Nerwus.doc

(30 KB) Pobierz
Nerwus

Nerwus

czyli Jonasz live

Słuchaj! Znamy się już na tyle, że zacznę bez majestatycznych wstępów. Boże, narobiłeś w moim życiu takiego zamieszania, że zaczynam żałować pierwszego spotkania z Tobą. Mówię serio!

Więc tak, zaczęło się od mojego duchowego ożywienia. Co rano na czczo czytałem zwoje, potem śpiewałem Ci pełnym głosem najżarliwsze modlitwy. Zamiast słodkiego spokoju, mocy i uświęcenia, spuściłeś na mnie wyrzuty sumienia: Niniwa! Niniwa to nie był mój talent - nie, z całą pewnością nie! Co innego Tarszysz. Żebyś nie mówił przypadkiem, że nic nie robię, wyruszyłem do Tarszyszu. Sądziłem, że porozumieliśmy się w tej sprawie bez słów. Ale nie!

Sztorm i burza na morzu tak mnie załamały, że wolałem to przespać pod pokładem. Zresztą domyślałem się, że masz w tym swój plan. Nie mogłem zasnąć. Trzęsący się ze strachu marynarze z trudem przypominali sobie słownictwo nie będące przekleństwami i modlili się na cały głos. A potem rzucili losy i już wiedziałem, co będzie dalej. Straszna burza + choroba morska + szaleństwo ludzi na pokładzie sprawiły, że chciałem zostać sam. Choćby za burtą! No i spełniono moje życzenie.

Jak tylko zacząłem tonąć, uspokoiłeś wodę. Zabawne co? Nie zdążyłem się jeszcze porządnie utopić, a tu podpłynęło wielkie rybsko i mnie połknęło. I pomyśleć, że lubiłem kiedyś słuchać morskich opowieści ... Przez trzy dni utrzymywałem się na granicy życia i śmierci. Posiwiały mi włosy, o czym Cię na bieżąco informowałem.

Na trzeci dzień zostałem brutalnie wypluty! Gdzie?! Pod Niniwą!! Więcej nie musiałeś mi mówić ...

Roztaczając wokół siebie rybi zapach, wszedłem do miasta. Rybka nie wypluła mi portfela, więc musiałem wszędzie chodzić na piechotę. Ktoś podszedł i zapytał, kim jestem i co mnie tu sprowadza. Powiedziałem nie przebierając w słowach: 40 dni i koniec. Tak mówi Pan.

Myślałem, że będą wyć ze śmiechu, ale - nie! Zaczęli się bać, wypytywać mnie o szczegóły! No, musieli nieźle pogrzeszyć, że ich tak zaraz ruszyło ... Ale - niestety! Jak sąd - to sąd! Z Tobą nie ma co dyskutować i ja o tym wiem najlepiej.

Pod wieczór byłem już nakarmiony, wykąpany i pełen zapału. Dwa następne dni to sukces misyjny. Zaczęło mi się podobać, zmieniałem formy kazań i barwę głosu. Działało piorunująco! Biedaczki zaczęli pościć. Wszyscy! Król nawet. I krowy, te poszczące krowy były najlepsze. Chyba nie dajesz się nabrać na taki teatr?

Trzydziestego dziewiątego dnia dyskretnie oddaliłem się z miasta - żeby ułatwić Ci skuteczne gładzenie stu dwudziestu tysięcy niewiernych robaczków. Bo z tej góry, na którą wszedłem, wyglądali jak robaki. Potem czekałem, w napięciu obgryzając paznokcie. Nie mogłem tego przegapić!

I co? Słońce zaszło i po czterdziestym dniu grobowej ciszy w Niniwie śpiewano Ci psalmy, walono w bębny, pląsano po ulicach. Zakończono dietę, odchudzone krowy wyszły na pastwiska. A ja patrzyłem na to rozbawione towarzystwo i poczułem się jak ostatni dureń ...

Boże, mówiłem Ci od początku, że to nie na moje nerwy! Dobra co było, to było, ale teraz zostaw mnie w spokoju, O.K.? Nic już od Ciebie nie chcę, sam się postarałem o szałasik. Może zresztą trochę zmiękło Ci serce, bo drzewo, które wyrosło nieopodal, było wyjątkowo cieniste. Przystałem na taką symbiozę. Ale zaraz potem drzewo uschło i runęło, ukazując mi wijące się w pniu robale. Robaki w niezjadliwym drzewie rycynowym?! Ach, to znowu Twoja sprawka! Oględnie mówiąc: zły przykład dla młodzieży. Takie piękne drzewo!

Mam liczyć?? Co mam liczyć??! Słońce wypala mi mózg, żyć mi się nie chce!

Dobrze, policzę. Drzewo było jedno. No mówię: j-e-d-n-o. Ilu Niniwijczyków? Sto dwadzieścia tysięcy. Tak tysięcy, nie setek. Racja, jest to więcej niż jedno drzewo, umiem to obliczy, za kogo Ty mnie masz? Co?! Za nerwusa?! Mnie?!

Ależ, Panie Boże !...
 

Waben, maj '96

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin