Słowa: Aleksander Baumgardten
Katowicka ballada W Katowicach na rynku, stoją chłopcy w ordynku,stoją chłopcy, harcerze, panienki;karabiny im ciążą, a z zachodu z Załężaidzie echo wrześniowej piosenki.Niesie echo łoskotem, grzmoty bomb, samoloty,to już Niemiec pod miasto podchodzi;nic, że serce omdlewa, trzeba wrogom zaśpiewać -niech im drogę choć pieśń ta zagrodzi. I buchnęła piosenka, śpiewa harcerz, panienka -najpierw o tej co nigdy nie zginie,potem "Rotę", a potem wspomną "Szarą Piechotę",ukochaną melodię w drużynie. Coraz trudniej jest śpiewać, gdy kul dzwoni ulewa,po ulicach i piersiach zdradziecko,nim do szturmu ruszyli, broń piosenką nabili -swą ślązacką: "Zachodzi słoneczko"... Salwy grały po tynku gdy ginęła na rynkuśląska piosnka - ta niedośpiewana;rozstrzelali "Słoneczko" tuż przy rynku, nad rzeczką,krwią młodziutką jej brzegi zbryzgano. Złota jesień nad nimi płacze liśćmi rzewnymi,hej - nie pójdą na marne ofiary;gdy dopełnią się losy, przyjdą krwawe pokosy:pora gniewu i pomsty i kary. Wiatr rozwiewa, jak wstążki, ponad miastem i śląskiemkraśne słowa z rozstrzelaną pieśnią...Taki koniec ballady, o tych dzieciach, co padływ Katowicach na rynku we wrześniu...
boguslawpolak