Cassandra Claire - Zupelnie niemozliwe.pdf

(131 KB) Pobierz
164693088 UNPDF
„Zupełnie niemożliwe”
Autorka: Cassandra Claire
Tłumaczenie: Kaliope, NocnaMaraNM
Korekta: Susie
Tytuł oryginalny: Something Impossible
Oryginał: http://epicyclical.livejournal.com/127433.html
- Draco Malfoy – rzekł Dumbledore, patrząc groźnie z nad złotych oprawek okularów. – Od kiedy jesteś w
szkole, wielokrotnie łamałeś obowiązujące tu zasady i występowałeś przeciw wszystkiemu, co cenimy w
Hogwarcie. Wiele osób było twoimi ofiarami. Zwykle patrzyłem na to przez palce, ostatecznie, młodość
ma swoje prawa i musi się wyszumieć. Pamiętam, za moich czasów...
Dumbledore rozpoczął opowiadanie o starym capie, worku traszek i szóstoklasistach z Hufflepuff`u. Draco
wyłączył się, jak zwykle w takich momentach. Po latach praktyki przychodziło mu to z łatwością. Historie
dyrektora były długie i nigdy nie kończyły się dobrze, a na dodatek zawsze występowały w nich stare capy.
Ślizgon powrócił myślami do tego przedpołudnia, kiedy ujrzał twarz Pottera, który...
- Bez ironicznych uśmieszków, panie Malfoy! – wykrzyknął nagle Dumbledore.
Draco podskoczył i spojrzał na dyrektora spode łba. Dlaczego ludzie zawsze biorą jego uśmiech za grymas
drwiny? Tylko dlatego, że jego górna warga miała zwyczaj unosić się nieco w lewo? Osobiście, uważał, że
to urocze.
- Przepraszam dyrektorze.
- Zniszczyłeś dzisiaj pelerynę niewidkę Harry`ego Pottera – powiedział Dumbledore. – To był okrutny i
bezmyślny akt wandalizmu.
- Używał jej, żeby mnie podglądać pod prysznicem! – oburzył się Draco.
- Szczerze w to wątpię.
- No, ale mógłby. Żaden inny uczeń nie posiada peleryny niewidki. Dlaczego Potter miałby mieć coś
takiego?
- Dlatego, że dostał ją w spadku od swojego ojca.
- Heh - prychnął Draco. – Jeśli pan jeszcze nie zauważył profesorze, Potter i ja zaciekle rywalizujemy, a ja
jestem jego Nemezis. Anioł zemsty musi być groźny. Nie wiem, jak miałbym wzbudzać przerażenie w
kimś, kogo nawet nie widzę. Chciałem tylko wyrównać nasze szanse.
- Nie, nie jest pan jego Nemezis. To Voldemort jest fatum Pottera - rzekł Dumbledore, a koniuszki uszu
poczerwieniały mu ze złości.
- W takim razie kim ja jestem? – zapytał Draco urażony.
- Jesteś bliskim wydalenia ze szkoły uczniem – odparł dyrektor. – Oto, kim jesteś.
Chłopak przeraził się nie na żarty.
- Wydalenia! Nie może pan mnie wyrzucić! Jestem Malfoyem! Uczymy się w Hogwarcie od pokoleń! Jeśli
zostanę usunięty ze szkoły, moja rodzina będzie zhańbiona na wieki!
- A to, że twój ojciec jest ściśle związany z Lordem Voldemortem, nie przynosi hańby twojej rodzinie? –
szydził Dumbledore.
- To luźne powiązania – zbagatelizował Draco. - Zwykła wymiana kartek świątecznych.
Dyrektor uśmiechnął się kpiąco.
Malfoy poczuł narastającą irytację. Nie znosił być obiektem drwin.
- Moja edukacja jest dla mnie bardzo ważną sprawą, dyrektorze – powiedział z naciskiem.
- Jest kilka bardzo nowoczesnych programów kształcenia na Akademii Rolniczej – ironizował Dumbledore.
– Jestem pewien, że spodobałaby ci się kariera mugolskiego farmera. Fufajka podkreśliłaby twoje wdzięki.
Ślizgon zachwiał się i przytrzymał się biurka, aby nie upaść.
- Musi być coś, co mógłbym zrobić... Zrobię wszystko – zapewnił zdesperowany.
- Zaiste. Możesz przeprosić Harry`ego Pottera.
- Naturalnie. Rozumiem. Wyślę mu odpowiednią kartę z przeprosinami.
- Nie – zaprotestował dyrektor stanowczo. – Dzisiaj popołudniu przeprosisz go w Wielkiej Sali, w
obecności mojej i wszystkich uczniów. Będę cię obserwował, Malfoy. I lepiej, żeby to były dobre
przeprosiny – dodał. – Będziesz musiał naprawdę zasłużyć na jego wybaczenie, albo zostaniesz usunięty ze
szkoły. Najwyższy czas, żebyś nauczył się pokory. Poza tym - oczy dyrektora zamigotały wesoło – pora,
abyś nauczył się pełzać, ty mały padalcu – szepnął pod nosem.
- Proszę? – chłopak był przerażony.
- Powiedziałem, że to wszystko, panie Malfoy. Może pan odejść. – Dumbledore uśmiechnął się uprzejmie
wskazując drzwi.
- Tak myślałem – wymamrotał do siebie Draco, opuszczając gabinet dyrektora.
*
Draco siedział w Wielkiej Sali i żałośnie spoglądał w stronę stołu Gryfonów. Obiad zbliżał się ku końcowi,
a on ledwie zdołał przełknąć odrobinę steku i trochę zapiekanki z cynaderek. Przeraźliwe widmo
przeproszenia Harry`ego Pottera unosiło się przed nim jak bogin z najgorszego koszmaru. Zakrztusił się i
upuścił z jękiem widelec.
- Nie będziesz już jadł zapiekanki, Draco? Mogę ją dokończyć? – zapytał Goyle, zerkając leniwie znad
pokreślonego tomu „Bytu i Nicości”.
Draco odwrócił się do niego.
- Szybko, Goyle, dźgnij mnie widelcem. Jeżeli będę ciężko ranny, to Dumbledore nie wywali mnie ze
szkoły za to, że nie przeprosiłem Pottera.
Goyle pokręcił głową.
- Ale wywali mnie.
- Widzisz w tym jakiś problem? – zdziwił się Draco.
- Och, po prostu idź tam i zrób to – Pansy spojrzała na niego z wyższością. – Potter to cienias. Z chwilą,
gdy go przeprosisz, sklęśnie jak przekłuty balonik.
Draco jęknął, odsunął krzesło i przeszedł przez salę, mrucząc pod nosem tekst przeprosin.
- Cześć, Potter. Żałuję... Ech... Żałuję, że się spotkaliśmy. Jest mi niezmiernie przykro, że... masz taką
głupią gębę... – Westchnął. – To nie wypali.
Uczniowie Gryffindoru widocznie wiedzieli o jego karze, gdyż połowa z nich siedziała jeszcze przy stole i
gapiła się w niego jak gargulce. Zauważył tyczkowatego Wiewióra*, jego szlamowatą dziewczynę i ryżą
siostrę oraz kilku kłapaczy z bandy Pottera. Chłopiec Który Przeżył By Drażnić Draco Malfoya siedział
skulony pomiędzy Deanem Thomasem i Seamusem Finniganem. Sprawiał wrażenie dziwnie
zdenerwowanego i przygaszonego.
Draco zatrzymał się przy stole Gryfonów.
- Muszę z tobą pogadać Potter - zaczął. – Wy wszyscy – zwrócił się do reszty – spływajcie.
Ron spojrzał na niego wyniośle.
- Nie jestem pewien, czy Harry ma ochotę z tobą rozmawiać. – Spojrzał na dziewczynę siedzącą obok
niego. – Hermiono, zapytaj Harry`ego, czy chce z nim rozmawiać?
Harry odchrząknął.
- Mogę porozmawiać. Nie ma sprawy – powiedział łagodnie i uśmiechnął się do intruza, trochę niepewnie i
nieśmiało, ale z wdziękiem. - Cześć Malfoy.
Ślizgon spojrzał na niego z odrazą.
- Bawi cię moje poniżenie, ty sadystyczny draniu.
Zielone oczy Gryfona otwarły się szeroko.
- Nie, nie bawi mnie. Ja…
- Zamknij się Harry. On musi przeprosić – przerwała mu Hermiona, wbijając łokieć w jego bok.
- Ależ nie … Naprawdę... - Zamilkł, bo Ginny zakryła mu ręką usta.
- Harry chciał powiedzieć, że nie obejdzie się bez przeprosin – dokończyła za niego.
- Właśnie – wtrącił Dean Thomas. – Wiemy, co Dumbledore ci powiedział. Musisz zasłużyć na
przebaczenie.
- To prawda – rzekł Seamus. – Masz paść na kolana i błagać.
Harry`emu w końcu udało oswobodzić się z rąk Ginny.
- Nie, wszystko w porządku, naprawdę! Wcale nie musi tego robić!
Hermiona spojrzała na niego wymownie.
- Nie chciałbyś zobaczyć przed sobą Malfoya na kolanach?
Harry oniemiał, a jego twarz przybrała nagle odcień najczystszej purpury. Draco zaczął zastanawiać się co,
na Merlina, dzieje się z tym chłopakiem. Możliwe, że zaniemówił z wściekłości. Zdecydował zareagować,
zanim Potter zdenerwuje się jeszcze bardziej. Opuścił ręce wzdłuż ciała, zacisnął pięści i utkwił wzrok w
ścianie.
- Jest-mi-bardzo-przykro-że-spaliłem-twoją-pelerynę-niewidkę-a-potem-usiadłem-na-tobie-i-usiłowałem-
nakarmić-cię-popiołem-który-z-niej-pozostał – wyrzucił z siebie jednym tchem i rozluźnił się. –
Aczkolwiek, nie powinieneś zostawiać jej tak na oparciu krzesła. To było strasznie głupie. No, skończyłem.
Mogę już iść?
Harry spoglądał na niego zamglonym wzrokiem.
- Zapo...
Wypowiedź Harry`ego została przerwana przez Deana, który przydusił go siadając na nim.
- Jeszcze nie skończyłeś Malfoy. Nie sądzę, żeby same przeprosiny wystarczyły – Dean igrał z nim jak kot
z myszą. – Myślę, że będziesz musiał zrobić znacznie więcej.
- Więcej czego? – spytał Draco urażony.
- Zadanie – wyręczyła Deana Ginny. – Harry powinien wyznaczyć ci jakieś zadanie.
- Malfoy powinien pocałować hipogryfa. Z języczkiem – rozpromienił się Seamus Finnigan.
- Albo Snape`a – podsunęła siostra Weasley`a.
- Powinien przejść przez Wielką Salę na smyczy, prowadzony przez Harry`ego – zaproponował Dean.
- Eeeee.... – niewyraźnie wyjąkał spod niego Harry.
- Wolałbym raczej odciąć sobie głowę - oznajmił Draco.
- To się da załatwić – uśmiechnął się Ron ponuro.
Malfoyowi zdecydowanie nie podobał się sposób, w jaki Ron bawił się swoim nożem sprężynowym.
- Jeśli Potter czegoś ode mnie chce, to niech sam powie – prychnął Draco.
Wszyscy spojrzeli na Harry`ego.
- Mógłby mi jutro pomóc przy malowaniu szatni Gryffindoru, na boisku – wystękał Harry, jakby tracił
oddech. Co było bardzo możliwe, gdyż Dean wciąż siedział mu na kolanach i mocno przyduszał do krzesła.
- Może być – zgodził się Ślizgon łaskawie.
- Bez koszulki – dodała Ginny.
- Bez koszulki? – zapytał Malfoy zaskoczony. – Dlaczego?
Harry ukrył twarz w dłoniach.
- To upokarzające – wymamrotał stłumionym głosem.
- Ponieważ - odezwała się Hermiona raptownie – jestem w tobie zakochana, Malfoy.
- Myślałem, że chodzisz z Wiewiórem? – zainteresował się Draco.
- Bo tak jest – odparł Ron. – Ale nie przeszkadzają mi jej chore fascynacje.
- Jest bardzo wyrozumiały – wyjaśniła Hermiona.
Draco spojrzał na rudzielca z politowaniem.
- Nie chciałbym być w twojej skórze, Wiewiór. Masz przekichane.
Ron wzruszył ramionami.
- To nie ja będę półnago malował szatnię Gryffindoru, Malfoy – zripostował.
- Spiekę się paskudnie na słońcu! – zaczął lamentować Draco. – Moja skóra jest bardzo delikatna.
- Więc lepiej weź ze sobą krem z filtrem – słodko uśmiechnęła się do niego Ginny.
*
Gdy następnego dnia Draco przyszedł na boisko, odziany tylko w dżinsy i chmurne spojrzenie, wszyscy
Gryfoni już na niego czekali. Ron, Seamus, Dean i dziewczęta obserwowali jego przybycie ze średnim
zainteresowaniem. Za to Harry wpatrywał się w niego z otwartymi ustami. Zaintrygowany Draco
zauważył, że Hermiona szarpie Harry`ego za koszulkę. Prawdopodobnie obawiała się, że straszliwa
wściekłość, którą mógłby na nim wyładować, uszkodziłaby obiekt jej westchnień. Nie ma się czemu dziwić ,
pomyślał. W końcu jest we mnie szaleńczo zakochana.
- No, jestem. Bez koszulki. Moje prężne muskuły błyszczą w słońcu – powiedział i zaszczycił ją
przeciągłym spojrzeniem.
- Zauważyłam – stwierdziła Hermiona. – Ron, daj mu wiaderko i pędzel.
Draco wydął wargi.
- Nie mógłbym postać tutaj i po prostu dobrze wyglądać?
- Wiesz... – zaczął Harry
- Zamknij się – przerwał mu szybko Ron i wetknął puszkę z farbą oraz pędzel w ręce wyraźnie
zdegustowanego Ślizgona. – No dalej, ruszaj się Malfoy.
Draco markotnie spojrzał na pojemnik z farbą.
- Czerwona. Fatalnie wyglądam w czerwieni – westchnął zrezygnowany.
Malowanie okazało się zaskakująco przyjemną sprawą. Draco pozwolił swoim myślom swobodnie płynąć.
Rozmyślał o różnych okrutnych rzeczach, które mógłby zrobić Potterowi, kiedy to wszystko się skończy.
Mógłby podrzucić mu sklątki tylnowybuchowe do łóżka, albo grzmotnąć go w głowę kawałkiem drewna, a
potem wepchnąć do jeziora. Oczywiście najbardziej chciałby go pognębić w Quidditchu, ale po sześciu
latach ciągłych porażek, zaczął bardziej filozoficznie podchodzić do swoich szans na zwycięstwo.
Cholerny Potter i ta jego przebrzydła Błyskawica. Przeklęty Potter i jego szczupłe, gibkie ciało, które
czyniło z niego tak fantastycznego szukającego. To niesprawiedliwe, że jest taki zwinny!
Jego uwagę przykuło jakieś zamieszanie za jego plecami. Przerwał pracę i z zainteresowaniem spojrzał
przez ramię. Wyglądało na to, że Gryfoni odprawiali jakiś dziwaczny rytuał. Jeden z nich popychał
Harry`ego w kierunku szatni. Chłopak z rozpędu robił kilka kroków w stronę Draco, a potem najwyraźniej
nagle przytomniał i czynił widowiskowy odwrót, uwalniając się z rąk prześladowcy. Następnie inny z
Gryfonów biegł za nim, łapał i pchał ku szatni. Wyglądało to bardzo zagadkowo. Skonsternowany Draco
obrócił się i obserwował ich z rosnącym zdumieniem.
- Cóż, nie winię was za tak wielką chęć pozbycia się Pottera - zawołał w końcu – ale jesteście mało
efektywni.
- Zamknij się Malfoy – rzuciła w jego stronę Ginny nadal popychając Harry`ego.
Nerwowo przebierając nogami, Harry podszedł w końcu do Draco.
- Malfoy, może potrzebujesz, umm... pomocy?
Ślizgon spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Co?
- Pomyślałem sobie, że szybciej skończysz, jak ci pomogę – wyjaśnił Harry wskazując na szatnię drżącą
ręką.
- Taaak, i prawdopodobnie wygrałbym więcej meczy Quidditcha, jeśli padłbyś trupem, a jednak jakoś nie
czułeś się zobowiązany, żeby umrzeć – skrzywił się Draco. – Spadaj Potter. Wiem, że przyszedłeś tu tylko
po to, aby kpić sobie z mojej rozpaczy i poniżenia.
Harry przewrócił oczami.
- Jesteś kompletnym paranoikiem, wiesz?
Draco wrzucił pędzel do puszki z farbą.
- Jestem tylko realistą. Jesteśmy przecież śmiertelnymi wrogami, czyż nie?
Harry podrapał się w ucho.
- Cóż... tak sądzę... najprawdopodobniej... – Zabrzmiało to niezbyt przekonująco. – Czy czułbyś się mniej,
ja wiem... niezręcznie, gdybym stąd wszystkich odesłał?
- Czy to nie udaremni twojej zemsty? A co z Hermioną? Myślałem, że chce mnie podziwiać? – zdumiał się
Draco.
- Tak wielka dawka podniecenia, mogłaby jej zaszkodzić. Może dostać apopleksji, albo coś.
Draco zamyślił się.
- No tak, rozumiem twój punkt widzenia. Okazanie tej biednej dziewczynie odrobiny miłosierdzia, byłoby
wspaniałomyślnym postępkiem.
- Absolutnie – Harry pomachał do przyjaciół. – Hej, wy tam! Idźcie sobie!
Gdy grupa Gryfonów, chichocząc, wlokła się w stronę wyjścia, Draco zauważył, że Ron obejmuje
Hermionę. Żal mi ciebie Wiewiór , pomyślał. Ona nigdy cię nie pokocha tak, jak mnie.
Odwrócił się do Harry`ego, który wpatrywał się w niego z przyjaznym uśmiechem.
- Chce uśpić moją czujność - wyszeptał do siebie Draco ponuro, a potem głośno dodał: - jeśli chciałeś
zostać tu ze mną bez świadków, żeby torturami wydobyć ze mnie mroczne sekrety śmierciożerców, to ci się
to nie uda – poinformował Gryfona.
Harry zamrugał, wyraźnie zaskoczony.
- Malfoy, ty przecież nie znasz żadnych sekretów śmierciożerców!
- A właśnie, że znam.
- Tak? To wymień choć jeden.
- Angus McNair lubi przebierać się w damskie fatałaszki. Wszyscy myślą, że ojciec Pansy Parkinson
opuścił jej matkę dla boliwijskiego pasterza, ale tak naprawdę zrobił to dla jednej z jego kóz. Avery Nott
płaci obcym kobietom, żeby sprawiały mu lanie. Zachariasz Goyle rozgniata musy-świstusy, a potem
wciąga je nosem, bo chce mieć odlot. O, a Czarny Pan jest totalnym maniakiem baletu. Kazał mojemu ojcu
wskrzesić cały zespół Jeziora Łabędziego z Królewskiego Baletu i umieścił go w swojej siedzibie. Co kilka
miesięcy wpada tam, aby oglądać taniec Umierającego Łabędzia.
Harry uniósł brew.
- Rozumiem... To rzeczywiście straszliwe sekrety.
Draco spiorunował go wzrokiem.
- To jest wiedza dostępna tylko wewnętrznemu kręgowi śmierciożerców.
- Nie chcę cię załamywać Malfoy, ale fakt, że poplecznicy Voldemorta są bandą zdrowo walniętych
świrów, nie jest żadną tajemnicą.
- Nie będzie ci do śmiechu, kiedy ta banda zatańczy na twoim grobie.
- Nie, - odparł Harry – prawdopodobnie nie. Przecież będę wtedy martwy.
Draco poczuł nieoczekiwany smutek i bardzo go to zdenerwowało. Spojrzał na Harry`ego.
- Chce mi się pić – poskarżył się. – Pewnie jestem bardzo odwodniony i możliwe, że zatrułem się oparami
farby. Mogę umrzeć. Pomyśl, jak ci będzie głupio, jeśli umrę przez ciebie.
Harry zreflektował się na te narzekania.
- Przyniosłem wodę, Malfoy. – Z kieszeni szaty wydobył niebieską, plastikową butelkę i wyciągnął ją w
stronę chłopaka. – Proszę.
Zanim zdołał wykonać jeszcze jakiś ruch, Draco porwał butelkę, odkręcił ją i wylał sobie na głowę całą
zawartość. Przeźroczysta ciecz zlepiła jasne kosmyki włosów, spłynęła na czoło, polała się po jego
odkrytym torsie i nagim brzuchu, a potem pociekła strugami niżej, ku biodrom, aż do miejsca, gdzie pasek
przytrzymywał spodnie.
- O Boże! – wyszeptał cicho Harry. Wyglądał jakby był bliski omdlenia.
Draco spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Źle się czujesz, Potter? – zapytał.
- To… opary farby – wykrztusił Harry zduszonym głosem.
- Farba ci zaszkodziła? – upewnił się Draco.
Harry przytaknął gorliwie, choć nadal wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
- Bardzo zaszkodziła – potwierdził słabo.
Nagle Draco wpadł na pomysł. To było wredne. Złe i niezwykle kuszące. Ostrożnie odstawił butelkę na
ziemię, podniósł puszkę z farbą i powoli wyprostował się.
- Hej, Potter! – zawołał.
- Tak? – Harry spojrzał na niego oczami wypełnionymi nadzieją.
Draco uniósł puszkę i odwrócił ja do góry dnem, dokładnie nad głową Harry`ego.
*
Tego dnia, przy obiedzie nikt nie chciał siedzieć obok Draco, w dużej mierze dlatego, że wciąż jeszcze
ociekał czerwoną i złotą farbą.
Harry - co było zresztą do przewidzenia - niezbyt dobrze zareagował na fakt wylania mu na głowę blisko
galonu farby. Chwycił drugą puszkę i chlusnął żółtą farbą na Draco. W rewanżu Ślizgon uderzył go pięścią
w nos. Harry błyskawicznie oddał cios. W końcu zwarli się w walce. Przewracali się i turlali po boisku,
rozsiewając wokół barwne kleksy. W którymś momencie, Draco zerwał z przeciwnika podkoszulek, co
wydało mu się czynem jak najbardziej usprawiedliwionym. Teraz ich szanse były równe, pomyślał z
satysfakcją. Tylko dwóch, półnagich chłopców, tarzających się po trawie i smarujących się wzajemnie
farbą.
Draco uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tamtych chwil.
- Jak się czujesz Draco? – zapytał Crabbe, odkładając na bok krzyżówkę, którą właśnie rozwiązywał.
- Heteroseksualnie, dziękuję – odparł Draco szybko.
- Proszę? - Goyle zamrugał z niedowierzaniem.
- Nadzwyczajnie – poprawił się Draco. – Czuję się nadzwyczajnie.
Crabbe w zamyśleniu zmarszczył czoło.
- Płeć jako część słowa Essex, trzy litery...
- Sex, oczywiście** – rzucił Goyle. – No wiesz co, Crabbe...
Draco zaczął się nerwowo bawić widelcem.
- Obaj jesteście irytującymi ciołkami – wymamrotał. - Nie możecie zapamiętać, że macie udawać przede
mną głupków?
- O, faktycznie – zmitygował się Crabbe. Zwinął pergamin z krzyżówką i wsadził go sobie do ust. – Tak
lepiej? – wymamrotał.
- Dużo lepiej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin