Sny o stali - Glenn Cook.pdf
(
1091 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Cook - Kroniki Czarnej Kompanii Tom 5.doc
Glen Cook
Kroniki Czarnej
Kompanii
Tom Pi
ty
Sny o Stali
Tłumaczył: Jan Karłowski
Rozdział 1
Min
ło sporo czasu. Wiele si
zdarzyło i wiele zatarło w mej pami
ci. Wci
si
natykam na nieistotne szczegóły, a umkn
ło mi tak wiele wa
nych wydarze
.
O niektórych dowiaduj
si
wył
cznie z trzeciej r
ki, wiele innych mog
si
jedynie domy
la
. Jak cz
sto moi
wiadkowie oszukiwali samych siebie?
Póki nie zostałam skazana na t
przymusow
bezczynno
, nie przyszło mi do
głowy,
e zaniedbaniu uległa wa
na tradycja - nikt nie zapisuje dokona
Kompanii. Zadr
ałam. Postanowiłam sama wzi
pióro do r
ki, cho
zdało mi si
to nieco zarozumiałe. Nie jestem historykiem, nie jestem nawet pisarzem. Z
pewno
ci
nie mam takiego oka, ucha ani takich zdolno
ci jak Konował.
Ogranicz
si
wi
c do przedstawiania samych faktów, tak jak je pami
tam.
Mam nadziej
,
e tej opowie
ci nie ubarwi zanadto okoliczno
, i
jestem jedn
z
jej głównych postaci, ani to, co mnie w tym czasie spotkało.
Pragn
si
wi
c niniejszym usprawiedliwi
,
e zgodnie z tradycj
Kronikarzy,
którzy byli przede mn
, to uzupełnienie Kronik Czarnej Kompanii nazw
Ksi
g
Pani.
- Pani, Kronikarz, Kapitan
2
Rozdział 2
Wysoko
nie była dobra. Odległo
skrajnie du
a. Ale Wierzba-Łab
d
wietnie rozumiał, co si
tam, w oddali, dzieje.
- Skopi
im tyłki.
Armie
cierały si
ze sob
pod bramami miasta Dejagore, po
rodku kolistej,
otoczonej wzgórzami równiny. Łab
d
oraz trzej jego towarzysze patrzyli.
Klinga chrz
kni
ciem przyznał mu racj
. Cordy Mather, najstarszy
przyjaciel Łab
dzia, nie powiedział nic. Czubkiem buta zdrapywał mech
porastaj
cy skał
.
Armia, której
ołnierzami kiedy
byli – przegrywała.
Łab
d
i Mather byli biali, brunet i blondyn, pochodzili z Ró
, miasta
poło
onego na północy, oddzielonego siedmioma tysi
cami mil zabójczej ziemi
Klinga był czarnym olbrzymem o niepewnym pochodzeniu, niebezpiecznym,
małomównym człowiekiem. Kilka lat wcze
niej Łab
d
i Mather wyci
gn
li go z
paszcz krokodyli. Przylgn
ł do nich. We trzech stanowili zespół.
Łab
d
kl
ł cicho, nieprzerwanie, w miar
jak sytuacja na polu bitwy si
pogarszała.
Czwarty m
czyzna nie nale
ał do zespołu. Nie przyj
liby go, nawet gdyby si
zgłosił na ochotnika. Ludzie nazywali go Kope
. Oficjalnie piastował stanowisko
marszałka broni Taglios, miasta-pa
stwa, którego armia wła
nie przegrywała
bitw
. W rzeczywisto
ci był jego nadwornym czarodziejem. Ciemny jak orzech,
mały człowieczek, którego sama obecno
na tym
wiecie starczała, by
wyprowadzi
Łab
dzia z równowagi.
- To tam, to jest twoja armia, Kope
. - warkn
ł Wierzba - Je
eli oni
przegraj
, ty przegrywasz razem z nimi. Załó
si
,
e Władcy Cienia z lubo
ci
poło
na tobie swoje łapy. - Na polu bitwy wyły i huczały czary - By
mo
e
zrobi
z ciebie marmolad
. Chyba,
e ju
wcze
niej postanowiłe
si
wycofa
.
- Daj spokój, Wierzba. - powiedział Mather - Nie widzisz,
e co
robi. Łab
d
spojrzał na kokosowego karzełka.
- Jasna sprawa. Ale co?
Kope
przymkn
ł powieki. Mamrotał co
i mruczał pod nosem. Czasami jego
głos trzeszczał i jakby skwierczał, niczym boczek na nadmiernie rozgrzanej
patelni.
- Nie robi nic, by pomóc Czarnej Kompanii. Przesta
gada
do siebie, stara
raszplo. Mamy problem. Naszych chłopców wdeptuj
wła
nie w ziemi
.
Spróbujesz odwróci
t
sytuacj
, zanim przeło
ci
przez kolano?
Starzec otworzył oczy. Spojrzał na równin
. Wyraz jego twarzy nie
wskazywał na szczególne zadowolenie. Łab
d
w
tpił, by oczka małego czubka
były jeszcze na tyle dobre,
eby wyodr
bni
szczegóły. Ale z Kopciem nigdy nie
wiadomo. U niego wszystko było tylko mask
i pozorem.
- Nie b
d
idiot
, Łab
d
. Jestem tylko jeden, zbyt mały i zbyt stary. Tam
masz Władców Cienia. S
w stanie rozdepta
mnie jak karalucha.
Łab
d
nie przestawał si
denerwowa
i kl
. Ludzie, których znał, gin
li.
Kope
warkn
ł.
3
- Wszystko, na co mnie sta
wszystko, na co sta
któregokolwiek z nas to tylko
przyci
gni
cie ich uwagi. Naprawd
chcesz,
eby Władcy Cienia zdali sobie
spraw
z twojej obecno
ci?
- To jest tylko Czarna Kompania, co? Wzi
li swoj
fors
i zaryzykowali?
Nawet je
li czterdzie
ci tysi
cy Taglian miałoby zgin
wraz z nimi?
Usta Kopcia skurczyły si
na kształt zwi
dłej, małej
liwki. Na równinie
ludzkie morze obmyło pagórek, gdzie po raz ostatni zatkni
to sztandar Czarnej
Kompanii. Przypływ zmył go w kierunku wzgórz.
- Nie b
dziesz przypadkiem zadowolony ze sposobu, w jaki wszystko poszło,
prawda? - W głosie Łab
dzia zabrzmiały niebezpieczne tony, ju
nie szydził.
Kope
był zwierz
ciem politycznym, gorszym od krokodyla. Krokodyle mog
sobie zjada
swe młode, ale ich zdrady s
mo
liwe do przewidzenia.
Cho
w
ciekły jak diabli, Kope
odpowiedział głosem niemal
e czułym.
- Osi
gn
li wi
cej, ni
li si
nam
niło.
Równin
pokrywały ciała martwych i umieraj
cych ludzi i zwierz
t. Oszalałe
słonie bojowe miotały si
, całkowicie niezdolne do opanowania. Tylko jeden
legion taglia
ski zachował jeszcze sw
integralno
. Wyr
n
ł sobie przej
cie do
bram miasta, a potem osłaniał ucieczk
pozostałych
ołnierzy. Nad obozem
wojskowym, poło
onym po przeciwnej stronie miasta, rozbłysły płomienie.
Kompanii udało si
jeszcze zaszkodzi
swoim pogromcom.
Kope
rzekł na koniec.
- Przegrali bitw
, ale uratowali Taglios. Zabili jednego z Władców Cienia, a
pozostałym uniemo
liwili atak na Taglios. Pozostałych przy
yciu
ołnierzy b
d
musieli wykorzysta
do odbicia Dejagore.
- Wybacz, je
li mo
esz, ale nie ta
cz
z rado
ci z tego powodu. - warkn
ł
Łab
d
- Lubiłem tych chłopców. Nie podoba mi si
sposób, w jaki umy
liłe
sobie ich wystawi
.
Nerwy Kopcia były na wyczerpaniu.
- Oni nie walczyli o Taglios, Łab
d
Chcieli nas wykorzysta
, aby przebi
si
przez Ziemie Cienia do Khatovaru. Mogło to si
okaza
gorsze ni
panowanie
Władców Cienia.
Łab
d
potrafił rozpozna
racjonalizacj
, kiedy na ni
natrafił.
- A poniewa
nie mieli zamiaru liza
twoich butów, nawet je
li chcieli
uratowa
wasze dupy przed Władcami Cienia, doszedłe
do wniosku,
e wygodnie
b
dzie pozwoli
im tu zosta
.
ałosne, powiadam. To doprawdy byłoby pyszne
przedstawienie, widzie
, jak ta
czysz, gdyby jednak zwyci
yli, a ty musiałby
wypełni
swoj
cz
umowy.
- Daj spokój, Wierzba - powiedział Mather. Łab
d
nie zwrócił na
uwagi.
- Nazwij mnie cynikiem, Kope
, ale zało
si
o wszystko, co zechcesz,
e ty i
Radisha od samego pocz
tku kombinowali
cie, jak ich wypieprzy
. Co? Nie
mogli
cie pozwoli
, by prze
lizn
li si
chyłkiem przez Ziemie Cienia? Ale
wła
ciwie dlaczego nie, do diabła? Tego nigdy nie rozumiałem.
- To si
jeszcze nie sko
czyło, Łab
d
. - powiedział Klinga - B
d
cierpliwy.
Kope
te
kiedy
zapłacze.
Pozostali zapatrzyli si
na
. Odzywał si
tak rzadko,
e kiedy ju
otworzył
usta, wiedzieli, i
nale
y słucha
tego, co mówi. Co on wiedział?
4
- Dostrzegłe
co
, co mi umkn
ło? - zapytał Łab
d
.
- Cholera jasna, uspokoicie si
wreszcie? - warkn
ł Cordy.
- A dlaczego, u diabła, miałbym si
uspokoi
? Cały przekl
ty
wiat pełen jest
zdradzieckich starych skunksów, takich jak Kope
. Roluj
nas wszystkich od
chwili, kiedy bogowie wymy
lili czas. Spójrzcie na t
mał
ciot
. Skamle, jak to
si
musi ukrywa
, by nie pozwoli
, aby Władcy Cienia dowiedzieli si
o nim. Ja
uwa
am, to znaczy,
e nie ma jaj. Ta Pani wiecie, kim ona była? Ona ma jaja. W
wystarczaj
cym stopniu,
eby stawi
im czoło. Kiedy tylko si
troch
zastanowicie, zrozumiecie,
e płaciła wi
cej i cz
ciej, ni
temu staremu czubkowi
kiedykolwiek przyszłoby do głowy.
- Uspokój si
, Wierzba.
- Uspokój si
, do cholery. To nie w porz
dku. Kto
musi powiedzie
takim jak
ten starym ramolom,
eby poszli pieprzy
kamienie.
Klinga ponownie chrz
kn
ł z aprobat
. Ale Klinga nie lubił nikogo, kto miał
władz
.
Łab
d
, w istocie znacznie spokojniejszy, ni
okazywał, zauwa
ył,
e Klinga
ustawił si
w taki sposób,
eby unieszkodliwi
czarodzieja, gdyby ten zechciał
narobi
im kłopotów.
Kope
u
miechn
ł si
.
- Łab
d
, swego czasu my wszyscy, stare skunksy, byli
my takimi młodymi
krzykaczami jak ty. Mather wszedł mi
dzy nich.
- Dosy
!
Zamiast si
kłóci
, pomy
lcie lepiej, jak st
d uciec, zanim ten cały bigos nas
ogarnie - Ostatki bitwy dotarły wła
nie do podnó
a wzgórz - Mo
emy zebra
garnizony z miast na północy i zgromadzi
wszystkich przy Ghoja.
- No - Łab
d
przystał na to bez entuzjazmu - Mo
e kto
z Kompanii to ju
zrobił - Obrzucił Kopcia ponurym spojrzeniem.
Stary wzruszył ramionami.
- Je
eli komu
si
uda wydosta
, b
dzie mógł stworzy
prawdziw
armi
. Tym
razem czasu b
dzie dosy
.
- Owszem. A je
li Prahbrindrah Drah i Radisha rusz
swoje tyłki, mo
e uda
im si
zaci
gn
kilku prawdziwych sprzymierze
ców. Mo
e tym razem znajd
czarodzieja, który b
dzie miał włosy na dupie. Takiego, który nie sp
dził całego
ycia, chowaj
c si
po krzakach.
Mather zacz
ł ju
schodzi
po zboczu wzgórza.
- Chod
, Klinga. Niech si
kłóc
.
Po chwili ciszy Kope
odezwał si
pojednawczo.
- On ma racj
, Łab
d
. Zostawmy to.
Wierzba odgarn
ł z twarzy długie złote włosy i spojrzał na Kling
. Tamten
ruchem głowy wskazał konie stoj
ce za wzgórzem.
- W porz
dku. - Rzucił ostatnie spojrzenie na miasto i równin
, gdzie poległa
Czarna Kompania. - Ale co słuszne, to słuszne, a podło
pozostanie podło
ci
.
- A co praktyczne, to praktyczne, a co potrzebne, konieczne. Chod
my.
Łab
d
ruszył za innymi. Zapami
ta sobie t
uwag
. Zdecydowany był mie
ostatnie słowo.
5
Plik z chomika:
Torentos.pl
Inne pliki z tego folderu:
Cien w ukryciu - Glenn Cook.epub
(388 KB)
Sny o stali - Glenn Cook.pdf
(1091 KB)
Gry Cienia - Glenn Cook.epub
(341 KB)
Ponure lata - Glenn Cook.epub
(467 KB)
Srebrny grot - Glenn Cook.epub
(346 KB)
Inne foldery tego chomika:
#016.Superman.1992.03
100 Bullets 01-13
100 Hot Sex Positions
101 Trików Sexualnych - Sofia Capablanca
1HUGO - ZAKLĘCIE W FASOLE
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin