Chłopak Z Bagażem.doc

(239 KB) Pobierz

KONIEC I POCZĄTEK.
Chłopak z bagażem
The_End


28 lutego

  Długo nie pisałem, wiem. Ostatnio jednak działo się zbyt wiele, bym znalazł czas i siłę na opisanie tego wszystkiego. Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobiła. Myślałem, że znaczę dla niej więcej. Faktem jest, że cień jej byłego cały czas wisiał nad naszym związkiem, lecz myślałem, że jest szczęśliwa. Tymczasem wystarczył jeden znak od Klaudiusza, by bez wahania mnie rzuciła. A mówiła, że to ja jestem najważniejszy, że już o nim zapomniała. Kiedy zaproponowała, byśmy razem zamieszkali, byłem pewien, że jej uczucia są prawdziwe. Teraz, po ledwie miesiącu wspólnego mieszkania, muszę się od niej wynieść. Ciekawe, czy zamieszka z Klaudiuszem... Michalino, Michasiu... co w nim jest, czego mnie brakuje?... Naprawdę starałem się ze wszystkich sił być dla niej najlepszy. I okazuje się, że – o rany! Jestem przegrany! Może mogłem o nią zawalczyć, lecz coś mi mówiło, że to syzyfowa praca. Przyznaję bez bicia, oddałem walkowerem jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Prawdziwej miłości, jak określiła swoje uczucie do Klaudiusza, i tak nie pokonam. A co z moją miłością do ciebie – chciałem zapytać – czy ją pokonam? Wolałem jednak jej nie zadręczać. Niech znajdzie swoje upragnione szczęście. Jeśli ja nie mogę jej go dać, to trudno.
  Denerwuje mnie fakt, że teraz będę musiał zamieszkać z kimś obcym, a nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Nie będę jednak wybrzydzał, strasznie ciężko coś znaleźć w środku roku akademickiego. Przejrzałem już chyba wszystkie portale z ogłoszeniami, wolnych jednoosobowych jak na lekarstwo. Mam jednak coś ciekawego na oku. Skoro już o tym mowa, muszę kończyć moje żałosne wywody, wziąć się w garść i iść obejrzeć mieszkanie. Jestem umówiony z tym gościem na dziś w południe. Oby nie był to jakiś psychopata z nieprzemożną żądzą mordu na jakiejś niewinnej istocie. Trzymajcie kciuki!
  Do napisania!
  Marcin

  Dochodziła dziewiąta. Dawid leżał na brzegu swojego łóżka, leniwie unosząc powieki i ziewając. W pokoju panował półmrok. Przez zasłonięte żaluzje przebijała się mętna szarość chłodnego, zimowego poranka. Próbował przekonać siebie, że pogoda nie jest tak paskudna, jak zwiastowało szare, zachmurzone niebo. Jego umysł powoli wskakiwał na właściwe obroty. Poprzedniego wieczora trochę wypił, ale nie tyle, aby teraz żałować. Zbytnio. Kiedy już dochodził do wniosku, że miał coś zrobić, poczuł na swym boku ciepło próbującej objąć go ręki. Początkowo nie zareagował, pozwolił się przytulić. Wyrwał się z zamyślenia. Stanowczo, lecz nie brutalnie wyswobodził się z objęć i usiadł na łóżku. Przesunął dłonią po splątanych włosach, czego szybko pożałował. Nie oszczędzał się w nocy i w tej chwili jego włosy przypominały bardziej efekt pracy pijanego wikliniarza niż dobrze rozczesaną, lśniącą i sięgającą prawie do pasa kaskadę, jaką prezentował na co dzień. Zdjął z dłoni kilka boleśnie wyrwanych włosów i stanął na nogi. Doskonale wiedział, że jego towarzysz go obserwuje. Stanął tak, aby być widzianym z tyłu i obrócił się nieco bokiem. W tej pozie przeciągnął się powoli, jakby od niechcenia napinając kolejne partie dobrze zarysowanych mięśni. Rzucił okiem w stronę łóżka i widząc zadowalający poziom zachwytu wymalowany na twarzy bruneta, który aż podparł się na łokciach, rzucił:
  – Zbieraj się. Niedługo będę miał gościa.
  – Zbieraj się? – powtórzył nieco zaskoczony i rozczarowany mężczyzna.
  – Ach, przepraszam – odpowiedział Dawid miłym tonem. – Już parzę kawę, niosę śniadanie, a potem, jak się już nasycisz, to ci obciągnę. Co ty na to? – uśmiechnął się szeroko.
  – Pieprz się.
  Dawid roześmiał się i nie przejmując się specjalnie, wyciągnął z szafy szlafrok. Brunet ubrał się, na koniec obwiązał się ciasno szalikiem i bez słowa zamknął drzwi od strony klatki schodowej.
  – No, a teraz czas zrobić tu chociaż pozory porządku – mruknął do siebie Dawid.
  Chwycił pilota od mini wieży i włączył ją. Zanim nacisnął przycisk odtwarzania, spróbował zgadnąć, jaką płytę zostawił w środku. Bawił się w zamyśleniu pilotem, jednak nie mając żadnego pomysłu dał sobie spokój i po prostu włączył muzykę. Mieszkanie wypełnił warkot gitar elektrycznych, dudnienie perkusji i krzyk wokalisty. Bathory – pomyślał – Może uda się jednak uratować ten poranek.
  Wspierany śpiewem dającego z siebie wszystko Quorthona wziął szybki prysznic i przeszedł się po mieszkaniu, ustawiając różne rzeczy na ich właściwe miejsce. Dawid nie dbał przesadnie o porządek, ale też nie bałaganił. Sprzątnął talerz, szklanki, poustawiał krzesła, zmył naczynia, odkurzył. O dwunastej miał pojawić się jakiś koleś oglądać pokój, do którego może się wprowadzi. Nie był zadowolony, że nie będzie miał już mieszkania tylko dla siebie, ale cóż było robić. Wywalili go z roboty, a czynsz się sam nie opłaci. Jakoś to będzie. Wybada lokatora, może wyjeżdża na weekendy. Kogoś na pokoju mieć musiał, więc na razie nici z gorących nocy w swoim łóżku – na myśl o poprzedniej uśmiechnął się w duchu. Było nieźle, może nawet rano zrobiliby coś jeszcze, ale nie było czasu. Nic straconego, będzie kolejna okazja. Przeszedł się jeszcze raz po mieszkaniu i zadowolony z efektów swojej pracy rozsiadł się w fotelu, ściszył muzykę i włączył telewizor. Miał jeszcze trochę czasu.
  Punkt dwunasta odezwał się dzwonek do drzwi. Dawid otworzył oczy, nie słyszał już muzyki, w telewizji leciało coś innego niż kojarzył, że oglądał. Potarł dłońmi twarz i ruszył otworzyć drzwi. Spojrzał przez wizjer. Zobaczył wysokiego, szczupłego blondyna, który rozglądał się dookoła. Chłopak nosił okulary.
  Nim Dawid nacisnął klamkę, Marcin już zaczynał się zastanawiać, czy na pewno dotarł pod właściwy adres. Dodatkowo zbiło go z tropu, że otworzył mu wysoki, długowłosy mężczyzna odziany jedynie w klapki i szlafrok. Dawid, widząc zakłopotanie Marcina, spojrzał po sobie, zaśmiał się i zaczął tłumaczyć:
  – Brałem prysznic, sprzątałem i eee... I zazwyczaj wkładam odpowiedniejszy strój przyjmując gości. Nieważne, zapraszam w moje skromne progi.
  – W porządku – Marcin wcale nieuspokojony nieskładnymi wyjaśnieniami, wszedł do środka.
  Progi, jak się okazało, wcale nie były takie skromne. Mieszkanie było utrzymane na dość wysokim poziomie i nie przypominało typowych studenckich apartamentów. Po podłodze nie walały się puszki i butelki, w łazience grzyba ani śladu, nawet tapeta bez zbędnych pretensji trzymała się ściany. Chyba w końcu dobrze trafiłem – pomyślał; i miał sporo racji. W poprzednim mieszkaniu musiał wykazać się dużą zręcznością omijając pozostawione na wykładzinie liczne ślady konstruktywnej krytyki kulinarnej jedzenia i trunków serwowanych przez gospodarza na imprezie z poprzedniej nocy. Ciekawe jak współlokator? Wydawał się nieco ekscentryczny, ale poza tym robił dobre wrażenie. Dbał o mieszkanie, za dużo nie gadał, wyglądał na wyluzowanego. Czegóż chcieć więcej? Po dogadaniu koniecznych szczegółów ustalili, że Marcin przyjedzie z rzeczami późnym popołudniem.
 
  Wypełniona po brzegi taksówka bagażowa podjechała pod blok około godziny piątej. Marcin wziął pierwszy karton i poszedł na górę. Dawid, tym razem stosowniej odziany, zaproponował, że pomoże mu wnieść bagaże. Propozycja została przyjęta z wdzięcznością. Kolejne kartony i walizki sprawnie wędrowały na trzecie piętro. Po jakimś czasie uporali się z zadaniem i Marcin przystąpił do kolejnego, niezbyt przyjemnego etapu przeprowadzki: urządzania się. Wyjmując i ustawiając kolejne książki natknął się na fotografię z ubiegłych wakacji. Na niej czule obejmował Michalinę. Byli wtedy tacy szczęśliwi. Odruchowo ustawił ramkę ze zdjęciem na biurku. Popatrzył na nią w zamyśleniu, po czym zrezygnowany wrzucił ją do szuflady... Skończył dopiero wieczorem i udał się do kuchni zrobić sobie zasłużoną kolację. Na miejscu natknął się na Dawida, który z posępną miną zmagał się z przymrożoną do ściany zamrażarki, owiniętą w folię aluminiową potencjalną kolacją.
  – Na co polujesz? – zagadnął Marcin wesoło, widząc otwartą zamrażarkę i nóż w dłoni Dawida.
  – Na tego małego... – zaparł się – ...upartego... – a widząc, że wysiłek idzie na marne, chwycił nóż oburącz i począł kruszyć lód – ...kotleta.
  Po drugiej próbie triumfalnie podniósł swą zdobycz do góry i zatrzasnął drzwiczki.
  – A tak właściwie to co się stało z poprzednim lokatorem?
  – Nie było poprzedniego. Mieszkałem sam.
  – O, sam w dwóch pokojach? Skąd więc zmiana planów? – zaciekawił się Marcin.
  – Finanse. A dlaczego ty przeprowadzasz się w środku roku?
  Marcin zmieszał się. Nie spodziewał się, że będzie musiał o tym mówić tak szybko. Wolał o tym nie myśleć. Nie chcąc jednak być nieuprzejmym, odpowiedział:
  – Mieszkałem z dziewczyną, ale rozstaliśmy się.
  – Ooo... Widzę, że przyda nam się wsparcie niezawodnego pocieszyciela.
  Marcin nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale po chwili ujrzał, jak Dawid wyjmuje z lodówki pół litra czystej. W pierwszej chwili chciał odmówić. Wiedział, jak działa na niego wódka. W głowie jednak zaświtała mu myśl, że w sumie nie ma nic do stracenia. Może uda mu się na chwilę zapomnieć o swoich problemach.
  Marcin szybko zrobił sobie kanapkę, a w tym czasie Dawid przygotował kieliszki i nalał soku do szklanek. We dwójkę udali się do pokoju Dawida, który szybko zgarnął ze stołu kilka drobiazgów, w tym pudełko od płyty, której okładka była Marcinowi obca. Nie zaskoczyło go to, gospodarz wyglądał na fana cięższych brzmień, którymi on sam się nie interesował. Wolał raczej delikatniejsze, bardziej melodyjne i eteryczne dźwięki. Szkoda, że na tym polu nie mogli znaleźć porozumienia. Miałby jak zacząć rozmowę, bo teraz absolutnie nie miał pojęcia, o czym będzie dyskutował z tym obcym sobie człowiekiem. Podejrzewał, że ma on dobre intencje, lecz Marcin wcale nie miał ochoty otwierać się przed Dawidem. Nim zdążył zupełnie zniechęcić się do wspólnego wieczoru, Dawid wskazał mu miejsce na fotelu, samemu sadowiąc się wygodnie na kanapie vis a vis Marcina. Wódka szybko znalazła swą drogę do kieliszka, a jeszcze szybciej do ich gardeł.
  Początkowo poruszali standardowe tematy. Studiowali oczywiście na tej samej uczelni, Marcin prawo na trzecim roku, Dawid socjologię na czwartym. Po kilku kolejkach atmosfera się rozluźniła i rozmowa zaczęła powoli się kleić.
  – Życie nas nie oszczędza ostatnio, co nie? – zagadnął filozoficznym tonem Dawid, spoglądając w niebieskie oczy rozmówcy.
  – Mnie z pewnością nie. Czyżbyś też miał powody do narzekań? Wybacz śmiałość, ale nie wyglądasz – odpowiedział pytaniem na pytanie. Robił wszystko, aby uniknąć relacjonowania ostatnich wydarzeń ze swego życia.
  – A widzisz, jednak mam. Ale staram się po prostu nie dramatyzować – przerwał i zaczął uzupełniać kieliszki.
  – Co się stało? – zapytał Marcin, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie chciał być wścibski. Sam nie lubił niedyskretnych pytań.
  – Wyleciałem z roboty. Chyba od początku nie spodobałem się szefowi. Może miał kogoś na moje miejsce. Szukał, szukał, aż w końcu coś na mnie znalazł. Wylał mnie za jakąś pierdołę. Ale chrzanić to, wypijmy! – uniósł kieliszek.
  Dawid nie chciał zdradzać podejrzeń co do przyczyny, z jakiej został zwolniony. Pewnego dnia szef powiedział mu, że nie pasuje do reszty ekipy. Dodał przy tym, że nie chciałby widzieć w swoim lokalu podejrzanych typów, wyczekujących, aż jego kucharz skończy pracę. Wtedy stało się dla Dawida jasne, że powodem jest jego orientacja. Skąd jednak u licha szef się o niej dowiedział? Przecież nigdy nie sprowadzał nikogo w miejsce pracy. Raz czy dwa razy spotkał w lokalu kolesia, z którym wcześniej trochę kręcił, ale przecież chłopak przyszedł zwyczajnie na pizzę. Nie, nie mogło chodzić o niego... Wyrwał się z zamyślenia i zapytał Marcina:
  – To jak ma na imię ta dziewczyna, dzięki której spędzamy ten uroczy wieczór?
  Ech... zaczęło się – westchnął w duchu Marcin. Jednak nie czuł już takiego oporu przed zwierzeniami, jak na początku. Nie wiedział, czy zainspirowała go opowieść towarzysza, czy promile, ale słowa same popłynęły z jego ust. Opowiedział, jak poznał Michalinę, jak się w niej zakochał i jak pierwszy raz w życiu zaangażował się tak silnie w związek. Z nutką nostalgii mówił o wakacjach, które spędzili na Mazurach. Tu okazało się, że z Dawidem mają wspólne zainteresowania. Obaj lubią pływanie i wypady nad wodę. Wspomniał też o byłym Michaliny – Klaudiuszu, z którym to rozstanie przeżywała bardzo długo i boleśnie. Przyznał, że obawiał się konkurenta, lecz wspólne mieszkanie uśpiło jego czujność. Tak też doszedł do finału opowieści – rozstania.
  – ... i rzuciła mnie, wróciła do niego – dokończył łamiącym głosem. By ukryć wzbierające w nim emocje chwycił za kieliszek.
  Czas płynął nieubłaganie, w butelce zabrakło pocieszenia, a i oni czuli się coraz bardziej zmęczeni. Uprzątnęli razem ze stołu i życząc sobie dobrej nocy, rozstali się w przedpokoju.
  Dawid zamknął drzwi swojego pokoju. Przystanął w zamyśleniu. W sumie gość jest spoko – pomyślał. Tylko dlaczego tak się martwi? Ile ma lat, żeby robić ze związku małżeństwo? Dziewczyny przychodzą i odchodzą... – zastanowił się, ilu sam miał już partnerów. – Ech... kto by się ich doliczył? Nie ma nikogo nie do zastąpienia. Jak można dać drugiej osobie taką władzę nad swoimi uczuciami? Jedyny sposób to nie angażować się i nie wiązać, z tego wynikają same problemy. Szkoda, że chłopak jeszcze do tego nie doszedł, bo swoją drogą jest całkiem przystojny. Nawet nie szpecą go te grube oprawki, typowe dla nudziarzy z prawa. Przeciwnie, całkiem mu w nich do twarzy. Do tego te ruchy. Co w nich takiego było? Subtelne, pełne gracji. Jakby był jakimś arystokratą czy coś. No i ta uroda. Męski, ale nie brutalny. Kurczę, ma w sobie coś... O, zwolniła się łazienka. Prysznic i spać.

5 kwietnia

  Właśnie wróciłem z basenu, cotygodniowe wyjścia powoli stają się rytuałem. Nie pamiętam, kto pierwszy rzucił taki pomysł – ja czy Dawid, tak czy inaczej świetnie się składa, że oboje lubimy popływać. Dawid w ogóle lubi sport, to pewnie dlatego ma taką sylwetkę. Nie ukrywam, że przy nim na basenie czuję się dość niepewnie. Nie żebym miał kompleksy, jednak bardziej zarysowane mięśnie by mi się przydały. Parę razy w przebieralni dostrzegłem ukradkowe spojrzenia Dawida, lustrujące moją osobę – no cóż, on pewnie po takim porównaniu czuje się mocno podbudowany.  Taki to ma szczęście, nie dość, że podoba się kobietom, to dodatkowo jest pewny siebie, przebojowy, niepokorny. Czasem chciałbym być bardziej podobny do niego, może z odrobiną takiego temperamentu wydałbym się Michalinie bardziej męski. Wtedy może umiałbym ją zatrzymać. Ktoś taki jak Dawid na pewno poradziłby sobie z konkurentem pokroju Klaudiusza... Mam tego dosyć, po co mi to gdybanie? Czasem zdaje mi się że udało mi się wybić ją sobie z głowy, innym razem jednak odczuwam straszliwy żal. Tęsknię za nią, tęsknię za tym, że przy niej czułem się kimś ważnym. Mogłem się w końcu otworzyć przed człowiekiem z krwi i kości, a nie wyłącznie przelewać swoje myśli w notatnik, jak teraz. Dobrze, że na co dzień mam Dawida. Jego obecność i rozmowy z nim bardzo mi pomagają. Gdyby nie on, chyba odszedłbym od zmysłów. Nawet samotnik czasem potrzebuje ucieczki od samego siebie, zrozumienia, rozmowy. Blog nie zawsze wystarcza. Początkowo, gdy się wprowadzałem, myślałem, że nie znajdziemy wspólnego języka, jednak muszę to przyznać – myliłem się. Bałem się trochę, że znów wydam się nudnym snobem z prawa i jak zwykle zabraknie mi ochoty, by zmieniać tę opinię. Dawid jednak, inaczej niż wszyscy, naprawdę chciał mnie poznać i chociaż, jak zwykle na początku, byłem dość skryty, to nie tracił zapału. Poza tym nie ukrywam, że i mi zależało bardziej niż zwykle. Po rozstaniu z Michaliną nie mogłem za długo przebywać we własnym towarzystwie, bo moje myśli zaczynały krążyć w kółko jak zamknięta w słoiku mysz. Krótko mówiąc – dobrze się stało, że znalazłem się właśnie tu, stancja na przykład u jakiejś starszej pani niechybnie przywiodłaby mnie na skraj załamania nerwowego.
  Myślę, że ostatnio muszę strasznie przynudzać, ciągle tylko jakieś użalanie, na przemian z relacjami z życia codziennego. Już minęły czasy twórczych wywodów nad sensem istnienia, rozważań o prawdziwej miłości, odkrywania egzystencjalizmu na nowo. Koniec z filozofowaniem. Chyba studia prawnicze powoli robią swoje. Będę musiał kiedyś wypomnieć to kochanemu tatuśkowi. A tymczasem wracam do życia. Trzymajcie się!
  Marcin

  Dawid, wpatrzony w łazienkowe lustro, cierpliwie próbował ujarzmić grzebieniem mokrą czuprynę. Niedawno wrócili z basenu. Marcin klikał coś na swoim laptopie, Dawid zaś tradycyjnie poszedł natychmiast pod prysznic. Nie cierpiał zapachu chloru we włosach. Teraz stał nagi, podziwiając swoje odbicie. Zamknął oczy i przywołał obraz sylwetki Marcina, którą miał okazję oglądać po raz kolejny na pływalni. Niespodziewanie jego penis zareagował na to wspomnienie. Marcin... Niby nic nadzwyczajnego, ale czemu tak na mnie działa? – pomyślał. Przypomniał sobie smukłe ciało współlokatora, jego tors, prawie niezarośnięty i przeciętnie umięśniony. Zwyczajny, miły chłopak, ale jednak bije od niego jakaś niespotykana aura... Otworzył oczy, uśmiechnął się do siebie w dziwny, demoniczny sposób. Penis był już w stanie pełnego wzwodu. Dawid uświadomił sobie, jak dawno nikogo nie zapraszał na noc. Nie przypominał sobie dłuższej przerwy od czasu, gdy zamieszkał sam. Przez moment dziwnie się z tym poczuł, to nie w jego stylu. Zamiast spędzać wieczory na mieście, przesiadywał w domu z Marcinem. Lubił tego chłopaka, niemniej teraz jego libido domagało się należnej atencji. Dawid pochylił głowę i z dumą spojrzał na swoje przyrodzenie. Jeszcze nigdy go nie zawiodło, a z tego, co wiedział, partnerzy również nie narzekali. Tylko dwa razy w dorosłym życiu trafił w łóżku na hojniej wyposażonych mężczyzn, jednak nawet przy nich nie zrezygnował ze swej pozycji dominującej. Raz, dawno temu, jeszcze jako gówniarz, dał się przelecieć jakiemuś typkowi. Ból fizyczny, który doprowadził go do łez, nijak miał się do psychicznego upokorzenia, gdy tamten po wszystkim nazwał go ciotą i kazał z płaczem biec do mamusi. Od tego czasu Dawid nigdy nie zapłakał, nie omijał też żadnej okazji, by pokazać innym, że jest prawdziwym facetem.
  Stojąc wciąż boso na zimnych kafelkach ujął w dłoń fallusa. Zastanowił się, jak Marcin wyglądałby bez tych swoich granatowych kąpielówek. W myślach począł go rozbierać. Zacisnął powieki... Szkoda, że jesteś hetero, z chęcią bym cię przeleciał... – dłoń mocniej zacisnęła się na penisie i zaczęła miarowo przesuwać się w górę i w dół – ...byłbyś zawsze pod ręką, gdybym miał ochotę. Zobaczysz, byłoby ci ze mną dobrze, ze mną zawsze jest dobrze... Wyobraził sobie Marcina nagiego w jego łóżku. W tym momencie uświadomił sobie, jak bardzo pragnie tego chłopaka. Chciał go całować, dotykać, chciał go posiąść. Fantazjując o współlokatorze, zaczął pieścić się intensywniej, ruchy ręki stały się coraz szybsze i gwałtowniejsze. Po chwili ciszę w pomieszczeniu przerwało stłumione westchnienie. Gęste nasienie zabrudziło zlew i posadzkę. Dawid, gdy już uporał się ze skutkami swojej ekstazy, narzucił szlafrok i skierował kroki do wyjścia.
  – Będzie mój – powiedział w duchu do towarzysza po drugiej stronie lustra.

  Był piątek. Marcin wrócił właśnie do domu po wieczornych zajęciach. Zastał Dawida oglądającego telewizję. Przywitał się, lecz jego nogi pod wpływem zmęczenia i głodu same szybko skierowały go do kuchni. Właśnie kroił ogórka, chcąc zwieńczyć nim prawie gotowe kanapki, kiedy usłyszał dobiegający z pokoju, typowy dla Dawida niski i nieco zachrypnięty głos:
  – Hej! Wbijaj do mnie na browara!
  – Już idę! – Marcin, ucieszony propozycją, szybko dokończył kanapki i ruszył w stronę pokoju. Gdy wszedł, Dawid uśmiechnął się szelmowsko, podniósł się z fotela i wyciągnął rękę. Marcin nie do końca zrozumiał znaczenie wyrazu twarzy Dawida, lecz odstawił talerz i uścisnął  serdecznie dłoń przyjaciela. Mocny i pewny uścisk długowłosego należał do tych, po których od razu wiesz, że twój rozmówca ma do ciebie szacunek. Żadna tam sflaczała dłoń podawana na odczepnego. Uśmiechnęli się do siebie, po czym Marcin rozsiadł się wygodnie na kanapie u boku Dawida i zagadnął:
  – Jak minął dzień? Dostałeś w końcu tę płytę z Allegro?
  – Nie, koleś już mnie wkurza. Miała być dwa dni temu i chyba do niego zadzwonię  - odpowiedział Dawid, podając piwo. W tym momencie przypomniał sobie, po co naprawdę zawołał Marcina. W telewizji zaczynała się kolejna debata na temat legalizacji związków homoseksualnych. Szybko więc dodał, pozorując zaskoczenie:
  – O, znowu będą o tym gadać – wskazał telewizor.
  – O czym? – Marcin spojrzał na ekran.
  – No wiesz, geje, lesbijki, takie tam. Nie mogą się zdecydować, co jest normalne a co nie, kto ma z kim spać i kto z kim hajtać.
  – Aaa... znowu rozchodzi się o legalizację związków partnerskich. Ciekawe, kiedy dojdą do jakiegoś kompromisu?
  Dawid, nie do końca zadowolony z tak niewiele mówiącej odpowiedzi, dopytał:
  – A jak twoim zdaniem powinni to rozwiązać?
  – W sumie nigdy o tym nie myślałem. Co do zasady jestem tolerancyjny. Co kto lubi. Nigdy jednak osobiście mnie to nie dotyczyło, więc nie traciłem energii na niepotrzebne rozważania.
  – Aha. Na moje, też mogliby się dogadać.
  ...Co do zasady jestem tolerancyjny. Dobre i to. Mógł okazać się pieprzonym faszystą – pomyślał Dawid i postanowił zmienić temat.
  – Nudy – wyłączył telewizor. – A jak tobie minął dzień?
  – Nieźle. Dopóki nie zadzwonił mój stary.
  – Czego chciał?
  – Znowu truł, że za mało się uczę, że jak mam być dobrym prawnikiem to muszę się starać. Stary drań! Po prostu chce, żebym był jak on. Ale ja nie chcę. To przez niego jestem na tym kierunku. Przecież to jest zabójstwo dla ducha. Dużo bardziej wolałbym skończyć jako bezrobotny filozof niż stać się niewolnikiem wyścigu szczurów.
  – Stary, nie przejmuj się. Traktuj to jako źródło utrzymania, a w wolnym czasie realizuj swoje pasje. A jeśli masz tego dosyć, rzuć to w cholerę. Spakujemy walizki, założymy kapelę rockową i ruszymy w trasę.
  Marcin spojrzał na niego skonsternowany. Po chwili obaj wybuchnęli śmiechem. Dawid zawsze wiedział, jak poprawić mu humor.
  – Całkiem kuszące, gdyby nie to, że najpewniej umrzemy z przedawkowania, leżąc w kałuży wymiocin.
  – Grunt, żeby były własne.
  Kolejna salwa śmiechu rozbrzmiała w mieszkaniu.

  Kwiecień okazał się bardzo kapryśny. Słoneczne dni walczyły o lepsze z chmurną i wietrzną pogodą. Jednego dnia wychodziło się z domu w krótkim rękawku, następnego zaś trzeba było wyciągać z szafy kurtkę. Marcin, niestety, padł ofiarą tej zmiennej aury. Wychodząc rano na zajęcia stwierdził, że nie czuje się najlepiej. Mimo to zebrał się w sobie i dzielnie pomaszerował na ćwiczenia. Nie miał jednak szczęścia. Gdy po południu wracał z wydziału, zaskoczyła go jedna z kwietniowych szarug. Wpadł do mieszkania doszczętnie przemoczony i drżący z zimna. Dawid wrócił godzinę wcześniej i miał szczęście uniknąć ulewy. Teraz patrzył rozbawiony na przyjaciela, który stał w przedpokoju ociekając wodą. Podszedł do niego, by się przywitać, jednak to, co zobaczył sprawiło, że uśmiech spełzł mu z twarzy.
  – Chłopaku, ty drżysz!
  – To nic, trochę tylko przemarzłem i... – atak kaszlu nie pozwolił Marcinowi dokończyć kwestii.
  Dawid, zdjęty troską, wyciągnął dłoń i dotknął czoła współlokatora.
  – Jesteś rozpalony, musisz natychmiast pójść do łóżka! – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wziął Marcina za rękę i pociągnął za sobą do łazienki. – Trzeba to z ciebie zdjąć! – wyjaśnił zdezorientowanemu chłopakowi i nie pytając o pozwolenie, chwycił za dół koszulki Marcina i zaczął go rozbierać. Mokry t-shirt wylądował na pralce. Dawid ściągnął z wieszaka duży ręcznik i okrył nim nagie ramiona przyjaciela. Rozdygotany chłopak otulił się ciaśniej miękkim materiałem. Gdy jednak Dawid sięgnął do rozporka jego spodni, chcąc pomóc mu je ściągnąć, Marcin zdecydowanym ruchem zatrzymał jego rękę, mówiąc:
  – ... Poradzę sobie...
  Dawid jeszcze raz zerknął z niepokojem na zziębniętego kolegę, po czym wyszedł. Skierował się do kuchni i zaczął przeszukiwać szuflady w zamiarze znalezienia jakichś lekarstw. Z racji, że sam rzadko chorował, nie był przygotowany na takie sytuacje. Nie znalazłszy niczego, narzucił kurtkę i zaczął wiązać glany. Marcin, ubrany w szlafrok, wyszedł z łazienki.
  – Dokąd idziesz? Przecież pada.
  – Skoczę do apteki, sam nie mam żadnych lekarstw, a ty musisz coś zażyć, marnie wyglądasz – wyjaśnił Dawid.
  – Naprawdę nie trzeba...
  – Trzeba, trzeba – przerwał mu.
  – To znaczy... dziękuję, bardzo dziękuję, nie chcę jednak cię kłopotać, zmokniesz i obaj zachorujemy – powiedział Marcin, nie dając się uciszyć.
  – Słuchaj, ja mam końskie zdrowie. Uciekaj do łóżka, a ja niedługo będę z jakąś aspiryną lub czymś innym na przeziębienie.
  Nie czekając na kolejne sprzeciwy, Dawid wybiegł z mieszkania, zostawiając Marcina samego w przedpokoju. Ten, nie mając innego wyjścia, posłusznie ruszył do swojego pokoju, ubrał piżamę i wskoczył do łóżka. Czekało na niego gotowe, gdyż rano nie chciało mu się go składać. Szczęśliwy, że znalazł dobre usprawiedliwienie dla swojego okazjonalnego lenistwa, schował się pod kołdrę i próbował zignorować narastający ból głowy.
  Dawid rzeczywiście niedługo wrócił, chwilę krzątał się po kuchni, po czym przyszedł z kubkiem gorącego napoju.
  – Wypij to, podobno skuteczne – postawił kubek na stoliku obok łóżka, po czym ruszył do wyjścia.
  – Czekaj, dziękuję, naprawdę można na ciebie liczyć... – Marcin uśmiechnął się do Dawida.
  – Nie ma problemu – odpowiedział chłopak i dysząc odgarnął z czoła pasmo mokrych włosów.
  – Czemu jesteś taki zmachany? – zapytał szybko Marcin.
  – Biegłem – Dawid puścił oczko do kumpla, po czym wyszedł zamykając drzwi. W zamyśleniu wszedł do swojego pokoju i usiadł w fotelu. Chcąc nie chcąc, chwycił za jedną z leżących na regale książek. Makrosocjologia nie wzbudziła w nim jednak wystarczającego poziomu zainteresowania, nijak bowiem nie mogła odciągnąć jego myśli od Marcina. W końcu, zrezygnowany, odłożył podręcznik i wyciągnął zza szafy futerał z gitarą. Nastroiwszy ją pospiesznie, zaczął brzdąkać znane tylko sobie melodie, przygryzając przy tym nieświadomie dolną wargę. Palce szybko śmigały po gryfie, kostka jeszcze szybciej szarpała struny. Miał ochotę podłączyć piec i chwycić za elektryczną, nie chciał jednak zbudzić śpiącego za ścianą Marcina. Zadowolił się więc możliwościami gitary akustycznej. Stracił poczucie czasu. Gdy w końcu odłożył instrument na miejsce, za oknami zapadł zmrok... Postanowił sprawdzić, jak czuje się współlokator. Skierował więc kroki w stronę jego pokoju.
  Marcin otworzył oczy, w pokoju panowała nieprzenikniona ciemność. Po omacku sięgnął po stojący obok łóżka kubek z resztą napoju, który już zdążył zupełnie wystygnąć. Krzywiąc się z niesmakiem, przełknął łyk zimnego płynu. Pomyślał o dzisiejszym zachowaniu Dawida. Uśmiechnął się w duchu wspominając jego troskę. Poszedł do apteki, kupił lekarstwo, a wcześniej pomógł mi zdjąć przemoczone ubranie... Przywołanie sceny, jaka miała miejsce w łazience, wywołało, nie wiedzieć czemu, gęsią skórkę na ciele Marcina. Podciągnął wyżej kołdrę. W tym samym momencie drzwi pokoju uchyliły się i Marcin ujrzał sylwetkę wślizgującego się do pokoju Dawida. Snop światła zza drzwi rozświetlił panujący w pokoju mrok, a Dawid począł cichutko skradać się w stronę łóżka. Marcin nie czuł sił i ochoty na jakąkolwiek konwersację, zamknął więc oczy i udawał, że śpi. Długowłosy mężczyzna  przysiadł ostrożnie na brzegu łóżka i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w twarz leżącego obok kolegi. Niepewnie wyciągnął dłoń w jego kierunku, jednak zawahał się i nim uczynił cokolwiek, cofnął rękę. Pochylił się nisko, jeszcze niżej, po czym delikatnie dotknął wargami czoła Marcina.
  – Co robisz? – bardziej zaciekawiony niż zdenerwowany Marcin otworzył oczy.
  – Temperatura spadła – odpowiedział równie zaskoczony, acz wcale niezbity z tropu Dawid. – Jutro może poczujesz się lepiej – podniósł się z łóżka i powoli opuścił pokój.
  Zamykając drzwi uśmiechnął się do siebie. Wszystko zgodnie z planem.
  Marcin, otoczony ciemnością, został sam na sam ze swoimi myślami.

Przeziębienie na szczęście okazało się niezbyt uciążliwe. Po kilku dniach zmagania się z katarem i bolącym gardłem, Marcin wrócił do formy. Teraz siedział z Dawidem na tapczanie w swoim pokoju i w ramach przerwy we wspólnej nauce cierpliwie tłumaczył mu sens notowań giełdowych, wydrukowanych w dzisiejszej gazecie. Interesował się nieco kwestiami ekonomicznymi, więc gdy dowiedział się, że Dawid chce zainwestować część swoich oszczędności, natychmiast zaoferował mu pomoc. Starał się nie przynudzać, jednak widać było, że temat wzrostu wartości akcji powodował wprost proporcjonalny spadek zainteresowania Dawida. Po kilku heroicznych próbach Marcin dał za wygraną:
  – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – rzucił bardziej rozbawiony niż zirytowany.
  – Taa... yyy... znaczy... nie. W sumie to nie – Dawid uśmiechnął się przepraszająco. – Sorry, jak ty możesz interesować się takimi nudami?
  – No dzięki. Sam przecież prosiłeś o pomoc.
  Wymianę zdań przerwało brzęczenie komórki Marcina, oznajmiające nadejście wiadomości. Dawid, siedzący bliżej stolika, wyciągnął rękę i sięgnął po telefon. Nim podał go kumplowi, zerknął na ekran.
  – Uuu... Co ja widzę? Michalinka przesyła wiadomość. Niedobrze, nie powinieneś tego czytać – i siląc się na poważny ton, Dawid schował komórkę za plecy.
  – Ha-ha, bardzo śmieszne. Dawaj to!
  – Powinieneś o niej zapomnieć. Trzeba to usunąć. Robię to dla twojego dobra.
  Marcin wyciągnął rękę i próbował odzyskać telefon, lecz Dawid nie poddał się tak łatwo. Ze śmiechem zaczęli wyrywać sobie aparat. Marcin starał się jak mógł, lecz nijak nie potrafił poradzić sobie z większym i silniejszym od siebie kolegą. W pewnym momencie zdawało mu się, że już go przechytrzył, jednak w tej samej chwili bezlitosny Dawid przewrócił go na plecy, położył na łopatki i przycisnął ciężarem swojego ciała, dając dowód swego bezapelacyjnego zwycięstwa.
  – Poddaję się! – zawołał ze śmiechem Marcin, wypuszczając z dłoni z trudem odzyskany przed momentem telefon.
  Dawid nie zareagował. Śmiejąc się triumfalnie, posłał Marcinowi długie, wymowne spojrzenie. Wyglądał jak drapieżny kot, który właśnie upolował swą zdobycz. W jego stalowoniebieskich oczach pojawiły się figlarne błyski. Marcin, początkowo niespeszony, patrzył w oczy współlokatora, śmiejąc się do niego. Gdy jednak ta dwuznaczna sytuacja zaczęła rozciągać się w czasie, onieśmielony odwrócił wzrok. Dawid jeszcze chwilę bawił się zażenowaniem współlokatora, po czym zwinnym ruchem podniósł się, uwalniając go spod ciężaru swego ciała. Marcin, zarumieniony, usiadł na łóżku. Dawid, chcąc załagodzić atmosferę konsternacji, wziął do ręki telefon i wyciągnął w kierunku Marcina.
  – Trzymaj, wiesz przecież, że żartowałem.
  Marcin bez słowa wziął od niego komórkę i zaczął czytać. Gdy skończył, odłożył telefon na parapet, pozostawiając esemesa bez odpowiedzi. Spojrzał na Dawida i rzucił najbardziej neutralnym tonem, na jaki było go stać:
  – To co? Chyba wrócimy do notatek?
  Dawid przytaknął, pozostawiając bez komentarza drżący od emocji głos przyjaciela. Nie spodziewając się powalających rezultatów, obaj zagłębili się w lekturze.

15 maja

  Postanowiłem coś w końcu napisać. Zniknąłem na tak długo, bowiem ostatnio nie mam zbyt wiele czasu dla siebie, samotne popołudnia i wieczory zdarzają mi się od święta. Tak, tak, też mnie to dziwi. Jeśli jednak myślicie, że nagle, pod wpływem niewyjaśnionych okoliczności stałem się duszą towarzystwa, mylicie się. Prawda, przynajmniej mnie samego, zaskakuje wiele bardziej. Nie wróciłem do M...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin