Jayne Ann Krentz - Oczekiwanie.pdf

(524 KB) Pobierz
Oczekiwanie
Jayne Ann Krentz
Oczekiwanie
1
ROZDZIAŁ 1
Sara Frazer przerwała przeszukiwanie biurka Adriana Saville'a i po raz setny
powiedziała sobie, że to, co robi, jest nielegalne, a może nawet niebezpieczne. I choć nie była
kobietą bez wad, co rodzina wypomniała jej niedawno ze szczegółami, nigdy do tej pory nie
posunęła się do czegoś tak niskiego.
Z drugiej strony Sara była zaniepokojona, zmartwiona, i nastawiona podejrzliwie do
obcego mężczyzny, którego gabinet pospiesznie przetrząsała. Poza tym doszła do wniosku, ze
zwykłym sobie entuzjazmem, że szkoda tracić taką okazję. Kiedy przyjechała przed
dwudziestoma minutami, okazało się, że drzwi do stojącego na uboczu domu Saville'a nie są
zamknięte na klucz. W końcu nie zamierzała niczego ukraść. Szukała jedynie odpowiedzi na
kilka pytań.
Zasuwając szufladę biurka, Sara niecierpliwie rozejrzała się po solidnie wysprzątanym
i utrzymanym w porządku pokoju. Ciekawe, do jakiego stopnia odzwierciedla on charakter
Saville'a? Jeśli schludne wnętrze - drewniana podłoga, proste meble i liczne półki - pasowało
do właściciela, Sara mogłaby wpaść w tarapaty, gdyby znienacka on się pojawił. Atmosfera
gabinetu nie sprzyjała intruzom.
Okno cieplarni wychodzące na zimną i ciemną wodę Puget Sound stanowiło główne
źródło światła. Nad Bainbridge Island zapadał zmrok, a po drugiej stronie zatoki ożywały
światła Seattle. Dom stał na uboczu, pośród sosen i jodeł, ale Sara nie chciała zapalać lampy,
żeby nie zwrócić uwagi jakiegoś przypadkowego przechodnia. Powinna zdążyć przed
zapadnięciem zmroku.
Odwracając się od biurka w stronę półek, zauważyła jabłko i zaskoczona wzięła je do
ręki. Czyżby jej podejrzenia wobec Adriana Saville'a miały jednak okazać się
nieuzasadnione? Sama miała w domu identyczne jabłko i Saville mógł je dostać tylko od
jednego człowieka.
Sara przyjrzała się jabłku pod światło. Wykonano je z kryształu, a ogonek i listek z
delikatnie wyrzeźbionego złota. Sara wiedziała, że ofiarodawca to osoba przywiązująca
znaczenie do złota. W środku kryształu tkwiły pęcherzyki powietrza, które w intrygujący
sposób odbijały światło i sprawiały, że każdy, kto trzymał jabłko w dłoni, zaczynał je
dokładnie oglądać.
2
Fakt, iż Adrian Saville posiadał ten niezwykle atrakcyjny przycisk do papieru,
stwarzał nowe możliwości. Sara stała nieruchomo, obracając jabłko w dłoni i zastanawiając
się nad dalszym działaniem.
- Mogę ugryźć?
Niski, szorstki głos dobiegł od drzwi. Zaskoczona i zawstydzona Sara omal nie
upuściła kryształu, kiedy odwróciła się gwałtownie w stronę opartego o futrynę mężczyzny.
Gorączkowo poszukiwała jakiegoś rozsądnego wytłumaczenia swojej obecności w jego
pokoju. Niestety, sytuacja nieco ją przerosła i Sara szczerze pożałowała, że pozwoliła sobie
skorzystać z okazji i weszła do otwartego, pustego domu.
- Bardzo przepraszam - wyjąkała, czując, iż trzęsą jej się ręce. - Nikogo nie słyszałam.
To znaczy, kiedy przyjechałam, zastałam otwarte drzwi, choć w domu nikogo nie było. Nie
powinnam wchodzić do środka, ale nie chciałam czekać w samochodzie i... - Urwała
gwałtownie, bo coś jej przyszło do głowy. - Pan jest Adrianem Saville'em, prawda?
Patrzył na nią oczami jakby wypranymi z koloru. Sara miała wrażenie, że obcy
mężczyzna prześwietlił ją wzrokiem na wylot.
- Jeśli nie jestem Adrianem Saville'em, to sytuacja staje się jeszcze bardziej
skomplikowana, prawda?
Sara zacisnęła palce na chłodnym krysztale, starając się, aby jej głos zabrzmiał
spokojnie i stanowczo.
- To by oznaczało, że do domu pana Saville'a wtargnęło dwóch intruzów, a nie jeden.
Co rzeczywiście stwarzałoby dodatkowe komplikacje. Myślę jednak, że jest pan Adrianem
Saville'em.
Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi i przyglądał jej się z umiarkowanym
zainteresowaniem.
- Skąd ta pewność?
- Czuje się pan tu jak u siebie, to widać - odparła i pomyślała, że raczej nie zamierzał
zrobić jej krzywdy; w ogóle nie wyglądał na człowieka, który mógłby kogoś skrzywdzić bez
istotnego powodu.
Strach znikł, pozostał jedynie wstyd.
- Mogę wszystko wyjaśnić, proszę pana.
- Czekam niecierpliwie.
Sara się zaczerwieniła. Ostrożnie odłożyła kryształowy przycisk na biurko, z ulgą
odwracając wzrok od dziwnie bezbarwnych oczu.
- A zatem przyznaje się pan do swego nazwiska?
3
- Czemu nie? W końcu jestem u siebie w domu. Mogę się posłużyć własnym
nazwiskiem - odparł, cokolwiek zagadkowo.
- Sara Frazer - przedstawiła się cicho, znów spoglądając mu w oczy. - Siostrzenica
Lowella Kincaida. Mam w domu taki sam przycisk.
- Aha.
Zapadła cisza i zakłopotana Sara usiłowała ją wypełnić dalszymi wyjaśnieniami.
- Przyjechałam tutaj, do pana, bo nie mogę znaleźć wuja Lowella. Dziś po południu
wróciłam z jego letniego domu w górach. Złapałam prom na wyspę i nim znalazłam pański
dom, zrobiło się późno. Nikt nie odpowiadał, gdy zastukałam, a kiedy okazało się, że drzwi są
otwarte, weszłam, żeby na pana zaczekać - zakończyła z nieśmiałym uśmiechem.
- A potem postanowiła pani przeszukać mój gabinet, żeby się czymś zająć? - Nie
odwzajemnił uśmiechu, lecz nie sprawiał też wrażenia zbyt przejętego jej wyznaniem.
Sara odetchnęła głęboko.
- Zauważyłam przycisk - skłamała. - Jest dokładnie taki jak mój. Dał mi go wuj
Lowell kilka miesięcy temu. Pański też jest prezentem od niego, prawda?
- Uhm.
Sara uznała mruknięcie za potwierdzenie.
- Te jabłka są bardzo piękne, czyż nie? Ja trzymam swoje na biurku - zagadała, żeby
ukryć zakłopotanie.
- Czego tu szukałaś, Saro? - spytał Adrian Saville, zwracając się do niej po imieniu i
ignorując jej gorączkowe słowa.
Doszła do wniosku, że nie akceptuje on jej dotychczasowych wyjaśnień. Odetchnęła
głęboko, rozważając możliwe odpowiedzi i postanowiła, że szczerość będzie najlepszym
wyjściem z sytuacji.
- Czegoś.
Kiwnął głową, jakby jej odpowiedź była zupełnie naturalna.
- Czego?
- Właśnie nie wiem - stwierdziła, wzruszając ramionami. - Czegoś, co pomogłoby mi
odszukać wuja.
Adrian przyglądał jej się uważnie przez dłuższą chwilę. Tym razem Sara milczała.
Postanowiła, że będzie równie lakoniczna i małomówna jak Saville.
- Dlaczego sądzisz, że u mnie coś znajdziesz?
- Wuj Lowell powiedział mi kiedyś, że gdyby mu się coś stało, mam się zwrócić do
pana. Parę miesięcy temu podał mi pański adres, a niedługo potem przysłał mi jabłko.
4
- I myślisz, że Lowellowi coś się stało?
- Nie wiem, ale nie ma go w domu w górach.
- Może wybrał się na wycieczkę. Wiedział, że przyjedziesz?
- Przyznaję, że zjawiłam się tam bez zapowiedzi. Usiłowałam się wcześniej
dodzwonić, ale ciągle odpowiadała automatyczna sekretarka.
- Cóż cię więc zaniepokoiło?
Sara spojrzała na niego uważnie.
- Dobrze pan zna mojego wuja?
- Dość dobrze.
- Sąsiadka powiedziała, że wuj wybrał się na polowanie.
Adrian przyjął tę informację w milczeniu.
- Jadłaś kolację, Saro? - spytał po chwili, wychodząc na korytarz.
- Chwileczkę, niech pan zaczeka! - zawołała Sara, idąc za nim. - Nie rozumie pan?
Dogoniła go, kiedy wchodził do niewielkiej, staromodnej kuchni.
- Podobno wybrał się na polowanie.
- A Lowell Kincaid nie uznaje tego typu krwawych rozrywek. Tak, rozumiem. -
Adrian otworzył drzwi lodówki i zajrzał do środka.
- To wszystko przez tę jego dawną pracę - powiedziała szybko Sara. - Zanim przeszedł
na emeryturę, zajmował się dość brutalnymi sprawami.
- Pracował dla rządu - uściślił Adrian. Po namyśle wyjął z lodówki kawałek
zawiniętego w plastykową folię sera i sięgnął do szafki po pudełko z krakersami. - Wiem,
czym twój wuj zarabiał na życie.
- Ach, tak?
- No co z tą kolacją? Jadłaś?
Nie czekając na odpowiedź, zabrał się do krojenia sera, spokojnie i metodycznie.
- Nie miałam czasu - odparła zdawkowo Sara, która przez cały czas myślała o czym
innym.
- Ja też nie. Ser, krakersy i jakieś jarzyny, może być?
- Posłuchaj, Adrianie... proszę pana... Nie jestem głodna. Przyjechałam, żeby zapytać,
czy nie wie pan, co się stało z wujem.
- I postanowiłaś przeszukać mój gabinet. Przykro mi, że nie mogę ci zaproponować
czegoś bardziej wyszukanego, ale późna pora i mierny talent kulinarny to poważne
ograniczenie.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin