Udział 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w operacji Mark.doc

(88 KB) Pobierz

autor: Łukasz Dykowski

 Udział 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w operacji “Market – Garden”

 

[Wstęp] [Sytuacja na froncie] [Ustalenia] [Akcja] [Odprawa w Valburgu] [Ewakuacja] [Podsumowanie] [Bibliografia] [Spis treści]

 

Wstęp

 Celem niniejszej pracy jest przedstawienie Czytelnikowi udziału 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w operacji “Market – Garden”. Chciałbym ograniczyć się do samej operacji bez przedstawiania dziejów brygady gdyż przedstawienie całej historii powstawania i wyszkolenia jednostki znacznie przekroczyłoby zadaną objętość pracy, a także nie specjalnie wiązałoby się z tematem pracy. Sądzę, że takie ujęcie tematu, z wykorzystaniem nowszej literatury i uwzględnieniem dość kontrowersyjnej odprawy alianckich dowódców w Valburgu 25 września 1944, może być skromnym przyczynkiem do poznania tego zagadnienia. Niestety z pewnych względów ograniczony zostałem tylko do źródeł i opracowań polskojęzycznych, a jeśli były to źródła obcojęzyczne to też tylko w polskim tłumaczeniu. Spowodowane jest to brakiem w szczecińskich bibliotekach stosownych materiałów, a ze względu na czas i finanse nie mogłem korzystać ze zbiorów bibliotek w innych miastach polskich czy tym bardziej zagranicznych. Wydaje mi się jednak, że dla tego tematu polskie źródła są jak najbardziej odpowiednie i chyba najlepiej odzwierciedlają stan rzeczy.

 

Sytuacja na froncie

 3 września 1944 wojska 21 Grupy Armii opanowały Brukselę, a w następnych dniach zajęły Antwerpię (wraz z niezniszczonym portem), znalazły się w odległości 120 km od Renu. Ostatni odcinek do granicy Rzeszy był jednak najtrudniejszy do przebycia ze względu na duże przeszkody wodne – rzeki Moza, Waal, dolny Ren i kanały. Montgomery w swych “Wspomnieniach pisze “Zamierzałem energicznie przeć w kierunku Renu pokonując wszystkie te przeszkody i utworzyć przyczółek po drugiej stronie rzeki, zanim nieprzyjaciel przegrupuje się i zdoła nas zatrzymać”. Dalej pisze “Cechą charakterystyczną planu był »dywan« utworzony z wojsk powietrzno – desantowych, który miał objąć pięć wielkich przeszkód wodnych na głównej drodze z Eindhoven do Uden, Grave, Nijmegen i dalej do Arnhem”. Lądem miał nacierać XXX korpus gen. Horrocksa, który miał wykorzystać przeprawy zdobyte przez desant powietrzny i następnie spotkać się z 1 Dywizją Powietrzno-desantową w rejonie Arnhem.

 

Organizacja 1SBS:

dowództwo brygady;

1,2 i 3 batalion strzelców spadochronowych

1 kompania saperów spadochronowych

1 spadochronowa kompania sanitarna

1 powietrzno – desantowy dywizjon artylerii lekkiej

1 powietrzno – desantowy dywizjon artylerii przeciwpancernej

1 spadochronowa kompania łączności

1 kompania zaopatrzenia powietrzno – desantowego

ogółem stan brygady wynosił 2198 żołnierzy i był poniżej etatów.

 

mapa frontu (22Kb)

Ogólne położenie stron 17.9.1944 r. (źródło: Biegański Witold Arnhem, Warszawa 1975)

 

Ustalenia

 Na odprawie odbytej 12 września ustalono, że pierwszy rzut szybowcowy polskiej brygady w liczbie 10 szybowców wystartuje 18.IX , a drugi następnego dnia w liczbie 35 szybowców. Lądowiska obu rzutów szybowcowych znajdowały się na północnym brzegu Renu w rejonie Heelsum, około 6 mil na zachód od Arnhem. Zrzut spadochronowy miał polecieć 19.IX i miał lądować na południowym brzegu Renu w rejonie Elden, w odległości 1 mili od mostu szosowego na Renie, następnie przejść natychmiast na północny brzeg i objąć wschodnią część przyczółka mostowego w Arnhem, wysunąć silny ośrodek oporu nad rzeką Ijssel i uchwycić na niej most kolejowy i szosowy. Na północnym brzegu Renu dołączyłby do brygady jej rzut szybowcowy.

Ze względu na małą liczbę szybowców przydzielonych brygadzie artyleria lekka musiała zostać przerzucona drogą morską i de facto nigdy nie dotarła w rejon walk pod Arnhem. Brak środków transportowych był jedną z przyczyn porażki walk o utrzymanie Arnhem.

17 września w niedzielę rozpoczęła się ta największa w historii II wojny światowej operacja powietrzno – desantowa, wtedy to wyruszyła brytyjska 1 dywizja spadochronowa, która miała opanować przeprawy w Arnhem i utrzymać lądowiska dla 1SBS. Następnego dnia w składzie drugiego rzutu zgrupowania brytyjskiego wyrusza pierwszy polski rzut szybowcowy z lotniska Manston. We wtorek 19 września miały wystartować dalsze siły brygady – rzut spadochronowy i II rzut szybowcowy. Wystartował tylko rzut szybowcowy z lotnisk południowej Anglii, a rzut spadochronowy z powodu złych warunków atmosferycznych nie mógł wylecieć. W rzucie szybowcowym znajdowała się większość sprzętu brygady. Jednakże, po tym jak dostał się on podczas lądowania pod bardzo silny ogień wroga, ocalały tylko 3 działa ppanc. Zrzutowisko znajdowało się koło Heelsum na północnym brzegu Renu. Podobne warunki atmosferyczne uniemożliwiały wylot w następnym dniu, generał Sosabowski dostaje rozkazy z frontu donoszące o niekorzystnej sytuacji Brytyjczyków i przenoszące lądowisko rzutu spadochronowego z miejsca wcześniejszego na nowe miejsce w rejonie Driel oddalonym o jakieś 6 km od poprzednio planowanego miejsca zrzutu. Z tego powodu w sztabie brygady trwa całonocna, gorączkowa praca mająca na celu wyznaczenia nowych planów działań, miejsc zbiórek itp., każdy żołnierz musiał widzieć rejon lądowania na fotografii lotniczej z dwóch rzutów – z lotu ptaka i skośnie tak jak samolot podchodził do lądowania. Generał Sosabowski rozważał nawet odmowę wylotu brygady gdyż rozkazy pochodziły sprzed dwóch dni i dopiero po zapewnieniu przez gen. bryg. Floyda L. Parksa, szefa sztabu 1 armii powietrzno – desantowej, o tym, że prom pod Heveadorp jest w rękach Brytyjczyków zdecydował się na wylot. Jak sam tłumaczy postępowanie takie było słuszne gdyż wojsko nie mogło lądować w nierozpoznanym terenie, a lądowanie na południowym brzegu Renu aby potem dotrzeć na brzeg północny mijało się z celem jeśli nie było zapewnionych odpowiednich środków przeprawowych.

 

 

Akcja

 Brygada w końcu wylatuje 21 września pomimo nie najlepszych warunków atmosferycznych. Lądowanie odbywa się bez większych strat, okazuje się jednak, że brakuje większości I batalionu i części III. Potem okazało się, że piloci otrzymali, jak nigdy dotąd, rozkaz nakazujący im powrót do bazy wraz ze skoczkami gdyby zrzut nie był możliwy. Przelot odbywał się w kilku grupach, dowódca jednej z nich otrzymał zaszyfrowany rozkaz i zawrócił. Do tej pory ta sprawa nie doczekała się wyjaśnienia. Skoczkowie mieli szczęście gdyż wcześniej w miejscu zrzutu przebywały spore siły niemiecki, które odeszły godzinę przed lądowaniem Polaków. Stasiak jako jedyny z piszących o tym wydarzeniu wspomina o silnym ogniu przeciwlotniczym wroga prowadzonym z miejsca, w którym miała lądować brygada. Na zrzutowisku pozostały tylko nieliczne oddziały niemieckie, które uległy po krótkiej walce prowadzonej również przy użyciu granatów, bagnetów i sztyletów.

Jest jeszcze większy problem – wbrew wcześniejszym zapewnieniom nie ma promu. Wina za to powinna spaść na sztabowców brytyjskich, którzy nie zaopiekowali się nim w pierwszym dniu operacji, kiedy jeszcze działał. Jeden z nich miał powiedzieć nalegającym na jego zajęcie Holendrom – “Nie zamierzamy tu zostawać. Mając w swych rękach most, gdy nadejdą czołgi Horrocksa, nie będziemy potrzebowali promu”. Do tej pory trudno ustalić co się z nim stało – wielu autorów podaje, że został zniszczony, Stasiak w swych wspomnieniach pisze natomiast o tym, że nie zatonął ale lina została przecięta, prawdopodobnie odłamkiem albo zbłąkaną kulą, i prom spłynął w dół rzeki. O tym, że promu nie ma poinformowała Polaków Cora Baltussen. Generał Sosabowski w swych pamiętnikach uważa ją za członkinię Ruchu Oporu – na łamach pracy Corneliusa Ryana sama zainteresowana zapewnia, że nie należała nigdy do tej organizacji.

Generał Sosabowski dawał liczne przykłady męstwa, o czym skromnie milczy w swych pamiętnikach. Jerzy Dyrda wspomina jak to po rozbiciu oddziałów niemieckich na zrzutowisku, generał osobiście kierował atakiem na nieprzyjacielskie schrony betonowe, które nad jednym z kanałów broniły brygadzie dostępu do Renu. Jednakże brygada nie posiada żadnych środków przeprawowych. Około godziny 22.30 przybywa do brygady kpt. Zwolański, który przebył rzekę wpław, bez munduru i przekazał generałowi Sosabowskiemu prośbę generała Urquharta dotyczącą jak najszybszego przedostania się polskiej brygady na północny brzeg. Niestety z braku tratw, które mieli zapewnić Brytyjczycy tej nocy nie doszło do forsowania Renu.

Nazajutrz 22 września nad ranem rusza gwałtowny atak niemiecki z zachodu. Jak relacjonuje Jerzy Dyrda “Nasi żołnierze, wycofawszy się z niedoszłej nocnej przeprawy i nie okopani jeszcze, nie wytrzymali naporu Niemców, wspartego czołgami. Wycofali się ze swych pozycji do wsi. Sytuacja stała się krytyczna. Natychmiast udali się na zagrożone pozycje generał i szef sztabu, mjr Małaszkiewicz i zorganizowali skuteczne przeciwnatarcie, które odrzuciło Niemców”. Potwierdza to W. Stasiak, który pisze, że Niemcy około godziny 11 byli już w odległości 100 – 150 metrów od sztabu gdy gen. Sosabowski rzucił sztabowi rozkaz “Na linię!”, po którym wszyscy sztabowcy wraz z kancelistami i generałem na czele poszli do boju. W przerwach pomiędzy atakami generał objeżdżał stanowiska obronne na damskim rowerze i dopingował żołnierzy do pośpiechu słowami “Okopać się jak najprędzej, potem dopiero odpoczywać. Będziemy się bronić na »jeża«”. Cały dzień trwają natarcia niemieckie z południa i południowego – zachodu wspierane artylerią i samochodami pancernymi. Jak podaje Dyrda w jednym przypadku Niemcy prowadzili przed sobą ludność cywilną. Do brygady dołącza pluton rozpoznawczy czołgów brytyjskich (3 czołgi) – z ich udziałem zaistniała anegdota o tym jak polski generał prowadził do natarcia czołg na damskim rowerze. Jak sam zainteresowany wyjaśnia, porosił Brytyjczyków o wsparcie ogniowe, a na rowerze podprowadził czołg na pozycję wyjściową. Do brygady przybywa szef sztabu gen. Urquharta pułkownik Mackenzie, który prosi w imieniu generała o nocną przeprawę. Przybywa również kolumna pancerna ze składu 43 dywizji mająca w składzie samochody pływające typu DUKW, dla których niestety podjazd do rzeki okazał się zbyt grząski i stromy. Również w tym dniu na zrzutowisku odnaleziono kilka łodzi gumowych typu “dinghy”. Łodzie te zostają wykorzystane w nocnej przeprawie, która kończy się o godzinie 3 nad ranem z powodu ich zatopienia przez nieprzyjaciela. Przeprawa ta bowiem odbywała się pod bardzo silnym ostrzałem niemieckim, tak samo zresztą jak następne przeprawy. Udało się przerzucić na drugi brzeg 8 kompanię 3 batalionu, w sumie 56 żołnierzy pod dowództwem porucznika Alberta Smacznego, którzy weszli w skład obrony odcinka brygadiera Hicksa.

23 września trwa cały dzień ostrzał artyleryjski pozycji brygady prowadzony z północnego brzegu Renu i od wschodu. Zostaje zniszczony brygadowy punkt opatrunkowy. Tegoż dnia około godziny 15 następuje lotniczy zrzut zaopatrzenia, które w 90% procentach trafia w ręce niemieckie. Do sztabu 43 dywizji wyrusza mjr Małaszkiewicz aby uzyskać środki przeprawowe na noc, udaje mu się uzyskać potwierdzenie, że łodzie przybędą o 20.30. Miał również załatwić zaopatrzenie dla brygady, które dociera o 21.00. w międzyczasie gen. Sosabowski wydaje rozkaz regulujący kolejność przeprawy oddziałów. Dopiero tuż po północy docierają łodzie – taką godzinę podaje gen. Sosabowski, a jak utrzymuje Stasiak było to około drugiej i łodzi było 29. Sosabowski natomiast wspomina o 12 łodziach. Na drugi brzeg pomimo bardzo silnego ognia udaje się przerzucić część 3 batalionu, część kwatery głównej, dywizjon ppanc., łączność kwatery głównej – jak podaje kpt. Burzawa patrol radiowy złożony z kpr. pchor. Pająka, st. strz. Kuczewskiego i strz. Paulskiego pracował cały czas przy sztabie 1 Dywizji i była to jedna z nielicznych ocalałych radiostacji. Dzięki nim dywizja była w stałym kontakcie z polską brygadą, ze wsparciem lotniczym. Ogółem na północnym brzegu walczyło 23 żołnierzy łączności, z których tylko 7 powróciło do Driel, a z pozostałych 6 zabito i 10 trafiło do niewoli. Przeprawę przerwano na rozkaz gen. Sosabowskiego około godziny 7. Udało się przeprawić około 250 –300 żołnierzy, obsadzili oni północno – zachodni odcinek obrony. Dowodził nimi kpt. Gazurek, a po jego śmierci dowództwo obejmuje porucznik Pudełko.

 

arnhem.jpg (64062 bytes)

Alianccy i niemieccy żołnierze. (źródło: W. Zalewski Market-Garden, Warszawa 1997.)

Odprawa w Valburgu

 Rano 24 września do brygady przybył gen. Horrocks dowódca XXX Korpusu i poinformował Sosabowskiego o tym, że w rejonie Grave wylądowała reszta brygady. Po wysłuchaniu meldunku na temat sytuacji brygady polecił Sosabowskiemu udać się na odprawę u dowódcy 43 dywizji gen. Thomasa do Valburga.

W Valburgu doszło do brzemiennej w skutki odprawy, o której przebiegu pisze jedynie Jerzy Dyrda. Dyrda brał w niej udział jako jedyny, poza Sosabowskim oczywiście, Polak. Z przebiegu odprawy i zachowania Brytyjczyków wynikało, że cała odpowiedzialność za niepowodzenie końcowej fazy operacji spoczywa na dowódcy 1 SBS. Brytyjczycy postanowili przeprawić na północny brzeg Renu tylko jeden batalion – Dorsetshire Regiment (w zasadzie to tylko część ok. 400 żołnierzy), następnie resztę polskiej brygady. Gen. Thomas zachował się karygodnie gdyż oświadczył, że dowódca jego 130 brygady (która przeprawia tylko jeden batalion) ma być dowódcą całej przeprawy. Postępowanie takie w armii brytyjskiej było nie do przyjęcia i nie wiadomo co zadecydowało o takim postępowaniu względem gen. Sosabowskiego. Prawdopodobnie wynikało to z niechęci Brytyjczyków do cudzoziemców, jak też i to, że należało znaleźć “kozła ofiarnego”. Generał Sosabowski logicznie argumentował, że można przeprawić w rejonie Heteren – Penkum – parę kilometrów na zachód od promu, całą 43 dywizję i resztę 1SBS w kilku miejscach. Przeprowadzone rozpoznanie patrolami jak i ludność cywilna potwierdziło, że prawie nie ma tam Niemców. Taka operacja pozwoliłaby na utworzenie silnego przyczółka na północnym brzegu, pomogłaby wyrwać z okrążenia 1DP, a nawet umożliwiłaby zdobycie Arnhem – rzeczywistego celu operacji “Market – Garden”. Był to bardzo dobry plan ale niestety gen. Thomas odrzucił rzeczową argumentację i kazał wykonać rozkaz. Wtedy, wg relacji Dyrdy, Sosabowski wstał i powiedział, że to jest bez sensu, zostaną poniesione zbyt duże straty. Powiedział, że albo zostanie zrobiony duży desant albo należy wycofać 1DP na południowy brzeg nie posyłając już do nich żadnych jednostek.

Po zakończeniu odprawy Sosabowski udał się na obiad do Nijmegen, do kwatery głównej XXX Korpusu. Spotkał tu gen. Browninga, od którego dowiedział się o braku środków przeprawowych dla całej dywizji. Sosabowskiemu trudno było w to uwierzyć.

 

Ewakuacja

 Wieczorem 24 września około 22.00 dotarł na stanowiska “zaginiony” rzut brygady pod dowództwem mjr dypl. Mariana Tonna i od razu skierowano go na miejsce przeprawy. Do gen. Sosabowskiego przybył oficer łącznikowy podpułkownik Stevens z pytaniem czy generał może przekazać swe łodzie dla przeprawy “Dorsetów” ponieważ do nich nie dotarły jeszcze obiecane łodzie. Sosabowski rozumiejąc, że przeprawa główna jest ważniejsza, bez wahania przekazał swe łodzie. Ci którzy przedostali się na drugi brzeg (około 130 żołnierzy), wpadli w ręce Niemców.

Około południa 25 września do sztabu brygady wpłynął rozkaz ewakuacji 1DP z północnego brzegu w nocy 25/26. Do tego celu brygada otrzymała łodzie i kilka amfibii. Około 22.00 rozpoczęto “Operację Berlin” gdyż takim przewrotnym tytułem została nazwana ewakuacja 1DP. Jako straż tylnia 1DP została wyznaczona 8 kompania por. A. Smacznego. Wg meldunku brytyjskiego oficera, umieszczonego w dzienniku bojowym w dowództwie 1 alianckiej armii powietrzno – desantowej: “Koło godziny 5 pozostało po drugiej stronie dolnego Renu tylko około 150 żołnierzy, głównie Polaków. Zaczęło się już robić jasno. Nadjeżdżały wówczas niemieckie czołgi i niektóre małe grupki zaczęły się poddawać. Lecz wielu żołnierzy rzuciło się w wodę starając się przepłynąć na drugą stronę. Czołgi niemieckie otworzyły ogień karabinów maszynowych na płynących. Straty – przeszło 400 zabitych, zaginionych, rannych. Większy odsetek oficerów niż szeregowców”. Z polskich żołnierzy do niewoli dostało się tylko 80 z czego 2/3 było rannych. Cała brygada poniosła tylko 23% strat co przy 80% strat 1DP wydaje się małą ilością.

 

Podsumowanie

 Przez cały dzień następny pozycje brygady znajdowały się pod ostrzałem artyleryjskim Niemców. 26 września rano brygada wymaszerowała z Driel do Nijmegen. Tak zakończył się polski udział w największej operacji powietrzno – desantowej II wojny światowej. Niestety nie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego jak duże ofiary ponieśli polscy spadochroniarze w walkach i z jakim poświęceniem walczyli. 17 X 1944 Montgomery wysłał szyfrogram do marszałka Alana Brooke’a, szefa Imperialnego Sztabu Generalnego, następującej treści: “Polska brygada spadochronowa walczyła tutaj bardzo źle. Jej żołnierze nie wykazali żadnej chęci do walki, jeśli groziło to ryzykowaniem życia. Nie chcę tej brygady dalej u siebie. Być może zechce Pan przerzucić ją do Włoch, do innych Polaków”. A co na temat odwagi polskich żołnierzy pisze Dyrda: “Przez następne noce generał sam kierował przeprawami naszych żołnierzy na północny brzeg dolnego Renu. Gdy gwałtowny ogień nieprzyjacielski groził załamaniem, to natychmiastowe interwencje generała zaprowadziły ład i porządek, co umożliwiało kontynuowanie przepraw”. A także: “Generał nie oszczędzał się. Sam obserwował stanowiska niemieckie, wychodząc na odkryte punkty obserwacyjne i dając świetny przykład żołnierzom brygady”.

Myślę, że nie ma sensu podawać przyczyn niepowodzenia operacji gdyż zbyt wiele powstało na ten temat opracowań. Zresztą wina za niepowodzenie nie leży po stronie 1SBS, a to ona jest przedmiotem powyższej pracy. Generał Sosabowski nie miał żadnego wpływu na brak środków przeprawowych, a i przed operacja jak i w trakcie, nikt nie chciał go wysłuchać. Być może gdyby koncepcja Sosabowskiego została wysłuchana poległoby znacznie mniej żołnierzy.

 

 

Bibliografia

Biegański Witold Arnhem, Warszawa 1975.

Dyrda Jerzy Epilog pod Arnhem. Wrocławski Tygodnik Katolików 1973, nr 25 (1032).

Dyrda Jerzy Przemilczana odprawa w historiografii bitwy pod Arnhem, WPH 1989, R. 34, nr1.

Dyrda Jerzy Przyczyny niepowodzenia pod Arnhem. Szyfrogram Montgomery`ego z 17.10.1944, WPH 1984, R. 29, nr 4.

Dyrda Jerzy Udział I Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej w desancie wojsk powietrznych w Arnhem we wrześniu 1944. Bellona 1946, R 28, z. 10.

Małaszkiewicz Ryszard Bitwa pod Arnhem i udział w niej 1 Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej (17 – 25.9.1944), Wojskowy Przegląd Historyczny 1957, R. 2, nr 1.

Montgomery Bernard Wspomnienia, Warszawa 1996.

Polscy spadochroniarze. Pamiętnik żołnierzy, Londyn 1949

Ryan Cornelius O jeden most za daleko, Warszawa 1990

Sosabowski Stanisław Najkrótszą drogą, Warszawa 1992.

Stasiak Władysław Klemens W locie szumią spadochrony. Wspomnienia żołnierza spod Arnhem, Warszawa 1991.

Urquhart Robert Eliot Arnhem, Warszawa 1974.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin