Clarke-Arthur-C.---Imperialna-Ziemia.pdf

(1090 KB) Pobierz
Artur C. Clarke
IMPERIALNA
ZIEMIA
Imperial Earth
Przekład:
Marcin Barski
759750218.001.png
Każdy bowiem na tym świecie
ma jakąś skłonność lub interes.
Hamlet , akt I
Część I
Tytan
Rozdział pierwszy
Krzyk w ciemnościach
Duncan Makenzie miał dziesięć lat gdy odkrył magiczny numer. To był czysty
przypadek: chciał zadzwonić do babci Ellen, ale przez nieuwagę wcisnął złe klawisze. Od
razu wiedział, że się pomylił, bo wideotelefon babci Ellen miał dwusekundowe opóźnienie
przy każdym połączeniu, nawet w trybie Auto/Record, tymczasem to połączenie zostało
nawiązane natychmiast. Bez sygnału oczekiwania i bez obrazu. Ekran był zupełnie pusty, bez
choćby najsłabszego śnieżenia. Duncan uznał, że przełączyło go tylko na kanał audio lub że
połączył się ze stacją, której kamera została wyłączona. W każdym razie z pewnością nie był
to numer babci Ellen, postanowił więc rozłączyć się.
Ale nim sięgnął do wyłącznika, usłyszał dziwny dźwięk. Najpierw pomyślał, że po
drugiej stronie ktoś cicho oddycha do mikrofonu, ale szybko zdał sobie sprawę, że było to coś
innego. W tym szumie było coś przypadkowego i nieludzkiego; brakowało w nim
regularnego rytmu i zdarzały się długie interwały zupełnej ciszy.
Im dłużej słuchał, tym bardziej się bał. Było to coś, z czym nigdy wcześniej się nie
spotkał, a jednak rozpoznał to niemal od razu. W ciągu dziesięciu lat życia wiele wrażeń z
bardzo wielu światów odbiło ślad w jego pamięci ale nikt, kto choć raz słyszał ten dźwięk, nie
mógłby go zapomnieć. Słuchał wiatru wzdychającego i szepcącego w martwym krajobrazie
setki metrów nad jego głową.
Duncan całkiem zapomniał o babci i maksymalnie podkręcił głośność. Położył się na
łóżku, zamknął oczy i wyobraził sobie ów nieznany wrogi świat, od którego odgrodzony był
urządzeniami i zabezpieczeniami powstałymi w ciągu trzystu lat podboju kosmosu. Pewnego
dnia, gdy pomyślnie przejdzie testy wytrzymałościowe, pojedzie tam na górę, by na własne
oczy zobaczyć jeziora i kaniony, i niskie pomarańczowe chmury, podświetlone słabymi,
zimnymi promieniami dalekiego słońca. Czekał na ten dzień spokojnie i bez ekscytacji - jego
rodzina znana była z kamiennego spokoju - ale nagle zdał sobie sprawę z tego, czego mu
brakowało. Podobnie czułoby się dziecko na suchej, ziemskiej pustyni daleko od oceanu,
przyciskając muszlę do ucha i słuchając tęsknie dźwięku nieosiągalnego morza.
Dźwięk z wideotelefonu nie był więc już zagadką, ale jak do niego docierał? Mógł
pochodzić z dowolnego miejsca na milionach kilometrów kwadratowych ponad jego głową.
Gdzieś tam - być może w jakiejś opuszczonej konstrukcji badawczej lub stacji doświadczalnej
- włączony mikrofon został porzucony na pastwę mroźnych, trujących wiatrów. Było mało
prawdopodobne, że nikt go nie odnajdzie, prędzej czy później zostanie odłączony. Lepiej
nagrać ten dźwięk, póki jeszcze się da, nawet gdyby znał numer, który przypadkiem wykręcił,
to nie sądził, że udałoby mu się jeszcze raz nawiązać takie połączenie.
Ilość materiałów audiowizualnych, które przechowywał w folderze RÓŻNE, była
ogromna, nawet jak na ciekawskiego dziesięciolatka. Nie brakowało mu umiejętności
segregowania informacji - z tego też znana była rodzina Makenziech - ale interesowało go
więcej spraw, niż umiałby poukładać w folderach. Teraz zaczął odkrywać, a nie była to łatwa
nauka, że informacja nieodpowiednio sklasyfikowana może być nieodwracalnie stracona.
Zastanawiał się przez chwilę, podczas gdy wiatr wył i zawodził, i wnosił mroźny
powiew do jego małej kabiny. Wreszcie wpisał: ALPHA INDEX *ODGŁOSY WIATRU*
PERM STORE#.
Gdy tylko wcisnął przycisk #, głos ze świata na górze zaczął się nagrywać. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze, będzie mógł go przywołać kiedykolwiek później, wpisując tylko
ODGŁOSY WIATRU. Gdyby nawet popełnił jakiś błąd i wyszukiwarka nie byłaby w stanie
go odnaleźć, to i tak nagranie będzie gdzieś w stałej, nieusuwalnej pamięci urządzenia. Być
może znajdzie je kiedyś przypadkiem, tak jak już często mu się to zdarzało z plikami w
folderze RÓŻNE.
Postanowił nie wyłączać nagrywania jeszcze przez kilka minut i dopiero później
zadzwonić do babci. Wiatr jednak najwyraźniej osłabł, gdy tylko Duncan włączył
nagrywanie, bo z głośnika dobiegała jedynie długa frustrująca cisza. A później z tej ciszy
wyłoniło się coś nowego.
To coś było słabe i dalekie, ale sprawiało wrażenie przytłaczającej mocy. Najpierw
był wysoki krzyk, z sekundy na sekundę coraz bardziej intensywny, mimo to wciąż bardzo
odległy. Krzyk płynnie przeszedł w demoniczny, grzmiący wrzask - po czym ucichł tak nagle,
jak się pojawił. W sumie nie trwał dłużej niż pół minuty. Po nim znów nastąpiło jedynie
wycie wiatru, jeszcze zimniejsze niż poprzednio.
Przez długą smakowitą chwilę Duncan rozkoszował się rzadkim uczuciem strachu
niezwiązanego z żadnym realnym zagrożeniem, po czym zareagował tak, jak zwykle
reagował na coś nowego lub ekscytującego: wybrał numer Karla Helmera i powiedział:
- Posłuchaj tego.
Trzy kilometry dalej, na północnym krańcu Oasis City, Karl uważnie wysłuchał
wrzasku do końca. Jak zwykle jego twarz nic nie wyrażała, powiedział tylko:
- Posłuchajmy jeszcze raz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin