Praca wychowawcza w klasach I wyk.8.doc

(145 KB) Pobierz
Praca wychowawcza w klasach I - III

Praca wychowawcza w klasach I - III

 

Spośród wielu koncepcji eksponowanych w szerokiej panoramie współczesnej edukacji na uwagę zasługują następujące:

  1. Szkoły Rudolfa Steinera.
  2. Pedagogika Gestalt.
  3. Koncepcja edukacji skoncentrowanej na uczniu (Carla Rogersa).
  4. Koncepcja edukacji kreatywnej Bernie Neville.
  5. Edukacja „compatibilna” do mózgu ucznia (Susan Kovalik).
  6. Wychowanie bez porażek Thomasa Gordona.

 

  1. Koncepcja Rudolfa Steinera

Pierw­sza tego rodzaju szkoła została założona w 1919 roku w Stuttgarcie w Niem­czech. Powstała ona z inicjatywy Emila Molta, dyrektora fabryki „Waldorf-Astoria”, który chciał w ten sposób stworzyć warunki dla kształcenia dzieci robotników fabryki. Kie­rownictwo w tej szkole objął Rudolf Steiner. On również nadał jej pedagogiczny kształt w oparciu o swoje poglądy antropozoficzne. Antropozofię można określić jako wiedzę o duchowości świata, a ściślej: o siłach duchowych tkwiących zarówno w świe­cie nie­ożywionym, czyli w roślinach, zwierzętach i w człowieku. Podstawowe jego myśli na temat rozwoju i wychowania człowieka są zawarte w książce pt.: „Wy­cho­wa­nie dziecka z punktu widzenia antropozofii”.

Otóż według Stainera na naturę człowieka składają się cztery różne ciała, mia­no­wicie: ciało fizyczne, ciało eteryczne, ciało astralne i ciało jaźniowe. Rodzą się one w ko­lejności wyznaczając stadia lub stopnie duchowego rozwoju. Dla potrzeb rozwa­żań omówię ciało fizyczne i eteryczne.

Otóż, wpierw w łożysku matki, powstaje ciało fizyczne, na które nie oddziałują jeszcze czynniki świata zewnętrznego. Jest zbudowane w całości z materii i podlega tym samym prawom fizycznym, co materia nieożywiona. W odpowiednim czasie nastę­pują fizyczne narodziny. Od tego momentu na ciało to oddziaływać może świat ze­wnętrzny, ale tylko poprzez czynniki fizyczne.

Ciało eteryczne, nazywane także ciałem życia, według tych wierzeń, rodzi się wraz ze zmianą uzębienia, czyli około 7 roku życia dziecka. Nie jest ono zbudowane z materii, lecz stanowią je siły życia, np.: temperament, popędy, nawyk, skłonności, pa­mięć, charakter, sumienie. Siły życia są duchowymi, zasadniczo różnymi od sił fizycz­nych. Do momentu swoich narodzin rozwija się ono pod wpływem sił wewnętrznych, samo z siebie, natomiast od tej chwili oddziaływa ono na ciało fizyczne i samo podlega wpływom otaczającego świata.

Zdaniem R. Steinera do 7 roku życia dziecka oddziaływać można bezpośrednio tylko na ciało fizyczne, gdyż pozostałe ciała nie są jeszcze wystawione na czynniki ze­wnętrzne. Pierwszym zadaniem wychowawców jest więc zapewnienie najkorzystniej­szych warunków rozwoju fizycznego celem prawidłowego ukształtowania organów fi­zy­cz­nych, (głównie zmysłów i mózgu), które sprzyjają rozwojowi ciała eterycznego. Do sił kształtujących te organy Steiner zalicza radość jako wewnętrzne przeżycie dziecka i miłość płynącą z otoczenia. Nieskuteczne, gdyż przedwczesne jest oddziaływanie na myślenie, pamięć, uczucia, postawy, motywy. Najwłaściwszymi środkami wychowaw­czymi są pokaz i naśladownictwo. Wszelkie werbalne pouczenia są nieskuteczne.[1]

Dopiero wraz z narodzinami ciała eterycznego najwłaściwszym środkiem wy­chowawczym jest autorytet i naśladowanie przez wychowanka wzorca osobowego. Rozszerza się również zakres oddziaływania wychowawców na dziecko. Obejmuje: skłonności, nawyki, temperament, charakter, sumienie, pamięć, ale jeszcze nie rozum (myślenie, wnioskowanie, wartościowanie). Poznawanie świata powinno dokonywać się poprzez dostarczone obrazy i porównywania, a nie poprzez abstrakcyjne pojęcia.

Z poglądów Steinera łatwo można wnioskować, iż naczelnym celem wycho­wa­nia jest rozwój duchowości człowieka, przy czym duchowość ta jest ujmowana w kate­go­­riach antropozoficznych. Kształcenie intelektualne nie jest celem autonomicznym, lecz jedynie środkiem służącym osiąganiu celu głównego.

Dziecko w ujęciu R. Steinera nie jest czystą, ale „gęsto zapisaną kartą”. Wycho­wywać to zachowywać się tak, jak zachowuje się ogrodnik pielęgnujący roślinę. „Sztu­ka wychowania polega na tym, że wychowawca stwarza taka sytuację, w której wycho­wanek może się swobodnie rozwijać.”[2] Ponieważ jednak współczesna cywilizacja znie­kształca dobrą naturę człowieka, wychowawca nie może się tylko ograniczać do pie­­gnacji. Powinien on być nie tylko ogrodnikiem, ale także lekarzem. Wychowawca jest także powołany i zobowiązany do tego, aby naprawiać to, co przez cywilizację zo­stało zepsute. Do takiego wkraczania jest on także upoważniony dlatego, że zna „plan całoś­ciowy”, że zna cel, do którego wychowanie człowieka powinno zmierzać. Wy­chowaw­ca jest więc również kapłanem. Tak jak kapłan, który zna drogę prowadzącą do Boga, tak wychowawca posiadający antropozoficzną wiedzę o człowieku wie, jakie powinny zostać zachowane warunki, aby w człowieku mogło się ujawnić jego pełne człowie­czeń­stwo. W tym duchowym przewodnictwie wychowawca musi jednak uwzględniać nie tylko człowieka w ogóle, człowieka uniwersalnego, ale także każdą konkretną jedno­stkę w jej całej niepowtarzalności. Każdy człowiek, każde dziecko jest jedyne w swoim rodzaju i do każdej duszy należy przemawiać odrębnym językiem, za­stoso­wać odrębne środki. Każde dziecko jest „boską zagadką” i zadaniem wychowania jest jej rozwiązanie. Tutaj pomocy udzielić może wiedza o człowieku, którą ma wy­cho­wawca. Jest ona w jego pracy niezbędna, ale jej zastosowanie w każdym przypadku zależy od jego intuicji i wyobraźni. Dlatego wychowawca musi być także artystą. Tylko jako arty­sta trafi on do dziecięcego serca i umysłu.[3]

Wychowawca klasy poznaje swych uczniów już przy rozmowie kwalifikacyjnej i przy badaniach lekarskich. Ma zatem okazję nie tylko obserwować przez kolejne osiem lat rozwój i osiągnięcia każdego dziecka, jego zdrowie, ekspresję itd., ale może prze­de wszystkim nawiązać bliską współpracę z domem rodzinnym. Dziecko musi mieć w szkole poczucie bezpieczeństwa i opieki. „Kto choć raz widział, jak pierwszaki z całą wewnętrzną gotowością zbliżają się do swojej pani lub pana, ten wie, że oto tworzy się więź, której w normalnych warunkach nie wolno po roku czy dwu latach zrywać. Dla ucznia nauczyciel jest psychicznym drogowskazem najwyższej rangi. W tej wczesno­dziecięcej fazie dzieci pracują dla nauczyciela, z miłości do niego. Nauczyciel musi więc na nowo zdobywać tę sympatię i ten kredyt zaufania, ale nie cukierkami ani ustępliwością. Jest przede wszystkim autorytetem, a jego autorytet buduje się na tym, że „czegoś uczy”. Lekcja musi zaciekawić. Nie osiągnie się tego tylko przez tworzenie wyobrażeń, przez metody dydaktyczne. Jeśli nauczyciel sam się nie interesuje zagad­nieniem, to trudno oczekiwać, aby iskra zainteresowania przeskoczyła na ucznia. Cie­kawość jest zaraźliwa ale nie udzieli się bez zarazków (...). Przygotowując temat trzeba zawsze próbować nowych dróg i nowych perspektyw, tak aby dać pożywkę inwencji, zaciekawieniu, osobistemu zaangażowaniu. Nauczyciel, który sam boryka się z jakimś zagadnieniem, poszukuje rozwiązań, a wyłuszczenia kwestii nie uważa tylko za obowiązek zawodowy, oddziaływuje na klasę zupełnie inaczej, niż gdyby referował odgrzane schematy.”[4]

Dziecko i podobnie jak większość dorosłych, uczy się przede wszystkim od ludzi i przez ludzi. Dlatego w szkołach steinerowskich nie używa się podręczników, nawet elementarzy w klasie I. W nauczaniu dominują metody podające. Niewiele jest pomocy dydaktycznych gdyż inaczej niż książka, niż sprzęt, który nie potrafi odpowiedzieć ani zareagować nauczyciel skłania do międzyludzkich reakcji. To, że człowiek-nauczyciel jest medium przez które dochodzi się do wiedzy, ma tak wielkie znaczenie dlatego, że dziecko nie dąży do samej wiedzy, ale do poznania związanych z nią postaw, doświad­czeń, przeżyć. Człowiek jest dla dziecka równie pouczający i waż­ny jak sprawa, o któ­rej mówi. Przede wszystkim nauczyciel zajmuje się dzieckiem, pyta, zagaduje, często zahaczy o to, co dla niego ważne. Uczniowie nie przeżywają lęku przed oceną niedo­sta­teczną, nie boją się ujawniać przed nauczycielem swojej niewiedzy, lecz właśnie okazać mu zaufanie odkrywając przed nim swoje braki. Każdy uczeń pracuje na lek­cjach ina­czej, samodzielnie, a w razie trudności zwraca się o po­moc do nauczyciela.

Angażowanie emocjonalno-motywacyjne uczniów na lekcjach polega naj­częściej na pobudzaniu ich do działalności, która jednak przeważnie ma postać od­twór­czą i dro­biazgowo kierowaną. Nauczyciel stale wydaje im jakieś polecenia, w na­stępstwie któ­rych ciągle wykonują jakieś czynności. Przeważnie zapisują w zeszytach określone no­tat­­ki lub podane teksty, dużo rysują i malują, a w klasach niższych, jest dodatkowo du­żo zabaw ruchowych. Często są chóralne recytacje. Pedagogika ta postuluje bowiem, aby wychowanek był stale czymś zajęty, by coś robił.

W szkołach steinerowskich nie ma ocen, gdyż trudno byłoby w postaci stopnia określić rozwój duchowy. Stopnie wystawiane za wiedzę i umiejętność utrudniałyby osią­gnięcie celu głównego, gdyż zniekształcałyby motywy uczenia się. Pomimo braku stopni jako środka nacisku, uczniowie uczą się nie mniej pilnie niż ich rówieśnicy w szko­łach powszechnych.

Należałoby zadać pytanie, dlaczego pomimo że niezmiennie od prawie osiem­dziesięciu lat panują te same podające metody, pomimo że mało tu środków dydaktycz­nych, a klasy liczą często czterdziestu uczniów, szkoły te istnieją i rozprzestrzeniają się na świecie?[5]

Odpowiadając na to pytanie należy zdać sobie sprawę z faktu, że są one mar­gi­ne­­sem w każdym kraju, akceptowanym przez nauczycieli i rodziców należących do krę­gów antropozoficznych, którzy często czynią to z pobudek światopoglądowych.

Ważnym motywem dla nauczycieli jest to, że dają im one pełną autonomię dzia­łania. W tych szkołach nie ma dyrektorów, a wszystkie decyzje są podejmowane przez całe grono. Autonomia ta w pełni rekompensuje zwiększony wysiłek szerszy zakres odpowiedzialności pedagogów.

 

 

 

 

 

  1. Koncepcja edukacji skoncentrowanej na uczniu
                  (Carla Rogersa)

 

Carl Rogers (1902 - 1987) jest przedstawicielem psychologii humanistycznej, która kładzie nacisk na mechanizmy samorealizacji w życiu człowieka, uwydatnia zna­czenie sfery emocjonalnej w rozwoju człowieka. Akceptuje potrzeby kształtowania całej osobowości, nauczania przez doświadczenie ze szczególnym uwzględnieniem do­świadczeń interpersonalnych.

Na podstawie doświadczeń w pracy nauczycielskiej i psychoterapeutycznej C. Rogers twierdzi, że podstawę zmian w zachowaniu się człowieka stanowi jego wła­sna zdolność do wzrostu i rozwoju, zdolność uczenia się w oparciu o własne doświad­czenia. Nie można nikogo zmienić, nie można przekazać mu gotowych doświadczeń. Dobre rady pozostają z reguły nieskuteczne. Można natomiast stworzyć atmosferę szczególnie sprzyjającą rozwojowi człowieka, konstruktywnym zmianom w jego za­chowaniu, w jego osobowości. Stwarzanie takiej atmosfery C. Rogers nazywa ułatwia­niem (facilitation).

Jak uważa C. Rogers, nie każdy człowiek może być nauczycielem-facilitatorem. Może nim być tylko ten, kto posiada wystarczające zaufanie do siebie i do innych, że (tak, jak on sam) chcą i potrafią się uczyć dla siebie i na podstawie swoich doświad­czeń.[6]

Najważniejszą umiejętnością, którą powinien opanować kandydat na nau­czy­ciela jest umiejętność aktywnego słuchania. Anegdota głosi, że Carl Rogers, gdy słu­chał, do tego stopnia cała jego osoba była w to zaangażowana, że nawet sznurowadła w jego butach słuchały.

Do cech wspierających proces uczenia się C. Rogers zalicza: autentyczność faci­li­­tatora, nagradzanie, akceptację, zaufanie oraz empatyczne rozumienie. Cechy te krót­ko scharakteryzuję.

Szczerość czy też autentyczność jest najbardziej podstawową z tych za­sad­niczych cech. „Jeśli facilitator ukazuje się takim jakim jest wchodząc w relację z osobą uczącą się, nie ukrywa się za maską, z całym prawdopodobieństwem będzie bardziej efek­tyw­ny. Oznacz to, że uczucia, których doświadcza są dla niego dostępne, dostępne jego świadomości. Oznacza to także, że jest w stanie je przeżywać i komunikować w odpo­wiednim momencie. Dowodzi, że wchodzi on w bezpośredni kontakt z osobą uczącą się spotykając się z nią w wymiarze „osoba - osoba”. Jednocześnie świadczy o tym, że jest sobą i nie zapiera się siebie.[7]

Sugeruje więc, że widziany w tej perspektywie nauczyciel może być autentyczną osobą w relacji ze swoimi uczniami. Może być entuzjastyczny, zainteresowany nimi czy zły. Może być wrażliwy i współczujący. Ponieważ akceptuje te uczucia jako własne nie ma potrzeby narzucania ich swoim uczniom. Praca wykonana przez ucznia może mu się podobać lub nie, nie oznacza to jednak, że jest ona obiektywnie zła lub dobra, czy też że uczeń jest zły lub dobry. Po prostu wyraża on swoje emocje wobec tej pracy, emocje, które znajdują się w nim samym. W ten sposób jest on dla swoich uczniów osobą a nie pozbawionym twarzy ucieleśnieniem wymagań programu czy sterylną tubą przez którą wiedza jest przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Nagradzanie, akceptacja, zaufanie - oto kolejne cechy (nastawienia), którymi powinni wyróżniać się facylitatorzy. Przejawiają się one w trosce o uczącą się osobę (ale nie jest to troska ubezwłasnowolniająca), w akceptacji jej indywidualności jako od­dzielnej osoby godnej zaufania.

„Facylitator, który posiada takie nastawienie potrafi w pełni akceptować lęk i wahania ucznia napotykającego nieznany problem jak również jego satysfakcję pły­nącą z osiągnięć. Nauczyciel taki potrafi zaakceptować zdarzające się stany apatii ucznia, jego kapryśne potrzeby zgłębienia zakamarków wiedzy jak i zdyscyplinowane wysiłki prowadzące do osiągnięcia głównych celów. Potrafi zaakceptować osobiste uczucia zarówno zakłócające, jak i ułatwiające proces uczenia się - rywalizację z ro­dzeństwem, nienawiść do autorytetów, niepokój o własną adekwatność. Nagradzanie czy akceptacja uczącej się osoby przez facylitatora jest praktycznym wyrazem jego za­sadniczej wiary i zaufania do możliwości ludzkiego organizmu.”[8]

Kolejnym elementem, tworzącym klimat dla inicjowanego przez siebie samego, opartego na doświadczeniu procesu uczenia się jest empatyczne rozumienie. Kiedy nauczyciel posiada umiejętność rozumienia reakcji ucznia niejako od wewnątrz; ma wraż­liwą świadomość sposobu w jaki uczeń odbiera proces edukacji i uczenia się, wtedy prawdopodobieństwo pełnego znaczenia procesu uczenia wzrasta.

„Tego nastawienia polegającego na wejściu w skórę drugiego, oglądania świata oczami ucznia nie spotyka się prawie w klasie szkolnej. Można przysłuchiwać się tysią­com zwykłych, zachodzących w klasie interakcji nie znajdując ani jednego przykładu otwarcie komunikatywnego, wrażliwego, celnego, empatycznego rozumienia. Kiedy jednak pojawia się, ma nieprawdopodobnie wyzwalający efekt.[9]

Carl Rogers przeciwstawia się tradycyjnemu modelowi edukacji ujmując w po­staci ośmiu założeń jego charakterystyczne cechy:[10]

1. Nauczyciel jest posiadaczem wiedzy, uczeń oczekiwanym odbiorcą.

2. Centralne elementy tej edukacji to wykład i egzamin. Wykład jest dominującą me­todą przekazywania wiedzy, a egzamin mierzy zakres otrzymanej wiedzy.

3. Nauczyciel sprawuje władzę, uczeń jest posłuszny. Obaj są posłuszni władzom szkolnym. kontrola jest zawsze skierowana w dół.

4. Nauczyciel jako autorytet jest centralną postacią tej edukacji. Jest albo bardzo po­dzi­wiany jako erudyta, albo pogardzany jako dyktator, lecz zawsze znajduje się w cen­trum.

5. Występuje tu minimalna ilość wzajemnego zaufania ze strony nauczyciela w sto­sunku do ucznia. Nauczyciel nie oczekuje, że uczeń będzie pracował dobrze bez jego stałej kontroli. Uczeń również nie ma zaufania do nauczyciela - nie wierzy w je­go dobrą wolę, w uczciwość, w kompetencję.

6. Nauczyciel wierzy, że uczniem najlepiej się kieruje trzymając go w przerywanym lub stałym stanie strachu. W dzisiejszych czasach nie ma tak wiele kar fizycznych jak niegdyś, ale publiczna krytyka, wyśmiewanie i stały lęk przed popełnieniem błędu są jeszcze silniejsze. Ten stan lęku zdaje się wzrastać w miarę wznoszenia się po drabi­nie edukacyjnej, ponieważ student ma najwięcej do stracenia.

7. Uczniowie nie decydują o celach, treściach i metodach edukacji, nie mają głosu w spra­wie tego, kto ich będzie uczył. Nauczyciele często również nie mają w tych sprawach głosu. Nie uczą się więc podejmowania decyzji i ponoszenia odpowie­dzialności za ich realizację.

8. W szkole nie ma miejsca dla całej osobowości. Jest tam tylko miejsce dla jej inte­lektu. Ciało jest tolerowane, a emocje całkowicie ignorowane.

W miejsce krytykowanej, a nawet ośmieszanej edukacji tradycyjnej C. Rogers pro­ponuje inny model edukacji. Jest to model PCA (Person Centered Approach - po­dej­ście skoncentrowane na osobie). W tym modelu edukacji najważniejszy staję się kli­mat psychologiczny ułatwiający uwalnianie się i działanie indywidualnej siły (władzy) przy­znawanej jednostce w zakresie autentycznego i twórczego kierownictwa swoim ży­ciem. Oto ów model:

1. Warunek podstawowy: nauczyciel (facilitator) ma wystarczająco duże zaufanie do sie­bie i do innych (uczniów), aby wierzyć, że inni - tak jak on sam, potrafią myśleć o ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin