krew aniołów_10.pdf

(70 KB) Pobierz
(Microsoft Word - krew anio\263\363w_10)
Tłumaczenie: clamare (clamare.chomikuj.pl) (winged.vision@gmail.com)
9
Zabije ją.
Elena siedziała sztywno na swoim kawałku pięknego dzieła które było jej łóżkiem.
Wezgłowie miało jedyny w swoim rodzaju wzór najdelikatniej uformowanego metalu,
podczas gdy biała pościel i puchata narzuta były wyhaftowane w maleńkie, maleńkie kwiaty.
Na prawo od jej łóżka były przesuwane francuskie drzwi które prowadziły na mały prywatny
balkon, który zmieniła w miniaturowy ogród. A ponad nim rozciągał się widok na Wieżę
archanioła.
Wewnątrz, ściany były pokryte kremowym wzorem z akcentami błękitu i srebra, które
wydobywały to co najlepsze z głębokiego koloru niebieskiego dywanu. Zasłony na drzwiach
balkonowych były półprzeźroczyste i białe, choć niedaleko nich był tez cięższy zestaw
brokatowych zasłon, które zwykle miała zawiązane z boku. Olbrzymie słoneczniki kwitły na
białej porcelanie sporej chińskiej wazy po drugiej stronie pokoju wabiąc do środka światło.
Dostała ją od wdzięcznego chińskiego anioła po tym, jak wytropiła jednego z jego
zbuntowanych podopiecznych. Młoda wampirzyca – która ledwo co ukończyła Kontrakt –
stwierdziła że więcej nie potrzebuje anielskiej ochrony. Elena odnalazła ją skuloną i
przerażoną w seks shop’ie, który skupiał bardzo dziwaczną klientelę. Robota ta zabrała ją do
samych trzewi Szanghajskich podziemi, choć waza była kawałkiem światła nienaznaczonym
przez czas. Cały pokój był jak niebo, na którego tworzenie spędziła miesiące.
Lecz w tamtym momencie mogłaby siedzieć na brudnej podłodze rudery gdzieś na
południu Pekinu. Choć jej oczy były otwarte wszystko co widziała to zatrzymany obraz tego
wampira z Times Square, tego któremu nikt nie odważył się pomóc. Wiedziała, że to się w
ten sposób nie skończy, nie, jeżeli Raphael chciał mieć wszystko pod kontrolą choć z
pewnością była już martwa.
Powiedział jej o uroku.
Z tego co wiedziała, żaden łowca, żaden człowiek nie wiedział o tym malutkim
szczególiku archanielskiej mocy. Było to pokrewne do ujrzenia twarzy własnego porywacza –
cokolwiek powie po tym zdarzeniu – i tak wiesz że już po tobie.
- Nie. Ma. Kurwa. Mowy. – Zaciskając ręce na jej pięknej kołdrze z egipskiej bawełny,
zmrużyła oczy i rozważyła swoje opcje.
Opcja 1: Próba wycofania się.
Prawdopodobny wynik: Śmierć tuż po bolesnych torturach.
Opcja 2: Wykonać zadanie i mieć nadzieję.
Prawdopodobny wynik: Śmierć, lecz prawdopodobnie bez tortur (dobrze).
Opcja 3: Zmusić Raphaela aby przysiągł że jej nie zabije.
Prawdopodobny wynik: Przysięgi nigdy nie gasną więc przeżyje. Lecz wciąż będzie
mógł ją torturować aż oszaleje.
- Więc wymyśl lepszą przysięgę. – wymamrotała do siebie. – Żadnej śmierci czy tortur,
zdecydowanie żadnej zamiany w wampira. – ugryzła dolna wargę zastanawiając się czy
przysięga może zostać rozciągnięta na jej przyjaciół i rodzinę. Rodzina. Heh, Jasne.
Nienawidzą jej. Jednak wciąż nie chciałaby zostać zmuszona do przyglądania się jak są
rozrywani na strzępy.
Krew uderzająca o podłogę.
Kap.
Kap.
Kap.
Świszczące, bulgoczące błaganie.
Patrzę w górę by ujrzeć Mirabelle, wciąż żywą.
Maszkara uśmiecha się. – Podejdź, mała łowczyni. Skosztuj.
Kap.
Kap.
Mokry, rozdzierający, niewyraźny, obsceniczny - prosto z koszmaru.
Elena odrzuciła kołdrę i przerzuciła nogi poza obręb łóżka, jej twarz przeraźliwie
zimna. To konkretne wspomnienie ma zdolność zniszczenia całego ciepła w jej duszy. Siedząc
z głową w rękach, wpatrywała się w granatowy dywan, próbując się zdystansować. Była to
jedyna droga ucieczki gdy wspomnienia znajdywały dziurę w jej obronie i wślizgiwały się do
środka, ich szpony tak chwytne i jadowite jak te-
Coś uderzyło o powierzchnię balkonu.
Pistolet który trzymała pod poduszką był w jej dłoni i wymierzony we francuskie drzwi
nim uświadomiła sobie że się poruszyła. Jej ręce były stabilne, jej ciało rozgrzane przez
adrenalinę. Skanując balkon przez przeźroczyste zasłony, nie widziała nikogo, lecz tylko głupi
łowca dałby się zaskoczyć tak szybko. Elena nie była głupia. Wstała, nie bacząc na fakt że
jedyne co miała na sobie to biała koszulka i miętowo-zielone majtki, uszyte tak by imitować
krótkie spodenki, gdzie w połowie każdej strony było rozcięcie udekorowane śliczną różową
kokardką.
Wzrok skupiony za szybą, wykorzystała swoją wolną rękę by odsunąć przeźroczyste
zasłony na bok, jedną po drugiej. Balkon staną przed nią w całej swojej okazałości. Nie stał
tam żaden wkurzony wampir. Popaprańce może i nie umiały latać, lecz widziała raz trzech z
nich wspinających się po wysokim budynku jak grupa czteronożnych pająków. Tamta banda
zrobiła to jako żart, ale jeżeli oni to potrafili to reszta zapewne też.
Sprawdziła jeszcze raz.
Ani wampira, ani anioła.
Jej ramię zaczęło odrobinę pobolewać od trzymania broni w pozycji poziomej, ale
wciąż nie mogła się zrelaksować. Zaczęła więc skanować krawędzie balkonu – miała tam
sporo roślin, włączając w to pnącze które zwisało z zakrzywionego „dachu” który sama
dodała – zrobiła wszystko co możliwe, aby nic nigdy jej nie zasłaniało widoku obrzeża
balkonu. Jeżeli ktokolwiek by tam zwisał, widziałaby czubki jego palców.
Co ważniejsze, jakikolwiek intruz pozostawiłby smugi na żelu który rozpryskiwała
każdego tygodnia. Był on stworzony specjalnie dla łowców i kosztował rękę, nogę i nerkę,
lecz była to wysoce efektowany sposób na wykrycie wtargnięcia. W stanie bezczynności
zlewał się z podłożem, leż dotknięty choć raz przez wampira, człowieka czy anioła zmieniał
się w jaskrawą, niemożliwą do przeoczenia czerwień.
Żel został nie naruszony, a jej zmysły nie wyczuły wampira.
Odrobinę się rozluźniając, zerknęła szybko w dół. Uniosła brwi. Plastikowa tuba leżała
obok jej bujnych czerwonych begonii. Skrzywiła się. Łodygi begonii były niezwykle łamliwe.
Jeżeli ten kto upuścił tubę, musnąłby choć odrobinę kwiaty, które wyniańczyła do radosnego
rozkwitnięcia pomimo chłodnego pocałunku końca lata, drogo by za to zapłacił. Ostatecznie
przekonana, że było już bezpiecznie opuściła broń i otworzyła drzwi.
Podmuch wiatru przyniósł ze sobą nic poza wirującym pulsem ruchliwego miasta.
Nawet gdy wygięła ciało aby przeturlać stopą tubę w jej stronę, była bardzo ostrożna.
Prawie miała ją w środku gdy zauważyła opadające powoli pióro na wijącą się paproć.
Wkopująca tubę do środka uniosła broń i wycelowała na dach balkonu – gość który go dla
niej zbudował powiedział jej że jest szalona by zasłaniać nawet część tego widoku, lecz
widocznie nigdy nie myślał o niebezpieczeństwie jakie może nadejść z góry.
Jasne, straciła trochę widoczności, lecz nikt nie mógł jej zaskoczyć bez ostrzeżenia –
choć jak widać za bardzo polegała na tej osłonie skoro nie zauważyła nieproszonego gościa.
To się więcej nie powtórzy.
- Ta amunicja przebije kamień, a tym bardziej tą imitację na której siedzisz. –
krzyknęła. – Złaź stamtąd nim coś zniszczysz!
Łopot skrzydeł rozbrzmiał natychmiast. Sekundę później anielska twarz przyglądała jej
się badawczo do góry nogami. Jej oczy otworzyły się szerzej. Nie wiedziała że anioły potrafią
to robić. – Jesteś chłopcem na przesyłki? Wyprostuj się – dostaje przez ciebie zawrotów
głowy.
Anioł przytakną i przyjął normalna pozycję. Wyglądał jak jeden z tych mitycznych
cherubinów, które malowali renesansowi artyści, jego twarz okrągła i urocza, jego włosy całe
w złotych lokach. – Wybacz! Nigdy wcześniej nie widziałem łowcy. Byłem ciekawy. – Jego
oczy powiększyły się gdy skierował wzrok na południe. Jego skrzydła już i tak poruszały się
szybko aby utrzymać pozycję w powietrzu, lecz teraz jeszcze bardziej przyspieszyły.
- Oczy na mnie, albo przestrzelą ci skrzydło.
Jego głowa strzeliła do góry, jego policzki czerwone. Przechylił się nieznacznie w lewo
nim ponownie się ustabilizował. – Przepraszam! Przepraszam! Dopiero co opuściłem Azyl. Ja-
- przełkną głośno. – Nie powinienem ci tego mówić! Proszę nie mów tego Raphaelowi!
Ponieważ anioł wyglądał jakby miał się rozpłakać, Elena przytaknęła. – Spokojnie
dzieciaku. Następnym razem gdy będziesz miał przesyłkę podejdź do drzwi frontowych.
Wzdrygną się. – Raphael powiedział mi dokładnie w jaki sposób mam to zrobić.
Westchnęła i machnęła na niego. – Sio. Ja się zajmę Raphaelem.
Młody anioł wyglądał na przerażonego. – Nie, naprawdę. Proszę nie. On może.. cię
skrzywdzić. – Ostatnie dwa słowa nie były nawet szeptem.
- Nie skrzywdzi. – Elena miała zamiar zmusić archanioła do przysięgi. Choć nie miała
pojęcia jak to zrobi. – A teraz idź albo Dmitri będzie zazdrosny.
Chłopiec zbladł i odleciał tak szybko, że ledwo go widziała. To dopiero było
interesujące. Wszyscy wiedzieli że anioły kontrolowały wampiry. Lecz co jeżeli moc między
nimi była bardziej niestabilna i płynna? Było to coś co powinna rozważyć.
Później.
Po tym jak zmusi Raphaela do przysięgi, która zapewni że jej nie zabije, okaleczy ani
będzie torturować.
Po sprawdzeniu i podlaniu jej cennych begonii – ten żółty kwitnie jakby pełnia lata
wcale nie minęła miesiąc temu, co wywołało uśmiech na jej twarzy – zasunęła zasłony i
ponownie schowała broń pod poduszkę. Dopiero wtedy podniosła tubę z wiadomością i
odkręciła ją.
Zadzwonił telefon.
Rozważała zignorowanie go. Jej ciekawość powoli ją zabijała. Lecz szybkie zerknięcie
na tożsamość nadawcy i okazało się że była to Sara. – Hej. Co tam pani Dyrektor?
- Chciałam ci zadać to samo pytanie. Dostałam naprawdę dziwny raport wczorajszej
nocy.
Elena zagryzła wargę. – Od kogo?
- Od Ransoma.
- To było do przewidzenia. – wymamrotała. Ten łowca miał najdziwniejsze hobby,
szczególnie biorąc pod uwagę jego fascynację różnego rodzaju bronią. A fakt że mieszkał w
olbrzymiej metropolii pełnej zanieczyszczonego powietrza jakoś go nie zniechęcał. – Znów
wpatrywał się w gwiazdy, czyż nie?
Sara wypuściła głośno powietrze. – Z jego super-duper wysoce zaawansowanym
teleskopem. Powiedział mi że ty, ummm, latałaś? – ostatnie słowo było pełne
niedowierzania.
- Będę musiała podziękować Ransomowi za nazwanie mnie gwiazdą.
- Nie wierzę. – wyszeptała Sara. – O boże – byłaś tam wysoko? Latałaś?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin