Steven Brust - Vlad Taltos #2 - Yendi.docx

(285 KB) Pobierz
W serii Vlad Taltos ukazały się

STEVEN BRUST

 

 

 

Yendi

 

(Przełożył Jarosław Kotarski)

 

 

SCAN-dal

 


 

 

Dla Reen i Cór wina,

Aliery i Carolyn

oraz mojego teścia Billa

 


TEREN WELOKA


TEREN VLADA


Wstęp

 

Kiedy byłem młody, uczono mnie, że każdy obywatel Imperium rodzi się w jednym z siedemnastu wielkich Domów biorących swe nazwy od zwierząt. Uczono mnie, że ludzie tacy jak ja, „pochodzący ze Wschodu”, to nic niewarte śmiecie. Uczono mnie, że mamy tylko dwie możliwości zostania obywatelami Imperium i dojścia do czegoś - albo złożyć przysięgę lenną któremuś lordowi i dołączyć do chłopstwa w Domu Teckli, albo - tak jak mój ojciec - kupić sobie tytuł szlachecki w Domu Jherega.

Potem dorobiłem się jherega, wyszkoliłem go i zająłem się odciskaniem własnego śladu na ciele dragaeriańskiego społeczeństwa.

Kiedy przybyło mi lat i doświadczenia, przekonałem się, że większość tego, czego mnie uczono, to kłamstwa.


Cykl

 

Feniks ponownie rozpada się w kurz, Smok groźny na łów wyrusza już.

Lyorn dziś warczy, opuszcza róg, Przed tiassy snami umyka wróg

Sokoła na niebie znak wartownika, Dzur cieniem przez noc przenika.

Issola uderza zdradziecko i cicho, Tsalmoth jak żyje, wie tylko licho.

Yalista na zmianę niszczy i stwarza, Cichy iorich zna, nie powtarza,

Jhereg tym żyje, co ma po innych, Chreotha plecie sieć na niewinnych.

Yendi wystrzela zabójczym splotem, Jhegaala co robi, dowiesz się potem.

Athyra w myśli milczkiem się wkrada, Strachliwa teckla w trawach jak zjawa.

Orka przemierza podmorskie gaje, A szary Feniks z popiołów wstaje.


Rozdział 1

 

„Nie pokazuj się,

na wypadek gdyby zrobiło się naprawdę niemiło”

 

Kragar twierdzi, że życie jest jak cebula, z czym się zgadzam, ale obaj rozumiemy przez to co innego. Jemu chodzi o to, że przechodzi się kolejno przez wszystkie warstwy, jakby obierając je, aż dociera się w końcu do samego środka - i tam nic nie ma. Nie mówię, że nie ma w tej kwestii racji, ale przez te wszystkie lata, kiedy mój ojciec miał restaurację, nigdy nie obierałem cebuli, zawsze ją kroiłem. Dlatego analogia Kragara średnio do mnie trafia.

Kiedy porównuję życie do cebuli, mam na myśli to, że jeśli się z nim nic nie zrobi, to się po prostu zepsuje. W tym sensie można je porównać z każdym warzywem. Cebula ma jednak pewną specyficzną cechę - może zacząć się psuć od zewnątrz i od wewnątrz. Dlatego spotyka się takie, które wyglądają normalnie, a są od wewnątrz zepsute, albo takie, na których widać plamkę, ale jeśli się ją wytnie, okazuje się, że reszta jest zdrowa. Może cebula nie ma najlepszego smaku i podczas jedzenia łzy stają w oczach, ale taka już jej uroda.

Lordowie z Domu Dzura uważają się za kucharzy wycinających zepsute części cebul, tyle że nader rzadko potrafią rozróżnić dobrą cebulę od zepsutej. Lordowie z Domu Smoka są dobrzy w wyszukiwaniu zepsutych miejsc, ale kiedy takie znajdą, mają skłonność do wyrzucania całego koszyka. Lord z Domu Sokoła zawsze znajdzie zepsute miejsca i będzie się przyglądał, jak cebulę z taką plamką się gotuje i zjada, po czym pokiwa głową z miną mówiącą „to było do przewidzenia”, widząc, jak jedzący krzywi się i pluje. Jeśliby go zapytać, dlaczego nic nie powiedział, bardzo się zdziwi i wyjaśni, że nikt go o to nie pytał.

Można tak przeanalizować wszystkie domy, tylko po co? W Domu Jherega nikogo nie obchodzą takie plamki - my nie zajmujemy się kuchnią, my sprzedajemy cebule.

Mnie natomiast od czasu do czasu rozmaite osoby płacą za usunięcie takiej właśnie plamki. Dzięki tej działalności zarobiłem właśnie trzy tysiące dwieście imperiali w złocie i dla odprężenia udałem się w odwiedziny do Czarnego Zamku, gdzie trwa praktycznie nieustające przyjęcie. Ponieważ znajduję się na liście płac właściciela - lorda Morrolana - jako konsultant do spraw bezpieczeństwa zamku, mam otwarte stałe zaproszenie.

Kiedy mój żołądek uspokoił się po teleportacji i wkroczyłem do zamku, podeszła do mnie lady Teldra występująca w roli komitetu powitalnego. Drogę do sali bankietowej odnalazłem już samodzielnie i stanąłem w drzwiach, przyglądając się tłumowi gości w poszukiwaniu znajomej twarzy. Nie musiałem długo szukać, by zauważyć wysoką postać Morrolana. Ruszyłem ku niemu.

Gośćmi byli wyłącznie Dragaerianie - byłem tu jedynym człowiekiem, toteż przyciągałem uwagę. Ci, którzy mnie nie znali, komentowali to rozmaicie - rozsądni po cichu, głupi głośno. A powodów mieli sporo - nie dość, że byłem jedynym człowiekiem, to również jedynym przedstawicielem Domu Jherega, a na dodatek właścicielem żywego Jherega imieniem Loiosh, który siedział mi na ramieniu i z właściwą gadom obojętnością przyglądał się obcym.

- Miłe przyjęcie - powitałem Morrolana.

- Tak? - wtrącił telepatycznie Loiosh. - To gdzie półmisek zdechłych teckli?

- Zamknij się z łaski swojej.

- Dzięki za uznanie, Vlad. Miło mi, że wpadłeś - odparł uprzejmie Morrolan.

On już taki jest. I mam mocne podejrzenia, że nic na to nie może poradzić.

Podeszliśmy do stołu, przy którym jeden z jego służących nalewał do niewielkich szklaneczek odrobinę rozmaitych win, jednocześnie komentując ich zalety i zastosowanie. Wziąłem naczynie z czerwonym darloschańskim i spróbowałem. Było mile cierpkie, ale znacznie lepsze byłoby schłodzone. To naturalnie nikomu tu nawet do głowy nie przyszło, ale cóż: Dragaerianie nie znają się na winach...

- Dobry wieczór wam obu - usłyszałem za plecami i pospiesznie odwróciłem się, kłaniając równocześnie.

Nie było sensu być nieuprzejmym wobec Aliery e'Kieron, kuzynki Morrolana i aktualnego następcy tronu z ramienia Domu Smoka, ponieważ zawsze była wobec mnie uprzejma i miła, choć dotąd nie miałem pojęcia dlaczego. Morrolan także się ukłonił i z uśmiechem ujął jej dłoń. Ja też się uśmiechnąłem i spytałem:

- Dobry wieczór. Miałaś już jakiś pojedynek?

- Skąd wiesz?

- Nie wiem, żartowałem. Rzeczywiście pojedynkowałaś się dziś?

- Dziś nie, ale jestem już umówiona na jutro. Jakiś cham niemyty z Domu Dzura bezczelnie komentował to, jak chodzę.

- Jak się nazywa ten pechowiec? - spytałem, robiąc zbolałą minę.

- Pojęcia nie mam. - Aliera wzruszyła pogardliwie ramionami. - Jutro się dowiem. Morrolan, widziałeś może Sethrę?

- Nie. Podejrzewam, że jest w Górze Dzur. Może zjawi się później. To coś ważnego?

- Niespecjalnie. Wydaje mi się, że wyizolowałam nowy gen recesyjny w e'Mondaar. To może poczekać.

- Ciekawe - zainteresował się Morrolan. - Będziesz uprzejma mi o tym opowiedzieć?

- Nie jestem pewna, czy... - zaczęła Aliera i oboje odeszli.

To jest Morrolan odszedł, a Aliera odlewitowała. Była najniższą Dragaerianką, jaką znałem - można było ją nawet wziąć za wyjątkowo wysoką przedstawicielkę mojego gatunku. Ponieważ takie pomyłki nieodmiennie ją irytowały, nosiła dłuższe suknie i zamiast chodzić, lewitowała nad podłogą, co ukrywała ciągnąca się po niej suknia. Miała też złote włosy i zielone oczy - z zasady zielone. Oraz miecz dłuższy od niej samej, którego tym razem nie zabrała ze sobą.

Kiedy oddalili się wystarczająco, połączyłem się z Imperialną Kulą i ściągnąłem trochę energii, przy użyciu której magicznie ochłodziłem swoje wino. Smakowało znacznie lepiej.

Rozejrzałem się i stwierdziłem, że zrobiło się nudno. Popatrzyłem na Loiosha i poinformowałem go telepatycznie:

- Loiosh, mamy problem. Problem jest następujący: jak by tu się z kimś przespać tej nocy.

- Stary zbereźnik.

- Nie proszę o komentarze, tylko o radę!

- Cóż, nie wiem, co dla właściciela czterech burdeli...

- Stwierdziłem, że nie lubię bywać w burdelach.

- O?! A co się stało?

- Nie zrozumiesz.

- Na pewno. Jak mi nie powiesz...

- Proszę bardzo. Seks z Dragaerianką to prawie zoofilia. A z dziwkami... płacenie za to to już czysta perwersja.

- Przecież nie płacisz.

- Nie o to chodzi... mówiłem, że nie zrozumiesz.

- Pewnie. Tak jak nie zauważam, że kiedy kogoś zabijesz, robisz się strasznie napalony, tak?

- Ano robię się - przyznałem samokrytycznie.

- Na to jest prosty sposób: szefie, potrzebujesz żony.

- Wypchaj się. Albo jeszcze lepiej idź se do Bramy Umarłych.

- Już raz tam byliśmy. Pamiętasz?

- Pamiętam. I pamiętam też, jak próbowałeś się przystawiać do tej wielkiej samicy.

- Szefie! Tylko znowu nie zaczynaj!

- To przestań mi dawać głupie rady w kwestii pożycia seksualnego.

- Sam zacząłeś! I to ma być wdzięczność!

Ponieważ nie było sensu tego komentować, dałem spokój i zająłem się winem. Po chwili poczułem owo specyficzne wrażenie, jakby coś natarczywie chciało mi się przypomnieć, co oznaczało po prostu, że ktoś próbuje nawiązać ze mną kontakt telepatyczny. Poszukałem czym prędzej spokojnego kąta i pozwoliłem, by nawiązał.

- Jak impreza, szefie?

- Średnia, Kragar. Co się porobiło, że nie może poczekać do rana?

- Gwardia przysłała umyślnego z pytaniem, czy szef nie chce się zaciągnąć.

- Cholernie śmieszne. Pytałem poważnie.

- Poważnie to jest tak: czy otworzyliśmy nowy salon gier na Malak Circle?

- Oczywiście że nie, inaczej dawno bym o tym wiedział.

- Tak mi się wydawało. No to mamy problem.

- Rozumiem. Jakiś cwaniaczek liczył na to, że nie zauważymy? Czy ktoś próbuje się wepchnąć?

- Wygląda profesjonalnie, szefie. I ma ochronę.

- Ilu?

- Trzech. Znam jednego: chodził na „robotę”.

- Aha.

- I co?

- Wiesz, co się robi w nocniku, którego parę dni się nie opróżnia?

- Nie wiem. Bo co?

- Jak go opróżnisz, na dnie zostaje taki gówniany osad.

- No... I co?

- No to ja właśnie mam takie samo odczucie, jak patrzę na takie pozostałości i słyszę o takich próbach.

- Aha, rozumiem!

- Zaraz się zjawię.

Morrolana znalazłem w kącie pogrążonego w rozmowie z Alierą i wysoką Dragaerianką o rysach wskazujących na pochodzenie z Domu Athyry, ubraną w leśną zieleń. Od pierwszego momentu spoglądała na mnie z góry: dosłownie i w przenośni. Czasami bycie człowiekiem i należenie do Domu Jherega bywa frustrujące - Dragaerianie gardzą tobą jak nie z obu powodów, to na pewno z jednego z nich.

- Vlad - przedstawił nas Morrolan. - To Adeptka w Zieleni. Adeptko, oto baronet Vladimir Taltos.

Kiwnęła mi głową ledwie zauważalnie, więc wykonałem dworski ukłon aż do przeciągnięcia wierzchem dłoni po podłodze i oznajmiłem uprzejmie:

- Pani, jestem równie zachwycony poznaniem pani co pani poznaniem mnie.

Prychnęła dystyngowanie i odwróciła wzrok. W oczach Aliery błysnęły radosne ogniki. Morrolan wyglądał na zmartwionego, lecz po sekundzie wzruszył ramionami.

- Adeptka w Zieleni... - powiedziałem z namysłem. -Cóż, to wiele mówiące... nigdy nie spotkałem żadnej przedstawicielki Domu Athyry, która nie byłaby adeptką, zaś co do zieleni, ciśnie mi się na usta stary dowcip w formie pytania: jakie są dwa najstarsze zawody i dlaczego ich przedstawicielki ubierają się na zielono...

- To chyba wystarczy, Vlad - wtrącił się Morrolan. -A ona nie jest...

- Przepraszam. Tak w ogóle to chciałem ci tylko powiedzieć, że w związku z nieoczekiwanymi wypadkami jestem zmuszony cię opuścić - przerwałem mu i dodałem pod adresem Adeptki: - Jest mi niewypowiedzianie przykro, moja droga, że muszę ci zrobić coś takiego, ale mam nadzieję, że nie zrujnuje ci to całkowicie reszty wieczoru.

Zaszczyciła mnie spojrzeniem, uśmiechnęła się słodko i spytała:

- Nie chciałbyś zostać żabą? - Loiosh syknął.

A ja przygotowałem niepostrzeżenie Spellbreakera i odparłem:

- W równym stopniu co ty...

- Prosiłem, abyś przestał, Vlad - przerwał mi ostro Morrolan.

No to przerwałem.

- W takim razie państwo wybaczą, że ich pożegnam -powiedziałem z lekkim ukłonem.

- Skoro musisz... - Morrolan jak zwykle zachował się na poziomie. - Daj mi znać, gdybym mógł ci jakoś pomóc.

Skinąłem głową i odszedłem.

Pechowo dla niego mam dobrą pamięć i zapamiętałem tę propozycję.

Największą, wręcz podstawową różnicą między Dragaerianami a ludźmi bynajmniej nie jest to, że oni są wyżsi czy silniejsi - jestem żywym dowodem na to, że wzrost i siła nie są aż takie istotne. Ani też to, że żyją średnio dwa do trzech tysięcy lat, a my - pięćdziesiąt do sześćdziesięciu - w kręgach, w których się obracam, i tak nikt nie spodziewa się umrzeć ze starości. I nawet nie to, że oni mają wrodzone połączenie z Imperialną Kulą, dzięki czemu mogą używać magii. Ludzie (tacy jak mój zmarły a nie opłakiwany tatuś) mogą kupić sobie tytuł w Domu Jherega albo złożyć przysięgę jakiemuś arystokracie, przenieść się na wieś i zostać członkiem Domu Teckli. Oba sposoby zapewniają zostanie obywatelem Imperium i uzyskanie połączenia. Z tym że pierwszy jest znacznie przyjemniejszy.

Najważniejszą różnicą (przynajmniej dla mnie) jest to, że Dragaerianin może teleportować się bez żadnych sensacji żołądkowych i to dowolną liczbę razy w krótkim czasie. I jest to jedyne, czego im zawsze zazdrościłem.

Zjawiłem się na ulicy przed biurem prawie gotów zwymiotować i to mimo że samego teleportu dokonał jeden z magów Morrolana. Wiem, że mam wybitnie czuły żołądek i nie jestem zbyt dobrym magiem, dlatego jeśli mogę, staram się nie teleportować samodzielnie. Twarde lądowanie z zasady nie pomaga przy kłopotach z żołądkiem. Poczekałem, aż ochota na zwrot ostatniego posiłku mi przejdzie, i by się głupio nie gapić w ścianę, rozejrzałem się po znajomej okolicy.

Moje biuro mieściło się przy Copper Lane, na tyłach niewielkiego salonu gry działającego na zapleczu psychodelicznej zielarni. Składało się z trzech pomieszczeń: sekretariatu, w którym urzędował Melestav, mój sekretarz-recepcjonista-ochroniarz w jednej osobie, gabinetu Kragara i mojego. Każdy wchodzący trafiał do sekretariatu; gabinet Kragara i archiwum znajdowały się na prawo, mój na wprost. W sekretariacie stało duże biurko i cztery wygodne krzesła, w pokoju Kragara biureczko i jedno niewygodne krzesło (na więcej miejsca nie było), w moim zaś biurko średniej wielkości, obrotowy fotel i dwa normalne fotele, z czego jeden przy samych drzwiach. Było to zwyczajowe siedzisko Kragara, ile...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin