O pracowitym słonku.doc

(40 KB) Pobierz

O pracowitym słonku

 



Wczesnym rankiem, gdy jeszcze było prawie ciemno, a po niebie płynął blady księżyc, za Wschodnim Lasem obudziło się słonko. Ziewnęło, przeciągnęło się i wyjrzało powoli zza lasu. Wyciągnęło delikatne promyki i obudziło leśne ptaki, które zaczęły głośno gruchać, ćwierkać i turlikać.

– Lubię ptasią muzykę – zaśmiało się słonko i potoczyło się po niebie nad łąkę.

Tam przez słoneczną rurkę wypiło rosę z trawy, liści i kwiatów.

– Wstajemy, już dzień! – mówiły kwiaty i podnosiły do słońca kolorowe główki.

Trawa szumiała, drzewa szeleściły listkami, a słonko turlało się coraz wyżej po niebie. Rozglądało się uważnie, bo czekała na nie poważna praca. Trzeba było osuszyć skrzydła motyli, pogłaskać futerka baranków i ogrzać wylegującego się kota.

– Mrau, jak ciepło – mruczał, przeciągając się, kot. Tymczasem słońce zaglądało do okien domów, żeby obudzić dzieci. A gdy już pojawiły się na podwórkach, słonko zaczęło malować na ich noskach malutkie piegi. Dzieci przyniosły ze swoich domów lusterka i puszczały nimi słoneczne zajączki.

Słońce wędrowało dalej po niebie, aż zmęczyło się trochę i ziewnęło.

– Już południe – szepnęło do siebie – pora na małą drzemkę. Właśnie nadpływała biała, puchata chmura. Słonko wskoczyło za nią, przytuliło się mocno i na chwilkę postanowiło się zdrzemnąć. A z chmury, kap, kap, zaczęły kapać krople. Początkowo maleńkie kropelki, później coraz większe, aż rozpadał się ciepły deszcz i zadźwięczał tak:

 

Kiedy słonko w chmurach chrapie,

Deszczyk pada, deszczyk kapie.

Moczy dachy, trawę, drzewa,

W szyby stuka, w rynnie śpiewa.

 

Deszcz tak głośno śpiewał swoją piosenkę, że aż obudził słonko.

– Nie można nawet na chwilę się zdrzemnąć – mruknęło, wyglądając zza chmury. – I co teraz? Wszystko mokre, trzeba coś z tym szybko zrobić. Słonko wyciągnęło swoje promyki i próbowało łapać kropelki deszczu.

– Nie złapię całego deszczu – powiedziało, rozglądając się dookoła – ale mam lepszy pomysł!

– Jaki pomysł? Co zrobisz? – pytały jaskółki, przefruwając obok chmury.

– Zaraz zobaczycie – odparło słonko i zabrało się do pracy. Delikatnymi promykami dotykało kolorowych kwiatów: czerwonych, różowych, fioletowych, żółtych i takimi farbkami rozpuszczonymi w deszczu malowało na niebie kolorową tęczę.

Namalować tęczę na wielkim niebie to nie lada praca. Ale słonko, choć troszeczkę zdyszane i zmęczone, pracowało tak długo, aż deszcz przestał padać.

– Hura! Udało się! – zawołało słonko i z radości zjechało po tęczy jak po zjeżdżalni wprost na Zachodnią Górkę. Zatrzymało się tam jeszcze chwilkę, rozejrzało zadowolone ze swojej pracy i powoli zaczęło zachodzić.

– Dobranoc, do jutra – pomachało ciepłymi promykami i poszło spać.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin