Pickart Joan Elliot - Wspomnienia.rtf

(254 KB) Pobierz

 

 

JOAN ELLIOTT PICKART

,,WSPOMNIENIA”

Przełożyła Anna Lipińska

 

 

 

 

Willow Hill 5 września 1892

 

Kochany Pamiętniku!

Lato oficjalnie zakończyło się razem z zachodem słońca w Dzień Pracy. To ode mnie zależy, co zatrzymam w pamięci jako cudowne wspomnienia z tego długiego, ciągnącego się w nieskończoność sezonu, a co wyrzucę jako nieistotne.

Postaram się zapomnieć o wszystkim, co było monotonne i nudne: krykiet na trawie, przechadzki wzdłuż brzegu morza, niedzielne popołudniowe przejażdżki w powozach prowadzonych przez głupawych młodzieńców z wykrochmalonymi, białymi kołnierzykami, bezmyślne pogawędki, herbatniki podawane z kanapkami z ogórkiem i ciasteczkami polanymi zbyt słodkim lukrem.

Co pozostanie mi w pamięci z tego ponurego lata?

Zostajemy tu jeszcze, zamiast tak jak pozostali "letnicy" - jak nazywają nas mieszkańcy Haven Port -wrócić do miasta. Nasz dom w Nowym Jorku jest w kompletnej przebudowie i ku irytacji Papy, robotnicy jeszcze jej nie zakończyli. Jestem z tego nawet zadowolona, wolę ciszę i samotność w Maine niż hałas i nie kończące się wizyty. Niezłe myśli jak na dwudziestoletnią, niezamężną dziewczynę. Jeżeli Mama to przeczyta, na pewno przerazi się, że zostanę starą panną. Kiedy tak siedzę w swoim ulubionym miejscu -oknie sypialni, ciemności zapadają jak ciężka kurtyna.

Wiem, że jedyne wspomnienia tego lata, którymi będę się cieszyć, to wspomnienia o nim.

Nie znam ani jego imienia, ani dźwięku jego głosu, ani koloru oczu. Jego włosy mają odcień zboża, ma szerokie ramiona, jest wysoki i silny.

Obserwowałam go z daleka. To nasz ogrodnik, opiekun tego, co stworzyła natura. Dziwna tęsknota wypełnia moją duszę na jego widok, nawet na wspomnienie o nim. Wydaje się być przystojny i w jakiś sposób niedostępny dla mnie. Nigdy nie znajdę dość odwagi, by podejść do niego i porozmawiać.

Czas iść spać i może... może... będę śniła o nim.

Dobranoc.

Twoja

Arminta Masterson.

 

 

Rozdział pierwszy

 

 

Willow Hill 4 września 1990

 

Wspomnienia.

To słowo odbiło się echem w myślach Minty Westerly. A zaraz potem przed jej oczami pojawiły się sceny z przeszłości, niektóre jasne i czyste jak kryształ, inne zaś, choć lekko przymglone, ciągle jeszcze wyraziste.

Wyłączyła silnik swojego granatowego BMW, ale nie wysiadła z samochodu. Trzymając kierownicę, wpatrywała się w wielki dwupiętrowy dom, a jej spojrzenie uporczywie zatrzymywało się na oknach drugiego piętra,

Z drugiej strony domu znajdował się pokój, w którym mieszkała podczas owego lata. Uwielbiała tę sypialnię, a zwłaszcza jej okno wyłożone miękkimi poduszkami, gdzie spędzała godziny, marząc o przyszłości.

Miała osiemnaście lat, kiedy ostatni raz była w Willow Hill, w Haven Port, Maine. Wydawało jej się, że minęły wieki od tamtego czasu. Niedawno obchodziła swoje trzydzieste urodziny. Trzydzieste. Boże, gdzie podziały się te lata?

Dom wciąż wyglądał tak samo. Jego liczne okna przypominały wszechwiedzący oczy, które nie przepuściły ani jednego szczegółu z życia poprzednich pokoleń. Przez dziesiątki lat cedrowe gonty, dotykane natarczywą dłonią żywiołów, przybrały piękny, perłowy, niebieskoszary odcień, dodając wdzięku majestatycznej budowli.

Weranda była teraz pusta, ale we wspomnieniach, które zaczęły płynąć wartkim strumieniem, Minta widziała białe wiklinowe meble wyłożone miękkimi poduszkami, słyszała głosy, śmiechy i prawie poczuła w ustach smak cierpkiej, świeżo przyrządzonej lemoniady.

To lato, kiedy miała osiemnaście lat, było tak dawno temu, ale dla niej pozostało niezapomniane. Lato pełne leniwych dni, namiętnych nocy i lekkomyślnego lekceważenia wszelkich reguł i obyczajów.

To było lato pełne tajemnic, lato Chisma Talberta.

Minta potrząsnęła głową, jakby chciała otrząsnąć się z przeszłości, która osiadła na niej jak jedwabne nici pajęczyny. Wysiadła z samochodu i z pęku kluczy na złotym kółku wyjęła ten jedyny. Wiedziała, że właśnie nim otworzy wejściowe drzwi domu. Zabrała torebkę i sweter z siedzenia.

Wspomnienia.

Zamknęła na chwilę oczy. Wzięła głęboki oddech, rozkoszując się ostrym, świeżym powietrzem znad zatoki, rozciągającej się za domem, za wspaniałym wzgórzem pokrytym bujną trawą, zapraszającą do zrzucenia butów i wtulenia palców w jej aksamitna miękkość.

Powoli otworzyła oczy, ogarniając spojrzeniem wszystko dookoła siebie: lekką mgiełkę nadciągającą od strony oceanu, srebrzystą szarość popołudniowego nieba i stojący nie opodal dom. Minta zadrżała. Nagły podmuch wiatru przyniósł wspomnienia pewnej zimnej nocy. Podeszła do bagażnika, żeby wyjąć swoje rzeczy i nagle zatrzymała się. Poczuła, że własne teraz musi wejść do domu, tak jakby jakiś tajemniczy głos zmuszał ją do pośpiechu. Szybko wbiegła po schodkach na ganek, przekręciła klucz w zamku. Zasuwy łatwo ustąpiły, wpuszczając ją do środka. Wstrzymała oddech i uśmiechnęła się, wchodząc do salonu.

Minionych dwanaście lat jakby odeszło. Znowu była w Willow Hill i nic się nie zmieniło. Drewniane podłogi połyskiwały spod wyplatanych dywaników, błyszczały dębowe meble, a w powietrzu unosił się zapach olejku cytrynowego.

Wygodna sofa i krzesła stały tam gdzie zawsze, zapraszając, żeby usiadła i zapadła się w ich głębię. Kolor wzorzystego obicia, choć lekko spłowiały, ciągle jeszcze przypominał ogród w słoneczny dzień. Kamienny kominek z solidnym dębowym gzymsem obiecywał trzaskający ogień pełen ogrzewających, pomarańczowych ogników.

Minta przeszła, przesuwając dłonią po delikatnej, wypolerowanej kuli zwieńczającej poręcz schodów. Położyła swoje rzeczy na krześle i szła dalej, upajając się widokiem wszystkiego, co widziała: olejnych obrazów z morskimi pejzażami, wiszących na ścianach, niezliczonej ilości książek na pólkach, zdjęć w starych ramach, stojących na kominku.

Nie zapomniała najmniejszego szczegółu. Weszła do pokoju jadalnego i zawahała się przez chwilę, stojąc przez drzwiami. Wyobrażała sobie, że czuje zapach świeżo upieczonej szarlotki. Cynamon i słońce, śmiech i jasne serce, młodość i jej niewinność - to wszystko znajdowało się za tymi drzwiami, w wielkim, pełnym blasku, żółtym pokoju, gdzie spędziła tyle cudownych godzin.

"Nie - pomyślała - nie mam już osiemnastu lat." Po raz pierwszy była w Willow Hill sama. I nie było już ani cynamonu, ani słońca, ani śmiechu wypełniającego pokoje starego domu, tylko cienie szarzejącego nieba i wspomnienia.

Jej uśmiech zgasł i ogarnęło ją znużenie. Weszła do kuchni.

W tym samym momencie otworzyły się drugie drzwi i wszedł mężczyzna, niosący naręcze drewna na opał. Minta wstrzymała oddech. Mężczyzna zamarł w bezruchu. Ich oczy spotkały się. Czas się zatrzymał.

Minta poczuła dziwny szum w uszach, złapała oddech i zamrugała oczami.

"To niemożliwe. - Jej myśli biegły jak szalone. - To nie on stoi przede mną, przygważdżając spojrzeniem swoich niesamowitych, czarnych oczu. To nie może być on." Ubrany w dżinsy i błękitną flanelową koszulę. Dojrzały mężczyzna o pięknym ciele, szerokiej piersi, silnych ramionach. Jego włosy były mocne i połyskujące, z odcieniem hebanu.

To nie mógł być on. Ale był. Chism Talbert.

Minta nie mogła się poruszyć. Mogła tylko patrzeć i myśleć.

"Szlag by to trafił" - pomyślał Chism. Poczuł zimny skurcz i ból w brzuchu. Minta. Była ostatnia osobą z rodziny Westerly, której mógł się tu spodziewać.

Ale nie była już tą osiemnastoletnią dziewczyną, którą pamiętał. Przed nim stała kobieta, w dodatku niezwykle piękna. Nie nosiła już końskiego ogona. Teraz jej faliste, kasztanowe włosy sięgały ramion. Ten sam pozostał tylko wzrost i czekoladowy kolor oczu.

Jej ciało, dawniej zbyt szczupłe, nabrało bardziej kobiecych kształtów. Pełne piersi sterczały pod bladozieloną jedwabna bluzką, a zgrabne biodra i długie nogi delikatnie rysowały się pod luźnymi spodniami khaki.

Fala gorąca przepłynęła przez ciało Chisma i od razu wiedział, co to znaczy. To było pożądanie. Poczuł złość kipiącą w środku i zacisnął mocno szczęki.

-              Cześć Minto - powiedział głosem niskim i szorstkim.

-              Cześć Chism - odpowiedziała cicho.

"Wspomnienia - pomyślał Chism, kiedy usłyszał jej głos. - Ona budzi tyle cholernych wspomnień."

Jej delikatny głos spowodował, że powietrze wypełniło się aurą zmysłowości. Melodyjne brzmienie spłynęło na Chisma, drażniąc go, rozbudzając ognistą namiętność gdzieś w głębi ciała. Podobnie jak złość.

Oderwał od niej wzrok i popatrzył na drewno, które wciąż trzymał.

-              Przygotuję ci kominek. Będziesz mogła rozpalić ogień, kiedy będziesz chciała. Przyniosłem trochę białej brzozy, to na początek, i trochę dębu - dłużej się pali.

"Na litość boską, Talbert - powiedział sobie - zamknij się. Wygłosiłeś cały wykład na temat drzewa na opał, jak gdyby to była najważniejsza rzecz, która miałeś kiedykolwiek do powiedzenia."

-              To potrwa tylko chwilę i wychodzę.

Chism skierował się w stronę wyjścia. Minta zeszła mu z drogi i złapała za poręcz krzesła, gdyż drżące nogi nie pozwalały jej stać spokojnie.

-              Nie... nie wiedziałam, że znów mieszkasz w Haven Port - powiedziała.

Chism zatrzymał się dokładnie naprzeciwko niej. Ich oczy znów się spotkały.

-              Nie mieszkam - odparł.

-              Och, więc odwiedzasz ojca? Ale to on zawsze zajmował się otwieraniem, przygotowywaniem i zamykaniem domów i...

-              Mój ojciec nie żyje - powiedział Chism i wyszedł z kuchni.

-              Przepraszam, nie wiedziałam, że... - Nagle Minta zdała sobie sprawę, że mówi do siebie. Padła na krzesło i przyłożyła dłonie do zimnych policzków.

Chism Talbert. Kiedy matka dzwoniła do głównego zarządcy, prosząc o otwarcie i przygotowanie domu w Willow Hill, Minta była pewna, że zrobi to, tak jak zawsze, Ernest Talbert, Tal, jak go wszyscy nazywali.

Tal umarł? Kiedy? Nie był przecież taki stary. Czy był chory? Dlaczego Chism otwierał Willow Hill, skoro nawet nie mieszka w Haven Port? Na pewno poprosił sprzątaczkę, żeby zrobiła porządek, a sam zajął się przynoszeniem drewna na opał. Och, Boże, Chism tu jest!

Minta potrząsnęła głową i wstała. Powiedziała sobie, że jakoś to wytrzyma. On tylko przyniesie zapałki i wyjdzie. Zejdzie jej z oczu i z myśli. Żaden problem.

Och, kogo ona oszukiwała? Już dawno temu Chism wkradł się w jej serce. Cholera, nie chciała go w swoim domu. Był niebezpieczny. Czuła pożądanie pulsujące w ciele, kiedy on patrzył na nią swoimi czarnymi oczami. Zatracała wtedy poczucie czasu, miejsca i...

"Cześć Minto..."

Jego niski, zmysłowy głos... Nikt nie potrafił wypowiedzieć jej imienia tak jak on, tak, że brzmiało jak intymna pieszczota.

"Wystarczy, Arminto Masterson Westerly - powiedziała sobie - już dość." Postanowiła, że wyjdzie przez pokój do samochodu i przyniesie swój bagaż. A Chism, jeśli chce, może się bawić tym drewnem na opał do woli, po czym zabierze stąd swoje piękne ciało i wtedy, dzięki Bogu, będzie po wszystkim.

Minta dumnie zadarła podbródek i wyszła z kuchni. Krocząc zamaszyście, przeszła przez pokój jadalny i weszła do salonu, cały czas powtarzając sobie uroczyście, że ani razu nie spojrzy w stronę kominka.

W połowie drogi przez salon zerknęła na kominek. Zwolniła, zmrużyła oczy. Zgarnęła kluczyki z krzesła i wyszła z domu.

"Jak on śmiał, ten Chism Talbert! - pomyślała, wpadając w gniew i otwierając bagażnik BMW. - Jak on śmiał tak się zmienić: z chudego, ładnego chłopca, w przepięknie umięśnionego, zabójczo przystojnego, trzydziestojednoletniego mężczyznę? Co on sobie wyobraża? Kim on jest, że mu wolno tak po prostu wtargnąć do jej domu po tych wszystkich latach!?" Jak gdyby nigdy nic, otworzył drzwi i wszedł prosto w jej... Życie?

"Nie!" - pomyślała, wyciągając dwie ciężkie walizki i stawiając je na ziemi. Zatrzasnęła bagażnik i podniosła rzeczy. Jej ramiona od razu zaprotestowały przeciwko ciężarowi.

"Chism należy do przeszłości - myślała - i powinien być dawno zapomniany. A to, że wspomnienia ciągle bolą, ciągle ją nachodzą, to jest rzecz, o której on się nigdy nie dowie."

Była prawie u wejścia, gdy nagle otworzyły się drzwi, a zza nich wyłonił się Chism. Jego twarz zdradzała wzburzenie. Bez słowa wziął od niej walizki i odwrócił się w stronę domu.

-              Zawsze bierzesz na siebie więcej, niż możesz unieść - powiedział cierpko.

Minta weszła do domu za nim.

-              A cóż to stwierdzenie ma znaczyć?

-              Domyśl się - odparł. - Czy używasz tej samej sypialni, co zawsze?

-              Tak, ale...

-              Dobrze.

Wszedł po schodach, niosąc walizki z taką łatwością, jak gdyby były wypchane puchem. Minta pospieszyła za nim. Wszedł do pokoju i postawił bagaż na podłodze.

Kiedy Minta przekroczyła próg sypialni, delikatne "och" wydobyło się z jej ust. Musnęła ręką łóżko, niską bieliźniarkę z lustrem i stołeczkiem stojącym przed nią. Na małej półce wciąż leżały pluszowe zabawki, książki, kryształowe pudełko ze wstążkami, pusta butelka po oranżadzie, mosiężny świecznik ze śladami stwardniałego wosku i nieskończona ilość innych pamiątek. Każda z nich przynosiła wspomnienia.

Minta ogarnęła spojrzeniem okno wyściełane miękkimi poduszkami. Przez lśniące, czyste szyby widziała morze, nad którym zbierała się ciemniejąca mgła.

Zobaczyła siebie samą, biegnącą boso nad brzeg morza, z twarzą jaśniejącą szczęściem i sercem śpiewającym z radości. Widziała siebie osiemnastoletnią, biegnącą wprost w silne ramiona Chisma Talberta.

- Wspomnienia - powiedziała, nie zdając sobie sprawy, że mówi na głos.

Chism przeniósł spojrzenie z Minty na świecznik. Pamiętał siebie, stojącego nad brzegiem morza, niecierpliwie wyczekującego na sygnał od Minty. Sygnał mówiący, że idzie do niego. Pamiętał światełko błyskające z okna jej sypialni.

Z sercem bijącym jak szalone, ciałem napiętym do granic wytrzymałości odliczał sekundy, które przeciągały się w minuty. Ale zaraz Minta była z nim, w jego ramionach, pachnąca kwiatami, rozkosznie wtulona w niego. A kiedy całował jej usta, smakujące jak słodki nektar, upajał się tym jak bardzo spragniony mężczyzna.

Miał dziewiętnaście lat, kiedy wszystko się skończyło, ból zdrady ściskał jego serce i targał jego duszą.

Od tego czasu poprzysiągł sobie, że już nigdy nie pozwoli zrobić z siebie głupca.

-              Wspomnienia? - powiedział szorstko. - To strata czasu. Po co zaprzątać sobie nimi głowę, wyciągając stare sprawy? - Przerwał na chwilę. - To ja idę. Gdyby mnie... pani do czegoś potrzebowała... jako wynajęty personel, służę.

Odwróciła się do niego i zmarszczyła czoło.

-              Skąd ten sarkazm, Chism? - zapytała z nutą złości w głosie. - Jeżeli to ma cokolwiek wspólnego z owym latem, kiedy byłam tu ostatni raz, to nikt inny, tylko ty wyciągasz stare sprawy. Poza tym to nie ty byłeś, powiedzmy, zranioną stroną.

Zdziwienie odmalowało się na twarzy Chisma. Zaśmiał się krótkim, ostrym śmiechem pozbawionym rozbawienia. Założył ręce na piersiach i popatrzył na nią bez śladu uśmiechu na ustach.

-              Ja nie byłem zranioną stroną? - Potrząsnął głową.-               Oj, Arminto, chyba zmieniasz fakty według własnego widzimisię. Ale wy, letnicy, jesteście przyzwyczajeni do tego, że wszystko jest tak, jak sobie tego życzycie. My, mieszkańcy Maine, jesteśmy zwykłymi prostakami, którzy nie boją się prawdy, stają wobec niej twarzą w twarz i żyją własnym życiem. Ja nie byłem zranioną stroną... To naprawdę bardzo ciekawe.

Minta założyła ręce na biodra i próbowała zbić go, z pantałyku.

-              Może się okazać, panie Talbert, że to pańska pamięć szwankuje. Poza tym myślę, że ten temat nie jest wart dłuższej dyskusji. - Przerwała na moment i zmarszczyła bardziej czoło. - Albo nie, do cholery, porozmawiajmy o tym! Osobiście od tamtego czasu nie pomyślałam o tym ani razu!

"O Boże, co za kłamstwo. Wspominała to wszystko tysiąc, dziesięć tysięcy razy."

-              Ale ty nosisz w sobie jakiś uraz - dodała. - To ty przekręcasz fakty, jak ci się podoba.

-              Wcale nie przekręcam!

Ogarnęło ją znajome znużenie, skuliła się tak, jak gdyby było zimno.

-              Och, Chism, przestań. Nie chcę się z tobą kłócić. Po prostu nie mam na to siły, a przypominanie spraw z tamtego lata niczego nie zmieni. Poza tym nie jest to powód, dla którego przyjechałam.

-              Więc dlaczego przyjechałaś? - zapytał głosem o wiele łagodniejszym. - Jesteś za późno, by spotkać się z innymi letnikami. Dzień Pracy był wczoraj i wszyscy już wyjechali. Co więc tu robisz?

-              Nic. Jestem na wakacjach i mam zamiar dokładnie nic nie robić.

Chism, patrząc na nią, musiał przyznać, że rzeczywiście wyglądała nie najlepiej. Widział zmęczenie w jej podkrążonych oczach, czuł, jak ono z niej emanuje. A on, Pan Sarkazm, stał tutaj, męcząc ją jeszcze bardziej. "Jesteś miłym facetem, Talbert" - pomyślał.

Ale jak Minta mogła sądzić, że on jest taki głupi? Przecież ona właściwie powiedziała, że to nie jemu złamano serce. O tak, porozmawiają o tych sprawach, ale nie teraz, kiedy Minta wygląda na kompletnie wyczerpaną i słabą, kiedy wygląda tak... tak cholernie pięknie.

-              Nie mogę sobie wyobrazić ciebie tak po prostu leniuchującej - powiedział. Delikatny uśmiech odmalował się na jego twarzy, a potem znikł. – Arminta Masterson Westerly siedząca spokojnie, a nie skacząca, rozsadzana niewyczerpaną energią? Nie, jakoś tego nie widzę.

Zaśmiała się.

-              Wiem, zawsze wykorzystuję każdą wolną chwilę.

"Jego uśmiech - pomyślała. - O Boże, ten uśmiech!" Rozjaśniał jego twarz, łagodził chłodne spojrzenie i dotykał w jej sercu jakiegoś ciepłego i sekretnego miejsca...

-              Lekarz powiedział... och, nieważne.

-              Czy jesteś chora?

-              Nie. Jestem, jak to się modnie teraz nazywa, zestresowana. Każdy fanatyk goniący za karierą wpada w ten stan w pewnym momencie swojego szybkiego życia. Mam dość odpowiedzialną pracę w dużej agencji reklamowej na Manhattanie. Nie miałam wolnego dnia od lat. I, jak mówi mój drogi lekarz, moje ciało woła o litość. Tak więc jestem tutaj, przygotowana na to, żeby nic nie robić. Może wezmę igłę i będę haftować, tak jak zwykle robiły poprzednie Arminty.

Chism zaśmiał się i potrząsnął głową. Przez ciało Minty przeszedł dreszcz, gdy usłyszała ten jakże znajomy i męski dźwięk. Ich oczy się spotkały, uśmiechy zgasły.

Kiedy tak stali, patrząc na siebie, poczuli jak ogarnia ich jakaś przedziwna zmysłowość, owijając ich niewidzialnymi nitkami. Serca biły mocno i pożądanie pulsowało w obu ciałach: tym delikatnym i wrażliwym i w tym mocnym i twardym. Wspomnienia minionych dni i nocy splotły się teraz w płonącą namiętność.

Nagle, w tym samym momencie, ruszyli ku sobie, zmniejszając dzielący ich dystans, zapominając o bólu przeszłości, wymazując z pamięci minione lata.

Chism objął ją ramieniem, a ona zaplotła swoje wokół jego szyi. Wtedy wolno, bardzo wolno opuścił głowę i dotknął wargami jej ust.

Ten pocałunek był wszystkim, a nawet czymś więcej niż pocałunki, które pamiętali. Byli teraz kobietą i mężczyzną, a nie dziewczyną i chłopcem. Sycąc zmysły nowymi i dawnymi uczuciami, tworzyli kolejne wspomnienia.

Piersi Minty były ciężkie, tęskniące za kojącym dotykiem jego języka, za pieszczotą jego silnych, ale delikatnych dłoni. Pożądane pulsowało natarczywie w jej ciele, domagając się spełnienia. Oszołomiona tym, co się dzieje, zdała sobie nagle sprawę, że chce kochać się z nim, być z nim... znowu.

"Minta!" - pomyślał Chism, gdy przygarnął ją bliżej. Jego Minta. Pragnął jej, tęsknił za nią. Będzie ją miał, ponieważ była jego. Zawsze należała do niego. Będą się kochać tak pięknie. Potem, leżąc blisko siebie, będą szeptać w ciemnościach, dopóki ona nie będzie musiała spiesznie wracać do Willow Hill...

"Nie - pomyślał mgliście. - Tak było wtedy, podczas tego ostatniego lata. Lata jej zdrady. To się dzieje teraz... I co on do licha wyprawia?!"

Zesztywniał i przerwał pocałunek. Ciężko oddychając zdjął rękę Minty ze swojej szyi i zrobił krok do tyłu.

Ona otworzyła oczy i Chism zobaczył, że oboje płoną z zakłopotania i pożądania jednocześnie.

-              To był błąd - powiedział głosem drżącym namiętnością. - To nie powinno się stać.

Minta zamrugała oczami, jak gdyby obudziła się właśnie z głębokiego snu.

-              Ja... - Potrząsnęła głową. - Tak, masz rację. To był błąd. Po tych wszystkich latach jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Nie znamy się, nie wiemy, jak bardzo zmieniliśmy się przez ten czas. Ty przecież mógłbyś być żonaty i mieć sześcioro dzieci.

-              Nigdy się nie ożeniłem - powiedział cicho.

-              Nie? Ja także nie wyszłam za mąż. Skoncentrowałam się raczej na robieniu kariery i... - Wzięła głęboki oddech. - Myślę, że lepiej będzie, gdy zapomnimy o tym, co się stało, Chism. To było złe, to było...

-              Dobrze - przerwał. - Miłego odpoczynku. - Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. - I nie leniuchuj za dużo.

-              Chism?

Zatrzymał się i popatrzył na nią przez ramię.

-              Przykro mi z powodu twojego ojca. Bardzo go lubiłam, był zawsze miły dla mnie. Opowiadał takie wspaniałe historie o swoich wyprawach wielorybniczych. Po prostu chcę, żebyś wiedział, że jest mi przykro, że odszedł.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin