HENRI TROYAT
KATARZYNA WIELKA
NIENASYCONA ŻĄDZA ŻYCIA I WŁADZY
Przekład
BARBARA PRZYBYŁOWSKA
SPIS TREŚCI
1. FIGUNIA
2. W DRODZE
3. U STOPNI TRONU
4. ZARĘCZYNY
5. MAŁŻEŃSTWO
6. DZIEWICZA MAŁŻONKA
7. MIŁOŚĆ I MACIERZYŃSTWO
8. PIERWSZE STARCIA POLITYCZNE
9. NA WIELKIEJ SCENIE
10. MIŁOŚĆ, MROK, PRZEWROTNOŚĆ
11. PANOWANIE PIOTRA III
12. ZAMACH STANU
13. NAUKA WŁADZY
14. KADZIDŁO I KREW
15. MANIA PRAWODAWCZA
16. FRANCUZ I TURCY
17. DIDEROT PUGACZOW
18. POTIOMKIN
19. KATARZYNA WIELKA
20. ŁANSKOJ
21. PODRÓŻ NA KRYM
22. WOJNY
23. ZUBOW KONTRA POTIOMKIN
24. POLSKA I FRANCJA
25. KRES
26. BIBLIOGRAFIA
1.
FIGUNIA
Spodziewali się syna, ale okazało się, że to córka. Przyszła Katarzyna II urodziła się 21 kwietnia 1729 roku w Szczecinie i otrzymała imiona Zofia Fryderyka Augusta. Jej młoda matka Joanna Elżbieta, rozżalona, że nie wydała na świat syna, zbytnio się nie roztkliwiała nad kołyską. Żyła zresztą w przekonaniu, że ze swoją urodą i ogładą towarzyską mogłaby dostąpić znacznie lepszego losu. Będąc z domu von Holstein-Gottorp, czyż nie jest spokrewniona z książęcym rodem Holsteinów, którego starsza gałąź może pretendować do korony Szwecji?*[1] Zamiast świetnego wyniesienia, o którym marzyła, musiała się zadowolić skromną partią. Małżeństwo to, nie pytając jej o zdanie, zaaranżowała rodzina. W wieku 15 lat została wydana za mąż za księcia Chrystiana Augusta von An-halt-Zerbsta, starszego od niej o 27 lat. Była to osobistość w gruncie rzeczy niezbyt wybitna, ot jeden z tych nieznanych i zubożałych książąt, w których obfitowały rozdrobnione Niemcy XVIII wieku. Szef sztabu armii pruskiej, pobożny i poczciwy zwolennik porządku i oszczędności, otacza Joannę czułością, która nie może jej wystarczyć. Żywo zainteresowana światowymi intrygami, zżyma się na swoją skromną pozycję społeczną. Zycie garnizonu w zapadłej prowincji wydaje się jej poniżająco monotonne. Na szczęście, wkrótce po narodzinach Zofii, rodzina może się wprowadzić do warownego zamku w Szczecinie. To swego rodzaju awans. Inne pomyślne wydarzenie: w następnym roku Joanna rodzi nareszcie chłopca. Bóg jej wysłuchał! Z poczuciem dumy otacza noworodka czułością, której szczędziła córce. A ta, jeszcze całkiem malutka, gorzko cierpi, widząc wyróżnianie swego młodszego brata*[2].
Zrazu powierzane mamkom, dzieci wkrótce dostają się pod opiekę guwernantek. W zamku brakuje prześcieradeł, ale przywiązuje się najwyższą wagę do zachowania oznak należytej rangi społecznej. Obok rodziny kręcą się preceptorzy, nauczyciele tańca, nauczyciele muzyki, domownicy o nieokreślonych zajęciach, damy dworu i szambelanowie. Ponieważ Anhalt-Zerbstowie są rodem książęcym, ważne jest, by mimo niedostatku i niewielkiego znaczenia najmłodsi jego przedstawiciele zapoznali się z obyczajami panującymi na dworach europejskich. Od kiedy potrafią się poruszać, nie plącząc się zbytnio w swoich ubrankach, uczy się je składać ukłony i całować z uszanowaniem rąbek szaty ważnych osobistości. Bardzo wcześnie Joanna wprowadza córkę na salony. Zabierają ze sobą na bale, na bankiety, na maskarady odbywające się niekiedy u wielkich okolicznych rodzin. Mimo swego młodego wieku ubrana według mody owego czasu jak dorosła kobieta, Figunia, jak nazywa się w rodzinie Zofię, już zadziwia otoczenie rezolutnością odpowiedzi. W krynolince, z głębokim dekoltem na płaskiej piersi, z chudymi ramionkami wyłaniającymi się z koronkowych rękawów i z upudrowanymi włosami znajduje się w dniu przyjęć w obliczu Fryderyka Wilhelma I pruskiego i bynajmniej tym nieprzejęta, kategorycznie odmawia muśnięcia ustami skraju jego królewskiej szaty. „Jego ubranie jest tak krótkie, że nie mogę do niego dosięgnąć!” - woła, by się usprawiedliwić. Król zauważa z powagą: „Ta dziewczynka jest zuchwała”. Ma wtedy cztery lata. Joanna wyciąga z tego wydarzenia wniosek, że jej córka jest buntownicza, zarozumiała i że nic nigdy jej nie onieśmieli. Tę cechę, sądzi, należy zwalczać u dziewczynki, której przyszłość zasadza się na małżeństwie, inaczej mówiąc, na uległości. Staje się więc coraz bardziej nieprzejednana wobec Figuni, podwaja natomiast ciepło, jakim otacza synka. „Była to dla mnie udręka - napisze Katarzyna w swoich Pamiętnikach - i często mnie gniewnie odtrącano, nie zawsze sprawiedliwie”*[3] I jeszcze: „Mój ojciec, którego widywałam rzadziej, miał mnie za aniołka, matka niewiele się o mnie troszczyła”.
Chłód matki i oddalenie od ojca (tak godnego, tak poważnego, tak zajętego) nasila w niej pragnienie miłości. Ta potrzeba uczucia i pochwał jest w niej o tyle mocniejsza, że uważa się za brzydką. We wczesnym dzieciństwie cierpiała na liszaje i trzeba było jej wiele razy obcinać włosy, żeby wygoić strupy na głowie. W wieku siedmiu lat omal nie przypłaciła życiem zapalenia płuc. Kiedy już mogła wstać z łóżka, stwierdzono u niej skrzywienie kręgosłupa. „Moje prawe ramię było wyższe niż lewe, stos pacierzowy biegł zygzakiem i zapadł mi lewy bok”. Kiedy lekarze oświadczają, że są bezradni wobec tego tajemniczego skrzywienia, wzywa się znachora, którym jest sam kat Szczecina. Ten groźny człowiek zarządza, by każdego ranka o godzinie szóstej nacierać śliną ramię i plecy dziewczynki. Potem sporządza jej gorset, którego nie wolno jej zdjąć ani w dzień, ani w nocy, prócz chwil, kiedy zmienia bieliznę. Ta udręka trwa prawie cztery lata. Wreszcie, kiedy dziewczynka dobiega 11 lat, jej plecy się prostują, stan zdrowia poprawia, czuje w sobie nawrót sił i radości życia.
Chociaż ogólnie się wzmacnia, pozostaje jednak brzydulą. Ma wychudzoną buzię, za długi nos i spiczasty podbródek; już wie, że te braki fizyczne odbierają tej szanse w wyścigu po małżeństwo. Ale zauważa także, że blask jej spojrzenia i bystrość umysłu zachwycają jej rozmówców być może bardziej, niż mogłaby to sprawić twarzyczka o regularnych rysach. To odkrycie skłaniają do przywiązywania najwyższej wagi do studiów i lektury. W tej sprawie decydujący wpływ wywiera na nią guwernantka Elisabeth, czyli Babet Cardel. Francuzka, córka hugenota zbiegłego do Niemiec po odwołaniu edyktu nantejskiego, Babet Cardel, według słówjej uczennicy, „wiedziała prawie wszystko, nie ucząc się niczego”. Zofia nie szczędzi jej pochwał: „Był to wzór cnót i mądrości; miała z natury wzniosłą duszę, kulturę, bardzo dobre serce: była cierpliwa, łagodna, wesoła, sprawiedliwa, niezawodna...” Jej zachwyt Babetą pozostanie tak żywy, że nawet na stare lata, pisząc do Woltera, będzie się szczycić tytułem „uczennicy panny Cardel”.
Pouczenia panny Cardel były zresztą bardzo różnego rodzaju. Na przykład między dwoma dyktandami zaleca Zofii, by się wystrzegała wysuwania podbródka:
„Uważała, że jest nadmiernie spiczasty i że zbytnio go wysuwając, mogłabym nim ukłuć kogoś spotkanego na drodze”. Co do umysłu swojej uczennicy, panna Cardel wzbogaca go bez wysiłku, dając jej do czytania Corneille’a, Racine’a, Moliera i La Fontaine’a. Wpaja w nią dzień po dniu miłość do języka francuskiego, bez którego w owych czasach nikt godny szacunku nie może się obejść, a także zamiłowanie do ciętej riposty, spontanicznej wesołości, swobody wypowiedzi na piśmie i w rozmowie. Jej wpływ na Figunię jest taki, że dziewczynka, dla przeciwwagi, zaczyna nienawidzić swego profesora niemieckiego, pedantycznego i nudnego pana Wagnera. Chwilami ma wrażenie, że jej ojczysty język to ten, którym mówi się w Paryżu, a nie w Szczecinie. Ma oczywiście także wielu innych nauczycieli, wśród nich pastora luterańskiego nazwiskiem Dowe, który wprowadzają w tajniki religii i pewne kwestie teologiczne. Ale zamiast przyjmować w dobrej wierze jego nauki, dziecko pragnie je zrozumieć. Stawia więc mu kłopotliwe pytania. Dlaczego tak cnotliwi ludzie, jak Tytus czy Marek Aureliusz, zostali potępieni pod zarzutem, że nie znali Objawienia? Czym właściwie jest pierwotny chaos? Co znaczy obrzezanie? Jak pogodzić nieskończoną dobroć Boga z okrucieństwem przeżyć Sądu Ostatecznego? Pastor się gniewa, odmawia odpowiedzi, grozi swojej uczennicy rózgą, a wtedy pospiesznie wkracza Babet, by zażegnać burzę. Szczególnie niepokoi pastora skłonność dziewczynki do szukania racjonalnego wytłumaczenia uświęconych dogmatów. Dostrzega w tym oznakę umysłowej buty. Prócz tej jednej wady musi się zgodzić, że jego uczennica jest grzeczna, pilna, obdarzona wyjątkową pamięcią i gotowa chłonąć wszelką ludzką wiedzę. Ze wszystkich preceptorów dbających o wykształcenie Figuni zawodu doznaje jedynie profesor muzyki. Dziewczynka nie ma słuchu muzycznego i nie sprawiają jej przyjemności nawet najbardziej urocze melodie. Ta przykra uraza będzie jej towarzyszyć przez cale życie. „Rzadko dla moich uszu - powie - muzyka jest czymś innym niż hałasem”.
Napracowawszy się porządnie z panną Cardel, odczuwa nieodpartą chęć wyładowania nadmiaru energii. W przeciwieństwie do innych dziewczynek w jej wieku nie znosi bawić się lalkami. Złości ją strojenie głupich min nad kukiełką z pomalowanego drewna. Nie odczuwa najmniejszych skłonności do odgrywania mamusi nad malutką kołyską. Pociągają ruch, działanie. Rodzice, mimo swojej książęcej pozycji, pozwalają jej zapraszać dzieci z dobrych mieszczańskich rodzin. Dziedziniec ponurego zamku szczecińskiego rozbrzmiewa więc śmiechem i krzykiem. „Niekiedy cała czereda wylewa się na ulicę. „Figunia przepada za zabawami połączonymi z przemocą. Czyż nie posuwa się nawet do strzelania do ptaków? Chłopięca, pomysłowa i popędliwa, szybko przejmuje dowództwo nad gromadzącą się wokół niej dzieciarnią. Jej towarzysze chętnie uznają ją za swego przywódcę.
Ale nad wszystkie te chłopięce igraszki przedkłada podróże. Jej matka, spragniona przyjemności wielkiego świata, tak się nudzi w Szczecinie, że każdy pretekst wydaje się jej dobry, by wyrwać się z niego wraz z mężem i dziećmi; tyle jest w Niemczech rodzin zaprzyjaźnionych z Anhalt-Zerbstami i z Holstein-Gottorpami! Zaproszenia napływają ze wszystkich stron. Jeździ się zatem od zamku do zamku, do Zerbst, do Hamburga, do Brunszwiku, do Kilonii, a nawet do Berlina. Wszędzie zastaje się życzliwych krewnych, niezbędne wygody i atmosferę dworskich ploteczek. Przysłuchując się rozmowom, Figunia poznaje genealogię wszystkich królów i książąt Europy. Ma wrażenie, że dostaje się do rozległego bractwa, którego więzy krwi przekraczają granice państwowe. Małej księżniczce niemieckiej bliższy jest nieznany książę szwedzki niż wyrobnik niemiecki z sąsiedztwa. Jeszcze nim otrzymała najmniejszą zapowiedź swojego przeznaczenia, czuje się powołana do tego, by obracać się w świecie tych, którzy rządzą, nie zaś tych, którzy im podlegają.
Jej powołanie daleko wyprzedza jej rzeczywistą sytuację. W 1792 roku rodzice jadą z nią do Kilonii, żeby pojawić się na przyjęciu wydanym przez kuzyna jej matki, Adolfa Fryderyka von Holstein - - Gottorpa, przyszłego króla Szwecji. Joanna jest dumna z przynależności do jednego z największych rodów niemieckich i za każdym razem, kiedy znajduje się pośród swoich krewnych, coraz bardziej gorzko ubolewa nad miernotą swojego małżeństwa. Powierzchowna i zapatrzona w siebie, z biciem serca patrzy, jak jej 10-letnia córka wymienia kilka zdań z młodym Piotrem Ulrychem Holsteinem, o którym się mówi, że jest ewentualnym pretendentem do tronu Szwecji albo Rosji.
Chłopiec, starszy o rok od Figuni, jest drobny, słabowity i nieurodziwy. Rozmowa z nim jest nieciekawa. Niczego nie czytał, interesują go tylko ćwiczenia wojskowe. Ale jest wnukiem Piotra Wielkiego i ta okoliczność przydaje mu coś w rodzaju aureoli. W każdym razie matki panien na wydaniu - wśród nich Joanna - spoglądają na niego z pełnym szacunku pożądaniem. Do Figuni dobiegają szepty: to damy po cichu rozważają szanse związku między tą dwójką dzieci. Czyż ze strony Holsteinów nie są kuzynami trzeciego stopnia? Sama Figunia oddaje się marzeniom. Jej urodzenie - według kodeksu rodzinnego - zabrania jej mezaliansu z jakimś czarującym młodym człowiekiem, niemającym jednak wystarczająco wysokiej pozycji wśród szlachty. A jej brzydota i ubóstwo mogą odsunąć od niej poważniejszych konkurentów. Istnieje wielki wybór wśród księżniczek Europy, zdolnych zaspokoić każdy gust i wesprzeć każde zamierzenia polityczne. Figunia ocenia chłodno, że ma niewiele atutów. Wierzy jednak w swoją szczęśliwą gwiazdę. Jeżeli ma się charakter, sądzi, wystarczy czegoś gorąco pragnąć, by w końcu to uzyskać. Nawet jeśli chodzi o urok fizyczny. Tak, można siłą woli stać się piękną. Rozstając się z Piotrem Ulrychem, czuje się odrodzona. I istotnie, lustro ukazuje z miesiąca na miesiąc coraz korzystniejsze odbicie. Niekiedy nawet łapie się na tym, że uważa się za ładną. „Skrajna brzydota, w którą byłam wyposażona, zanikała” - napisze później. W 13. roku życia jest smukła, zgrabna, a jej ciemnobłękitne oczy mają tyle blasku, że każą zapomnieć o długim nosie i spiczastym podbródku. Pewnego dnia słyszy, co mówi rządca jej ojca na temat małżeństwa księżniczki Augusty Saxa-Gotha z księciem Walii: „No cóż, ta księżniczka była znacznie gorzej wychowana niż nasza, nie jest także bynajmniej piękna, a oto zostało jej dane zostać królową Anglii; kto wie, kim zostanie nasza?” Innym razem w Brunszwiku u księżnej wdowy, pewna nawiedzona kanoniczka, która uprawiała chiromancję, twierdzi, że widzi na dłoni Figuni trzy korony. Dziewczynka traktuje tę wróżbę bardzo poważnie. „Tytuł królowej - napisze - choć byłam jeszcze dzieckiem, pieścił moje ucho. Od tego czasu ludzie z mojego otoczenia żartowali sobie przy mnie na jego temat [młodego Piotra Ulrycha Holsteina] i tak pomału przyzwyczajałam się do myśli, że jestem dla niego przeznaczona”.
W miarę upływu czasu myśl o Rosji coraz mocniej zaprząta umysł dziewczyny i jej matki. Podobne rozważania opierają się na więzach pokrewieństwa, łączących ród von Holsteinów, do którego rości sobie pretensje Joanna, z cesarską rodziną rosyjską. Starsza córka Piotra Wielkiego, Anna, poślubiwszy księcia Karola Fryderyka Holsteina, miała z nim syna, tegoż Piotra Ulrycha, którego Figunia poznała w Kilonii. Co do drugiej córki Piotra Wielkiego, Elżbiety, ta była zaręczona z jednym z braci Joanny, młodym i czarującym księciem Karolem Augustem Holstein-Gottorpem. Wkrótce po zaręczynach umarł on na ospę i Elżbieta, jak się mówi, pozostaje niepocieszona po tej przedwczesnej śmierci. Miłosne przygody, w jakie się wdaje od tego czasu, są jedynie sposobem zagłuszenia żalu. Pozbawiona młodego księcia, któremu chciała poświęcić życie, nie wyszła za mąż i nadal utrzymuje czułe stosunki z rodziną zmarłego.
Nagle 6 grudnia 1741 roku spada grom: niepocieszona narzeczona Karola Augusta podczas jednej z rewolucji pałacowych, tak częstych w Rosji, kładzie kres panowaniu Iwana Brunszwickiego i regencji jego matki. Elżbieta I, córka Piotra Wielkiego, obejmuje tron Rosji. Joanna z upojeniem mówi sobie, że gdyby nie ta przeklęta ospa, która zabiła jej brata, byłaby dziś szwagierką władczyni. Natychmiast pisze do carycy, by jej pogratulować i zapewnić ją o swoim oddaniu. Otrzymuje życzliwą odpowiedź. W następnym miesiącu nowa niespodzianka: caryca każe sprowadzić z Kilonii do Sankt Petersburga młodego Piotra Ulrycha i mianuje go swoim następcą. Nagle Rosja zbliża się do Szczecina. Krew Holsteinów, krew jej rodzonej matki, ma swój udział w triumfie. Figunia także żywo się interesuje tymi odległymi zdarzeniami. Wydaje się jej niekiedy, że tajemne moce zmawiają się za jej plecami.
Zbieg okoliczności czy tajemnicze przesunięcia na szachownicy europejskiej? W lipcu 1742 roku król Prus, Fryderyk, nadaje ojcu Figuni godność feldmarszałka. We wrześniu jej matka otrzymuje z rąk sekretarza ambasady rosyjskiej podobiznę carycy w ramie wysadzanej brylantami. Pod koniec roku Figunia, zawieziona przez matkę do Berlina, pozuje do portretu znakomitemu malarzowi francuskiemu Antoine’owi Pesne. Artysta ma ukazać podobieństwo, nadając dziełu swego pędzla możliwie jak najwięcej wdzięku. Wyidealizowany, przesłodzony portret ma przedstawić carycy Elżbiecie przymioty fizyczne dziewczyny. Wędruje do Sankt Petersburga, podczas gdy modelka powraca do Szczecina. Tymczasem generał Korf i inny szlachcic z dworu rosyjskiego, hrabia Sievers, poprosili o spotkanie z małą księżniczką, aby złożyć z niego raport w wysokich sferach. Zabierają w swoich bagażach jej drugi portret. Całe to poruszenie mocno zakłóca spokój Figuni. Nabiera coraz silniejszego przeświadczenia, że jest jedynie niepewną stawką w olbrzymiej rozgrywce dyplomatycznej. „Gryzłam się tym i wyobrażałam sobie, że jest on [Piotr Ulrych] mnie przeznaczony, gdyż ze wszystkich partii, jakie mi proponowano, ta była najbardziej godna uwagi”. Aby uzbroić się w cierpliwość, powtarza sobie, że ma niewątpliwie wiele konkurentek i że gorliwi ambasadorzy ze wszystkich stron Europy wysyłają do Sankt Petersburga portrety najlepiej urodzonych panien na wydaniu. Wyobraża sobie pełną wahań carycę, przechadzającą się ze ściągniętymi brwiami po galerii obrazów, gdzie z płócien uśmiecha się, jedna bardziej uroczo od drugiej, 50 piękności. Ale w jej marzeniach wróżba kanoniczki bierze górę nad względami przemawiającymi na jej niekorzyść. Jakby dla wsparcia tych optymistycznych przewidywań, wygasa starsza gałąź rodu Anhaltów i jej ojciec oraz stryj stają się wespół książętami panującymi. Umacnia to pozycję rodziny w zabiegach o koronę. Chociaż Figunia dzień i noc marzy o tej koronie, to bynajmniej nie troszczy się o to, co się za nią kryje. Mało ją obchodzi, że Piotr Ulrych jest brzydki i głupi. Miłość nie liczy się w tych jej rachubach na przyszłość. Interesuje ją tron, nie zaś łóżko.
Niemniej w wieku 13 lat już przejawia silnie rozwiniętą zmysłowość. Choć ani Babet Cardel, ani jej matka, ani nikt z otoczenia nie oświecił jej na temat tajemnicy stosunków fizycznych, często odczuwa nagłe przypływy pożądania, jakiejś nieokreślonej czułości, potrzeby kontaktu cielesnego, których przyczyny nie potrafi sobie wytłumaczyć. Szczególnie nocą ogarnia ją szaleństwo. Układa się wtedy okrakiem na poduszce i jak później napisze, „galopuje” w swoim łóżku „aż do wyczerpania sił”. Te nocne „przejażdżki” uciszają jej niepokoje, uspokajają nerwy. Szał mija, a ona znów staje się roztropną dziewczynką, dbałą bynajmniej nie o miłość, ale o karierę. Ma zresztą w dziedzinie miłości pewne osiągnięcia, gdyż jeden z jej wujów, Jerzy Ludwik, oczarowany świeżością młodziutkiej dziewczyny ledwie wyrosłej z dzieciństwa, zabiega o jej względy, starszy od niej o 10 lat, obsypuje ją namiętnymi wyznaniami i odciąga daleko od rodziców, by skraść jej przelotne pocałunki. Figuni to pochlebia, więc na to pozwala. Czyż to nie dowód, że potrafi się podobać komuś innemu niż tylko ojcu? Dlaczego jej kuzynek Piotr Ulrych miałby się okazać bardziej odporny niż wujaszek Jerzy Ludwik? Ale tygodnie mijają, a dwór rosyjski się nie odzywa, Jerzy Ludwik ze swojej strony, popchnięty do ostateczności powściągliwością dziewczyny, znienacka proponuje jej małżeństwo. Ich pokrewieństwo nie stanowi przeszkody. Związki tego rodzaju są częste pośród europejskiej arystokracji. Figunia waha się przed porzuceniem rosyjskiego marzenia dla rzeczywistości niemieckiej. „Ojciec i matka nie zechcą tego” - mówi. Później udaje, że się godzi, „pod warunkiem wszakże, że ojciec i matka nie będą się sprzeciwiać”. Nagle pocałunki wujka stają się gorętsze. „Ale - stwierdzi - poza kilkoma ściskami, wszystko przebiegało całkiem niewinnie”. Jerzy Ludwik trzyma się w ryzach w nadziei, że czas będzie pracował dla niego, a Figunia przystaje na te młodzieńcze igraszki, ufając, że nie potrwają długo i że nadejdzie wreszcie tak pożądane wezwanie z Północy.
Pierwszego stycznia 1744 roku cała rodzina zgromadzona wokół stołu w Zerbst święci radosnym posiłkiem początek roku, kiedy kurier przybyły z Berlina wręcza księciu Chrystianowi Augustowi paczkę listów. Książę przegląda przesyłkę i wręcza żonie kopertę zaadresowaną: „Osobiste! Bardzo pilne! Do wielmożnej i wysoko urodzonej księżniczki Joanny Elżbiety von Anhalt-Zerbst w jej zamku w Zerbst”.
Joanna rozrywa kopertę, zaczyna czytać i ogarnia ją lube wzruszenie. List został napisany przez Ottona Brummera, wielkiego marszałka dworu wielkiego kięcia Piotra Ulrycha, w Sankt Petersburgu.
„Z nadzwyczajnego rozkazu Jej Cesarskiej Wysokości carycy Elżbiety Piotrownej muszę Panią zawiadomić, że Dostojna Władczyni życzy sobie, by Wasza Wysokość, w towarzystwie Księżniczki, swojej starszej córki, udała się możliwie jak najprędzej, bez straty czasu, do tego kraju i miasta, gdzie będzie się znajdował dwór cesarski... Wasza Wysokość jest dosyć światła, by mogła nie pojmować prawdziwego sensu naglących okoliczności, dla których Jej Cesarska Mość może chcieć ją wkrótce tu widzieć, jak również Księżniczkę, jej córkę, o której wieści mówią tyle dobrego.”
List, bardzo długi, określa dokładnie, że księżnej Joannie pod żadnym pretekstem nie będzie mógł towarzyszyć jej mąż i że jej świta powinna zawierać jedną damę dworu, dwie pokojowe, jednego dworzanina, kucharkę i trzech do czterech lokajów. Nakazuje się jej poza tym zachowanie w tajemnicy celu podróży. Koszty zostaną oczywiście pokryte przez carycę: do listu został zresztą dołączony weksel na 10 000 rubli dla pewnego bankiera berlińskiego. „To mało - pisze Brummer - ale jest ważne, aby nie nadawać zbyt wiele rozgłosu tej podróży, by nie budzić ciekawości źle usposobionych osób”. Kiedy znajdą się na terenie Rosji, księżna i jej córka będą traktowane z wszelkimi względami należnymi ich pozycji.
Poruszenie Joanny przy tej lekturze jest tak wyraźne, że siedząca obok niej Figunia zerka ukradkiem na list. Wpadają jej w oczy słowa: „w towarzystwie księżniczki, swojej starszej córki”... Natychmiast pojmuje, że rozgrywa się jej los. Ale Joanna nie zamierza się z niczego zwierzać córce. Wstaje od stołu i wychodzi z mężem, by porozmawiać z nim przy drzwiach zamkniętych. Nie upłynęły jeszcze nawet dwie godziny, kiedy przybywa galopem drugi goniec, tym razem z listem od króla Prus Fryderyka. Jeśli Brummer nie ukazał jasno przyczyny cesarskiego zaproszenia, Fryderyk podnosi kurtynę:
Nie będę skrywał, że mając zawsze szczególny szacunek dla Ciebie, pani, jak i do Księżniczki, Twojej córki, zawsze sobie życzyłem zgotować Jej nadzwyczajny los. Pytałem zatem sam siebie, czyby nie było możliwe wydać Ją za mąż za jej kuzyna trzeciego stopnia, wielkiego księcia Rosji...
Zdanie to Joanna odczytuje 10 razy, aby dobrze wniknąć w jego doniosłość. Serce jej wali z przepełniającej ją dumy, a jednak jest niespokojna. Idzie tu przecież chwilowo jedynie o życzenie Fryderyka. Sama caryca nie wyraża oficjalnej prośby o małżeństwo, ale przesyła tylko zwykłe zaproszenie na spotkanie. Zaprasza się Figunię na dwór rosyjski, żeby poddać ją próbie. Jeśli ta nie wypadnie korzystnie, odeśle się dziewczynę do Niemiec, a hańba nieudanego związku spadnie na całą rodzinę. Ojciec Figuni idzie dalej w swoich obawach. Jeśli nawet córka spotka się z przychylnym przyjęciem, niewątpliwie będzie musiała, aby poślubić wielkiego księcia, przejść na prawosławie. Na to Chrystian August, żarliwy luteranin, nie może się zgodzić. A jeśli nawet jakimś cudem zachowa swoją religię, to jakież będzie jej życie w tym dalekim barbarzyńskim kraju? Jak zawierzyć carycy Elżbiecie, kiedy właśnie wtrąciła do więzienia niemiecką księżniczkę brunszwicką Annę i jej syna, małego cara Iwana? Zostając synową tej wszechmocnej władczyni, gwałtownej i wyuzdanej, czy Figunia nie naraża się na tragiczny los? To, co się opowiada o obyczajach panujących na rosyjskim dworze - mówi Chrystian August - może napawać grozą rodziców najbardziej spragnionych umieszczenia na nim swojej córki. Joanna przyznaje, że jest o czym myśleć. Ale - odpiera - czyż ma się prawo, kiedy się jest księżniczką z rodu von Anhalt-Zerbst, odrzucać małżeństwo, które służy interesom kraju? Kiedy zostanie teściową wielkiego księcia, będzie mogła za kulisami działać na rzecz zbliżenia Rosji i Prus. Dzięki kruchej postaci 14-letniego dziecka otwiera się przed nią przyszłość polityczna. Kiedy już tyle wycierpiała w mrocznym życiu w zapadłej prowincjonalnej dziurze, będzie wreszcie mogła ukazać wielkość swojego zmysłu dyplomatycznego! Król Prus Fryderyk daje jej to do zrozumienia w swoim liście. Pisze do niej, nie zaś do Chrystiana Augusta. A zatem ją uważa za prawdziwą głowę rodziny. I tak, miotając się między entuzjazmem a lękiem, rodzice Figuni ciągną w nieskończoność swoje poufne rozmowy, które do niczego nie prowadzą. Trzymana na uboczu dziewczyna, podejrzewając temat tych narad, złości się, że nikt nie pyta ojej zdanie w sprawie, która jej tak blisko dotyczy. Przez trzy dni jest świadkiem tego poruszenia, słucha szeptów, przygląda się uważnie twarzom, żeby spróbować odgadnąć, skąd wieje wiatr. Potem, u skraju cierpliwości, idzie do matki i jej mówi, że cała ta tajemnica wokół słynnego listu jest niedorzeczna i że się domyśla, o co tu chodzi. „No cóż, panienko - mówi jej matka, skoro jesteś taka mądra, musisz jeszcze odgadnąć resztę zawartości tego dwunastostronicowego listu!” Po południu Figunia wręcza matce kartkę, na której napisała wielkimi literami:
Wieści się wszędzie,
Że moim mężem Piotr III będzie.
Zaskoczona Joanna przygląda się córce z podziwem pomieszanym z obawą i dla czystości sumienia mówi jej o rozprzężeniu obyczajów w Rosji. Nie ma tam nic pewnego, nie ma tak ważnej osobistości, która by nie była zagrożona z dnia na dzień więzieniem albo zesłaniem na Syberię, polityka tam przebiega od zamachu stanu do zamachu stanu, od rozlewu krwi do rozlewu krwi. Figunia odpowiada zdecydowanie, że ten zamęt jej nie przeraża i że Bóg jej na pewno pomoże w działaniu. Kiedy sobie coś wbije do głowy, nawet...
diagnoza2010