Faria Laurie - Niebieski płomień na koszmary.pdf

(947 KB) Pobierz
Faria Laurie - Niebieski płomień na koszmary
Laurie A. Faria
Niebieski płomieŃ
na koszmary
(Blue is for Nightmares)
Rozdział 1
Zawsze są takie same. Przychodzą w nocy. Jestem w lesie i szukam Drei. Gdzieś za sobą
słyszę, jak ktoś przedziera się przez krzaki. Trzask gałązek. Chrzęst liści. Wiatr świszczę mi
 
300443412.003.png
w uszach i łzawią mi od niego oczy. Boli mnie brzuch - ostro, wściekle, rozdzierająco. I to
jest zupełnie rzeczywiste.
Koszmary sprawiają, że boję się spać.
Ściskam tępy koniec żyletki między trzema palcami. Biorę zupełnie nową świecę
i wycinam litery: D, O, E i S na jej okrągłym boku. Drobne ścinki niebieskiego wosku
z brokatem odpadają od powierzchni z każdym pociągnięciem ostrza.
To inicjały Drei, ale ona niczego się nie domyśla. Zapisuje coś w pamiętniku, jak co
wieczór, siedząc na łóżku ledwie parę kroków ode mnie.
Gdy ostatni brzuszek S jest już gotowy, odkładam żyletkę i wyciągam z szuflady gałązkę
szałwi. Jest dobrze wysuszona, listki się skurczyły, powykręcały i poszarzały. Owijam ją
kawałkiem sznurka, żeby lepiej się paliła i nie dymiła tak bardzo - mniejsze ryzyko, że
wpakuję się w kłopoty. Wrzucam szałwię do pomarańczowej glinianej doniczki przy łóżku.
- Idziesz spać? - pyta Drea.
- Za parę minut. - Odkręcam buteleczkę oliwy i wylewam kilka kropel na palec.
Drea kiwa głową, ziewa, po czym zatyka długopis z piórkiem i zamyka pamiętnik.
-
dymem. Mam jutro ważną prezentację z historii.
- Tym bardziej powinnam - żartuję.
Drea i ja jesteśmy współlokatorkami od ponad dwóch lat, więc zdążyła się już
przyzwyczaić do takich rytuałów.
Kładzie się na boku i podciąga kołdrę pod brodę.
- Nic siedź za długo. Nic masz jutro przypadkiem testu z francuza?
- Dzięki, mamusiu.
Patrzę, jak zamyka oczy. Jak jej usta układają się do snu, jak mięśnie na jej czole
rozluźniają się i wygładzają. Można się porzygać. Nawet po północy, bez śladu make-upu,
bez odrobiny korektora, z włosami ściągniętymi gumką, wciąż wygląda idealnie - wysokie
kości policzkowe, roźowiutkie pełne warci, zwariowane złote loki i kocie oczy
z podkręconymi, czarnymi jak smolą rzęsami. Oto. dlaczego każdy chłopak w Hillcrest jej
pragnie, a każda dziewczyna nienawidzi - i dlaczego Chad ciągle do niej wraca, chociaż
zrywali już trzy razy,
Dotykani górnego końca świecy naoliwionym palcem.
- Jak u góry - szepczę. Dotykam spodu świeczki - tak na dole. - Wylewam na palec
jeszcze trochę oliwy i przykładam go do powierzchni pośrodku. Przeciągam nim w gorę.
Wracam na środek i przeciągam w dół. trzymając wycięte litery odwrócone w moją stronę,
żeby Drea ich nie zobaczyła.
- Nie byłoby prościej natłuścić cala świeczkę na raz? - pyta Drea, obserwując mnie.
Obracam świecę w stronę przeciwną do ruchu wskazówek starannie zasłaniając litery
dłonią, smaruję całą jej powierzchnię w ten sam sposób.
- Pewnie tak, ale to by zakłóciło energię.
- No jasne - stwierdza, odwracając się tyłem. - Ależ ze mnie idiotka.
Wyświadcz mi i nic puść internatu z
300443412.004.png
Kiedy świeca jest już cała pokryta oliwą, zapalam ją długą drewnianą zapałką i wstawiam
do srebrnego lichtarzyka, który dostałam od babci, zanim umarła. To mój ulubiony lichtarzyk,
bo należał do niej. Wygląda jak mały spodeczek z zakrzywionym uchwytem.
Zamykam oczy i myślę o ubywającym księżycu na niebie. To idealna noc na odpędzanie
wszystkiego, co niechciane, a świeca i szałwia na pewno w tym pomogą. Koncentruję się na
tej myśli, zapalam gałązkę i patrzę, jak się pali. Jak listki zwijają się i tańczą
w pomarańczowożółtym płomyku, czernieją i znikają, tak jak znikną moje koszmary. O to się
modlę.
Kiedy szałwia jest tylko odrobiną popiołu, niosę doniczkę do umywalki w kącie
i napełniam ją wodą, patrząc, jak niebieskoszary dym unosi się pod sufit długimi, krętymi
pasemkami.
Wracam do łóżka i ustawiam świecę na nocnej szafce, inicjałami Drei w moją stronę.
W końcu biorę czarny długopis z szuflady i piszę na wewnętrznej stronie dłoni duże B. B jak
babcia, żeby śniła mi się tej nocy. Żeby nie śniło mi się nic innego.
Wsuwam się pod kołdrę i patrzę na świecę. Płomień roztapia litery. D z. inicjałów Drei
zniknęło już do połowy.
W końcu zamykam oczy i szukam w sobie sił, żeby zasnąć.
Rozdział 2
Siedzę naprzeciw babci przy kuchennym stole, wcinając jej słynną kanapkę z sadzonym
jajkiem, którą pogryzam chipsami ziemniaczanymi nie pierwszej świeżości. Patrzę, jak jej
dłonie otaczają angielską babeczkę, i podziwiam ametystowy pierścionek na serdecznym
palcu - spory fioletowy kamień, który sięga prawie do kostki palca.
- Masz. - Zauważa, że na niego patrzę, i próbuje zdjąć go z palca. Nic z tego. Podchodzi
do zlewu i moczy dłonie wodą i mydłem, by skóra stała się śliska.
- Nie trzeba, babciu. Nie musisz go ściągać.
- Ale chcę - mówi. zsuwając go w końcu i podając mi. - Przymierz.
Przymierzam; pasuje idealnie.
- To, twój pierścionek. Kupiłam go dla ciebie, gdy się urodziłaś. Tylko go ci
przechowywałam, aż będziesz dość duża. Popatrz na inicjały od wewnątrz.
Zdejmuję pierścionek i zaglądam do środka - w złocie wygrawerowano inicjały S.A.B.,
Stacey Ann Brown.
- Jest piękny. – Oddaję pierścionek babci.
- Nie – mówi. – Chcę, żebyś ty go miała. Myślę, że już pora. A poza tym na twój palec
pasuje lepiej niż na mój.
Zakładam pierścionek z powrotem i całuję ją w policzek.
- Dzięki, babciu. - Wstają od stołu i wychodzę na dwór, żeby się trochę przewietrzyć.
Jest już noc, niebo wygląda jak atramentowoczarne płótno usiane maleńkimi punktami
światła. Długa chmurka oddechu wychodzi z moich ust. Zaczynam szczekać zębami.
300443412.005.png
Słyszę, że ktoś płacze za ogrodem. Ruszam w tę stronę i po chwili jestem już za
ogrodzeniem, w lesie. Z każdym moim krokiem płacz, staje się głośniejszy i coraz bardziej
uporczywy.
- Drea? - wołam. - To ty? - Bo to brzmi jak jej głos. Wyobrażam sobie, że znów pokłóciła
się z Chadem i przyszła szukać mnie u babci.
Z wyciągniętymi rękami biegnę w stronę, z której słyszę szloch. Nagle przystaję. Czuję
przeszywający ból w dolnej części brzucha. Kładę dłonie w tym miejscu i próbuję głęboko
oddychać. Muszę siku.
Spoglądam w stronę domu, ale nie widzę go już przez drzewa i krzaki. Wszędzie dookoła
czerń. Nawet świetlne kropki, które widziałam przedtem, teraz są zabazgrane czarnymi
gałęziami.
Gdzieś za mną łamie się z trzaskiem gałązka. I kolejna.
- Drea?
Wciąż przyciskając dłonią bolące miejsce, kuśtykam tak szybko, jak się da w stronę tego
dalekiego głosu. Osłaniam się przed gałęziami jedną wyciągniętą ręką. Czuję, że ziemia pod
moimi stopami mięknie coraz bardziej. Spowalnia mnie, aż w końcu całkiem się zatrzymuję,
próbując złapać oddech.
Wciąż, słyszę glos Drei, ale teraz z daleka, z głębi lasu. Wytężam słuch, żeby zorientować
się, czy wciąż jestem śledzona. Ale słyszę tylko wiatr, przeczesujący kruche, listopadowe
liście i gwiżdżący mi w uszach.
Robię mały krok naprzód i czuję, że ziemia się zapada. Wsysa moją nogę w bezdenną
dziurę, pełną ciężkiego błota. Za sobą znów słyszę trzask łamanych patyków.
Próbuję wygrzebać się z bagna. Ale kiedy wyciągam nogę, nie ma na niej buta.
Ból przeszywa mój brzuch. Usiłuję wydostać się z bagna. Chwytam konar drzewa, by
utrzymać równowagę, ale jest bardzo ślisko; ląduję na tyłku i czuję, jak błoto wsiąka
w spodnie.
Liczę do dwunastu - powoli, starając się oddychać – i ściskam uda najmocniej jak się da.
Mimo to wiem, że i tak się posikam.
- Stacey - szepcze męski głos gdzieś w ciemności.
Zamykam oczy i chowam głowę między nogami. Daleki płacz Drei zmienia się
w zawodzenie. Teraz woła mnie po imieniu.
- Nie schowasz się, Stacey - dyszy mój prześladowca.
Nie mogę się poddać. Szukam na ziemi czegoś do obrony Wreszcie znajduję kamień.
Niezbyt duży, ale ma ostrą krawędź.
Wyginam plecy do tyłu, by spojrzeć w niebo, wiedząc, że Gwiazda Polarna wskaże mi
drogę. Mrużę oczy i mrugam, chcąc ją odnaleźć, ale wszystko na nic. Gwiazdy są zasłonięte
koronami drzew.
Na czworakach wyłażę wreszcie z błota, wstaję z trudem, ściskając w garści kamień.
Brnę w ciemności z wyciągniętymi rękami, czując, jak gałęzie drapią mnie po twarzy.
W końcu docieram do okrągłej polany. Spoglądam w górę, na niebo między szczytami drzew,
i widzę sierp księżyca w pierwszej kwadrze.
300443412.001.png
Szelest w krzakach odwraca moją uwagę. Spoglądam w tę stronę, mrugam kilka razy
i widzę męską postać, stojącą między drzewami kilka kroków przede mną. Nie ruszam się
z miejsca, on też nie. Wyciąga tylko rękę, jakby chciał mi pokazać, co w niej trzyma. Jakiś
bukiet.
Wytężam wzrok, usiłując dostrzec coś w świetle księżyca. Poznaję - po wielkości,
kolorze, po główkach, których płatki rozchylają się w kształt dzwonków. To lilie.
Wiem, co znaczą lilie.
Rzucam się do ucieczki. Stopy - jedna obuta, druga bosa - nie chcą mnie nieść, depcząc
liście i gałązki.
I nagle zatrzymuje się, zaciskam powieki. Słyszę potępieńcze wycie wydobywające się
z mojego gardła. Moja bosa stopa! Schylam się, żeby jej dotknąć, i wyczuwam cienki patyk,
wbity w spód aż do kości. Przez kilka sekund przygryzam skórę na kciuku, aż, udaje mi się
przełknąć choć część bólu. Nie mogę tu zostać Muszę uciekać. I to szybko. Chcę wyciągnąć
patyk ze stopy, ale bolesne pulsowanie w brzuchu nie pozwala mi się zgiąć.
Zagryzam zęby, ściskam uda i modlę się, żeby to wszystko minęło. Oblizuję wargi
i zaściskam uda jeszcze mocniej. Mocniej.
Ale nie dość mocno. Ciepło wzbiera między moimi nogami. Przód spodni robi się ciężki
od wilgoci. Wciąż ściskam uda, żeby to powstrzymać. Żeby mnie nie usłyszał. Mięśnie bolą
mnie od tego wysiłku. Czuję, jak twarz mi tężeje, oczy napełniają się łzami. Nie utrzymam
moczu. Strumyk bębni cicho o liście pode mną.
- Stacey - dyszy. - Znam twój sekret - mówi powoli, ochrypłym głosem, tak blisko, że
jego oddech łaskocze mnie w kark.
Macham ręką, żeby go odpędzić.
Otwieram usta do krzyku, ale gardło mam zatkane. Pełne ziemi. Ziemia jest wszędzie.
Włazi mi do nozdrzy. Do oczu. Chwytam się za gardło, bojąc się, że się uduszę,
i przypominam sobie, że w dłoni wciąż trzymam kamień. Wbijam paznokcie w jego
nierówności i rzucam. Z całej siły.
Brzdęk! Odgłos tłuczonego szkła wypełnia moje uszy. A kiedy zapala się światło, siedzę
na łóżku.
Rozdział 3
- Stacey! - krzyczy Drea. Zerwała się z łóżka, żeby zapalić światło. - Wszystko
w porządku?
Trzymam się za szyję, wciąż ciężko oddychając, choć w gardle nic czuje już ziemi. Okno
na wprost naszych łóżek jest rozbite. Poszarpane, wielkie odłamki szkła zaścielają podłogę.
Patrzę na Dreę. Siedzi na brzegu mojego lóżka i gapi się na mnie, czekając na
wyjaśnienie.
Jak mogę jej to wyjaśnię, jeśli sama niczego nie rozumiem?
-
Tak. już dobrze - mówię, zbierając kołdrę wokół pasa i ściskając nogi.
-
Ciągle masz koszmary?
300443412.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin