Krzyżacy
Tom I. W gospodzie „Pod Lutym (tzn. srogim) Turem” w Tyńcu Maćko z Bogdańca i jego bratanek Zbyszko opowiadali zgromadzonym ziemianom i mieszczanom o słynnych polskich rycerzach i potężnym zakonie krzyżackim, zagarniającym i pustoszącym polskie oraz litewskie ziemie. Maćko i Zbyszko pochodzili z Bogdańca, mieli swoje zawołanie: Grady! i herb „Tępa Podkowa”. W trakcie rozmowy przybył pachołek z informacją, że zatrzyma się tu Anna Danuta, żona księcia Janusza Mazowieckiego, córka Kiejstuta. Księżna przybyła w nocy z dworkami i rybałtami, witana z szacunkiem. Czas umilała zgromadzonym dwunastoletnia lutnistka Danusia, śpiewając piosenkę Gdybym ci ja miała... (49). Jeden z Mazurów wyjaśnił Zbyszkowi, że owa piękna dziewczyna to córka Juranda ze Spychowa, potężnego komesa, którego żonę zabili Krzyżacy. Danusia jest obecnie wychowanką księżnej Anny Danuty, Zbyszko żwawo poderwał się i złapał ją w ramiona spadającą z przechylającej się ławy, a potem ślubował jej wierność i zdobycie pawich czubów (tzn. zabicie Krzyżaków w odwecie za śmierć jej matki). Następnego dnia orszak przybył do wspaniałego opactwa w Tyńcu. Tu wysłuchano opowieści brata Hidulfa o Walgierzu Wdałym. Był to bogaty hrabia i zdolny lutnista. Żył z ukochaną Helgundą bez ślubu. Za jej zdradę zabił ją i Wisława Pięknego, z którego rąk wyrwał grabstwo tynieckie. Według Hidulfa, został za to potępiony (mimo że nie mógł wówczas oddać włości benedyktynom, bo jeszcze nie było ich w Polsce). Księżną powitali w klasztorze zakonnicy, sędziowie, szlachta. Podczas uroczystej mszy w tym wspaniałym miejscu Zbyszko modlił się o wojnę z Niemcami (chciał zdobyć pawie czuby). W czasie śniadania opat rozmawiał z gościem o krzyżackich występkach. Na pożegnanie księżna otrzymała od niego puszkę z palcem od nogi św. Ptolemeusza. W południe orszak wyruszy do Krakowa. Podczas wjazdu do miasta rycerze zdejmowali zbroje na prośbę gospodarza, na znak przybycia do przyjaciół. Podczas przejazdu z orszakiem Maćko i Zbyszko rozprawiali o Tyńcu i relikwiach. Naprzeciw siebie ujrzeli Krzyżaka. Zapalczywy Zbyszko wymierzył weń kopię, jednak atak został udaremniony przez Powałę z Taczewa, który właśnie towarzyszył posłowi Zakonu. Zbyszko nie chciał przeprosić Lichtensteina, ten zaś postanowił zgubić młodzieńca. Powała zaprosił panów z Bogdańca w gościnę do domu przy ul. Św. Anny. Obaj byli zachwyceni Krakowem. Następnego dnia razem udali się na mszę. Rozmawiano o planach połączenia Polski z Litwą. W katedrze pojawiła się para królewska. Królowa Jadwiga była otoczona wielkim szacunkiem poddanych. Zbyszko na prośbę księżnej usługiwał jej i Danusi, by przypodobać się królowi, jednak ten – dowiedziawszy się o ataku na posła – zdecydował o ścięciu młokosa. Danusia i zgromadzeni prosili króla o łaskę – bezskutecznie, sąd podtrzymał stanowisko władcy. Atak na posła miał być ukarany. Skazańca pocieszali bliscy, a także sama Danusia. 21 czerwca królowa zasłabła, niedługo później urodziła córkę. Niestety, 13 lipca zmarło dziecko, a po czterech dniach matka. Kraków pogrążył się w żałobie, nie było sposobności prosić króla o łaskę dla Zbyszka. Po miesiącu przyszedł doń Maćko – okazało się, że został w drodze napadnięty i postrzelony przez Niemców, list z wstawiennictwem księżny Ziemowitowej mu odebrano, życie ocalił mu Jurand ze Spychowa. Zbyszko nie przystał na plan Maćka, nie chciał uchodzić, by stryj oddał zań głowę. Zachował się honorowo jak rycerz. W dniu wyroku, wobec zebranego tłumu Danuśka zawołała: Mój ci jest! Mój ci jest! (168) i nakryła go nałęczką (chustką), co według starego obyczaju oznaczało, że odtąd należy on do dziewczyny, a nie do kata. Ocalony i uradowany Zbyszko planował oświadczyny o rękę Danusi. Przybywali zacni rycerze, żeby go obdarować (Powała z Taczewa, Zawisza Czarny, Paszko Złodziej z Biskupic). Otrzymał kropierz (okrycie konia bojowego) i miecz węgierski. Tymczasem Maćko coraz gorzej się czuł z powodu grotu wbitego między żebra. Do Krakowa przybył Jurand, by nacieszyć się córką. Zbyszko postanowił prosić o jej rękę, ale dowiedział się, że ojciec nie chce wydać jej za mąż. Jurand udał się z Danusią do Ciechanowa, zaś Zbyszko z coraz bardziej chorym stryjem – do Bogdańca. Po drodze spotkali Zycha ze Zgorzelic. Zbyszko chętnie rozmawiał z jego córką Jagienką. Podczas pobytu w Bogdańcu Jagienka dostarczyła im pościel i żywność, by znowu mogli rozpocząć normalne gospodarowanie. Było wiele okazji do spotkań i rozmów. Dziewczynie imponował silny młodzieniec, który potrafił napiąć kuszę bez korby. Zbyszko wybrał się z widłami na polowanie na niedźwiedzia, by zdobyć dla Maćka lecznicze sadło. W chwili zagrożenia pojawiła się Jagienka, który pomogła mu pokonać silnego zwierza. Maćko pił stopione sadło, ale dolegliwości nasiliły się. Grot podszedł bliżej skóry i chory sam go sobie wyrwał. Potem szybko wrócił do zdrowia. Pewnego dnia Zbyszko i Jagienka udali się do Moczydołów na bobry. Jagienka sama wskoczyła do wody, by wyjąć upolowaną dużą sztukę. Tom II. Do Zgorzelic przyjechał opat z klerykami-wagantami (wędrownymi klerykami, którzy zajmowali się różnymi posługami, śpiewem). Maćko pojechał tam wozem, by podziękować za opiekę nad Bogdańcem pod jego nieobecność i prosić o błogosławieństwo. Opat, chcąc połączyć Zbyszka z Jagienką, zaoferował mu rozwiązanie ślubów z Danusią, jednak młodzieniec nie przystał na to. Tymczasem Zych i Maćko pragnęli, by Zbyszko ożenił się z Jagienką (chodziło przede wszystkim o połączenie dóbr rodowych). W niedzielę Zbyszko towarzyszył Jagience w drodze do kościoła w Krześni. Wzbudziło to zazdrość dwóch zalotników – Wilka z Brzozowej i Cztana z Rogowa – którzy pobiegli na cmentarz i stamtąd potoczyli pod kościół ogromne głazy, by wyładować złość. Po mszy Zbyszko poszedł do gospody, by zmierzyć się z nimi, jednak zaskoczył ich, mówiąc, że wyzywa każdego, ktokolwiek sprzeciwiłby się opinii, że najcudniejsza i najcnotliwsza jest Danusia ze Spychowa. Do Bogdańca przybył opat. Maćko oddał mu bez żadnych targów pieniądze za opiekę nad majątkiem. Nie chciał żadnych ulg, by tym sprowokować opata do jeszcze większej szczodrości. Rzeczywiście, opat rzucił workiem z pieniędzmi i wcale go nie przyjął. Wtedy Maćko podziękował mu, przystając na jego gest. Opat zapowiedział, że dobra po nim odziedziczy Jagienka. Zbyszko, zachęcany do ożenku z panną ze Zgorzelic, odmówił. Po kilku dniach odjechał do Danusi, zaś Jagienka została smutna. Posłała za nim pachołka, Czecha Hlawę, żeby wiernie służył Zbyszkowi. Zbyszko i Hlawa przyjęli do swojej kompanii Sanderusa, który handlował relikwiami. Przybył spod Malborka (w poświeci zapis archaizowany: Malborg), opowiadał o swoich towarach, miał między innymi szczebel z drabiny, która się przyśniła Jakubowi i łzy Marii Egipcjanki. Dojechali do klasztoru w Sieradzu. Stary przeor przedstawił im Zakon z jak najgorszej strony. Sanderus napisał Zbyszkowi tabliczkę z informacją, że Danusia jest najcnotliwszą z panien, zaś każdego, kto wątpiłby w te słowa, Zbyszko wyzywa na walkę. Gdziekolwiek młody rycerz przebywał, wywieszał ową wiadomość. Spotkawszy Jędrka z Kropiwnicy wraz z trzema Krzyżakami, Zbyszko postanowił stanąć do rywalizacji z panem de Lorche, który twierdził, że najcudniejsza i najcnotliwsza jest Ulryka de Elsner. Wybrali się na łowy zorganizowane przez księcia. Wówczas Fullco de Lorche dowiedział się od przewodnika, Maćka z Turobojów, że Ulryka jest czterdziestoletnią mężatką, matką sześciorga dzieci. Cała grupa dotarła do Przasnysza, do myśliwskiego dworu książęcego, gdy jeszcze wszyscy spali. Przyjechały też dworki z księżną, by obejrzeć polowanie. Zbyszko rozmawiał z Danusią, mówił jej o tym, jak bardzo tęsknił. Na prośbę pana de Lorche Danweld opowiedział historię Złotoryi (przy odbudowie zamku porwano księcia z dworem, wówczas zginęła matka Danusi; odtąd Jurand mścił się na Krzyżakach, którzy nazywali go diabłem). Podczas polowania ustrzelono wiele zwierząt. Księżna strzelała z kuszy w drobną zwierzynę. Nagle zaatakował ją ogromny tur. Mimo że otrzymał od niej strzał w kark, dalej był niebezpieczny. Fulko de Lorche, który pospieszył z pomocą, został przez zwierzę wraz z koniem wyrzucony w powietrze. Zbyszko wbił w tura oszczep, ale ostatecznie pokonał go toporem Hlawa. Zbyszko był bardzo poturbowany. Hugo von Danweld zaoferował Danusi „cudowny balsam gojący” dla ukochanego, który miała przywieźć siostra. Ks. Wyszoniek stwierdził u niego złamanie żebra. Pan de Lorche również był w złym stanie zdrowia. Chorymi opiekowały się dworki. W tym samym czasie wyzwany na pojedynek Jurand pokonał wrogów. De Fourcy i de Bergow zostali u niego w niewoli. Hugo de Danweld i Zygfryd de Löwe poskarżyli się księciu i domagali sprawiedliwości. Zostali jednak odprawieni słowami: Dajcie mi spokój, bo nie wam gadać o sprawiedliwości! (101). Nie mając wsparcia w księciu, obmyślili plan uwolnienia swoich rycerzy. W tym celu postanowili porwać Danusię i zmusić Juranda do uległości. Krzyżacy niezbyt miło pożegnali się z parą książęcą przed wyjazdem do Szczytna. De Fourcy, który zobaczył delikatną Danusię, stanął w jej obronie. Został zabity przez Danwelda, który zamierzał o śmierć zakonnika oskarżyć rycerzy mazowieckich. Dogonił ich w drodze Hlawa, który przekazał im opinię Zbyszka, że są „nieprawymi rycerzami”. Jeżeli nie zgadzają się z tym zdaniem, niech staną do pojedynku. Zaatakowany Czech obronił się. W walce ucierpiał tylko Danweld. Hlawa opowiedział księciu, co zaszło w drodze. Wyszło na jaw, kto zabił de Fourcy'ego. Książęca para pragnęła odwdzięczyć się Zbyszkowi za walkę z turem. Książę Janusz podarował mu pas i ostrogi. Odtąd Zbyszko stał się prawdziwym rycerzem. Pasowanie dodało mu sił do walki z chorobą. Po trzech dniach krzyżacka służka przywiozła herceński balsam. Przybył z nią kapitan łuczników ze Szczytna, który doręczył list z oskarżeniami, żądaniem zapłaty za zranienie Danwelda i ukarania Hlawy. Książę nie chciał nawet o tym słyszeć i podarł pismo. Nikt nie używał przywiezionego lekarstwa, ale siostra przysłała następne: „jaje bazyliszka”. Zbyszko wracał do zdrowia. Księżna otrzymała list od Juranda, w którym ks. Kaleb napisał, że część Spychowa została spalona, zaś Jurand przygnieciony belką. W związku z tym pragnie zobaczyć córkę i wzywa ją do siebie. Mimo adwentu, za zgodą książęcej pary, Zbyszko i Danusia wzięli ślub, z którym Jurand będzie się musiał pogodzić. Po wyjeździe Danusi Zbyszko i Sanderus wybrali się do Ciechanowa. W Przasnyszu dołączyli do rycerzy mazowieckich udających się w tym samym kierunku. Księżna radziła Zbyszkowi, jak ma się zachować wobec Juranda. Po otrzymaniu wiadomości o zasypanym przez śniegu orszaku mężczyźni ruszyli na pomoc. Znaleźli pana Spychowa. Pozostali nie przeżyli. Podążał do córki do Ciechanowa. Nie wiedział o jej wyjeździe. Był pewien, że to Krzyżacy podrobili jego pieczęć i napisali list, by następnie porwać podróżującą Danusię. Zbyszko przygotował wozy na wyjazd do Spychowa. W drodze wyjawił Jurandowi nowinę, że poślubił jego córkę, opowiedział o zabójstwie de Fourcy'ego, o balsamie i swoich zasługach. Jurand uświadomił sobie, że Zbyszko ratował Danusię i jego samego ocalił od śmierci. Zaakceptował ślub młodych. Po przybyciu do Spychowa dowiedzieli się od owej siostry, że Danusia jest pod opieką braci Szomberga i Markwarta. Krzyżacy zażądali uwolnienia de Bergowa, giermków i pachołków przetrzymywanych w Spychowie. Jurand zgodził się spełnić wszelkie żądania. Kazano mu przyjechać po Danusię do Szczytna i napisać do księcia, że jego córkę porwali zbójcy, nie Krzyżacy. Ks. Kaleb spisał wolę Juranda, w której Spychów i swoją córkę zostawił on Zbyszkowi z Bogdańca. Z przewodnikiem Jurand dotarł do Szczytna, następnie sam udał się pod bramą. Kazano mu zejść z konia, oddać broń, nałożyć pokutny wór a na szyi zawiesić pochwę od miecza. Przed bramą przeczekał noc, a rano obudziła go piosenka śpiewana przez Danusię. Komtur wezwał go przed swoje oblicze. Zamknięto bramę i podniesiono zwodzony most. Tom III. Jurand stanął przed starostą zamku Danweldem i jego otoczeniem, które z satysfakcją, że groźny wróg został pokonany, poniżało go, nie zważając na rycerską godność. Jurand znosił wszystko w nadziei, że odzyska córkę. Kiedy jednak przyprowadzono mu jakąś „niedojdę”, którą jakoby odbito zbójcom i wzięto za jego dziecko, wpadł w szał i porwawszy miecz, tkwiący przy stojącej pod ścianą zbroi, dokonał straszliwej masakry. Zginął Danweld i wielu innych Krzyżaków. Ostatecznie zarzucono na Juranda sieć i osadzono w lochu. Władzę w Szczytnie objął Zygfryd de Löwe. Postanowił wysłać de Bergowa do wielkiego mistrza, zaś do księcia wyprawił Rotgiera, którego szczególnie kochał, jak syna. Starano się przedstawić wypadki tak, że rycerze zakonni chcieli pomóc swojemu wrogowi, a tymczasem on dokonał wśród nich rzezi. Księżna zauważyła, że Rotgier kłamie, bo przecież Krzyżacy nie mogli nie poznać Danusi, którą widzieli przy niej na dworze. Rotgier tymczasem butnie żądał zadośćuczynienia za wypadki w Szczytnie w postaci przekazania Zakonowi Spychowa oraz ogłosił, że zda się na sąd Boży i będzie walczył z każdym, kto posądza Krzyżaków o porwanie Danusi. Do walki wystąpił Zbyszko, przedstawiając się jako jej mąż. Książę przypilnował, aby Rotgier napisał list do Zygfryda o tym, że sam domagał się walki. Najpierw Hlawa pokonał Rotgierowego giermka van Krista, następnie Zbyszko zabił toporem samego Rotgiera. Ciało postanowił odwieźć do Szczytna pan de Lorche. Nikt nie dał wiary słowom zakonnika. Uważano, że Danusię porwali Krzyżacy. Zbyszko postanowił udać się do nich, by upomnieć się o swoją żonę i odbić Juranda. Zygfryd de Löwe otrzymał list Rotgiera i czekał na jego przybycie w przekonaniu, że nikt go nie pokona, Kiedy przywieziono go martwego, z odciętym prawym ramieniem, postanowił zemścić się okrutnie na Jurandzie. Kazał Diederichowi (katowi, niemowie, którego ukarano wyrwaniem języka) wypalić polskiemu rycerzowi jedyne oko. Pozbawiono Juranda języka i prawej ręki, które Zygfryd położył obok trupa Rotgiera. Udającego się po Danusię Zygfryda ktoś napadł (był to Diederich). Hlawa zwany Głowaczem został przez Zbyszka wyprawiony do Zgorzelic. Po kilkutygodniowej podróży (zima, wczesna wiosna) dotarł najpierw do Bogdańca, gdzie zdał Maćkowi relację z wydarzeń, powiedział o ożenku Zbyszka i porwaniu Danusi, po którą mąż udał się z książęcym listem do Malborka, Zbyszko przysłał Maćkowi w darze dziesięciu ludzi wziętych według obyczaju z orszaku pokonanego Rotgiera. Maćko opowiedział, jak Jagienka została sierotą, bo Zych wraz z opatem wyjechali w gościnę do zaprzyjaźnionych dworów. Podczas napadu na księcia Przemka wraz z nim zginął od strzały Zych, zaś opat wrócił z trzęsącą się głową, utracił pamięć i mowę od uderzenia. Jagienka nie wyszła dotąd za mąż, mimo nalegań Cztana i Wilka. Kiedy dowiedziała się w Bogdańcu o ślubie i przygodach Zbyszka, bardzo posmutniała. Czech Hlawa pojechał z nią do Zgorzelic i opowiadał jej o wydarzeniach związanych ze Zbyszkiem, zapewniając, że naprawdę nie zdążył być mężem i pewnie już żony nie odzyska. Maćko postanowił jechać Zbyszkowi na pomoc, ale w obawie o swoje dobra wymyślił chytry plan – zwrócił się do Wilka i jego syna, by mieli baczenie na Bogdaniec i Zgorzelice, które wraz z córką powierzył jego opiece Zych. Wyjaśnił, że obawia się Cztana, który mógłby skrzywdzić Jagienkę, i dodał, że Zbyszko się ożenił. Młody Wilk, licząc na względy Maćka, któremu Jagienka jest posłuszna, wraz z ojcem obiecali bronić powierzonych im włości. Jagienka postanowiła wyruszyć w męskim przebraniu wraz z Maćkiem, by doglądać swojego chrzestnego, opata. Zabrała z sobą Anulę Sieciechównę, by razem było im raźniej. W drodze Jagienka zachwycała się Sieradzem, choć było to miasto odbudowane z mniejszym rozmachem po spustoszeniu przez Krzyżaków w 1331 r. Tam od starego przeora dowiedzieli się, że opat – oprzytomniawszy – wyruszył do Płocka, do biskupa, by pojednać się z Bogiem i zostawić testament. W dalszej drodze Hlawa coraz bardziej interesował się Sieciechówną. W osadzie smolarzy dowiedzieli się od jednego starca o rzezi w Łęczycy dokonanej przez Krzyżaków w 1331 r. Po przybyciu do Płocka okazało się, że opat zmarł przed tygodniem. Uczestniczyli w jego pogrzebie prowadzonym przez biskupa Jakuba z Kurdwanowa. Okazało się, że opat zapisał bory Gradom z Bogdańca, a inne dobra klasztorom i opactwu oraz swojej chrzestnej – Jagience ze Zgorzelic. Księżna Aleksandra wstawiła się za Maćkiem u Lichtensteina (tego, którego Zbyszko nieoczekiwanie zaatakował niegdyś na drodze tynieckiej i o mało przez to nie zginął), by dał mu list polecający do wielkiego mistrza (chciał dokonać ślubów i poznać zwierzchnika Zakonu – taki powód rycerz przedstawił). Maćko dowiedział się, że wielki mistrz wyjechał do Gdańska a potem miał się udać do Królewca, by bronić dóbr krzyżackich przed księciem Witoldem. Maćko wraz z przewodnikiem, Hlawą i dwiema pannami wyruszył do Brodnicy, by zasięgnąć języka. Opowiedziano mu o młodym rycerzu, który zdobył sympatię brata wielkiego mistrza, Ulryka von Jungingen (Zbyszko pomógł mu, kiedy upadał z konia podczas turnieju), a potem z Malborka wyruszył na wschód, w stronę Szczytna. W drodze spotkali ociemniałego starca, niemowę – Juranda ze Spychowa, którego z trudem rozpoznali, dogadując się z nim na migi. W Spychowie dowiedzieli się, że Zbyszko wyruszył stąd dwa dni wcześniej w stronę Żmudzi z listem pozwalającym na wstęp do siedzib krzyżackich. Maćko, wziąwszy pismo polecające ks. Kaleba do kapelana ze Szczytna, udał się w drogę. Załoga Spychowa pragnęła wyruszyć do Szczytna, by pomścić krzywdę swego pana, ale Jurand nie pozwolił – wskazując na krzyż, powierzył sprawę Bogu. Chętnie przebywał w towarzystwie młodego „pacholika”, tzn. Jagienki. Po sześciu dniach od wyjazdu Maćka do Spychowa przybył Hlawa z wiadomością, że rycerz wyruszył do kniazia Witolda, zaś pannom nakazał zostać w Spychowie. Maćko dowiedział się od księdza w Szczytnie, że kat niemowa (Diederich) powierzył mu tajemnicę: to on ciężko okaleczył Juranda, ale też napadł na Zygfryda, który zmierzał do przetrzymywanej Danusi (chciał ją zanieść Rotgierowi, by wypił jej niewinną krew). Zygfryd przeżył, ale więcej jej nie nachodził. Opowiadał też, że podobno de Löwe zaprzedał duszę diabłu i rozmawiał ze zmarłym Rotgierem. Danusia została wywieziona prawdopodobnie na wschód, do zamku w Ragnecie, a wraz z nią pojechał Diederich. Jagienka odesłała Hlawę do Maćka, zaś sama z Sieciechówną (która podarowała Hlawie swój pątlik, by mógł się potykać z wrogiem w jej imię) postanowiła zostać w Spychowie do ich powrotu. Zdała Jurandowi relację z rozmowy z Czechem i wyjawiła, kim jest naprawdę. Tymczasem Witold wspomagał udręczonych Żmudzinów do walki z Zakonem i sam sposobił się do wojny. W lasach za Kownem, przy siłach Skirwoiłły, wodza Żmudzinów, znalazł Hlawa obu rycerzy z Bogdańca. Wyrzucał Maćkowi, że niepotrzebnie zabrał ze sobą Jagienkę i łudził ją, że Danusia się nie odnajdzie. Sam obwiniony myślał podobnie. Po rozmowie rycerzy z wodzem, padło postanowienie, że wyruszą zbrojnie na Nowe Kowno, wbrew sugestiom, że lepiej wyprawić się na bardziej odległą Ragnetę. Hlawa przyglądał się obozowisku i chyżym kudłatym konikom używanym przez tutejszych, sprawnym w trudnym, bagnistym terenie. Był to już naród prawie chrześcijański, który jednak nie chciał być nawracany przez Niemców. Zbyszko przewidywał, że Danusię przetrzymują w Ragnecie. Opowiadał o potędze Zakonu obserwowanej przez niego w Malborku. Okazało się, że mimo glejtu wielkiego mistrza nie do każdego zamku wpuszczono Zbyszka, powołując się na prawo, że nakazy wydane w czasie pokoju przestają obowiązywać podczas wojny. Tymczasem Żmudzini nie potrafią zdobywać zamków i trzeba czekać aż przyjdzie książę Witold, na którego dzieci Krzyżacy kiedyś podnieśli rękę. Po przeprawie przez Niemen ruszyli na północ. Przed nimi wystąpił oddział około 150 wojowników idących do walki ze śpiewem. Pod koniec zażartej bitwy Zbyszko usiłował wziąć żywcem jakiegoś – jak sądził – znacznego rycerza. Okazał się nim Fulko de Lorche, który walczył po stronie Krzyżaków, sądząc, że potyka się z poganami. Zbyszko potraktował go nie jak jeńca, ale jak przyjaciela. Wśród pojmanych znalazł się poturbowany Sanderus, który twierdził, iż przewożono kogoś, prawdopodobnie Danusię, w kolebce z wikliny. Opiekowała się nią ta sama służka, która przyjeżdżała do leśnego dworu. Byli tam Zygfryd de Löwe i Arnold von Baden. Sanderus słyszał, że zły duch lub anioł strącił ze schodów Zygfryda, który chciał zamordować uwięzioną. Opowiadał, że słyszał jej smutny śpiew. Uciekających z kolebką próbowano ścigać, ale pogoń odpierał Arnold. Zbyszko uwolnił pana de Lorche, ten jednak obiecał, że stawi się na każde jego wezwanie – za niego bowiem Zakon wyda każdego, ponieważ pochodzi z zasłużonego i możnego rodu. Zbyszko, Maćko, Hlawa i Sanderus postanowili wytropić, dokąd wieziono Danusię. Sanderus poszedł przodem, udając uciekiniera z niewoli. Poszukiwanych dogoniono w smolarni. Maćko pokonał Zygfryda i oddał pachołkom, sam pobiegł na pomoc Zbyszkowi walczącemu z Arnoldem. Czech pochwycił służkę zakonną. Danusia nie poznała Zbyszka. Drżąc, przerażona szeptała tylko, że się boi. Nie chciała jeść, straciła świadomość. Zbyszko w rozpaczy chciał targnąć się na Zygfryda, ale powstrzymał go stryj. Postanowiono oddać uwięzionego w ręce Juranda, zaś zdradliwą służkę pod sąd księciu mazowieckiemu. Hlawa kazał służce przygotować posłanie dla Danusi, przebrać ją w czyste szaty, samej zaś ubrać się w jej łachmany. Przerażona, że ją powieszą, błagała Danusię o ratunek, ale dziewczyna niczego nie rozumiała, powtarzała tylko, że się boi, Arnold wysłuchał opowieści o porwaniu Danusi i przysiągłszy, że nic o tym nie wiedział, prosił o zrozumienie. Został rozwiązany i nakarmiony. Hlawa po naradzie z Maćkiem postanowił jechać do Spychowa, by zabrać stamtąd Jagienkę do Płocka, do biskupa. Powiódł z sobą Zygfryda, by oddać go w ręce Juranda, i służkę zakonną, która jednak uciekła, zanim wyruszyli. Tom III. Danusia obudziła się późno, w gorączce, ale poznała Zbyszka. Nie zdążyli opuścić kryjówki, ponieważ otoczył ich sprowadzony przez służkę zbrojny oddział dowodzony przez Wolfganga, brata Arnolda. Po ustaleniach mieli wziąć z sobą do Malborka Maćka, zaś Zbyszko miał przywieźć odpowiedni okup. Mieli jeszcze w odwodzie pana de Lorche. Zbyszko z chorą Danusią wyruszyli do Spychowa. Przed nimi pospiesznie podążał Hlawa z Zygfrydem. Po drodze ludzie wielokrotnie sami chcieli rozprawić się z Krzyżakiem. Po przybyciu do Spychowa Hlawa opowiedział ostatnie zdarzenia Jagience, ks. Kalebowi a potem Jurandowi, który po długiej modlitwie kazał puścić jeńca wolno. Nikt nie sprzeciwił się jego woli. Traktowano go jak świętego. Do granicy odprowadził jeńca w pomrukach nasilającej się burzy Tolima. Gdy Zygfryd został sam, wydawało mu się, że widzi obok siebie śmierć, słyszy głosy. W obłąkaniu popełnił samobójstwo, wieszając się na drzewie. Wtedy burza rozszalała się z cała mocą. Następnego dnia trupa pogrzebali na życzenie Jagienki podróżujący z nią do Płocka Hlawa i pachołkowie. Dziewięć dni od ich wyjazdu ze Spychowa przybył tam Zbyszko z Danusią, która po krótkim przebłysku świadomości, na niecałą milę przed grodem zmarła. Zawiadomiony o nieszczęściu Jurand wyszedł naprzeciw orszakowi, zdruzgotany boleścią. Jurand wysłał Tolimę po glejt do księcia do Płocka, by mógł bezpiecznie dostarczyć okup za Maćka i Zbyszka Niemcom. Przybył pan de Lorche z wieścią, że Tolima został uwięziony przez tamtejszego komtura. Właśnie od niego dowiedział się o śmierci Danusi. Tolima został napadnięty, kiedy wiózł okup. Zbyszko nie przyjął kosztowności, które de Lorche chciał mu złożyć za siebie. Przed Niemcami de Lorche miał uchodzić za zakładnika, by Maćkowi nie wyrządzili krzywdy. Razem wyruszyli do Malborka. Po drodze znaleźli w gospodzie Tolimę, który uciekł, gdy go wypuszczono, by wskazał, gdzie ukrył resztę bogactw. Zbyszko dowiedział się też o pobycie Jagienki w Spychowie i pocieszaniu Juranda. W Płocku tymczasem przebywało wiele znakomitych osób. Zbyszko opowiedział swoje i Danusi losy Powale z Taczewa, mając zamiar wyjawić je też królowi. W orszaku księstwa (w Płocku) poznał Zbyszko Jagienkę. Księżna Anna Danuta, płacząc, ściskała Zbyszka. Wszyscy wokół rozprawiali o jego nieszczęściu. Szacowne grono ucztowało, potykało się w turniejach, brało udział w łowach. Najdostojniejszą osobą był sam król. Powała z Taczewa zawiadomił Zbyszka, że jako rycerz będzie towarzyszył królowi w Raciążku w spotkaniu z wielkim mistrzem Zakonu. Zjazd ten (1402 r.) nie doprowadził do zgody. Większe znaczenie miały następne – w 1404 i 1405 r. – Jagiełło odzyskał ziemię dobrzyńską, ale Żmudź została we władaniu Zakonu. Zbyszko honorowo zapłacił okup Arnoldowi von Baden. Wielki mistrz Konrad von Jungingen wiedział o nadużyciach w Zakonie i przeczuwał, że obróci się to przeciw jego potędze, jak głosiły słowa objawione św. Brygidzie. Zbyszko i inni rycerze udali się z wielkim mistrzem do Malborka (Marienburga). Twierdza zrobiła na wszystkich wielkie wrażenie. Zbyszko odzyskał stryja, ale mimo ugody króla z wielkim mistrzem o wymianie jeńców, postanowił honorowo zapłacić ustalony okup, chociaż skąpy Maćko nie był z tego zadowolony. Mistrz zaprosił posłów polskich na zwiedzanie zamku a potem na sowitą ucztę. Nie złamał w nich ducha, bowiem doskonale wiedzieli, jaką nienawiścią otaczani są Krzyżacy na tych terenach (mówił o tym zwłaszcza Zyndram z Maszkowic). Na chełpliwe przechwałki o bogactwie Polacy odpowiadali, że ważniejsze jest w tym wypadku żelazo niż złoto. Nie zastawszy księstwa w Płocku, Maćko i Zbyszko udali się do Spychowa, dokąd podążyła Jagienka, by doglądać Juranda. Po kilku dniach ojciec Danusi umarł, a Zbyszko postanowił wyruszyć do walki u boku Witolda. Na dzierżawie w Spychowie został Czech Hlawa, zaś Maćko z Jagienką wyruszyli do Zgorzelic i Bogdańca, wioząc z sobą kosztowności zabrane przez starego rycerza ze Spychowa. Po drodze załatwili sprawy dziedzictwa po opacie w Płocku. Brat Jagienki Jaśko, wyjechawszy im naprzeciw, opowiadał o śmierci Wilka, który został przywalony kłodą podczas zdobywania niemieckiego kasztelu na Śląsku, i o ożenku Cztana, którego żonę bije i wodzi za nos. Maćko postanowił pielgrzymować do grobu królowej Jadwigi (taki ślub uczynił, gdy miał wbity w bok zadzior). Zabrał z sobą do Krakowa Jaśka. Po powrocie do Bogdańca myślał o budowie kasztelu. Często odwiedzała go Jagienka, marząc o powrocie Zbyszka. Maćko zażegnał też spór o pola po wykarczowaniu lasu, który stary Wilk miał z opatem, zostawiając owe tereny przeciwnikowi. Trwała wojna o Żmudź między Krzyżakami a Witoldem. Poturbowany Zbyszko (złamane dwa żebra, zbity lewy bok) wrócił wraz z Czechem i jego żoną (Anula Sieciechówna). W Spychowie zostawił swoje zdobycze: rycerskie pawie i strusie pióropusze złożył na trumnach Danusi i jej matki, przywiózł też cenne zbroje. Zbyszko był chory, smutny i ciągle myślał o Danusi. Opiekowała się nim Jagienka. Podczas układania jego włosów doszło do decydującej rozmowy i oświadczyn. Młodzi zamieszkali w Moczydołach a Maćko wnosił dla nich solidny kasztel otoczony fosą w Bogdańcu. Jagienka powiła bliźnięta: Jaśka i Maćka. Kochali ją mąż, Maćko i czeladź, była dobrą panią. Zbyszko obrósł w sławę i zamożność. Urodził się kolejny potomek Zych. Po czterech latach małżeństwa stanął w Bogdańcu kasztel. Maćko pozostał w starym domostwie. Raz na rok Zbyszko wyprawiał ucztę dla sąsiedztwa. W okolicy mówiono o wielkim bogactwie Bogdańca. Maćko wyjechał do Spychowa i Płocka, był też w Malborku. Przywiózł nowinę, że Kuno Lichtenstein został komturem. Sam nie stanął do walki, powołując się na wysoki urząd, ale Maćko pokonał jego zastępcę i krewnego również nazywanego Lichtensteinem. Po śmierci wielkiego mistrza urząd objął jego brat Ulryk von Jungingen. Spodziewano się więc wojny. Kością niezgody było zwłaszcza Drezdenko, które zagarnął Kondrat i nadal było w krzyżackich rękach. Mnożyły się kolejne nadużycia Zakonu. Przygotowywano się do wojny. Zewsząd ciągnęli rycerze ze zbrojnymi, również Zbyszko, Maćko, Jaśko ze Zgorzelic, Cztan z Rogowa. Rozdział XXVI wyjaśnia okoliczności wybuchu wojny i rozpoczyna opis przygotowań oraz bitwy pod Grunwaldem z ważnymi scenami batalistycznymi. Wojska Jagiełły i Witolda połączyły się gotowe do walki. Pod Świeciem stanęło sto tysięcy „zakutych w żelazo” Niemców. Polscy rycerze bez trudu wzięli fortecę wojenną w Dąbrownie, co napawało ich nadzieją na zwycięstwo. Zgromadzili się wielcy sławni rycerze oraz różne narody. Zbyszko napotkał pana de Lorche, który przeszedł na polską stronę, ponieważ poznał krzyżackie metody a ponadto ożenił się z Jagienką z Długolasu. Z Witoldem przyszło czterdzieści licznych chorągwi, polskich wraz z Mazurami było pięćdziesiąt. Byli Tatarzy i dzikie watahy Besarabów, Serbowie i Żmudzini. Po nocnej wichurze rozstawiły się o świcie chorągwie. Król miał zwyczaj uczestniczyć w trzech mszach. Po pierwszej otrzymał wiadomość o chorągwi niemieckiej pod Grunwaldem, a potem o następnych. Król postanowił wysłuchać drugiej mszy. Zewsząd nadciągały chorągwie niemieckie. Był to Dzień Rozesłania Apostołów – 15 lipca 1410 r. Krzyżacy widzieli na krawędzi lasu tylko kilkanaście polskich chorągwi i nie mieli pewności, czy to całe wojsko. Ulryk nie sądził, że Polacy uzyskają tak wielkie wsparcie ze strony innych narodów. Myślał, że szybko zostaną pokonani. Wysłano dwóch heroldów z nagimi mieczami do polskiego króla, by wyzwać go na śmiertelny bój. Jagiełło przyjął je spokojnie jako zapowiedź zwycięstwa. Z lasu zaczęły wynurzać się wojska polskie. Polskie rycerstwo odśpiewało starą bojową pieśń św. Wojciecha (212) Bogurodzicę. Rozpoczęła się zażarta bitwa. Nad jej przebiegiem czuwał Zyndram z Maszkowic. Zwycięstwo zaczęło się chylić na stronę Niemców. Upadła najznaczniejsza chorągiew krakowska z orłem w koronie, którą trzymał Marcin z Wrocimowic (przewrócił się raniony koń), jednak Polacy ją szybko odbili. Kolejno następują opisy pojedynczych potyczek, liczne imiona rycerzy – zwycięzców i pokonanych. Król rwał się do walki, ale powstrzymywano go. Kiedy jednak zaczęto go okrążać, rzucił się na pole i zabił Dypolda Kikieritz von Dieber. Wielki mistrz Ulryk walczył do końca i zginął z rąk litewskich. Zawisza pokonał znamienitego rycerza Arnolda von Baden. Henryk, komtur człuchowski, okrutnik nienawidzący Polaków, chciał wymknąć się z pala, ale drogę zaszedł mu Zbyszko z Bogdańca i wziął go do niewoli. Maćko spotkał się z Kunonem Lichtensteinem, którego ślubował zgładzić. Teraz komtur nie mógł odmówić walki i został pokonany. Bitwa przeszła w rzeź i pościg. Z siedmiuset krzyżackich wodzów zostało piętnastu. Wokół leżało ponad czterdzieści tysięcy ciał. W walce uczestniczyły dwadzieścia dwa narody. Armia krzyżacka została pokonana a potęga niemiecka złamana. Przed polskim królem położono ciało wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen. Król powiedział: Oto jest ten, który jeszcze dziś rano mniemał się być wyższym nad wszystkie mocarze świata (234). Autor oddał na koniec hołd wielkiej i świętej przeszłości oraz w ostatnim rozdziale wyjawił, że Maćko żył jeszcze długo, a Zbyszko doczekał chwili, kiedy jedną bramą wyjeżdżał z Malborga ze łzami w oczach mistrz krzyżacki, drugą wjeżdżał na czele wojsk polskich wojewoda, aby w imieniu króla i Królestwa objąć w posiadanie miasto i całą krainę aż po siwe fale Bałtyku (236) – tymi słowami, nawiązującymi do zawartego w 1465 r. pokoju w Toruniu, kończy się powieść Krzyżacy.
roza05