15 rozdzial.pdf

(133 KB) Pobierz
213326638 UNPDF
Zbyt szybki by żyć,
zbyt młody by umrzeć
Serdecznie zapraszam na 15 rozdział mego
ff:)
autor: klaudia7161
beta: martyska1985
213326638.001.png
Rozdział 15
BPOV
Pozwoliłam wyprzedzić się Edwardowi. Niech się cieszy... przynajmniej
przez chwilę. Przecież nawet nie znałam drogi, więc byłoby głupie jechanie
przodem i nie wiedząc dokąd się udać.
Jechaliśmy w gęstym lasie, polną ścieżką, która prowadziła z jego domu.
Nagle wyjechaliśmy na ledwo co oświetloną drogę, ale i tak lepszą niż ta co
przejeżdżaliśmy jeszcze parę sekund temu. Przyśpieszyliśmy i daliśmy porwać
naszej wspólnej pasji. Byłam ciekawa jak będą wyglądać te wyścigi. Gdzie w
ogóle one są? Przecież w takim małym miasteczku jak Forks nie ma za bardzo
miejsca na tego typu zjazdy.
Zaczęłam zastanawiać się nad pewną sprawą, która trapiła mnie już od
pewnego czasu. Odkąd przyjechałam tu razem z Rosalie spędzam z nią coraz
mniej czasu. Nie chcę jej stracić. Ostatni raz gadałyśmy kiedy próbowałam
odciągnąć ją od staników, ale Alice mi w tym definitywnie przeszkadzała. One
zbliżały się do siebie coraz bardziej, a ja oddalałam. Postanowiłam, że muszę
coś z tym zmienić. Zacznę od... po wyścigu.
Jechaliśmy z Edkiem coraz szybciej. Zaczęłam zauważać coś więcej niż
tylko ten cholerny las i zielony kolor. Ed podniósł rękę do góry i dał znak,
abym jechała szybciej. Przyspieszyłam i o dziwo nie zdenerwowałam się na
niego. Jestem coraz bardziej potulna w stosunku jego osoby.
Jechaliśmy teraz na równi. Zaczęłam zauważać infrastrukturę jakiegoś
miasta. Zauważyłam tablicę z jego nazwą. Witaj Port Angeles... znowu. Lecz
tym razem nie pojechaliśmy do centrum miasta, tam gdzie jest najwięcej ludzi,
tylko kierowaliśmy się na obrzeża. Latarnie już tak nie świeciły i zaczęły się
pojawiać płoty z drutami kolczastymi przymocowanymi u góry. To nie była
dobra dzielnica, ani nic z tych rzeczy. Ten teren, aż przesiąkał przestępczością,
którą można było wyczuć na kilometr. Czułam się tu nieswojo.
Zajechaliśmy pod wielki plac, na którym stały zaparkowane
stuningowane samochody przygotowane specjalnie do brania udziału w
wyścigach; ścigacze wszystkie bardzo szybkie, ale na szczęście nie szybsze od
mej owieczki. Miałam taką nadzieję, bo nie byłam przyszykowana na stratę
kasy dziś wieczorem, wręcz przeciwnie – wzbogacenie się o kilkaset dolarów i
zabranie Ros i Alice do jakiegoś fajnego miejsca. Zakupy odpadały, ponieważ
suma nawet kilku tysięcy by nie wystarczyła, aby zapłacić za to wszystko co by
razem kupiły.
Zatrzymaliśmy się koło czarnego skyline' a. Siedziała na nim jakaś
panienka ubrana w bardzo skromne ciuchy. Koło niej stało kilku nieźle
napakowanych gości. Gdy Edward zsiadł z motoru podeszli do niego i
przywitali się po kolei.
Wyłączyłam warczący silnik owieczki, zeszłam z niej i stanęłam koło
Edwarda. On uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem. Ściągnęłam kask z
głowy i pozwoliłam moim włosom rozwiać się na delikatnym wietrze.
–Przestań się tak szczerzyć, jak to jakiejś prostytutki – powiedziałam zła,
nawet w głębi siebie, ale nie byłam zła na niego, tylko na siebie za to, że
potrafił mną tak łatwo zawładnąć
–Oj nie wykrzywiaj tej ślicznej twarzyczki. Złość piękności szkodzi,
zapamiętaj to ki-ciu – ostatnie słowo specjalnie przeciągnął, aby mnie
zdenerwować
–Mnie to już nie szkodzi – odgryzłam mu
Patrzyłam na niego wściekłym spojrzeniem, który mógłby zabijać, ale on
nic sobie z tego nie robił, bo zaczął się uśmiechać do mnie swoim firmowym
uśmiechem.
–Co to za piękna pani, do nas zawitała? Z taką wywłoką jak ty? - zapytał
jeden z kolesi Edwarda, którzy przywitali się z nim.
Polubiłam go od razu za tą wywłokę. Wiem, że pewnie droczył się tylko z
Edem, ale każde obelgi wypowiedziane przez kogoś innego niż ja, brzmią w
ustach tej osoby jak najlepsze recenzje dla autora książek.
–Chyba chciałeś to powiedzieć o sobie i Garrecie – stwierdził Edward
–Więc wnioskując z informacji to ty jesteś Garret – zwróciłam się do
wysokiego i potężnie zbudowanego (zresztą jak ten drugi też) mężczyzny
o długich włosach koloru piasku, jaki można było znaleźć na plaży.
Obaj mogliby mieć z jakieś siedemnaście, osiemnaście lat góra. Wydawał
się na miłego gościa, ponieważ cały czas się do nas uśmiechał i był bardzo
uroczy.
–Owszem, miło mi – powiedział i ucałował moją dłoń. To było bardzo...
fajne. Zaczerwieniłam się lekko, ponieważ nikt tego nie robił, oprócz
mojego taty jak jeszcze żył.
–Ja jestem Bella
O, Bella, Bella! - zaśpiewał z hiszpańskim akcentem drugi chłopak,
którego jeszcze nie poznałam. Był tak samo wysoki jak Garret i Edward,
ale miał kruczo czarne włosy, które kontrastowały z jego bladą cerą –
pozwól, że ci się przedstawię. Jestem Eleazar
–Cieszę się, że was poznałam – powiedziałam szczerze
–Oj dobrze, dobrze. Skończycie wreszcie te wyznania miłości – powiedział
lekko zdenerwowany Edward
–A co zazdrosny? My jesteśmy we trójkę, a ty sam, więc kto lepiej na tym
wyjdzie? My możemy więcej zdziałać - zaśmiał się Garret
–Ale z was za jełopy – powiedział Edward i zaczął śmiać się razem z nami.
Takie towarzystwo zmienia mnie. Nie wiem czy na gorsze czy lepsze,
choć raczej to pierwsze, bo właśnie Garret zasugerował trójkącik ze mną w roli
głównej, a ja się śmiałam z tego w najlepsze.
Edward zaczął się krztusić, ale nie tak jak to robią normalni ludzie, kiedy
im coś wpadnie nie do tej „dziurki” co trzeba, ale tak jak to robi osoba, która
chce zwrócić na siebie uwagę i pomiędzy kasłaniem chce powiedzieć coś co
niekoniecznie chcą usłyszeć inni.
–Bella – kaszel – jest – kaszel – siostrą – kaszel – Emmetta – kolejny atak
kaszlu tyle, że tym razem zakończony histerycznym śmiechem.
Garret i Eleazar w jednym momencie ucichli i wpatrywali się to we mnie
to w Eda jakbyśmy byli duchami unoszącymi się nad jakimś martwym ciałem.
Byli w szoku i zapewne zastanawiali się jak odkręcą trójkącik.
–Co?! - zapytali obaj – mówiłeś nam, że siostra Ema jest brzydka, a tu -
„przeleciał” mnie z góry na dół – stoi Miss World 2010 – dokończył
Garret
–Owszem jestem siostrą Emmetta i pominę nawet to, co mi
zaproponowaliście – uśmiechnęłam się – ale nie pominę tego co Edward
powiedział wam o mnie
Ostatnie słowa już wykrzyczałam i chwilkę potem uderzyłam Edwarda
tak mocno z pięści w policzek, że aż się zatoczył. Coś mu chrupnęło, a on stał i
patrzył się wściekłym wzrokiem na mnie. Nasi koledzy stali bardziej osłupiali
niż tą wiadomością, którą przed chwilą usłyszeli.
–Coś ty zwariowała? - krzyknął na mnie Edward
–A ty?! Co ty sobie wyobrażasz, że mówisz im, że jestem brzydka?! Mogę
się tobie nie podobać, ale po co rozpowiadać to innym?!
–Podobasz mi się! - wykrzyczał, a mnie zatkało. Chyba dopiero po jakiejś
chwili zrozumiał co powiedział, a to urażało jego ego i tytuł playboya – to
znaczy kiedyś byłaś nie za ładna – sprostował, a ja się nie odzywałam. To
było takie... dziwne. Kiedy powiedział te trzy nic nie znaczące słowa, w
moim brzuchu pojawiły się te sławne „motylki”.
Cholera dziewczyno weź się za siebie! Bo jeszcze się w nim zakochasz, a
już czujesz do niego...co? Pociąg seksualny? Oby.
–Edward? Wszystko ok? - zapytał El. Jego imię jest trochę za długawe i
postanowiłam je skrócić, aby nie uprzykrzać sobie życia. A poza tym
przeczuwałam, że będziemy spędzać ze sobą więcej czasu niż tylko na
wyścigach, więc ten skrót był środkiem koniecznym.
–Tak.
–Na pewno? - dopytywał się uporczywie – bo nie wyglądasz najlepiej,
może kogoś zawołam?
–Nic mu nie jest – zabrałam głos w tej sprawie, a Edward popatrzył na
mnie dziękując – to wcale nie był mocny cios – chłopcy popatrzyli po
sobie dziwnym, jakby lekko przerażonym spojrzeniem – no co?
–Nie nic – upewnił mnie Garret – startujesz dziś Ed, nie? - zapytał się go
–Pewnie, że tak – odpowiedział i podszedł do nas. Stał wyprostowany i
pewny siebie, jak zwykle.
Spoglądał na swoich kolegów z góry, widziałam, że był dla nich wzorem,
niekoniecznie godnym do naśladowania. Na mnie nawet nie spojrzał. Był chyba
obrażony, ale przecież dostawał już ode mnie „po mordzie”. Nie zdawał sobie
chyba sprawy ile ja posiadam siły. Nigdy bym go mocniej nie uderzyła (no,
może w wyjątkowej sytuacji), ponieważ wiedziałam co mogę komuś zrobić.
Nie byłam pewna czy Edward powinien jechać w wyścigu, mógłby
przecież spowodować wypadek. Nie żebym się o niego martwiła czy coś, ale
uderzyłam go dość mocno.
–Nie jedź – ogłosiłam stanowczym tonem.
–A co, boisz się o mnie? - zapytał z lekką pogardą i udawanym zachwytem
w głosie
–Nie o to się nie martw – uśmiechnęłam się do niego – tylko masz lekkie
wstrząśnienie mózgu i mógłbyś kogoś zabić – i siebie, ale to już dodałam
w myślach
–To kto pojedzie za mnie? Przyjechałem tutaj, aby zarobić kasę, a nie po
to, aby patrzeć jak inni to robią
Wyskoczył z dobrymi argumentami, ale przecież ja nie przyjechałam tu
po to co powiedział przed chwilą. Zamierzałam nagiąć moje zasady na ten
jeden wieczór i zaszaleć.
–Ja pojadę
–Ty? - zapytał Garret z wątpliwością w głosie
–A co? Przeszkadza ci coś? - zapytałam go dość ostrym tonem, i moja
sympatia do niego trochę się obniżyła
–No, bo jesteś...
–Dziewczyną? To chciałeś powiedzieć?!
–Zamknijcie się! Oboje – uciszył nas Edward
–Ale... - zaczął El
–To jest dobry pomysł – zwrócił się do mnie – pojedziesz za mnie w
wyścigach – powiedział poważnym tonem, odwrócił się od nas tyłem i
zaczął kierować w stronę swojego motoru. Stanął przy nim jakby się nad
czymś zastanawiał. Szybko obrócił się w naszą stronę i pokazał gestem
ręki, abyśmy podeszli.
–Nie wiem jak u ciebie jest z samochodami – powiedział kiedy stanęliśmy
koło niego – więc chcę, abyś pojechała nim – pokazał swój motor ruchem
ręki, jakby był w cyrku i przedstawiał nowych akrobatów
–Nie
–Co nie? - zapytał. Zdziwiła go moja lakoniczna odpowiedź
Zgłoś jeśli naruszono regulamin