Bunsch Karol - PP 12 - Wywołańcy.doc

(1888 KB) Pobierz
Uśmierzenie krakowskiego buntu, który wstrząsnął;

 

 

BUNSCH   KAROL

 

 

 

 

 

WYWOŁAŃCY

 

 

 

 

Powieści piastowskie 13

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Uśmierzenie  krakowskiego  buntu,  który   wstrząsnął;

podwalinami odbudowującego się państwa, przyniosło
Łokietkowi jedynie chwilową ulgę. Jakby jeden ka-
mień usunął z wyboistej drogi, po której z uporem
zmierza! do swego celu. Tyle że spokojniej rozważyć
mógł położenie, nim do nowych działań przystąpi.

Po klęsce poniesionej od Mateusza Csaka na Mora-
wach Jan Luksemburski zdołał uładzić się z Habsbur-
gami,  Leopoldem  i  Fryderykiem,  a  nawet  uzyskać
obietnicę pocztu dwustu rycerzy na wyprawę do Pol-
ski. Ale rozniecony jego niepowodzeniem na Mora-
wach bunt rozszerzał się na Czechy, gdzie wielmoże
i   rycerstwo  podnieśli się przeciw królowi,  gniewni
o obsadzanie Niemcami świeckich i duchownych god-
nnśei. Wszędzie gotowa! się opór przeciw niemieckie-
mu   najazdowi.  Poparcia  swego  cesarskiego  rodzica
Jan nie mógł się spodziewać w czasie, gdy Henryk
podjął wysiłek koronacyjnej wyprawy do Italii, pozo-
stawiając w Niemczech wichrzących Wittelsbachów.
Nadzieje   niemieckiego   mieszczaństwa   na  włączenie
Polski do państwa Luksemburgów zbladły.

Nie lylko z nienawiści zrodził się bunt. Łokietek
rozumiał wzrastającą rolę miast i istotne ich potrze-
by. Wiedział, że musi zapewnić spokój i bezpicczeń-
stwo na drogach, zakłócone przez ustawiczne wojny
wewnęirzne, znieść gnębiące handel przeszkody i cię-
żary nakładane przez dzielnicowych książąt, a nawet

5


możnowładców. Mieszczaństwo pragnie wielkiego, sil-
nego i zjednoczonego państwa, zdolnego zapewnić ład
i prawo. Gdy uwierzy, że Łokietek zbudować je po-
trafi, stanie się jego sprzymierzeńcem.

Dzieło zjednoczenia było jednak dopiero w zacząt-
kach i książę nie mógł jeszcze zaufać wymuszonemu
posłuszeństwu, by wszystkie siły i myśli poświęcić
wygnaniu z Wielkopolski sprzymierzonych z Luksera-
burczykiem synów Henryka głogowskiego. Pozbawie-
ni poparcia Jana, obłożeni klątwą nie tylko przez ar-
cybiskupa Jakuba, ale i przez dawnego Łokietkowego
przeciwnika, biskupa Andrzeja poznańskiego, Henry-
kowice mieli stronników już tylko w swym niemiec-
kim mieszczaństwie, dla którego przestrogę stanowić
winno poskromienie krakowskiego buntu.

Omawiając przeto z kasztelanem Jaśkiem Leliwą
sposoby uporządkowania spraw w Krakowie, by stłu-
mić tlejące jeszcze pod pozorami spokoju zarzewie
oporu, książę polecił wydać rodzinom ciała straconych
i zawiadomić o tym rozkazie Ostróżkę, który wykona-
nia wyroku miał pilnować. Kasztelan odparł:

              Zlećcie to komu innemu, be Ostróżka zbiegł.
Łokietek spojrzał na Jaśka ze zdziwieniem:

      Zbiegł? Przed czym? Przed nagrodą? Co znowu
zaszło?

      Pogrzeb! ciało wójta sądowego, Hanusa, i znik-
nął, widno lękając się waszego gniewu o nieposłu-
szeństwo.

Książę plasnął w dłonie w zaskoczeniu:

              Komuż, do biesa, mogę zaufać!

Chciał mieć w mieście pewnych ludzi i na jednego
z pierwszych upatrzył sobie Ostróżkę. Jego obrotność,
znajomość miasta i nienawiść do głównego wroga,
/biskupa Muskaty, zdały się poręką. że wiernie i czuj-
nie baczyć będzie na sprawy i wykonywać zleceniat
Zawód rozdrażnił Łokietka. Kasztelan Jaśko Leliwa
widząc, że książę wziął sprawę do serca, dorzucił:

              Zawżdy sobiepan to był i swoje jakoweś mi*J
sprawy,.,. .

6


Łokietek w porywie niezwykłego zniecierpliwienia
zerwał pątlik z głowy i cisnął nim o ziemię:

        Wszyscy wy tu macie i woje sprawy, jeno mnie
ich mieć nie wolno! 1  ty, Piętrze, mnie się zaprzesz.

        Przecz mnie na równi z tym obwiesiem stawia-
cie — żachnął się kasztelan.

Książę pohamował się widząc, że niesłusznie do-
tknął wypróbowanego przyjaciela:

              Nie tak myślałem — rzekł — jeno że każdy,
choćby najlepszy, własne jakoweś życie ma, ku któ-
remu choć myśli może odwrócić; że za trud swój na-
grody czeka, a wyrozumiałości dla uchybień. Jeno
mnie jnrzmo głowy odwrócić nie pozwoli, by się za
siebie obejrzeć, i nic nie zostało mi darowane. Oto,
gdy 2marł mój maleńki Włodzisław, nawet na boleść
czasu nie stało...

Jaśko zrozumiał, że w sercu księcia nagromadziło
się niemało żalu i goryczy, którym choć w słowach
folgę dać musi. A wiedział, że i teraz nie pora Łokiet-
kowi o własnych myśleć sprawach. By odwrócić gorz-
kie myśli księcia, kasztelan wtrącił:

        W arcybiskupie macie sprzymierzeńca, który
się od wspólnego z wami jarzma nie uchyli, niczego
w zamian nie czekając.

        Obu nam społem nieraz nad siły trud, a  on już
wyprzęga.

        Bóg mu tetócze zwoli włożyć koronę na waszą
głowę.

        Nie pora myśleć o tym, gdym pod klątwą, x><ł
której skutków chroni mnie jeno słaba już dłoń arcy-
pasterza, co ekskomuniki ogłaszać zabronił...

Myśl Łokietka zwróciła się do innych spraw, ale
i te nie były miłe. Chodzić jął po komnacie. Po chwi-
li, opanowawszy się, usiadł:

              Rwie się, gdzie pociągnąć — zwrócił się do kasz-
telana. — Gdy Jakub sufragana chciał sobie wyświę-
cić, brakło mu do ceremonii drugiego biskupa, skoro
Muskata z posłuszeństwa wyszedł i zbiegł. Wezwany
zaś chełmiński biskup zaświadczyć sobie kazał, jako

7


ieno z dobrej woli udział bierze w ceremonii. I Jakub
nusiał mu zaświadczyć, że chełmińska diecezja do
Gniezna nie należy, jeno do ryskiej metropolii. Tak
ito pękła jeszcze jedna nić, która Pomorze łączyła
; Polską. A wszystko to przez onego łotra w infule...
Dwakroć miałem Muskatę w ręku, trzeba mi było ko-
niec z nim zrobić...

Książę zerwał się znowu. By go uspokoić, Jaśko
rzekł:

         Na głowę jedno brać, gdy na wszystko naraz sił
nie starczy. Ninie z Wielką Polską uładzić trzeba,
a wonczas będziecie mieli drugiego biskupa, poznań-
skiego. I do koronacji więcej nie trzeba.

         Prawda! Jeno Pomorza nijak mi poniechać, by
się Zakon nie świadczył, jako je spokojnie posiadał.
Zaś o Muskacie myśli wyzbyć się nie mogę, nawet we
śnie.

         Ma on sam o sobie dość do myślenia. Jeśłi zaś
chodzi o Pomorze, to starczy kilku śmiałych ludzi na
granicy posadzić, by Zakon spokoju nie zaznał, a przez
Kujawy i Wielką Polskę z wrogami się nie znosił.

         Tak i uczynię. Brataniec twój, Krzych, do tego
by się zdał, bo pogranicze już zna i pokazał, że
z Krzyżaki radzić sobie wydoił. Niechże dalej na mą
ufność i łaskę zasługuje, a za wyrozumiałość odpłaci.

Gdy Jaśko zachmurzył się i nic nie odrzekł, książę
sądząc, iż niemiłe kasztelanowi wspomnienia Krzy-
chowego przeniewierstwa w .sprawie Muskaty, ciąg-
nął:

         Myślę, że mu już kiecki ze łba wywietrzały, gdy
się przekonał, że na hak mogą przywieść człeka. Co
o tym mniemasz?

         Żenić się zamierzał — odparł kasztelan, ale
umknął z oczyma.

Łokietek pokiwał głową:

              Szkoda, bo sprawa krzyżacka pilna, a priez kra-
kowski bunt zaniedbana, gdy wszystkie siły tu ściąg-:
nąć musiałem.

Gdy Jaśko milczał zasępiony, ksiaże nie chcąc. bv

*'■■'


kasztelan sądził, że wypomina dawne sprawy, lub mo-
że pragnąc wyrządzoną przykrość nagrodzić, dodai
z życzliwym uśmiechem:

       Juści, nijak młodą żonę na krzyżacką granic,;
brać. Wyśle się kogo innego. A Leliwy niech się mno-
żą. Wiernych sług i przyjaciół i syn mój bodzie po-
trzebował. A kogóżeś Krzychowi zaswatał?

       Sam się wyswatał. Mieszczka — odparł kaszte-
lan. Zmieszany się zdał.

Łokietek myśląc, że Jaśko niechętny jest związko-
wi, dorzucił:

              Pono Leliwy nie pierwszy raz z mieszczany się
krewnią. Pieniądz przyda się rycerstwu, a dla mnie
związki z możniejszym mieszczaństwem poręką będą
wierności.

              Sierotę bierze, bez krewnych i wiana.
Książę zmarszczył się lekko:

              Niedobrze. Nazbyt na kiecki łasy. Nie mógłżeś
zakazać?              '

Gdy Jaśko pominął pytanie milczeniem, Łokietek
patrzył na niego przenikliwie. Nie doczekawszy się
odpowiedzi, rzekł cokolwiek oschle:

       Nie pytam przez ciekawość. Nieobojętny mi los
Spytkowego syna. Ale nie po sercu ci gadać — ni$-
gadaj.

       Nie to — odparł Jaśko z przymusem. — Jeno
się waguję, zali wolno mi odkryć nie swoją tajemnicę.

       Nie przymuszam. Ale coś nad miarę tajemnic
dokoła tego otroka. Mniejsza z tym. Onże Radocha, co

•społem z Krzychem zwodził się z Krzyżaki, i sam to
czynić wydoli. Ziemię mu się nada na pograniczu po-
morskim. Mało chętnych krzyżackiego sąsiedztwa, ale
on go zwyczajny i osadników najdzie sobie podobnych.

Nawykły do ruchu i przestrzeni Radocha przykrzy!
już sobie w mieście, gdy nowość przestała go bawić.
Siedział osowiały na gospodzie u koniuszego Budziwo-

9


ja. Nawet do karczmy na piwo trudno go było wy-
ciągnąć. W domu pił, ale napitek nie rozwiązywał
mu ruchliwego zazwyczaj języka. Coś gryzło go wi-
docznie.

Doświadczony Budziwoj wraz pomiarkował, że
swaty Radochy z Kundzią wziął zbyt lekko. Żal mu
było człowieka, którego zdążył polubić, a nawet do
herbu przypuścił. Trochę winny się czuł, że wydrwił
jego dziewosłęby. By wybadać, czy się nie myli. za-
gadnął:

        Rycerz Krzych, jako słyszę, wesele szykuje
i dworzec przysposobić pojechał. Iście po odpowiedź
do Kundzi szkoda ci zachodzić, ale odwiedzić by ją
przystało, niechaj dziewczyna nie myśli, że urazę do
niej chowasz.

        Bym wiedział, że ona stoi o to! — szorstko,
odparł Radocha. — O Krzychu pójdę jej prawić jak
łoni? Już ta on sam rzecze, co dziewucha słyszeć
rada.

        Tyleście z Krzychem przeszli społem, wżdy nie
rozejdziecie się o dziewkę. Nie jedna ona, a jemu
przychylność winieneś okazać.

        Niechaj im szczęści, ale ja do tego niepotrzebny.
Żyli beze mnie, to i będą. Na mnie nie czekają, jako
i nikt...

Nie było co odrzec. Radocha widno układał sobie
nowe życie z Kundzią i chybiło mu ono zaraz u progu.
Toteż koniuszy rad był widząc, jak go ożywiło we-
zwanie do księcia. Bez wątpienia Łokietek, któremu
wciąż ludzi brakło, zamierza Radosze jakąś sprawę
czy urząd powierzyć. Nie będzie miał czasu rozmyślać
o Kundzi, a potem zapomni.

Radocha zaraz jął się przybierać. Po namyśle posłał
pachołka po starego towarzysza Pizłę. Zbój był kosy,
ryży i dziobaty, z nagła go spotkawszy przestraszyć
się było można, ale wyboru Radocha nie miał, a chciał
się okazale u dworu przedstawić, jak rycerzowi przy-
stało, z giermkiem, który by za nim miecz i tarczę aą
świeżo wymalowanym Ciołkiem poniósł. Pizło zjaw$>;

10


się zaraz, ale gdy posłyszał, czego chce Radocha, od-
parł, zacinając się jak zwykle:

        Anim ja twoim chwostem, ani ci szłom i szczyt
u książęcia potrzebne. A potrzebne ci, to se sam nieś.
Spaniałeś!

        Widziałeś to rycerza, by się bez giermka oby-
wał?

        Ciebie widziałem, jakoś się bez ciżem obywał.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin