Maurice Maeterlinck
Ślepcy
Przełożył Zenon Przesmycki (Miriam)
Osoby:
KSIĄDZ
TRZECH ŚLEPYCH OD URODZENIA
NAJSTARSZY ŚLEPIEC
PIĄTY ŚLEPIEC
SZÓSTY ŚLEPIEC
TRZY ŚLEPE STARUSZKI MODLĄCE SIĘ
NAJSTARSZA ŚLEPA
MŁODA ŚLEPA
ŚLEPA WARIATKA
Prastary bór północny, wiekuistego wejrzenia, pod niebem głęboko ugwieżdżonym. - W pośrodku i ku głębiom nocy, siedzi bardzo stary ksiądz, owinięty w obszerną, czarną opończę. Popiersie i głowa, lekko w tył przechylone i śmiertelnie nieruchome, opierają się o pień olbrzymiego, dziuplastego dębu. Twarz jego przerażająco blada, ma nieruchomą, trupią białość wosku, pośród której zieją wpółotwarte, fioletowe wargi. Oczy nieme i słupem stojące nie patrzą już ku widzialnej stronie wieczności, i wydają się zakrwawionymi od wielkiej liczby bólów niespamiętanych i łez. Włosy poważnej białości opadają sztywnymi, rzadkimi kosmykami na twarz bardziej oświeconą i bardziej znużoną, niż wszystko, co ją otacza w bacznym milczeniu posępnego boru. Ręce nad zwyczaj chude spoczywają kurczowo splecione na udach. Po prawej stronie sześciu starców ślepych siedzi na głazach, pniach i stosach uschłych liści. - Po lewej sześć kobiet, również ślepych, oddzielonych od tamtych wywróconym drzewem i złomami skał, siedzi naprzeciwko starców. Trzy z nich modlą się i żalą bez przerwy głuchym głosem. Inna jest nadzwyczaj stara. Piąta, z wyrazem niemego szaleństwa, trzyma na kolanach małe dziecię uśpione. Szósta jest niezwykle młoda; bujne włosy okrywają całą jej postać. Wszystkie mają, podobnie jak starcy, obszerne opończe, ciemne i jednostajne. Większość oczekuje z łokciami wspartymi na kolanach i twarzą w dłoniach ukrytą; wszyscy robią wrażenie ludzi, którzy stracili zwyczaj ruchów niepotrzebnych i nie odwracają jut głowy na zagłuszone i niespokojne szmery wyspy. Wielkie drzewa nadgrobne, cisy, wierzby płaczące, cyprysy, kryją ich wiernym swym cieniem. Kępa wysmukłych, chorobliwych asfodeli wykwita niedaleko od księdza w mroku nocnym. Ciemno nadzwyczaj, pomimo blasków księżycowych,które tu i ówdzie silą się rozbić ciemności ulistwienia.
Nie wraca jeszcze?
DRUGI ŚLEPY OD URODZENIA
Obudziliście mnie!
PIERWSZY ŚLEPY OD URODZENIA
Ja spałem także.
TRZECI ŚLEPY OD URODZENIA
Nie idzie jeszcze?
Nie słyszę, aby kto szedł.
Byłby czas wracać do przytułku.
Trzeba by wiedzieć, gdzie jesteśmy.
Zimno się zrobiło od jego odejścia.
Trzeba by wiedzieć, gdzie jesteśmy!
Czy kto spomiędzy nas wie, gdzie jesteśmy?
Szliśmy bardzo długo, musimy być bardzo daleko od przytułku.
Ach! Kobiety są naprzeciwko nas?
Siedzimy naprzeciwko was.
Zaczekajcie, pójdę do was.
(wstaje i szuka po omacku) —
Gdzie jesteście? — Mówcie! Niech słyszę, gdzie jesteście!
Tutaj, siedzimy na kamieniach.
(postępuje naprzód i uderza się o pień drzewa i o złomy skal)
Coś jest między nami...
Lepiej zostać na miejscu!
Gdzie siedzicie, kobiety? — Przyjdźcie tu do nas.
Nie śmiemy ruszyć się z miejsca!
Czemu on nas rozdzielił?
Słyszę szmer modlitw od strony kobiet.
Tak; to trzy staruszki się modlą.
Nie czas teraz na modlitwy!
Będziecie się modliły za chwilę w sypialni!
Trzy staruszki modlą się dalej.
Chciałbym wiedzieć, koło kogo siedzę?
Myślę, że to ja siedzę przy tobie.
Obaj szukają po omacku naokoło siebie.
Nie możemy się zetknąć!
A jednak nie jesteśmy daleko od siebie,
(macając kijem dookoła, uderza nim piątego ślepca, który wydaje jęk głuchy)
Ten, który nic nie słyszy, jest koło nas!
Nie słyszę wszystkich; było nas sześciu przed chwilą.
Zaczynam sobie zdawać sprawę. Spytajmy także kobiet; trzeba wiedzieć, czego się trzymać. Słyszę ciągle trzy staruszki modlące się; czy one siedzą obok siebie?
Wszystkie trzy siedzą koło mnie na odłamie skały.
Ja siedzę na uschłych liściach!
A piękna ślepa, gdzie jest?
Jest koło tych, które się modlą.
Gdzie jest wariatka i jej dziecko?
Śpi — nie budźcie go!
Och! Jakżeście wy daleko od nas! Myślałem, że siedzicie tuż naprzeciwko mnie!
Wiemy mniej więcej wszystko, co trzeba wiedzieć; pogawędzimy trochę, czekając na powrót księdza.
Powiedział nam, aby go oczekiwać w milczeniu.
Nie jesteśmy w kościele.
Nie wiesz, gdzie jesteśmy.
Boję się, gdy nie rozmawiam.
Czy wiecie, gdzie ksiądz poszedł?
Zdaje mi się, że zbyt długo zostawia nas samych...
Staje się już za siary. Zdaje się, że sam nie widzi już dobrze od jakiegoś czasu. Nie chce się przyznać do tego z obawy, aby kto inny nie zajął jego miejsca pomiędzy nami; lecz podejrzewam, że nie widzi już prawie zupełnie. Potrzeba by nam innego przewodnika; on już nas nie słucha, a my stajemy się zanadto liczni. W całym domu tylko trzy zakonnice i one widzą, a wszyscy czworo są znacznie starsi od nas! — Jestem pewny, że zbłąkał się razem z nami i że teraz szuka drogi. Dokąd poszedł? — Nie ma prawa zostawiać nas tak tutaj...
Poszedł bardzo daleko; zdaje mi się, że mówił to kobietom.
Mówi już tylko do kobiet! — Czyliż my przestaliśmy już istnieć? — Trzeba będzie nareszcie poskarżyć się na to!
Komuż się poskarżysz?
Nie wiem jeszcze; zobaczymy; zobaczymy. — Ale dokądże poszedł? — Pytam się kobiet.
Zmęczony był po tak długiej drodze. Zdaje mi się, że usiadł na chwilę pomiędzy nami. Smutny jest bardzo i bardzo słaby od kilku dni. Boi się ciągle, odkąd lekarz umarł. Jest teraz sam. Nie mówi już nic prawie. Nie wiem, co się stało. Chciał koniecznie wyjść dzisiaj. Mówił, że chce po raz ostatni zobaczyć wyspę w blaskach słonecznych przed nadejściem zimy. Zdaje się, że zima będzie ...
chomciomania