Jerry Ahern - Krucjata 20 - Mid Wake.pdf

(1375 KB) Pobierz
JERRY AHERN
KRUCJATA MID-WAKE
Przełożył: Tomasz Stecewicz
Tytuł oryginału: The Survivalist. Mid-Wake.
Data wydania oryginału: 1988
Data wydania polskiego: 1992
Walterowi, Robercie i Leslie, Wally’emu, a ponadto tym, którzy zaprzyjaźnili się z
rodziną Rourke’ów i Ahern’ów, życzę wszystkiego dobrego...
Od autora
Jim Foley ze spółki „Dacor” posiadł umiejętność życia pod wodą. Będąc entuzjastą
przygód Johna Rourke’a, pomagał autorowi „Krucjaty” w pracy nad niniejszym tomem.
Wiedza i umiejętności Foleya znacznie wzbogaciła Mid-Wake.
Dziękuję, przyjacielu.
Jack Crain z Weatherfort (stan Teksas) projektuje i wyrabia noże wyposażone w
zestawy umożliwiające przetrwanie.
Kogóż innego mógłby poprosić John Rourke o najlepszy w świecie nóż?
Wielkie dzięki, przyjacielu.
Jerry Ahern Commerce, Georgia Marzec 1987
Rozdział I
Amerykanin przyglądał się muszli wyrzuconej przez morze. Nie została jeszcze
oszlifowana do połysku przez wilgotny piasek, którego pojedyncze ziarenka nadal do niej
przylegały.
John spojrzał na linię horyzontu. Słońce barwiło morskie fale na pomarańczowo.
Pamiętał, jak kiedyś (jak to już dawno temu!) przykładał do ucha muszlę, którą jego ojciec
przywiózł z Karaibów. Słyszał ten sam dźwięk, lecz teraz szum zdawał się wszechobecny.
Rourke przykucnął przy zbliżającej się grzywie białej piany, którą niosła fala. W dłoni nadal
trzymał konchę. Znalazła się tu niedawno i mięczak, który ją zamieszkiwał, nie był reliktem
przeszłości. Morze wciąż żyło.
Niemal ćwierć mili dalej stała Natalia. Rourke obserwował ją uważnie. Fale łagodnie
obmywały stopy dziewczyny.
Wyrzucił muszlę i opłukał rękę z piasku.
John stanął wyprostowany. Wiatr wzbijał delikatną mgłę zimnych kropli. Doktor
podniósł kołnierz skórzanej kurtki. W kieszeni dżinsów znalazł zapalniczkę i wyciągnął
cienkie, ciemne cygaro. Koniec cygara był już prawie urwany, więc Rourke go odgryzł.
Próbował je zapalić, osłaniając płomień dłońmi. Ciągle spoglądał na Natalię.
Obserwował ją. Miała na sobie wojskowy uniform. Kabury na biodrach ściągały poły
rozpiętej
czarnej
kurtki.
Wiatr
smagał
jej
kruczoczarne
włosy.
Odczyt
dalmierza
umieszczonego w hełmie wskazywał, że dzieli ich sto dwadzieścia pięć metrów. Uregulował
translokator w tornistrze: jej twarz powiększyła się w zbliżeniu. Dziewczyna była śliczna. I
nie wyglądała na Chinkę. Uzbrojona jak zawodowiec. Jej wysokie, czarne buty były
wykonane z jakiegoś gładkiego tworzywa, które wyglądało jak naturalna skóra. Podobne buty
major widział kiedyś u chińskich żołnierzy. Miała długie nogi. Zdecydowany krok pasował
raczej do mężczyzny.
Kierenin uśmiechał się. Zanurzył się, rozpościerając skrzydła, splótł dłonie. Schodził
w głąb rytmicznie poruszając nogami.
Jego ludzie czekali. Popłynął w ich kierunku. Sześciu dowódców drużyn zbliżyło się
do majora.
- Wybierzcie sześciu ludzi - rzekł Olaf Kierenin. - Po plaży spaceruje kobieta. Jest
sama. Chcę ją mieć. Aleksander, zajmiecie się tym.
- Tak jest, towarzyszu majorze. - Podporucznik skinął głową. Kiedy mówił, z zaworu
bezpieczeństwa na szczycie hełmu wydobywały się pęcherzyki gazu. - Ale, towarzyszu
majorze, sześciu moich ludzi na jedną Chinkę?
- To nie Chinka. Jest uzbrojona. Trzeba przedsięwziąć jak najdalej posunięte środki
ostrożności. Chcę mieć ją żywą. - Kierenin starał się nie myśleć o pytaniach podporucznika.
Mężczyzna po jego prawej stronie nic nie mówił. Major zwrócił się do niego: - Borys,
będziesz dowodził atakiem dywersyjnym na chińską stację energetyczną. Nie bierz żadnych
jeńców prócz oficerów, chyba że rozpoznasz kogoś ważnego.
- Tak jest, towarzyszu majorze.
Skrzydła Kierenina rozpostarły się szerzej, kiedy major skierował się ku powierzchni.
Dwaj żołnierze Specnazu, którzy stanowili jego asystę, płynęli teraz za nim. Pozostali
rozdzielili się. Kapitan Borys Fiedorowicz wziął pod swoją komendę czterech oficerów, zaś
Aleksander zasygnalizował członkom swego oddziału, by dołączyli do niego. Młody oficer z
sześcioma żołnierzami Grupy Specjalnej minął Kierenina.
Ekstraktory wodoru Stalowych Delfinów pracowały na najwyższych obrotach.
Żołnierze przeprowadzali ostatnią kontrolę osprzętu pław, potem wsiadali na swoje maszyny i
podrywali je, włączając silniki. Borys Fiedorowicz zawisł poniżej Kierenina na prawym
skrzydle oddziału. Na znak dany przez Fiedorowicza Stalowe Delfiny utworzyły szyk
podobny do wachlarza. Płynęli wzdłuż krawędzi szelfu. Do plaży mieli mniej więcej kilometr.
Kierenin spojrzał na zegarek. Wszystko przebiegało ściśle według planu. Dotrą na miejsce za
jakieś pięć minut.
Kierenin ruszył ku powierzchni. Wstrzymując oddech, wypłynął na przybrzeżną
płyciznę. Powód tego pośpiechu był prosty - panicznie bał się przebywania pod wodą. Odbył
seans terapeutyczny pod hipnozą i dopiero teraz przestał go prześladować irracjonalny lęk
przed uszkodzeniem skafandra.
Był teraz około dwudziestu pięciu metrów od nieznajomej. Stanął na mieliźnie,
odłączając hełm od skafandra. Zanurzył twarz w wodzie i zrobił wydech. Gdy podniósł
głowę, odpiął zatrzaski i zdjął hełm. Znów wydech, potem głęboki wdech. Major czuł teraz
lekkie pieczenie gardła i kanałów nosowych. Była to zwykła reakcja organizmu przy
przechodzeniu z oddychania tlenem z butli na oddychanie powietrzem atmosferycznym.
Aleksander i jego ludzie wynurzyli się na powierzchnię, niektórzy mieli już uchylone
hełmy, inni wyciągnęli już pistolety. Podporucznik dał znak, żeby schowali broń.
Kobieta niczego nie zauważyła, nadal wolno przechadzała się po plaży. Kierenin
Zgłoś jeśli naruszono regulamin