ANATOLIJ RYBAKOW Dzieci Arbatu Prze�o�y� Micha� B. Jagie��o. Cz�� pierwsza 1 Najwi�kszy dom na Arbacie stoi mi�dzy zau�kiem Nikolskim i Dienie�nym, czyli dzisiejszym zau�kiem P�otnikowa i ulic� Wiesnina. Trzy siedmiopi�trowe budynki t�ocz� si� jeden za drugim, fasada pierwszego wy�o�ona jest bia�ymi p�ytkami ceramicznymi. Wisz� tabliczki: �Hafciarstwo�, �Leczenie wad wymowy�, �Choroby weneryczne i uk�adu moczop�ciowego�. Niskie, �ukowo sklepione bramy, obite na kraw�dziach �elazn� blach�, ��cz� dwa g��bokie ciemne podw�rza. Sasza Pankratow wyszed� z domu i skr�ci� w lewo, w stron� placu Smole�skiego. Przed kinem �Arbacki Ars� przechadza�y si� ju� parami dziewczyny arbackie i dorogomi�owskie, i te z Pluszczychy. Ko�nierze p�aszczy niedbale podniesione, umalowane usta, podwini�te rz�sy, wyczekuj�ce spojrzenia, na szyi kolorowa apaszka - jesienny arbacki szyk. Sko�czy� si� seans, widz�w wypuszczano przez podw�rze, t�um t�oczy� si� w w�skiej bramie, w kt�rej dodatkowe weso�e zamieszanie robi�a grupka wyrostk�w - odwiecznych gospodarzy tych miejsc. Arbat ko�czy� sw�j dzie�. Po jezdni, ju� asfaltowej, cho� mi�dzy torami tramwajowymi wci�� jeszcze brukowanej kocimi �bami, sun�y, wymijaj�c stare doro�ki, pierwsze radzieckie samochody GAZ i AMO, Z zajezdni wyje�d�a�y dwu- lub nawet trzywagonowe tramwaje - beznadziejna pr�ba zaspokojenia komunikacyjnych potrzeb wielkiego miasta. A pod ziemi� dr��ono ju� pierwsz� lini� metra i na placu Smole�skim nad wykopem stercza�a drewniana wie�a. Katia czeka�a na Sasz� na Diewiczym Polu, ko�o klubu zak�ad�w �Kauczuk� - szarooka stepowa dziewczyna o wystaj�cych ko�ciach policzkowych, ubrana w sweter z grubej wiejskiej we�ny. Zalatywa�o od niej winem. - Wypi�y�my z dziewczynami czerwonego. A ty nie �wi�tujesz? - A jakie to �wi�to? - Jakie... Matki Boskiej Or�downiczki. - Aha... - Takie to i �aha�. - Dok�d p�jdziemy? - Dok�d... Do przyjaci�ki. - Co wzi��? - Zak�sk� tam maj�. Kup w�dki. Przez zau�ek Bolszoj Sawwinskij, obok starych barak�w robotniczych, sk�d dobiega�y pijackie g�osy, niesk�adny �piew, d�wi�ki harmonijki i patefonu, potem w�skim przej�ciem mi�dzy drewnianymi p�otami fabrycznymi zeszli na nadbrze�e. Po lewej stronie widnia�y szerokie okna fabryk Swierd�owa i Liwersa, po prawej by�a rzeka Moskwa, przed nimi - mury klasztoru Nowodiewiczego i stalowy a�ur mostu kolei obwodowej, a dalej b�ota i ��ki, Koczki i �u�niki... - Dok�d mnie prowadzisz? - Dok�d, dok�d... Chod�, biedny idzie boso, gdzie go oczy nios�. Obj�� j�, pr�bowa�a str�ci� jego r�k�. - Wytrzymaj troch�. Sasza �cisn�� mocniej jej ramiona. - Nie stawiaj si�. Trzypi�trowy nie otynkowany budynek sta� na uboczu. Przeszli przez d�ugi, s�abo o�wietlony korytarz, mijaj�c niezliczone drzwi. Przed ostatnimi Katia powiedzia�a: - U Marusi jest jej przyjaciel. O nic nie pytaj. Na tapczanie, twarz� do �ciany, spa� jaki� m�czyzna, przy oknie siedzia�y dzieci, ch�opiec i dziewczynka w wieku dziesi�ciu-jedenastu lat, obejrza�y si� na drzwi, przywita�y Kati�. W k�cie, przy stole kuchennym stoj�cym obok umywalki krz�ta�a si� niewysoka, znacznie starsza od Katii kobieta o mi�ej i dobrej twarzy. To w�a�nie by�a Marusia. - A my ju� my�leli�my, �e nie przyjdziecie - powiedzia�a, wycieraj�c r�ce i zdejmuj�c fartuch - my�leli�my, �e wypu�cili�cie si� gdzie�... Wasilu Pietrowiczu, niech pan wstanie, go�cie przyszli. M�czyzna wsta� - chudy, ponury, przyg�adzi� rzadkie w�osy, przejecha� d�oni� po twarzy, otrz�saj�c si� ze snu. Ko�nierzyk koszuli by� zmi�ty, w�ze� krawata rozlu�ni� si�. - Pierogi obesch�y - Marusia zdj�a �ciereczk� z le��cych na stole �ytnich pierog�w. - Ten jest z soj�, ten z kartoflami, a ten z kapust�. Toma, podaj talerze. Dziewczynka postawi�a na stole talerze. Katia zdj�a �akiet, wyci�gn�a z kredensu no�e i widelce, od razu zacz�a nakrywa� do sto�u, wiedzia�a, gdzie co le�y, najwidoczniej by�a tu nie pierwszy raz. - Zr�b porz�dek - poleci�a Marusi. - Przysn�li�my po obiedzie - usprawiedliwia�a si� Marusia, zgarniaj�c z krzese� ubrania. - Dzieciaki papieru naci�y, Witia, pozbieraj te �mieci. Pe�zaj�c po pod�odze ch�opiec posprz�ta� �cinki papieru. Wasilij Pietrowicz umy� si� nad umywalk�, poprawi� krawat. Marusia z ka�dego pieroga odkroi�a dzieciom po kawa�ku, po�o�y�a na parapecie. - Jedzcie! Wasilij Pietrowicz rozla� w�dk�. - No to pod �wi�to! - Pod sto�em si� spotkamy - Katia unika�a wzroku Saszy. Pierwszy raz przyprowadzi�a go do swoich znajomych, pi�a tu w�dk� - dotychczas pi�a przy nim tylko czerwone wino. - Jakiego czarnookiego sobie przygrucha�a - weso�o powiedzia�a Marusia wskazuj�c na Sasz�. - Czarnookiego i k�dzierzawego - u�miechn�a si� Katia. - W m�odo�ci czupryna, na staro�� �ysina - obwie�ci� Wasilij Pietrowicz i zn�w si�gn�� po butelk�. Nie wydawa� si� ju� Saszy taki ponury, jego rozmowno�� �wiadczy�a o ch�ci podtrzymania znajomo�ci. R�wnie� Marusia patrzy�a na nich z sympati� i zrozumieniem. �yczliwo�� Marusi sprawia�a Saszy przyjemno��, podoba� mu si� ten dom na peryferiach, piosenka i harmonia za �cian�. - Dlaczego pan nie je? - spyta�a Marusia. - Jem, dzi�kuj�, smaczne pierogi. - �eby by�o z czego, to nie takie bym zrobi�a. A tak nawet dro�d�y nie ma. Na szcz�cie Wasilij Pietrowicz przyni�s�. Wasilij Pietrowicz z powag� powiedzia� co� na temat dro�d�y. Dzieci chcia�y jeszcze pieroga. Marusia zn�w odkroi�a im po kawa�ku. - My�licie, �e to wszystko dla was? Do�� ju� tej zabawy, jazda do mycia! Zebra�a ich po�ciel i wynios�a z pokoju, do s�siadki. Dzieci posz�y spa�. Potem po�egna� si� Wasilij Pietrowicz. Marusia wysz�a go odprowadzi�. Wychodz�c powiedzia�a do Katii: - We� z szafy czyste prze�cierad�o. - Po co on jej? - spyta� Sasza, gdy za Marusi� zamkn�y si� drzwi. - M�� aliment�w nie p�aci, szukaj wiatru w polu! A �y� trzeba. - I tak przy dzieciach? - A co, lepiej �eby g�odne siedzia�y? - Stary jest. - Ona te� niem�oda. - Czemu si� z ni� nie �eni? Popatrzy�a na niego spode �ba. - A czemu ty nie �enisz si� ze mn�? - Co, chcesz wyj�� za m��? - Chcesz... Do�� ju� tego! Chod�my spa�. To te� by�o niezwyk�e. Za ka�dym razem musia� zdobywa� j� tak jak na pocz�tku, a dzi� sama �ciele ��ko, rozbiera si�. Powiedzia�a tylko: - Zga� �wiat�o. Potem pie�ci�a palcami jego w�osy... - Silny jeste�, dziewuchy pewnie na ciebie lec�, tylko bardzo nieostro�ny - pochyli�a si� nad nim, zajrza�a w oczy. - Urodz� ci takiego z czarnymi oczkami, nie boisz si�? No tak, pr�dzej czy p�niej musia�o si� to przytrafi�. Trudno, usunie, dziecko nie jest potrzebne ani jemu, ani jej. - Jeste� w ci��y? Po�o�y�a g�ow� na jego ramieniu, wtuli�a si� w niego, jakby szukaj�c obrony przed nieszcz�ciami i niedolami swojego �ycia. Co o niej w�a�ciwie wie? Gdzie ona mieszka? U ciotki? W hotelu robotniczym? Wynajmuje jaki� k�t? Usun�� ci���... Co Katia powie w domu, jakie za�wiadczenie poka�e w pracy? A je�eli ju� jest za p�no? Gdzie si� podzieje z dzieckiem? - Je�eli wpad�a�, to musisz urodzi�. Pobierzemy si�. Nie podnosz�c g�owy spyta�a: - A jak nazwiemy ma�ego? - Pomy�limy, czasu jest du�o. Parskn�a �miechem, odsun�a si� od niego. - Ty si� nie o�enisz, a i ja za ciebie nie wyjd�. Ile masz lat? Dwadzie�cia dwa? To jestem starsza od ciebie. Ty jeste� wykszta�cony, a ja co? Sze�� klas... Wyjd�, ale nie za ciebie. - A za kogo? Ciekawe! - Ciekawe... Jest taki ch�opak, nasz, ze wsi. - Gdzie on jest? - Gdzie... Na Uralu, przyjedzie i zabierze mnie. - Kto to? - Kto... Mechanik. - Dawno go znasz? - M�wi�am ci, z naszej wsi. - Dlaczego do tej pory si� z tob� nie o�eni�? - Jeszcze si� nie wyszumia�, to i nie mia� ch�ci do �eniaczki. - Aha, a teraz ju� si� wyszumia�? - Teraz ma trzydziestk�. �eby� wiedzia�, jakie panienki na niego lecia�y... - Kochasz go? - No, kocham. - To dlaczego spotykasz si� ze mn�? - Dlaczego i dlaczego... Te� chc� u�y� �ycia. Przes�uchuje jak na milicji, a niech�e ci�! - To kiedy po ciebie przyjedzie? - Jutro. - I ju� si� wi�cej nie spotkamy? - A co, na wesele mam ci� zaprosi�? To krzepki ch�opak, raz trza�nie, i ju� ci� nie ma. - To si� jeszcze oka�e. - No no... - Ale przecie� jeste� w ci��y. - Kto tak powiedzia�? - Ty powiedzia�a�. - Nic nie m�wi�am. Sam wymy�li�e�. Kto� cichutko zapuka� do drzwi. Katia wpu�ci�a Marusi�, wr�ci�a do Saszy. - Odprowadzi�am - Marusia zapali�a �wiat�o. - B�dziecie pi� herbat�? Sasza si�gn�� po spodnie. - Co pan? - zdziwi�a si� Marusia. - Prosz� si� nie kr�powa�. - On jest wstydliwy - za�artowa�a Katia. - Wstydzi si� ze mn� chodzi�, �eni� si� chce... - O�enek sprawa prosta - powiedzia�a Marusia - i rozw�d sprawa prosta. Sasza nala� sobie reszt� w�dki, zak�si� pierogiem. W�a�ciwie powinien by� wdzi�czny Katii za tak pomy�lne i proste zako�czenie ich zwi�zku. Ten mechanik pewnie rzeczywi�cie istnieje, ale nie o niego chodzi. Chodzi o to, �e Katia zn�w si� z nim droczy, a on rozklei� si� jak g�upi. Wsta�. - A ty dok�d? - spyta�a Katia. - Do domu. - Co te� pan - obruszy�a si� Marusia. - Niech pan �pi, rano pan sobie p�jdzie, ja przenocuj� u s�siadki, przecie� nikomu pan tu nie przeszkadza. - Musz� i��. Katia patrzy�a na niego. - Trafisz st�d? - Nie zab��dz�. Przyci�gn�a go do siebie. - Zosta�. - P�jd�. �ycz� ci wszystkiego najlepszego. A jednak to fajna dziewczyna! Szkoda. Je�eli nie zadzwoni, to rzeczywi�cie nigdy si� ju� nie zobacz�: nie zna jej adresu, Katia nigdy nie chcia�a mu go poda� - �ciotka mnie zeklnie�, nie m�wi nawet, w jakiej fabryce pracuje - �bo stercza�by� tylko pod portierni��. Dawniej od czasu do czasu dzwoni�a do niego z automatu, szli do kina albo do parku, potem znikali w g��bi Ogrodu Nieskucznego. W �wietle ksi�yca biela�y p��cienne le�aki, Katia odwraca�a si�. �Te� wymy�li�... Ale si� ...
regreg