Williams Cathy - Zauroczeni sobą.doc

(512 KB) Pobierz

Cathy Williams

 

 

Zauroczeni sobą

 

 

(A Powerful Attraction)


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Wydostawszy się nareszcie z lotniska, Gracie z zaskoczeniem stwierdziła, że jest cieplej, niż się spodziewała. Przed wyjazdem z Anglii przejrzała wprawdzie gazetę, ale zaprzątało ją zbyt wiele spraw i nie zapamiętała prognozy pogody.

Wylatując z Londynu w typowy angielski letni dzień, chłodny i dżdżysty, nie spodziewała się, że w Nowym Jorku czekają słońce i upał sięgający 30° C.

Zdjęła żakiet, podwinęła rękawy bluzki i wskoczyła do pierwszej z brzegu taksówki. Podała kierowcy adres hotelu i oparła się wygodnie o miękkie oparcie fotela. Zamknęła oczy. Chciała w pełni wykorzystać ostatnie zapewne chwile spokoju i samotności.

Przeczucie mówiło jej, że pożegnała się z wszelką nadzieją na spokój i ciszę w momencie, gdy cztery dni temu dostała list od Jenny. List niewiele się różnił od innych listów siostry. Krótki, chaotyczny, sprawiał wrażenie, jakby pisała go w pośpiechu, pod koniec męczącego, pełnego wrażeń dnia.

Jenny miała kłopoty. Gracie czytała list pisany dziecinnym charakterem pisma i czuła, że ziemia usuwa się jej spod nóg. Zaledwie siedem miesięcy w Nowym Jorku, a Jenny już wpakowała się w tarapaty.

Co więcej, oczekiwała, że Gracie wyda całe swoje oszczędności i przyleci na drugi koniec świata, żeby ją ratować.

Zresztą tak było zawsze. Jenny ładowała się w tarapaty, których każdy rozsądny człowiek umiałby z łatwością uniknąć i oczekiwała, że kochająca siostra skwapliwie pośpieszy jej na ratunek.

Gracie obrzuciła ponurym wzrokiem pięciopiętrowy hotel, przed którym zatrzymała się taksówka. Zapłaciła kierowcy i weszła do holu.

Podeszła do recepcji, gdzie krępy recepcjonista w średnim wieku dał jej klucz do pokoju, poinformował, że nie ma portiera i poradził, żeby nie korzystać z windy.

Gracie nie spodziewała się luksusów. Ten hotel był jednym z najtańszych na Manhattanie. Pokój był nieduży, z przenośnym telewizorem, dwoma kiczowatymi obrazkami i szafą tak małą, że ledwie zmieściły się w niej ubrania, które ze sobą przywiozła.

W pokoju był telefon. Gracie postanowiła, że wykąpie się, zanim zadzwoni do siostry. Potrzebowała czasu, żeby pozbierać myśli. Takie jest życie, pomyślała z goryczą. Kiedy tylko wydaje ci się, że pokonałaś jedną przeszkodę, pojawia się dziesięć nowych.

Siedem miesięcy temu z ulgą pożegnała Jenny na londyńskim lotnisku. Bardzo kochała siostrę, ale życie było zdecydowanie prostsze, kiedy nie było jej w pobliżu.

Jenny znalazła sobie lukratywną posadę jako jedna z czterech osobistych sekretarek samego Morgana Drake'a. Gracie pożegnała zwariowaną siostrę z nadzieją, że pobyt za granicą pomoże jej trochę wydorośleć.

– Koniec szaleństw – obiecała Jenny zachwycona, że tak się jej poszczęściło. – Będę miała poważne obowiązki i zamierzam być grzeczna. Następnym razem, kiedy się spotkamy, w ogóle mnie nie poznasz!

– Mam nadzieję – odparła szczerze Gracie. – Przez ciebie przedwcześnie posiwiałam.

Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Gracie miała wtedy osiemnaście lat, a Jenny była niesfornym, trzynastoletnim dzieciakiem. Z czasem Jenny wyrosła z niezgrabnej, chudej nastolatki na piękną, pełną wdzięku blondynkę. Gracie natomiast pożegnała się ze swoją młodością, znalazła pracę jako sekretarka jednego z miejscowych prawników i zajęła się pilnowaniem niesfornej siostry.

Dlaczego, pomyślała teraz z rozpaczą i rezygnacją, dlaczego Jenny znów wszystko musiała zepsuć i władować się w nowe tarapaty? Zdawałoby się, że praca u kogoś takiego jak Morgan Drakę powinna nauczyć ją trochę rozsądku. Gracie nie znała Morgana, ale czytała gazety i znała świat biznesu na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, że nie jest to ktoś, kogo można lekceważyć. Dlaczego ta jego legendarna bezwzględność nie wystarczyła, by nauczyć siostrę odrobiny trzeźwego myślenia?

W brzuchu burczało jej z głodu, ale nie zwracała na to uwagi. Założyła jedyną letnią sukienkę, jaką ze sobą przywiozła. Nie była szczególnie twarzowa, ale Gracie była do niej bardzo przywiązana.

Chciała zadzwonić do Jenny, ale zmieniła zdanie i postanowiła pójść prosto do szpitala. Znała dobrze talent aktorski swojej siostry i nie miała zamiaru dać jej czasu na przygotowanie wzbudzającego współczucie występu.

Kiedy Gracie weszła do pokoju, Jenny leżała w łóżku z nogą obandażowaną i podwieszoną na wyciągu. Jej lewy nadgarstek był owinięty elastycznym bandażem, opatrunki było też widać pod różowym materiałem nocnej koszuli. Jasne włosy rozsypały się wokół jej twarzy, i chociaż wyglądała mizernie, z pewnością jednak nie cierpiała aż tak strasznie, jak to sugerował list.

Kiedy ujrzała Gracie, otwarła usta ze zdumienia.

– Gracie! – wykrzyknęła radośnie. – Jesteś tu!

Spodziewałam się ciebie dopiero wieczorem! Wyszłabym po ciebie na lotnisko, ale... – Pokazała na swoją nogę i uśmiechnęła się smutno.

– Udało mi się dostać bilet na wcześniejszy samolot.

– Gracie podeszła do łóżka i pocałowała siostrę w policzek. – Wyglądasz lepiej, niż się spodziewałam – dodała sucho. – Pisałaś, że jesteś cała połamana i że nie wiesz, czy uda ci się znów stanąć na nogi. Byłam o ciebie niespokojna!

– Trzy połamane żebra, złamana noga i skręcony nadgarstek. – Jenny wyliczyła swe obrażenia z leciutkim tonem dumy w głosie.

– Jak to się stało?

– Wypadek samochodowy – odpowiedziała krótko.

– To już wiem – odrzekła cierpliwie Gracie. – Ale twój list nie był, jak by to ująć, bardzo szczegółowy. Napisałaś tylko, że jesteś w szpitalu i że mam tu koniecznie przyjechać. – Westchnęła i spojrzała na zarumienioną twarz Jenny w aureoli złotych loków. Jak aniołek! Szkoda, że tylko wyglądem jej siostra przypominała anioła. Gracie czuła ulgę, że stan siostry nie jest bardzo ciężki, ale zaczynała sobie uświadamiać, że ściągnięto ją tu z Londynu całkiem niepotrzebnie.

– Czy ktoś oprócz ciebie był poszkodowany?

– Ach, nie. – Jenny uniosła smukłe ramiona i spuściła Wzrok.

Gracie zaczęła się niecierpliwić. Jenny coś ukrywała. Zbyt dobrze znała siostrę, by nie poznać, że prawda została tu co najmniej zniekształcona.

– Może powiesz mi coś więcej? – zażądała.

– No więc tak... w samochodzie był jeszcze ktoś, ale wyszedł z tego z kilkoma siniakami.

– Kto to był? – Gracie przygotowała się na najgorsze. Jak daleko sięgała pamięcią, Jenny chodziła na randki z najbardziej nieodpowiednimi mężczyznami i zawsze, z beztroską nonszalancją, wyśmiewała się z obaw siostry.

– Bratanek Morgana Drake'a.

– Bratanek twojego szefa?

– Czy musisz mówić takim tonem? – Jenny spojrzała na siostrę posępnie.

Gracie popatrzyła na jej dziecięcą, wygiętą w podkówkę buzię i nagle uświadomiła sobie, o ile milej byłoby być teraz w Anglii, we własnym mieszkaniu, we własnym łóżku, i nie musieć więcej męczyć się z uciążliwą siostrzyczką. Chociaż przez jakiś czas.

– Co robiłaś z bratankiem Morgana Drake'a? – spytała. – Mam wrażenie, że moja obecność tutaj w jakiś sposób wiąże się z jego osobą. Nigdy o nim nie pisałaś.

– Widujemy się od pewnego czasu.

– Cieszę się, że nic mu się nie stało – powiedziała Gracie po chwili milczenia. – Zresztą zwykle tak bywa. Kierowca wychodzi z wypadku nietknięty, za to pasażer bierze na siebie całe uderzenie. Ale mogłaś mi to wszystko opisać w liście. Dlaczego uparłaś się, żebym tu przyjechała, skoro możesz wyzdrowieć bez niczyjej pomocy? Masz nawet oddzielny pokój. – Dopiero teraz Gracie rozejrzała się: telewizor, wideo, ładna i bardzo nieszpitalna pościel, elegancki stoliczek.

– Rickie uparł się, żeby Morgan płacił za szpital. Inaczej musiałabym leżeć we wspólnej sali.

I znów na twarzy Jenny pojawił się niewyraźny, tajemniczy wyraz. Gracie miała wrażenie, że to jeszcze nie koniec opowieści.

– Twój szef jest bardzo hojny – powiedziała, próbując dociec, o czym myśli teraz siostra. Cokolwiek by to było, w końcu z pewnością wyjdzie na jaw. Jenny zawsze opierała się wszelkim naciskom. Dużo lepiej było poczekać, aż prawda sama wypłynie na wierzch.

– Morgan nie jest mną szczególnie zachwycony – powiedziała w końcu niechętnie Jenny, jak ktoś zmuszony do wyznania prawdy wbrew swojej woli.

– Dlaczego? Przez pewien czas nie będziesz mogła pracować, ale to nie twoja wina.

Jenny spuściła wzrok i nerwowo skubała przykrywający ją koc.

– Na miłość boską, Jenny, mów, o co chodzi – powiedziała niecierpliwie Gracie, mając już dość gry w kotka i myszkę. – Jestem zmęczona i nie mam nastroju, żeby siedzieć tu bez końca i bawić się z tobą w chowanego.

– Gracie, mam kłopoty.

O mój Boże, pomyślała Gracie, zapominając w jednej chwili o swoim gniewie. Wiedziała, że to musi być coś więcej niż tylko trzy połamane żebra, złamana noga i skręcony nadgarstek. Gdyby tak było, Jenny nie kazałaby jej lecieć do Nowego Jorku. Narzekałaby bez końca, skarżąc się w listach na straszne cierpienia, ale w końcu byłaby bardziej zadowolona z samotności, wolna od kazań starszej siostry.

– Jakie kłopoty? – spytała ostrożnie.

– Poważne. Morgan jest wściekły. Może mnie nawet pozwać do sądu. Gracie, to ja prowadziłam ten samochód, a ja nie mam prawa jazdy.

– Rozumiem.

Patrzyły na siebie przez chwilę. W oku Jenny pojawiła się duża łza i smutno spłynęła po policzku.

– Nie chcę wyjeżdżać z Nowego Jorku. On mnie może wyrzucić, pozwać do sądu, uniemożliwić mi znalezienie innej pracy. Nie mogę wyjechać, Gracie! Po prostu nie mogę. Kocham Rickie'ego – w głosie Jenny brzmiała nuta desperacji.

– Czy powiedział, że tak zrobi? – spytała po chwili Gracie.

– Niezupełnie.

– Cóż to ma znów oznaczać, Jenny?

– Nie powiedział, że pozwie mnie do sądu, ale wiem, że to zrobi! Nie lubi mnie. Nie podoba mu się, że widuję się z jego bratankiem.

Gracie miała wrażenie, jakby wciągał ją wir. Zmęczonym gestem przetarła oczy. Czuła się fizycznie i psychicznie wyczerpana, a płaczliwe zwierzenia Jenny tylko pogarszały sprawę.

– Dlaczego?

– Ma staroświeckie poglądy. Uważa, że Rickie powinien przysiąść fałdów i najpierw nauczyć się prowadzić firmę. Sytuacja jest trochę niezręczna, bo Morgan ma w garści całe finanse.

– Dziwię się, że nie zrezygnowałaś z tej zdobyczy i nie przeniosłaś się na inne łowiska – powiedziała sarkastycznie Gracie. Nie przypominała sobie, żeby jej siostra kiedykolwiek uparcie polowała na któregokolwiek mężczyznę. To oni zawsze za nią biegali. W końcu to właśnie był największy problem.

– Może Morgan ma trochę racji – zauważyła spokojnie.

– Jesteś po jego stronie!

– Nie jestem po niczyjej stronie. Nie bądź śmieszna.

– Chodzi o to, że... zależy mi na Rickiem. – Jenny wpatrywała się w błękitną pościel, starając się uniknąć wzroku siostry. – Boję się, Gracie. Nie wiem, co ze mną będzie, jeśli Morgan zdecyduje się zażądać odszkodowania. Boję się stracić Rickie'ego.

Gracie popatrzyła na siostrę w zadumie. Zdawała się być naprawdę bezbronna jak nigdy przedtem.

– Jaka jest moja rola w tej sprawie?

– Chcę, żebyś porozmawiała z Morganem. – Nim Gracie zdążyła zaprotestować, Jenny dodała pośpieszni?: – Spróbuj to wszystko jakoś załatwić... – głos jej się załamał.

– Nie mogę wtrącać się w twoje życie osobiste. Nie mogę uczynić cudu i sprawić, że Morgan Drakę nagle zmieni zdanie co do swojego bratanka i ciebie. To musicie załatwić między sobą.

– Wiem o tym. Ale... ale mogłabyś go przekonać, żeby nie szedł do sądu w sprawie tego wypadku. Ciebie może wysłucha. Sama wiesz, jak łatwo wpadam w panikę, a ty, no wiesz, jesteś taka spokojna i opanowana...

Gracie skrzywiła się lekko. Zastanawiała się, czemu o tym, co powinno być zaletą, Jenny mówi tak, jakby to była wada jej charakteru. Ale siostra miała rację. Gracie zawsze była spokojna i systematyczna, podczas gdy Jenny z reguły działała żywiołowo i spontanicznie.

Oczywiście, pójdzie i porozmawia z Morganem, chociaż bardzo niechętnie. Cóż innego jej pozostało? Inaczej za dwa lub trzy miesiące Jenny zjawi się w głębokiej depresji na progu jej domu. A to byłoby jeszcze gorsze.

Posiedziała jeszcze chwilę, słuchając Jenny i zastanawiając się, co mogłoby przekonać Morgana Drake'a, że całe to niefortunne wydarzenie należy złożyć na karb zwykłych szaleństw młodości. Jej samej byłoby trudno zgodzić się z taką argumentacją i nie miała wątpliwości co do tego, że Morgan Drakę będzie jeszcze bardziej sceptyczny.

Gdy przygnębiona wyszła ze szpitala, czuła się tak, jakby przybyło jej dziesięć lat.

Żar wciąż lał się z nieba. Oślepiająco jasne słońce oświetlało olbrzymie, lśniące wieżowce. Wszyscy przechodnie zdawali się bardzo śpieszyć, a ciągły jęk syren policyjnych i straży pożarnej sprawiał wrażenie, że cała ulica była fragmentem dekoracji do sensacyjnego filmu.

W innej sytuacji byłoby przyjemnie po prostu pospacerować i wstąpić na kawę do jednego z setek barów mieszczących się wzdłuż Broadwayu. Gracie była przedtem za granicą tylko dwa razy, nigdy w Ameryce. Początkowo miała zamiar zwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc w Nowym Jorku, ale w tej chwili nie mogła nawet o tym myśleć.

Wyjęła z torebki adres biura Morgana Drake'a.

Dość już tego. Z pewnością po raz ostatni wyciąga siostrę z kłopotów. Jenny zawsze była dużym dzieckiem, ale teraz już czas, by nareszcie dorosła.

Spojrzała na stojący przed nią olbrzymi budynek ze szkła i stali, potem rzuciła okiem na pośpiesznie zapisany na kartce adres Drakę Industries.

Złoto-czarny napis nad wejściem głosił: Drakę Plaża. Gracie odetchnęła głęboko, przyglądając się strumieniowi ludzi wchodzących i wychodzących z budynku. Wiedziała, że Morgan Drakę jest bogaty. Jenny pisała o tym. Ale nie przypuszczała, że jest właścicielem całego olbrzymiego budynku.

Zacisnęła zęby i zdecydowanym krokiem ruszyła ku wejściu. Skoro już tu jest, głupio byłoby, wycofać się i wrócić potulnie do domu.

Podeszła do recepcjonisty i zdecydowanym głosem oświadczyła, że chce widzieć się z panem Drake'em.

– Z którym z panów Drakę, proszę pani?

– Z panem Morganem Drake'em. – Czy w jej głosie słychać zdenerwowanie? Miała nadzieję, że nie. Atak paniki zdecydowanie nie pomógłby jej w spełnieniu zadania.

– Czy jest pani umówiona?

– Niestety nie, ale...

– Musi pani porozmawiać z jedną z sekretarek. Pan Drakę jest bardzo zajęty. Wszystkim zajmują się jego asystentki.

– Na którym piętrze jest jego biuro? Pójdę i spróbuję się umówić. To bardzo ważna sprawa – powiedziała zdecydowanym głosem, a widząc wahanie recepcjonisty dodała: – i bardzo osobista. Mogłabym panu wszystko wyjaśnić, ale mógłby nas ktoś usłyszeć, a nie sądzę, by się to spodobało panu Drake'owi.

Bardzo zadowolona z siebie, weszła do windy i czekała, aż drzwi otworzą się na najwyższym piętrze.

Kto by pomyślał, że aż tak trudno jest dostać się do zwykłego biura? Czyżby myśleli, że pod sukienką ma schowaną bombę? Uśmiechnęła się i weszła do przestronnego holu, w którym siedziały bardzo pewne siebie sekretarki.

Ciemnowłosa kobieta w ciąży, z niechętnym wyrazem twarzy, siedziała przy pierwszym z brzegu biurku. Przepisywała coś na maszynie, marszcząc w skupieniu brwi. Podniosła głowę, gdy Gracie weszła do biura.

– Słucham? – spytała.

– Przyszłam zobaczyć się z panem Drake'em.

– Nie sądzę, by się kogoś spodziewał. Kim pani jest? Jak się pani tu dostała? Strażnicy nie powinni wpuszczać na to piętro nie upoważnionych osób. A teraz, bardzo proszę. – Podniosła się, by odprowadzić Gracie do drzwi.

– Wydaje mi się, że nie zrozumiała pani, co powiedziałam – powiedziała chłodno Gracie, postanawiając nie cofnąć się ani o krok. – Przyszłam porozmawiać z panem Drake'em i nie zamierzam stąd wyjść, nim się z nim nie zobaczę.

– Nazwisko? – rzuciła sekretarka po chwili wahania i połączyła się z biurem szefa.

– Przyjmie panią – powiedziała z niechęcią, odłożywszy słuchawkę. – Ale ma pani tylko pięć minut. Jeśli rozmowa zabierze więcej czasu, musi pani umówić się na inny dzień. A pan Drakę – dodała z uśmieszkiem – będzie bardzo zajęty przez następne trzy tygodnie.

Gracie wzruszyła ramionami, podeszła do czarnych drzwi pokoju i zapukała. Głos ze środka kazał jej wejść.

Mężczyzna za biurkiem czekał na nią. Siedział na skórzanym obrotowym fotelu, z rękoma założonymi za głową i z wyrazem chłodnej ciekawości na twarzy.

Spodziewała się kogoś całkiem innego. Czy nie powinien być starszy? Jego wygląd i swobodna pewność siebie sprawiły, że krew napłynęła jej do policzków.

Miał gęste, czarne włosy i jasnoszare oczy. Te właśnie szare oczy przyglądały się jej bystro, gdy Morgan czekał, aż coś powie. Gracie poczuła, jak ogarnia ją panika.

Weź się w garść, pomyślała, kurcząc się na myśl o tym, jaki obraz sobą przedstawia: wytrzeszczone oczy, otwarte usta, czerwone policzki. To całkiem nie w jej stylu. W kontaktach z mężczyznami zawsze była opanowana i chłodna, raczej konkretna niż uwodzicielska.

– Nazywam się Gracie Tempie – powiedziała. Natychmiast zrozumiała, że mówi rzeczy oczywiste. Przecież sekretarka podała jej nazwisko przez telefon. – Chciałabym z panem porozmawiać na temat mojej siostry, Jennifer Tempie.

– Czy ma pani zwyczaj wdzierać się siłą do biur, gdy tylko ma pani komuś coś do powiedzenia? – spytał rozbawionym, leniwym głosem, ale przyglądał się jej bardzo uważnie.

Gracie nagle zdała sobie sprawę, że jej strój jest bardzo nie na miejscu w tym eleganckim otoczeniu. Nic dziwnego, że sekretarka patrzyła na nią z taką pogardą. Być może nie był to najlepszy pomysł, żeby przyjść tu od razu. Może powinna była – się przebrać. Jak może liczyć na pozyskanie sobie czyjejkolwiek przychylności ubrana w bawełnianą sukienkę w kwiatki?

Kiedy wskazał jej fotel po drugiej stronie biurka, usiadła z uczuciem ulgi. Przynajmniej na fotelu nie czuła się jak mikrob pod bacznym okiem naukowca. W innych warunkach zapewne spojrzałby na nią przez ułamek sekundy, a potem natychmiast zapomniał o jej istnieniu. Poczuła przelotne uczucie żalu, które starała się pokryć chłodnym, uprzejmym wyrazem twarzy.

– A więc jest pani siostrą Jennifer Tempie – powiedział powoli Morgan. W jego głosie brzmiała nuta rozbawienia, co nie bardzo spodobało się Gracie.

– Tak jest – przyznała. – Właśnie byłam w szpitalu. Jenny jest bardzo niespokojna. Z powodu wypadku.

– Powinna się niepokoić. Czy wprowadziła panią we wszystkie szczegóły?

– Oczywiście! – odparła ostro Gracie zapominając, że powinna bardzo uważać na swoje maniery, skoro przyszła prosić go o przysługę. Morgan ją rozstrajał. Wszystko w nim sprawiało, że czuła się jak niezręczna nastolatka.

– A więc wie pani, że nie miała prawa jazdy? – Spojrzał na nią uważnie, ale jego wyraz twarzy się nie zmienił.

– Tak.

– I że ferrari nadaje się tylko na złom? Ferrari? Jenny nie wspomniała o marce samochodu.

– Tak – wymamrotała Gracie zastanawiając się, co też jeszcze przemilczała siostra.

– Kosztowna zabawa, nie sądzi pani? – zauważył, prawidłowo odczytując jej wyraz twarzy.

– Tak. – Gracie rzuciła mu twarde spojrzenie. Rozmowa najwyraźniej go bawiła.

Czy tak wygląda typowy amerykański bogacz? Czy stają się oni w końcu tak samo bezosobowi jak ich miasta szklanych wież? Jej szef w Londynie był tego całkowitym przeciwieństwem – siwowłosy, uprzejmy starszy pan, żonaty, z trójką dzieci.

Gracie wiedziała, że tylko chłodne rozumowanie daje jakieś szanse w rozgrywce z Morganem Drake'em. Starała się myśleć logicznie, ale przeszkadzały jej w tym zmysły, zbyt mocno skoncentrowane na osobie Morgana. Był smukły, dobrze zbudowany, miał zmysłową, a zarazem inteligentną twarz o twardych rysach.

– A co powie pan o roli pana bratanka w tym wypadku? – spytała zgryźliwie, patrząc w okno za jego plecami.

– Och, proszę mi wierzyć, dostał stosowną naganę. Nie wdawał się w szczegóły, nie było to zresztą potrzebne. Pierwsze spojrzenie na tę bezwzględną twarz wystarczyło, by Gracie zrozumiała, że Morgan Drakę nie patrzy przychylnym okiem na nieodpowiedzialne zachowanie.

– A więc siostra sprowadziła panią z Anglii, żeby walczyła pani tutaj o jej interesy?

Opis sytuacji był tak trafny, że Gracie na chwilę zaniemówiła. Spojrzała na Morgana. Jego oczy były twarde i zimne. Czuła, że może ją przejrzeć na wylot i że drwi sobie z jej zmieszania.

Nagle przypomniała sobie, że rozmowa miała trwać tylko pięć minut. Morgan nawet o tym nie wspomniał, ale wiedziała, że musi powiedzieć to, co ma do powiedzenia jak najszybciej.

– Nie jestem towarem, panie Drakę – poinformowała go. – Jenny mnie nie sprowadziła. Potrzebowała mojej pomocy, więc przyjechałam, żeby się nią zaopiekować. Jestem przecież jej starszą siostrą.

– Jest pani raczej murzynem do brudnej roboty.

– To wstrętne! – Gracie zerwała się wściekła z fotela. Jej oczy ciskały błyskawice. Co on sobie wyobraża?!

– Aha! – wykrzyknął z satysfakcją. – Byłem pewien, że te angielskie maniery skrywają pani prawdziwy temperament.

– Ty...! – wyjąkała Gracie. Jej twarz płonęła.

– Ależ proszę usiąść – powiedział, patrząc na jej rozpaloną twarz. – Do niczego nie dojdziemy, jeśli nadal będzie pani histeryzować.

Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, choć głos był całkiem poważny.

Sam jesteś histerykiem! – chciała zawołać Gracie, ale posłusznie usiadła i starała się zapanować nad swoimi myślami.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin