stolicy państwa; wielki poprzednik Konstantyna, Dioklecjan (do 304) obrał sobie za rezydencję duże miasto w azjatyckiej Bitynii, Nikomedię (dziś Ismid), niezbyt odległą od Bizancjum. Tam jednak Konstantyn Wielki mieszkać nie chciał. Z Nikomedią łączyły się jego osobiste przykre wspomnienia, bo część młodości spędził na dworze Dioklecjana w charakterze zakładnika, któremu groziły różne niebezpieczeństwa; z Nikomedią wiązało się w dodatku wspomnienie wielkich prześladowań chrześcijaństwa, podjętych przez Dioklecjana i Galeriusza; z tamtej stolicy wychodziły rozkazy, które całe cesarstwo rzymskie zbroczyły krwią męczenników.

Szukając nowej stolicy na Wschodzie, Konstantyn Wielki zamierzał początkowo odbudować Troję, ale rychło zamiar ten porzucił i -jak opowiadają współcześni - z inspiracji Bożej wyznaczył na przyszły “Nowy Rzym" dawne miasto greckie nad Bosforem. Już w ro-

 

ku 325 podjęto w Bizancjum roboty budowlane. Uroczysta ceremonia założenia “Drugiego Rzymu" odbyła się jednak dopiero w roku 330. Decyzja cesarza wywarła na współczesnych bardzo silne wrażenie i oplotły się dokoła niej liczne legendy na poły chrześcijańskie i na poły pogańskie. Także mimo że oficjalnie miasto otrzymało nazwę “Nowego Rzymu" (nowa Roma, po grecku nea Rome), od pierwszej chwili nie nazywano go inaczej, jak “grodem Konstantyna" (Konstantinopolis).

Nie trzeba mniemać, że w zamiarach Konstantyna leżało zupełne zerwanie z tradycjami pogańskiej przeszłości. Bardzo pobożny i szczerze przywiązany do religii Krzyża cesarz ów do ostatnich lat życia nie wyzwolił się z przesądów dawnej wiary; budując Konstantynopol, sprowadził nad Bosfor wieszczków pogańskich i przy ich pomocy odtworzył stary etruski rytuał zakładania miasta; zbudował też w nowej stolicy świątynię bogini opiekuńczej, Fortuny miasta (po grecku: Tyche) i pozwolił na istnienie w niej innych świątyń. W tych jednak czasach, kiedy chrześcijaństwo odbywało już swój triumf w całym cesarstwie rzymskim, pogaństwo mogło utrzymać się do czasu tylko tam, gdzie posiadało silne tradycje. W nowym mieście rola jego była nikła wobec wielkiego napływu ludności chrześcijańskiej i manifestacyjnego przywiązania samego Konstantyna do religii Chrystusowej, której godło - wielki złoty krzyż - widniało na pałacu cesarskim.

10

 

Konstantyn nie dążył też wcale do nadania swemu miastu charakteru jednostronnie greckiego. Przeciwnie, otaczał się oficerami i urzędnikami łacińskimi i wiele rodzin senatorskich z Rzymu skłonił do przeniesienia się do nowej stolicy. Położenie geograficzne “Nowego Rzymu" sprawiło jednak, że napłynęły do niego masy ludności greckiej. Żywioł łaciński, jako napływowy, bardzo szybko roztopił się w greckim i już w sto lat po Konstantynie znajomość języka łacińskiego nie wychodziła poza szczupłe ramy dworu i wyższych urzędników. Niezależnie więc od jakichkolwiek osobistych intencji założyciela “gród Konstantyna" od pierwszej chwili wyrósł jako miasto greckie i chrześcijańskie, jako prawdziwa stolica chrześcijaństwa greckiego. Taki też charakter zachował Konstantynopol aż do podboju tureckiego.

Już Konstantyn Wielki zbudował w nowej stolicy wspaniałe gmachy i świątynie, których majestat miał zaćmić stare zabytki miast antycznych. Pałac cesarski zajmował obszerne tereny na zboczach wzgórz, wpadających ku morzu Marmara. Wchodziło się do pałacu z placu Augusteon, otoczonego zewsząd pięknymi gmachami; jedną stronę tego placu zajmował “wielki kościół" (megale ekklesia) pod wezwaniem Mądrości Bożej (Hagia Sofia, nieściśle - kościół św. Zofii), drugą pałac senatu oraz pawilon Chalke, stanowiący portiernię pałacu cesarskiego z ogromną bramą wejściową, nad którą widniał krzyż mozaikowy. Po przejściu Chalki zwiedzający pałac musiałby przeciąć całą dzielnicę budynków przeznaczonych na koszary różnych oddziałów gwardii cesarskich (schole), aby dostać się do głównego gmachu pałacowego, zwanego “Dafne"; stamtąd zaś po schodach mógłby zejść aż na brzeg morza, gdzie również znajdowały się gmachy, stanowiące część składową “wielkiego pałacu". Właściwości terenu wykorzystano dla malowniczego rozmieszczenia w obrębie kompleksu pałacowego dziedzińców górnych i dolnych, teras, galerii, ramp itd., między którymi wznosiły się budynki mieszkalne i reprezentacyjne, okolone wiszącymi ogrodami. Całość, otoczona murami, stanowiła jakby osobne miasto, tętniące własnym życiem. Następcy Konstantyna aż po wiek XI budowali w obrębie pałacu ciągle nowe gmachy; wyrósł w ten sposób istny labirynt, malowniczy i pełen przepychu, ale pozbawiony wszelkiej harmonii i celowości.

Konstantynowy “wielki kościół" (Hagia Sofia) sień ziemi i pożarów, a na jego miejscu jeden z następców- Konstan-

tyna, wielki cesarz Justynian (527-565) wzniósł nową, wspaniałą świątynię, posługując się geniuszem architektów greckich z Azji Mniej szej. Zamieniona na meczet przetrwała ona do naszych czasów. Budowniczowie Hagii Sofii porwali się na dzieło niezmiernie trudne, a mianowicie umieścili potężną kopułę o średnicy 32 metrów na dwóch śmiało rozpiętych łukach, dźwiganych przez cztery duże filary, podpierając ją z przodu i z tyłu przez dwie mniejsze półkopuły; sprawia więc ona takie wrażenie, jak gdyby nie opierała się na niczym, tylko spływała z nieba na ziemię. Zachwyt budziła także wspaniała dekoracja wewnętrzna świątyni; inkrustacje ścienne, tj. desenie układane z różnokolorowych kamieni, delikatne arabeski, jakby koronki wykute w kamieniu, liczne mozaiki, smukłe kolumny itp. Promienie słońca wpadające do świątyni przez czterdzieści okien umieszczonych u nasady kopuły zalewały ją takim blaskiem, że - jak powiedział historyk bizantyński z VI wieku Prokopios - zdawało się, iż to ona sama wydaje z siebie światło. Bezlik lamp umożliwiał niezwykłe oświetlenie w czasie nabożeństw nocnych. Jeszcze dzisiaj odarte z większej części swych ozdób wnętrze Hagii Sofii sprawia zupełnie niezwykłe wrażenie: oglądana z zewnątrz świątynia nie przedstawia się natomiast okazale, zepsuta przez różnorodne przybudówki, pochodzące z czasów tureckich.

Konstantynopol. Świątynia Bożej Mądrości (Hagia Sofia)

Na jednym z dalszych wzgórz “Nowego Rzymu" Konstantyn Wielki wzniósł kościół pod wezwaniem św. Apostołów, połączony

12

 

z mauzoleum cesarskim, w którym spoczął sam założyciel miasta i członkowie jego rodziny. I ten kościół przebudował Justynian. Dokoła grobu Konstantyna Wielkiego rozciągnęły się sarkofagi późniejszych władców cesarstwa bizantyńskiego; kiedy nie było już miejsca wewnątrz mauzoleum, budowano kaplice-grobowce dla “ba-sileusów" (cesarzy) obok kościoła, albo też ustawiano sarkofagi pod gołym niebem; były one pokryte złotem, lub nawet wysadzane drogimi klejnotami i dlatego padły później łupem najeźdźców. Kościół Apostołów zburzyli Turcy i na jego miejscu wznosi się meczet sułtana Mehmeta Zdobywcy. Podobny los spotkał zresztą olbrzymią większość zabytków dawnego Bizancjum.

Z Konstantynem i jego następcami rywalizowali bogaci senatorowie, wznosząc sobie nad Bosforem pałace pełne przepychu, lśniące od marmurów, ozdobione mozaikami i malowidłami ściennymi, wyłożone kosztownymi dywanami, po których wałęsali się właściciele w kosztownych strojach jedwabnych, obwieszeni drogimi klejnotami. Zakładali też kościoły i klasztory, których wyrosła w Konstantynopolu nieprzeliczona ilość. Aby nowa stolica przewyższała wszystkie inne miasta, Konstantyn z całej Grecji sprowadzał do niej najbardziej znane dzieła sztuki starożytnej, które ustawiał na ulicach i placach publicznych albo w hipodromie, sprawiającym wrażenie muzeum. I z tych zabytków niewiele pozostało; w każdym razie na miejscu dawnego hipodromu (po turecku At-Mejdari) stoi dotąd kolumna wężowa z Delf, którą swego czasu ufundowały miasta greckie na pamiątkę zwycięstwa Pauzaniasza pod Platejami (479 przed Chrystusem). W pobliżu wznosi się obelisk sprowadzony z Egiptu i ustawiony w hipodromie po kilkunastoletnich wysiłkach za panowania Teodozjusza Wielkiego (379-395). Te okruchy dają nam pewne wyobrażenie o świetności dawnego Konstantynopola.

Główna ulica pięknej stolicy, zwana “środkową" (Mesę), łączyła plac Augusteon z szeregiem innych placów reprezentacyjnych, biegnąc przez forum Konstantynopola, z kolumną założyciela miasta, ogromny plac zwany Tauros (później forum Teodozjusza) i forum Arkadiusza, w stronę Złotej Bramy, przez którą cesarze w triumfie wjeżdżali do miasta. Druga podobna ulica odchodziła od Mesę pod kątem prostym, stromo zbiegając do Złotego Rogu. Wzdłuż owych ulic ciągnęły się kryte portyki, parterowe lub piętrowe, chroniące przechodniów przed żarem południowego słońca lub częstymi nad Bosforem nawałnicami. Oddalając się od głównej ulicy można było

13

 

zapuścić się w labirynt wąskich i brudnych, przeważnie stromych i źle wybrukowanych uliczek, gdzie legła się ciżba wielkomiejska, w czasach rewolty groźna nawet dla cesarzy. Ogromna masa kupców i rzemieślników wystawiała na sprzedaż swe towary w licznych bazarach, tworzących całe dzielnice (np. Chalkopratia - dzielnica brązowników).

Wędrując po tym barwnym świecie przeszłości warto byłoby zajrzeć i do portu konstantynowskiego. Niestety nie mamy pojęcia o wyglądzie portu w czasach Konstantyna lub Justyniana. Lepiej znamy go z późnego średniowiecza. U wejścia do Złotego Rogu po obu brzegach wznosiły się wtedy wieże strażnicze; między nimi przeciągano w czasie wojny gruby łańcuch, który całkowicie zamykał dostęp do portu dla okrętów nieprzyjacielskich.

Poza tą bezpieczną zasłoną na gładkiej tafli Złotego Rogu wrzał -jak i dzisiaj - ożywiony ruch; tłoczyły się tu statki ze wszystkich miast położonych na brzegach Morza Śródziemnego, a ich kupcy zaopatrywali się nad Złotym Rogiem w towary wyrabiane w Bizancjum. U stóp antycznej Akropolis w Manganach znajdował się wielki arsenał cesarski; obok niego niewątpliwie rozciągał się port wojenny, w którym budowano potężne “dromony" (główny typ statków wo-

14

 

jennych), urządzające zwycięskie i zuchwale wyprawy na dalekie wybrzeża Europy i Azji. Dalej wzdłuż Złotego Rogu znajdowały się w późnym średniowieczu strefy oddane do dyspozycji poszczególnych miast włoskich, pozostających w stosunkach z Bizancjum; wenecjanie, genueńczycy, pizanie itp. mieli tu własne nadbrzeża (po łacinie: scalae) z warsztatami okrętowymi, faktoriami, składami oraz kościołami, domami gościnnymi i pałacami swoich rezydentów.

Ponieważ genueńczycy ciągle kłócili się a nawet wojowali z wenecjanami, cesarz Michał VIII (1259-1282) kazał im się przenieść na drugi brzeg Złotego Rogu, gdzie zbudowali sobie osobne miasto otoczone murami i basztami u stóp “wieży Chrystusa", wieńczącej szczyt wzgórza; tak powstała Galata, “miasto Franków", zawiązek dzisiejszej europejskiej części Konstantynopola, połączonej mostem ze starym Stambułem.

Bogate miasto musiało ściągnąć na siebie uwagę barbarzyńców zza Dunaju, którzy już za Konstantyna Wielkiego często najeżdżali Półwysep Bałkański. Rozrost miasta w IV w. był zaś tak szybki, że całe dzielnice wyrosły poza kręgiem wyznaczonym przez założyciela. Dlatego za panowania Teodozjusza Ó (408-450) wzniesiono nowe potężne mury miejskie. Ich łańcuch do dzisiejszych dni łączy na przestrzeni niemal siedmiu kilometrów brzegi morza Marmara ze Złotym Rogiem. Jest to najpotężniejszy pomnik potęgi dawnego Bizancjum. Mur teodozjański biegnie podwójnym pasem. Pusta przestrzeń między murem zewnętrznym i wewnętrznym stanowiła pomieszczenie dla obrońców. Poza zewnętrznym murem głęboka, murowana fosa utrudniała dostęp szturmującym. Co kilkaset kroków sterczą nad murem wyniosłe, kamienne baszty, nazwane od imion różnych cesarzy bizantyńskich. Kilka bram stanowi ujście dla wybiegających za miasto gościńców.

Trudno zliczyć, ile razy te potężne mury wytrzymały straszliwe szturmy najeźdźców, których ciała kładły się pokotem u ich podnóża. W krytycznych momentach na murach zjawiało się duchowieństwo z cudownymi obrazami Bogarodzicy - patronki grodu Konstantyna. Przez długie wieki i materialna, i moralna siła obrońców odpierała wszelkie zakusy na “gród strzeżony przez Boga" (polis teofilaktos); dopiero w roku 1024 po raz pierwszy zdołali wedrzeć się do miasta najeźdźcy, a mianowicie krzyżowcy łacińscy. Za barierą murów teodozjańskich mieszkańcy Konstantynopola czuli się bezpieczni i zachowali depozyt, jakiego stali się posiadaczami, to jest liczne warto-

15

 

ści antycznej kultury greckiej, które później przekazali ludom Zachodniej Europy.

Podczas więc gdy stary Rzym złupiony dwukrotnie przez germańskich zdobywców stracił powagę stolicy świata, a w licznych prowincjach Zachodu wyrosły z najazdu germańskiego nowe państwa, stolica Konstantynowa na Wschodzie przetrwała na ogół bez wstrząsów dobę tzw. wędrówki narodów (V i VI wiek). Dokoła niej państwowość rzymska wiązała nadal greckie prowincje cesarstwa rzymskiego. Cesarze, panujący nad Bosforem, byli od końca VI w. Grekami, jeśli nie z pochodzenia - to z mowy, obyczaju i kultury. Władali oni narodem greckim, ale uważali się za władców Rzymian, a ich poddani nie nazywali się nigdy inaczej, jak tylko Romaioi (Rzymianie). Przyczyniło się jeszcze do tego i utożsamienie “Hellenów" z wyznawcami pogaństwa. To cesarstwo nazywamy dziś cesarstwem “bizantyńskim". Jest to nazwa naukowa, stworzona przez historyków. Konstantynopol był aż do roku 1453 stolicą cesarstwa z nazwy “rzymskiego", ale z ducha - na wskroś greckiego - ściślej z ducha chrześcijaństwa greckiego.

Władca tego cesarstwa, następca w ciągłej linii dawnych cesarzy rzymskich, poczynając od Konstantyna Wielkiego, po wyjściu z użycia dawnych łacińskich tytułów zwał się z grecka “basileus". Tytułu tego strzegł zazdrośnie, nie przyznając go żadnym innym monarchom chrześcijańskim, nie tylko królom państw zachodnio-europejskich,

16

 

ale i cesarzom Zachodu, po wskrzeszeniu cesarstwa “rzymskiego" na Zachodzie przez Karola Wielkiego (800). Po cesarzach rzymskich odziedziczył władzę absolutną i zasadę princeps legibus solutus (cesarz stoi ponad prawem). Uważał się za namiestnika Bożego na ziemi; - “jestem cesarzem i kapłanem" - pisał do papieża (list cesarza Leona III w pocz. VIII w.). Koronowany przez patriarchę w Hagii Sofii był świecką głową chrześcijaństwa - przynajmniej greckiego - opiekunem kościoła i wykonawcą uchwał soborów powszechnych; przyzwyczajony do mieszania się w sprawy kościelne, musiał być tęgim znawcą teologii. Był prawodawcą i najwyższym sędzią i prowadził do boju wojska “Rzymian" wschodnich. Poza tym życie jego upływało na różnych ceremoniach pałacowych, przypominających bardzo pełne mistycznego czaru obrzędy kościoła prawosławnego. Pokazywał się poddanym lub posłom obcych mocarstw w całym majestacie na złotym tronie, umieszczonym na wysokim postumencie, spowity w dymy kadzideł, w stroju kapiącym od złota i klejnotów. Jego wyłącznym atrybutem były czerwone buty.

17

 

Formalnie władza “basileusa" była nieograniczona i jej pełnia stwarzała pole do wielu nadużyć. Faktycznie jednak cesarz bizantyński musiał się liczyć z wielu wpływowymi czynnikami organizacji państwowej. Na czele potężnych wojsk broniących prowincji wschodnich przed nawałą islamu (por. niżej) stali ambitni możnowładcy azjatyccy, z których niejeden podjął marsz na Konstantynopol; potęga ich niemal dorównywała cesarskiej. Groźne były także powstania ludu stołecznego, który nieraz wylegał ze swoich zaułków na plac Augusteon, wyładowywał swą wściekłość w dzikich ekscesach i zmuszał władcę do ustępstw. Wreszcie niejeden cesarz bizantyński dał głowę na skutek intryg, zawiązywanych w zakamarkach jego własnego pałacu.

Przede wszystkim jednak cesarz musiał się liczyć z potęgą kościoła i to pomimo wpływu, jaki wywierał na patriarchę, pomimo nawet prawa, z którego często korzystał - składania patriarchy z urzędu i posyłania go na wygnanie. Potęgę kościoła greckiego stanowiły masy mnichów. Żyli oni w klasztorach, których wielkie mnóstwo było w samej stolicy (m.in. słynny klasztor Studion nad morzem Marmara, cytadela ortodoksji przez długie wieki), a jeszcze więcej na brzegach Bosforu, na Wyspach Książęcych położonych w okolicach Konstantynopola, w górach Bitynii, a przede wszystkim na górze Atos, gdzie do naszych czasów zachowała się formalnie zorganizowana bizantyńska republika mnisza; obok tych skupień klasztornych istniały pustelnie, gdzie spędzali czas na modłach i umartwieniach święci samotnicy, szczególnie czczeni przez masy ludowe, a bacznie śledzący perypetie życia stołecznego i gotowi zawsze do wystąpienia w obronie zagrożonej wiary lub moralności. W razie konfliktu z patriarchą cesarz mógł zawsze ściągnąć na siebie gniew mnichów, za którymi opowiadały się masy ludowe. Wojna z tą potęgą nie była łatwa, ponieważ mnisi nie lękali się prześladowań, ani nawet męczeństwa za swoje prawdy, byli zaciekli i uparci i nie uznawali żadnych kompromisów. Toteż wszystkie poważniejsze zatargi władzy świeckiej z kościołem, mającym do dyspozycji bezbronną, ale wojowniczą armię mnichów, kończyły się - choćby po dziesiątkach lat - zwycięstwem kościoła.

Cesarza otaczał dwór nader liczny, i cały ten barwny zespół dworzan i dygnitarzy stanowił zbiorowe kierownictwo państwa. Nazywano ich senatorami (po grecku: synkletikoi), a oficjalne listy i podręczniki etykiety z DC i X wieku skrzętnie spisały wszystkie ich

18

 

tytuły. Senatorzy dzielili się na dziewiętnaście rang; stanowili oni jakby szlachtę, chociaż Bizancjum nie znało żadnych tytułów dziedzicznych. Dworzanin więc zostawał najpierw spatariuszem, tj. miecznikiem, następnie spatarokandydatem, protospatariuszem (pierwszym miecznikiem), wreszcie patrycjuszem; nieliczni tylko wybrani ministrowie uzyskali tytuł magistra; jeszcze wyższe rangi “cezara" (kaisar), nobilissimusa i kuropalatesa były zarezerwowane dla członków rodziny cesarskiej. Obok tych tytułów, określających stopień każdego “senatora" w hierarchii państwowej, istniał ogromny wybór tytułów związanych ze sprawowanymi urzędami lub funkcjami dworskimi, dwór roił się od różnych ministrów - z tytułami: eparchów, logotetów, domestyków itp. - wszystkich razem było ich sześćdziesięciu, a obok nich całe mrowie urzędników kancelaryjnych i wreszcie eunuchów stanowiących służbę osobistą cesarza, podporządkowaną “wielkiemu szambelanowi" (parakoimomenos), występującemu nieraz w charakterze pierwszego ministra i wielkorządcy cesarskiego, oraz adiutanci i oficerowie gwardii przybocznej. Głód tytułów był tak wielki, że nieraz cesarz uciekał się do stworzenia nowej rangi lub funkcji celem zaspokojenia ambicji jakiejś potężnej osobistości. Trzeba jednak stwierdzić, że obok przeróżnych łowców fortuny w otoczeniu basileusa nie brakowało urzędników pracowitych, rzetelnych i ofiarnych, dzięki którym aparat państwowy funkcjonował sprężyście nawet za panowania władców słabych lub nikczemnych.

19

 

Państwo bizantyńskie posiadało szeroki zakres zainteresowań gospodarczych, kontrolowało handel, żeglugę i rzemiosła, a nawet prowadziło we własnym zarządzie pewne gałęzie produkcji przemysłowej, które stanowiły monopol państwowy. Takim monopolem była zarówno hodowla jedwabników, sprowadzonych za Justyniana z In-dochin przez mnichów, jak również wyrób pewnych cennych tkanin na użytek cesarstwa i dworu. Inne rzemiosła były zorganizowane w przymusowych cechach, nad którymi państwo w osobie prefekta, czyli eparchosa stolicy, rozciągało ścisłą kontrolę. Zarówno warunki wstąpienia do korporacji, jak i podział pracy, ceny towarów i płace pracowników, regulaminy wewnętrzne przedsiębiorstw i technika produkcji, wszystko więc, co ma związek z wykonywaniem rzemiosła, wchodziło w zakres zainteresowań prefekta, który wydawał przepisy, regulujące stosunki w korporacjach. Organy kontrolne przeprowadzały częste rewizje w sklepach i warsztatach, pilnując porządku, sprawdzając wagi, kontrolując płace i ceny, obkładając grzywnami rzemieślników nie stosujących się do przepisów. Pod kontrolą państwa pozostawał też handel zagraniczny; wydawano zakazy przywozu pewnych towarów, a nawet wywozu innych, i straż celna skrupulatnie rewidowała okręty, sprawdzając ich ładunek. Te dokuczliwe nieraz interwencje państwa w życiu gospodarczym, na skutek których w Bizancjum nie było mowy o wolnej konkurencji i inicjatywie, nie zahamowały jednak rozkwitu gospodarczego krajów basileusa, a zwłaszcza jego wspaniałej stolicy; natomiast niewątpliwie przyczyniły się do utrzymania wysokiego poziomu techniki rzemiosł i pierwszorzędnej jakości ich wytworów, przez długie wieki niedoścignionej na Zachodzie, mimo że rzemieślnicy i kupcy włoscy pilnie podpatrywali tajniki produkcji bizantyńskiej.

W korporacjach zorganizowane były gospodarczo czynne żywioły stolicy. Obok nich plebs stołeczny posiadał jeszcze inną nader interesującą organizację społeczną, również kontrolowaną przez państwo, jaką stanowiły “demy" (po grecku demos, tzn. lud), zazwyczaj nazywane przez historyków klubami lub frakcjami cyrkowymi. Istotnie organizacja ta wyrosła z klubów, istniejących w hipodromie i rywalizujących w wyścigach rydwanów - z Rzymu na Konstantynopol przeszczepiono ten typ klubów i barwy, jakimi odróżniali się ich stronnicy. Były kluby “błękitnych", “zielonych", “czerwonych" i “białych", wśród których zwłaszcza błękitni i zieloni dzięki masowości odgrywali - szczególnie w VI wieku - poważną rolę polityczną. Już sam fakt masowości owych “demów" spowodował, że z cza-

20

 

sem stały się one rodzajem samorządu mas ludowych, ponadto zaś zostały zobowiązane do udziału w obronie miasta w razie najazdów zewnętrznych lub wojen domowych. Następnie jednak państwo samo złamało potęgę “demów", które skompromitowały się w wielu rewolucjach; w każdym razie pozostały one oficjalną reprezentacją ludu, powoływaną do udziału we wszystkich - tak licznych w Bizancjum - ceremoniach państwowych. Ich przewodniczący, demarchowie, pochodzili z nominacji cesarskiej.

Charakterystyczny rys ustroju cesarstwa bizantyńskiego stanowi swoisty demokratyzm, pomimo że synkletikoi zwłaszcza możnowładcy azjatyccy stworzyli silną - ale nigdy nie zamkniętą - arystokrację. Nawet dziedziczność tronu cesarskiego nigdy nie została podniesiona do rzędu zasad prawnych, mimo że cesarze dążyli do zapewnienia następstwa swoim synom lub najbliższym członkom rodziny; formalnie basileus zawsze sprawował władzę dożywotnią, a państwo, dopóki jeszcze był w użyciu język łaciński, nazywało się “res publica". Wobec zaś częstych przewrotów politycznych nieraz zdarzało się, że działacz wyszły bezpośrednio z masy ludowej, osiągnąwszy najpierw godności senatorskie, zdobywał następnie tron cesarski i przywdziewał czerwone buty “basileusów". Tak samo każda dziewczyna, jeśli posiadała wdzięk i inteligencję, mogła marzyć o tym, że zdobędzie rękę cesarza i koronowana na “basilissę" zasiądzie w wielkiej sali ceremonialnej pałacu cesarskiego dla przyjęcia zbiorowego hołdu wszystkich dam dworu; przykłady tancerki cyrkowej Teodory, żony Justyniana, albo córki szynkarza Teofano, kolejnej małżonki dwu basileusów X wieku, były dosyć zachęcające. W umysłowości Bizantyńczyków było bowiem silnie zakorzenione poczucie równości wszystkich obywateli wobec prawa i nie uznawali oni żadnych różnic społecznych, ani też rasowych; warunkiem równouprawnienia było tylko wyznawanie chrześcijaństwa ortodo-

21

 

ksyjnego, czyli “prawosławnego", tj. dogmatów ustalonych przez sobory powszechne. Kto w nie wierzył i wiarę swą potwierdził czynami, tego nie pytano o pochodzenie.

W społeczeństwie bizantyńskim nigdy nie zaginął dorobek kulturalny starożytności; groziło mu wprawdzie pewne niebezpieczeństwo ze strony fanatyzmu chrześcijańskiego, brzydzącego się puścizną pogańską, ale już w IV wieku uczeni chrześcijańscy, odgrywający dużą rolę w życiu kościelnym, np. wielcy przedstawiciele “szkoły kapadockiej", umieli zharmonizować swoją wiarę z przywiązaniem do świeckiej kultury. Jeden z nich, św. Bazyli, zwany Wielkim, twórca reguły duchowej, przyjętej przez liczne klasztory, umiał nawet mnichów zaprząc do pracy bibliotecznej nad porządkowaniem i przepisywaniem starych rękopisów; dopiero później tą samą drogą poszli benedyktyni na Zachodzie. Wielu patriarchów konstantynopolskich przez opiekę nad bibliotekami i szkołami, skupienie dookoła siebie uczonych świeckich i duchownych oraz nakładanie na duchowieństwo obowiązku interesowania się wychowaniem i kulturą przyczyniło się walnie do utrzymania wysokiej kultury. Uniwersytet w Konstantynopolu, założony przez cesarza Teodozjusza II (408-450), upadł wprawdzie w dobie zaciekłych walk stronnictw kościel-

22

 

nych w VIII wieku, został jednak wskrzeszony w wieku IX przez genialnego ministra Bardasa. Jego siedziba i organizacja zmieniały się kilkakrotnie, przetrwał jednak do późnego średniowiecza, odgrywając zawsze dużą rolę w umysłowym życiu stolicy cesarstwa. Poza uniwersytetem czynni byli liczni nauczyciele. Biograf św. Teodora ze Studion, działającego w początkach IX wieku, mógł więc nazwać ówczesny Konstantynopol “bogatym, dobrze uprawianym ogrodem, gdzie kwitły wszystkie gałęzie wiedzy". Określenie to można by uogólnić, chociaż w dziejach Bizancjum znamy także “ciemne okresy"; były one jednak krótkotrwałe. W przeciwieństwie do świeckiego Zachodu wyższe wykształcenie nie stanowiło monopolu osób duchownych; było dostępne także i dla świeckich (istniała tam zawsze liczna inteligencja). Było ono dostępne również i dla kobiet, o czym świadczą bardzo chlubne przykłady kobiet czynnych na niwie literackiej.

Literatura krzewiła się bardzo bujnie aż do ostatecznego upadku cesarstwa. Pewien szkopuł w jej rozwoju stwarzało przywiązanie Greków do języka przodków, ogromnie odbiegającego od żywej mowy społeczeństwa średniowiecznego; ta kwestia językowa stanowi dotąd poważną trudność w życiu duchowym Grecji. Trzeba jednak przyznać oświeconym Bizantyńczykom, że umieli znakomicie posługiwać się greczyzną klasyczną, zwłaszcza w okresach rozkwitu nauk; nie brakowało przy tym utworów pisanych językiem ludowym albo dla ludu przystępnym. Charakterystycznym rysem literatury bizantyńskiej pozostaje w każdym razie jej uczoność, którą pisarze zbyt chętnie się popisywali. Im bardziej jednak postępują badania nad literaturą bizantyńską, tym więcej uczymy sieją cenić; piśmiennictwo Bizantyńczyków może się wylegitymować szeregiem poetów, pełnych natchnienia i głębokiego uczucia, historyków, w sposób mistrzowski przedstawiających burze dziejowe, autorów żarliwych hymnów kościelnych i kazań, a nawet subtelnych filozofów.

Do mas ludowych docierały pisane językiem przystępnym i ilustrowane przez mnichów kroniki cesarstwa, produkowane w olbrzymiej ilości żywoty świętych, a także romanse rycerskie i fantastyczne dialogi. Ich własnym tworem była epopeja (por. niżej) oraz piękne piosenki ludowe. Znamy też i teatr bizantyński, zbliżony do zachodnich widowisk pasyjnych.

Obok literatury rozwijały się również bez przerwy sztuki piękne. Wnętrza kościołów i klasztorów zdobiono wspaniałymi mozaikami

23

 

i malowidłami ściennymi; mozaiki o tematach świeckich stanowiły też główną dekorację pałaców cesarskich i prywatnych, jak o tym świadczą wspaniałe szczątki mozaik, wykopane w roku 1935 na terenie wielkiego pałacu cesarskiego (obok nowoczesnego meczetu sułtana Achmeda). Rozpowszechnienie ikon (obrazów religijnych) wywołało ogromną burzę, kiedy cesarze VIII w. postanowili wytępić kult obrazów jako rodzaj bałwochwalstwa. Inną gałęzią malarstwa, w której celowali artyści bizantyńscy, jest tzw. miniatura, czyli ilustracja rękopisów. Obok malarstwa uprawiano także płaskorzeźbę (w kości słoniowej), która również stała na bardzo wysokim poziomie.

Sztukę religijną krępowały zasady, ściśle określające dobór tematów, jakie można było stosować przy ozdabianiu kościołów. Tematy te powiązano w przepisowe tzw. cykle ikonograficzne, ograniczając twórczą inwencję artystów; np. w kościele Bogarodzicy artyści musieli wykonać cykl mozaik ilustrujących życie Najświętszej Panny Marii, składający się z szeregu obrazów o ściśle określonej treści i kolejności. Najnowsi historycy sztuki zerwali jednak zupełnie z przesądem, spotykanym w dawniejszej nauce, jakoby sztuka bizantyńska była sucha i martwa. Przesąd ten obaliło lepsze poznanie licznych pomników tej sztuki, pełnych prawdziwego artyzmu i życia; zwłaszcza wieki X i XI przyniosły prawdziwy rozkwit sztuki, pozo-

24

 

stającej pod wpływami Wschodu, ale zarazem umiejącej pełnymi garściami czerpać natchnienie z wielkiej skarbnicy sztuki starożytnej Grecji. Niektóre ilustracje kalendarza cesarza Bazylego II (menologion watykańskie), lub psałterza przechowywanego w Paryżu, niektóre mozaiki z klasztoru Dafni w Attyce cechuje prawdziwie helleńskie umiłowanie piękna, przejawiającego siew harmonii.

Nie moglibyśmy wreszcie, mówiąc o sztuce, pominąć bogatego przemysłu artystycznego. Stałym powodzeniem cieszyły się w Bizancjum piękne wyroby złotników, brązowników, jubilerów, szklarzy, emalierów, jak o tym świadczą nieliczne, ale budzące podziw majstersztyki, jakie zachowały się do naszych czasów. Zdobnictwo wyraziło się w malowaniu tkanin, służących do stroju lub do upiększania wnętrza mieszkań, a także w liturgii kościelnej, w rzeźbieniu skrzyń, pokrywanych scenami mitologicznymi lub rodzajowymi (igrzyska, polowania, sceny pasterskie). Poprzez ten rozwój przemysłu artystycznego sztuka znajdowała szerokie zastosowanie w życiu codziennym. Sprzyjały temu potęga materialna cesarstwa, właściwe nie tylko basileusom, ale i całej górnej warstwie społeczeństwa bizantyńskiego zamiłowanie do przepychu, wielki rozkwit handlu i ogromny popyt na wytwory rzemiosła bizantyńskiego nawet w oddalonych krajach Europy Zachodniej.

 

II. WALKA O JEDNOŚĆ CESARSTWA RZYMSKIEGO

Arkadiusz i Honoriusz - Bizancjum i Germanowie - Justynian - Belizariusz i Narses - Włochy bizantyńskie - Koronacja Karola Wielkiego -Schizma kościelna - Wenecja

Po śmierci Konstantyna Wielkiego (337) cesarstwem podzielili się trzej jego synowie, z których każdy otrzymał ustalone terytorium państwowe; najstarszy z nich Konstancjusz władał w Konstantynopolu i był panem prowincji wschodnich. Formalnie zresztą władza cesarska była wspólną władzą cesarzy nad całością cesarstwa. Faktycznie z każdym pokoleniem pogłębiał się rozdział między prowincjami zachodnimi i wschodnimi i to pomimo, że w ciągu IV wieku niejednokrotnie jeszcze znajdowały się one pod panowaniem jednego władcy.

Zwłaszcza zwiększyły się przeciwieństwa między dwiema połaciami cesarstwa z powodu sporów ministrów, wykonujących władzę w imieniu słabych synów cesarza Teodozjusza Wielkiego (po roku 395): Arkadiusza (395-408) w Konstantynopolu i Honoriusza na Zachodzie. Obrońcą całości cesarstwa był wierny żołnierz cesarstwa rzymskiego, z pochodzenia Germanin, a spowinowacony z rodziną cesarską, Stylichon. Śmierć cesarza Teodozjusza zaskoczyła go w Italii. Objął on stanowisko pierwszego ministra na dworze władcy Zachodu, Honoriusza; przez to jednak nie wyrzekł się władzy także i nad Konstantynopolem, dokąd nie chcieli go dopuścić chciwi i niesumienni ministrowie Arkadiusza. Niestety Stylichon nie umiał się zdecydować na wybór między legalnymi środkami działania a wojną domową, a kolejno uciekając się bądź do presji orężnej, bądź też do intryg, ostatecznie celu swego nie dopiął, tylko wywołał długoletnie

26

 

naprężenie w stosunkach między bratnimi dworami i przyczynił się do rozkładu cesarstwa.

Jeszcze gorszym dla interesów cesarstwa był fakt, że walki Stylichona z jego wschodnimi rywalami zbiegły się z buntem ludu germańskiego Wizygotów, którym Teodozjusz Wielki oddał tereny położone na Półwyspie Bałkańskim jako “sojusznikom", obowiązanym do służby wojskowej. Na czele zbuntowanych Gotów stał Alaryk, który w roku 396 okropnie spustoszył Grecję. Rywalizacja Stylichona z ministrami Wschodu uniemożliwiła poskromienie Alaryka, sprytnie wiążącego się kolejno to z jedną, to z drugą stroną. Ostatecznie dyplomatom z Konstantynopola udało się namówić Alaryka do opuszczenia krajów bałkańskich; najechał on Italię, a gdy niewdzięczny cesarz Honoriusz skazał na śmierć Stylichona, nie znalazł tam godnego siebie przeciwnika i w roku 410 zdobył Rzym, i straszliwie złupił “wieczne miasto". Wizygoci stworzyli państwo germańskie w Galii i Hiszpanii.

Anarchię panującą na Zachodzie po najeździe Alaryka wykorzystali także i inni najeźdźcy germańscy, którzy wdarli się do Galii, i odtąd nie udało się ich stamtąd wyprzeć. Wandalowie przedostali się nawet do Afryki i tam wódz ich Gejzerich (inaczej Genzeryk) stworzył niezawisłe państwo, którego stolicą była Kartagina. Po śmierci ostatniego wielkiego wodza rzymskiego Aecjusza (454) cesarze Zachodu poza Italią posiadali już tylko szczątki dawnych prowincji rzymskich. W Italii także przez niemal dwadzieścia lat władał wódz germański, Rycymer, który do woli zrzucał z tronu i mianował cesarzy, żałosnych manekinów w jego rękach.

I na Wschód rzymski przenikały wpływy germańskie. Oficerowie germańscy dowodzili wojskami Arkadiusza i jego następców, a w senacie roiło się od Germanów, którzy osiągali najwyższe urzędy państwowe. Raziła poddanych Arkadiusza buta Germanów, którzy na posiedzenia senatu przychodzili w futrach, a nie w togach, traktowali cesarstwo jako swoją domenę, demonstracyjnie trzymali się ariańskiego wyznania wiary, potępionego przez sobory kościelne. Nie tylko cesarz, ale i możnowładcy przyjmowali na swą służbę wojowników germańskich, szukających kariery w cesarstwie, i utrzymywali drużyny najemników, tzw. bukcelariuszy (buccellarii). Ale na Wschodzie silna niechęć miejscowego społeczeństwa do Germanów wyładowała się w ostrych aktach reakcji, które zahamowały proces przenikania wpływów germańskich. Gdy w roku 399 oficer

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin