Ĺšwiderski Bartek - Ciemna strona.txt

(21 KB) Pobierz
Autor: Bartek �widerski
Tytul: Ciemna strona

Z "NF" 1/97

   - Ile spo�r�d tych stosunk�w odby�e� z dziwkami?
   - Ze dwa, g�ra trzy.
   Nie mam poj�cia, czy to dobry wynik jak na du�ego ch�opca 
w moim wieku. Mo�e powinienem si� wstydzi�, nie wiem, z 
nikim dot�d o tym nie rozmawia�em. W ka�dym razie jeszcze 
niedawno odpowied� brzmia�aby: zero, co na pewno wypada 
poni�ej �redniej. Do czego ta cwana bestia zmierza. Chce 
mnie sprowokowa�? Wyprowadzi� z r�wnowagi?
   - Jakiego typu to by�y kobiety?
   - Jezu, Zygmunt, jak to jakiego? To by�y kurwy, dziwki, 
dupodaje - zawo�a�em. - Prostytutki r�ni� si� 
tylko cenami, nigdy dot�d nie s�ysza�em o �adnej typologii.
   - Niepotrzebnie si� denerwujesz. Upraszczaj�c, wystarczy 
mi w�a�nie cena, kt�ra jednoznacznie za�wiadczy o jako�ci 
ich us�ug. A tak�e o urodzie, temperamencie i wszystkich 
innych parametrach atrakcyjno�ci. Nie mam racji?
   Chodzi�em do niego od niedawna, a ju� zaczyna� mnie 
dra�ni� bezosobow�, profesjonaln�, ch�odn� poprawno�ci�.  
Odnosi� si� do mnie jak marnie op�acany belfer obserwuj�cy 
spod oka psoc�ce dziecko. Ze �le skrywanym i nieuzasadnionym 
poczuciem wy�szo�ci. Ach, gdybym tak m�g� wymieni� nazw� 
ekskluzywnego hotelu, w kt�rego murach rozegra�yby si� moje 
przygody.  Opowiedzie� o pi�knych kobietach branych przy 
kanonadach kork�w od szampana i trzaskach banderol wydawanej 
rozrzutnie mamony.  
   Mija�oby si� to jednak z prawd�. A to ona stanowi�a 
kryterium. 
   - No c�, trudno wszystko od razu ocenia�, uwzgl�dni�... 
- zagryz�em warg� czuj�c, �e si� pl�cz�. - Dobrze wiesz, �e 
nie to z�oto, co si� �wieci i odwrotnie. Jak w tej bajce: 
poca�ujesz �ab�, a okazuje si�, �e to kr�lewna.
   Patrzy� zach�caj�co bezosobowymi oczyma, u�miechaj�c si�.
   - �ab�, Tomek?
   - To by�a metafora. Czy wraz z osobowo�ci� usuwaj� 
Intelom zdolno�� abstrakcyjnego my�lenia?  Po chwili 
dorzuci�em bez przekonania: - Przepraszam, Zygmunt.  
   - Nie szkodzi. S�dz�, �e nieprzypadkowo wspomnia�e� o 
brzydocie. Dlaczego w�a�nie �aba? Czy�by z powierzchowno�ci� 
tych...  kobiet by�o a� tak �le?  
   Podnios�em ze stolika szklank� i upi�em �yk mineralnej z 
niespodziank�. Od razu poczu�em si� lepiej.
   - Ty i ta twoja nie�miertelna psychoanaliza. No dobra. 
Powiem prawd�, b�dziesz fika� kozio�ki z uciechy. Oba 
podstarza�e kurwiszony przelecia�em w bramie, zatykaj�c nos 
i czytaj�c z nud�w list� lokator�w. Zadowoli�y si� sum�, 
kt�r� nie op�aci�bym pi�ciu minut twojego cennego czasu, 
daruj to por�wnanie. Najgorsze, �e po wszystkim nie 
wiedzia�em, czy chce mi si� �mia�, czy p�aka�.  
   Zapad�a chwila milczenia. Potem mnie dopad�.
   - Obie? A m�wi�e� o trzech.
   Z niewra�liwymi g�upkami nie rozmawiam.
   - No, dobrze - rzek� zaznaczaj�c co� w notesie. - 
Rozumiem, �e r�wnie dobrze mog�o by� ich wi�cej, po prostu 
nie masz si� czym chwali�. Czy s�usznie konstatuj�, �e twoje 
przygody z prostytutkami nie usatysfakcjonowa�y ci� 
seksualnie?
   Bystry ch�opak, umie doda� dwa do dw�ch.
   - Tak jakby, Zig. Troch� przeszkadza� mi ich przesadzony 
makija� i niemodne fryzury... Do cholery, zrozum, te potwory 
nawet nie przypomina�y kobiet. Prymitywne, grube, 
pomarszczone, stare smoczyce, kt�re mia�y g�os Roda 
Stewarda, luki w uz�bieniu i nie my�y si� od roku.
   Szklanka w moim r�ku pocz�a si� trz���.
   - Wi�c co sk�oni�o ci�...
   - Ty mi powiedz! - Chwyci�em jego biurko i wyrzuci�em za 
okno. Wyobra�nia to jednak �wietna rzecz; w istocie 
chwyci�em tylko sw�j guzik, poluzowa�em ko�nierz i opad�em 
z powrotem na fotel. - My�l�, �e masz przed sob� masochist�. 
Gdybym by� niedorozwini�tym nosoro�cem, kopuluj�cym z 
bezkszta�tnymi bry�ami mi�sa dla przyjemno�ci, najlepsza 
terapia by nie pomog�a. Beznadziejny przypadek. Ale ja nie 
czu�em przyjemno�ci. W ka�dym razie nie w sensie dos�ownym.
   - Opowiedz, jak to by�o i co dok�adnie wtedy odczuwa�e�.
   - Aha, przerzucamy si� na introspekcjonizm. Pami�taj, 
caro, �e ma to sens tylko przy pe�nym zaufaniu do 
prawdom�wno�ci pacjenta. I szczerej ch�ci wsp�pracy z jego 
strony.
   - Nie m�g�by� dla odmiany troch� jej wykaza�?
   - Zygmunt, nie ka� mi teraz nurza� si� w tych brudach - 
poprosi�em, uspokajaj�c si� nieco. Nienawidzi�em palanta 
(palanta-mutanta - haha), ale jak na razie jedynie jego 
klinika zatrudnia�a Inteli.  Za� ka�dy z tych chodz�cych 
m�zg�w by� sto razy lepszy od tradycyjnego psychiatry, to 
znaczy od normalnego faceta o w�asnej, po��daj�cej dominacji 
osobowo�ci.  
   - Nic nie zmienisz, je�li nie spojrzysz prawdzie w oczy - 
powiedzia�.
   - Tamte sprawy przemieli�em w g�owie na wszystkie strony, 
co zrodzi�o kup� nieweso�ych wniosk�w.
   - I w�a�nie o tym powinni�my...
   - Nie, o godny nosicielu wspania�ego imienia, pozw�l 
od�o�y� to na nast�pn� wizyt�. A teraz zajmijmy si� czym� 
mi�ym: opowiem ci sw�j ostatni sen. Spodoba ci si�, cho� nie 
ma w nim skrzy�, marchewek i poci�g�w wje�d�aj�cych do 
tuneli. Jestem w nim za to ja jako dziecko, z powrotem ma�y 
ch�opiec, buszuj�cy pod sto�em na przyj�ciu u rodzic�w. No, 
ale zaczn� od pocz�tku...

   Pogwizduj�c rano przy goleniu pozwoli�em mym my�lom igra� 
wok� semantyczno-logicznych paradoks�w. Bardzo pouczaj�ca 
rozrywka. Nawet je�li rozumowanie nie jest uczciwe, nawet 
je�li nic praktycznego z niego nie wynika. Zabawa polega na 
wprawianiu w zak�opotanie znajomych, kt�rym walnie si� co� 
szczeg�lnie perfidnego w czasie niewinnej rozmowy na 
bankiecie. Odkryli to ju� sofi�ci pi��set lat przed 
Chrystusem, utrzymuj�c si� wr�cz z demonstrowania podw�jnych 
twierdze�, amfibolii i innych chytrych pu�apek na zdrowy 
rozs�dek. W moim przypadku ofiar� jest od niedawna pewien 
cwany Intel. A samo rozumowanie? No wi�c dzi� wygl�da ono 
tak: zastan�wmy si�, czym jest m�cze�stwo? M�cze�stwo jest 
to dobrowolne oddanie zdrowia lub �ycia w s�usznej sprawie, 
na przyk�ad dla ratowania bli�niego. Gdy umierasz za kogo�, 
jeste� �wi�tym. Umierasz z w�asnej, nieprzymuszonej woli. A 
wi�c jeste� samob�jc�... To jak mo�esz by� �wi�tym?
   Albo tak: Zygmunt, zn�w cytujesz Freuda? On przecie� nie 
�yje. Powo�ujesz si� na co�, czego nie ma. M�wisz bez 
sensu... Freud, hm, Freud... czy to on m�wi� o 
kr�lob�jstwie? Nie, to Frazer, za� Freud...

   - Opowiada�em ci ju�, jak umar� m�j ojciec?
   - Nie, Tomku. Ch�tnie tego wys�ucham.
   - Historia jest przednia. Gdybym by� pisarzem, 
wykorzysta�bym j� w opowie�ci o sk�pstwie, ob�udzie i 
z�o�liwo�ci przedmiot�w martwych. Zatytu�owa�bym "Przywara i 
kara", co o tym my�lisz? Rymuje si�, brzmi dwuznacznie, a 
poza tym nawi�zuje do literackiej klasyki i do postaci 
mitologicznej.
   - Do Ikara?
   Ten poczciwy Intel nie by� wcale g�upi.
   - Zgad�e�, Zig. Stwierdzam, �e twoje zainteresowania 
literackie wykraczaj� poza "Die Traumdeutung" i skrzywdzi�em 
ci� zarzucaj�c ci brak poczucia humoru. Ale do rzeczy... 
Zacznijmy od przywary.
   - Zacznijmy, je�li oczywi�cie pozwolisz, od na�o�enia 
kulkowego stymulatora. M�wi�e�, �e go polubi�e�?
   - Dobra, dobra!
   Wsun��em g�ow� w p�kolist� obr�cz zako�czon� ruchomymi 
kulami. Urz�dzenie zacz�o powolnymi ruchami masowa� moje 
skronie; w za�o�eniu mia�o mi pom�c my�le�. A w 
rzeczywisto�ci? Tak jak ka�de urz�dzenie: raz dzia�a�o, raz 
nie.
   - No wi�c s�uchaj. M�j stary by� cholernym skner�. Z 
wiekiem to si� pogarsza�o. D�ugo �y�em w prze�wiadczeniu, �e 
ten "nieustraszony �owca towar�w przecenionych" jest skazany 
wy��cznie na g�odow� emerytur�. A po jego �mierci - szok: 
dostaj� w spadku udzia�y paru pot�nych przedsi�biorstw, 
konta w banku i klucze do sejfu. Wychodzi na jaw prawda o 
jego forsie. Dzi�ki niej tu jestem, inaczej nie by�oby mnie 
na ciebie sta�. Tak, Zig; znamy si� tylko dzi�ki mojemu 
ojcu, z ca�� pewno�ci� by� cz�owiekiem wyj�tkowym.
   Zamy�li�em si�, Intel milcza� taktownie.
   - Musia� by� bardzo zakochany w swoim wizerunku 
po�wi�caj�cego si� dla wszystkich samarytanina i 
wykorzystywanego n�dzarza. Z w�a�ciwej perspektywy 
zobaczy�em to dopiero, gdy umar�. Dop�ki ojciec �y�, 
stara�em si� mu pomaga�, tu nie mam sobie nic do zarzucenia. 
Wspiera�em starego finansowo - cho� to ja potrzebowa�em 
wsparcia - a tak�e t�umaczy�em mu g�upot� paranoicznego 
oszcz�dzania. Nie warto czyta� przy �wiecy, nawet je�eli 
zapalenie �ar�wki oznacza promilowy przyrost rachunku za 
pr�d; mo�na czasem zaszale� i kupi� sobie nowy beret zamiast 
nosi� na g�owie p�wiekow� szmat�... No, ale jak to bywa ze 
zwariowanymi emerytami - praktycznie, groch o �cian�.
   Na pewne sprawy w og�le nie by�o rady. Nie mia�em na 
przyk�ad poj�cia, �e od niepami�tnych czas�w �pi na starym, 
jeszcze spr�ynowym, rozklekotanym materacu kupionym przez 
jego dziadka. Ju� dawno temu sta� si� on bezu�yteczn� kup� 
�mierdz�cego szmelcu...
   - O, nie�adnie tak m�wi� o w�asnym dziadku!
   - ...ledwo przypominaj�c� materac. M�wi� o materacu.
   - Aha - Zig wyszczerzy� k�y. Dziwne, przysi�g�bym, �e to 
by� �art.
   - Nie przerywaj. No wi�c po �mierci ojca odkryto na jego 
ciele zadrapania, rany spowodowane ostrymi, metalowymi 
elementami wystaj�cymi z tego materaca. Musia� si� z nimi 
m�czy�, a by�by pewnie zdolny znosi� to jeszcze d�u�ej, 
byleby nie wydawa� na nowy mebel. Sta�o si� inaczej. Pewnej 
nocy przewracaj�c si� z boku na bok na swoim madejowym �o�u, 
uwolni� i odblokowa� kt�r�� z rozklekotanych spr�yn. 
Zardzewia�y drut z �atwo�ci� przeszed� przez pow�oczk� 
materaca, przetart� pi�am� i wbi� si� w brzuch ojca. Musia� 
bardzo cierpie�, nie umar� bynajmniej od razu. Skr�cony drut 
uwi�z� w jego wn�trzno�ciach i uniemo�liwia� mu poruszanie, 
a wo�a� o pomoc, niestety, nikt z s�siad�w nie us�ysza�. 
Kona� w piekielnych b�lach do bia�ego rana. Jestem pewien, 
�e wystarczaj�co odkupi�o to jego sk�pstwo, a tak�e grzeszki 
paru pokole� naprz�d.
   Przerwa�em i u�y�em chustek le��cych ko�o por...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin