[Wpisz tekst]
NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ
opowieść o Apostole Narodów, na motywach zaczerpniętych z Dziejów Apostolskich i listów św. Pawła
OSOBY:
Scena I
Szaweł
Matka Szawła
Scena II
Kasjus – przyjaciel Szawła z Tarsu
Szymon - kupiec
Rachela
Ruth – kupujące na straganie należącym do Kupca
Sara
Panna Młoda
Pan Młody
Druhny
Scena III
Gamaliel – nauczyciel Szawła
Szczepan
Józef
Nataniel
Symeon
Kasjus
Faryzeusze
Scena IV
Ananiasz
INTRO
Taniec z Bogiem
Układ choreograficzny obrazujący historię relacji człowieka i Boga od stworzenia, poprzez grzech i odejście od Stwórcy, błądzenie i szukanie dróg dających pozorne szczęście: pieniądze, alkohol, narkotyki, moda, aż do wyzwolenia przez Boga z więzów grzechu.
SCENA I – „Matka”
Noc. Sceneria ogrodu (drzewa, krzewy, greckie kolumny w tle, fontanna). Na ekranie z tyłu sceny rozgwieżdżone niebo, księżyc. Szaweł przeżywa rozterki związane z zaplanowanym wyjazdem do Jerozolimy na naukę w świątyni. Nie jest pewien, czy rzeczywiście powinien tam wyruszyć, bo w Tarsie czeka go spokojne życie i dostatnia przyszłość.
SZAWEŁ
Postawiłeś na rozstaju moją duszę,
Dróg widoki oczom moim pokazałeś,
lecz którędy pójść mam, sam wybierać muszę,
na samotność serce moje dziś skazałeś.
Twych talentów wiele dałeś mi na drogę,
Serce, rozum, wiarę, bym mógł Cię poznawać,
I ręce, którymi wiele zdziałać mogę,
Mowę, bym o Tobie mógł świadectwo dawać.
Adonaj, potężny Boże moich myśli,
Pozwól wśród tysięcy wybrać twoją ścieżkę,
I anioła swego także do mnie przyślij,
Niechaj w mym zamyśle wspiera mnie i strzeże.
MATKA
Nie śpisz, noc bezsenna nie sprzyja podróży,
Powinieneś wypocząć i siły nabrać,
Gdyś zmęczony i najkrótsza droga nuży ,
Bladym świtem w drogę trzeba ci się wybrać.
Do świątyni droga długa i niełatwa,
Noc niejedną przyjdzie Ci bez dachu przebyć,
A Jerozolima także nieprzyjazna,
Może nie dać zrazu wygód ci należnych.
Spać nie mogę, matko, wszystkie myśli moje
Kłębią się w mej głowie wciąż i nieustannie.
Czy przed najwłaściwszą ścieżką właśnie stoję,
Czy nauka w świątyni jedną drogą dla mnie?
Może powinienem tu nauczać Tory,
Miejscowym rabinem zostać w imię Boże,
Czy tam łatwiej będzie złu dawać opory,
Czy lepiej przed Bogiem serce swe otworzę?
Czułe Twoje serce i wrażliwa dusza,
Wcale nie o strachu świadczą twoje słowa,
Wiara i rozsądek sprawiły katusze,
Które sen spędziły z Twego, synu, czoła.
Nie roztrząsaj więcej myśli raz powziętej,
Bo nieważne miejsce, czas, a nawet ludzie,
Gdziekolwiek się znajdziesz, tu czy w Ziemi Świętej
Bogu będziesz służył z przykazaniem w zgodzie.
Znasz Torę od dziecka, wiesz, co nakazuje,
Najpierw Bogu winien jesteś posłuszeństwo,
Jemu miłość, bo człeka nad wszystko miłuje,
Przed wszystkim jego winno być pierwszeństwo.
On każe: nie kradnij, nie zabijaj, nie grzesz,
Na cudze łakomym okiem nie spoglądaj,
I przed fałszem wszelkim duszę swoja ustrzeż,
Swojego bliźniego żony nie pożądaj.
Z mlekiem Twoim, matko, wyssałem te prawa,
Według nich me życie dalej się potoczy…
Jedno, bez którego nic nie można zdziałać,
Bo nakazem, siłą nie da się jednoczyć.
Boga masz miłować w każdej życia dobie,
Całym swoim sercem, z duszy całej swojej
A bliźniego swego jak samego siebie
Masz kochać, by w życiu doznawał spokoju.
Miłość, jak największa na tym świecie siła,
Która ludzkie serca i oczy otwiera,
Do jednego Boga ludzi może zbliżać,
Przezwycięża zło i życia sens zawiera.
Moją weźmiesz z sobą, gdy jutro wyruszysz,
Będzie z tobą zawsze, gdziekolwiek podążysz.
Będzie ci wytchnieniem dla strudzonej duszy,
Nadzieją, gdy rozpacz zechce cię pogrążyć.
Serce me na zawsze przy tobie zostanie,
Gdziekolwiek podążę, kimkolwiek się stanę.
Dałaś mi nie tylko życie i kochanie,
Słowa Twe w ciemnościach świecą jak kaganek.
Choć nie jestem godzien twej wielkiej miłości,
Żadna ma zasługa, że mam w Tobie matkę,
Nie mam dostatecznych słów dla mej wdzięczności,
Życiem udowodnię miłość mą przed światem.
Szaweł obejmuje matkę i wychodzą za kulisy.
Kurtyna.
Zapalają się światła, wskazując, że już świta, słychać śpiew porannych ptaków. Przed kurtynę wychodzi matka Szawła , przynosi ze sobą rzeczy, które pieczołowicie pakuje do dużej podróżnej torby…
MATKA (Śpiewa. Pieśń jest modlitwą o światło dla syna i opiekę aniołów nad nim. )
PIOSENKA
Po piosence schodzi zadumana ze sceny. Pojawia się nowy motyw muzyczny.
SCENA II – „Geneza nienawiści”
Od strony widowni wchodzą na scenę Szaweł wraz z towarzyszem. Rozmawiają przed zasłoniętą kurtyną.
KASJUS (siada na scenie, zdejmuje sandały i rozciera obolałe stopy)
Dwa tygodnie w drodze, zbyt wiele mym nogom,
Ponad miarę jestem zmęczony podróżą,
Nauki w Jeruzalem… kogóż kusić mogą?
Tylko zapaleńców, którym przyszłość wróżą.
Od dziecięcia byłeś ambitny, gorliwy,
Tobie wśród starszyzny błyszczeć i mędrkować,
Mnie zawód do ręki dać byle uczciwy,
Nie z dala od domu czas tylko marnować.
SZAWEŁ (ze śmiechem)
Robiłbyś tam stoły albo rzucał sieci?
A może orałbyś pole świtem bladym?
Zostaw te powiastki niewiastom dla dzieci,
I to tym mniej mądrym, głupim bajkom radym.
Wstawałbyś ze słońcem, jak ci najemnicy,
Pocił się w spiekocie, pod ciężarem słaniał?
Ty który sandałów bez swej służebnicy
Nie potrafisz ubrać bez utyskiwania?
Nie żartuj, Kasjusie, zbyt słabym do śmiechu,
Może w Jeruzalem Bóg ci wskaże drogę,
W Tarsie spróbowałeś niejednego grzechu,
Obiecałem matce twej, że ci pomogę…
KASJUS (z ironią)
Jeśli nauka będzie zbyt ciężkim brzemieniem…
Powiedz raczej, że masz zostać stróżem moim,
Bym tam popracował nad swoim sumieniem,
I wstydu nie przyniósł jak z pospólstwa goin.
Jestem przyjacielem twoim, nie strażnikiem,
Twoja matka tylko troszczy się o ciebie,
Prosiła bym nigdy nie zostawiał z nikim,
Kto Cię może skrzywdzić, zostawić w potrzebie.
Matka twa jak wszystkie matki na tym świecie,
Chciałaby mieć syna przy sobie na zawsze,
Gdy cię traci z oczu, strach jej duszę gniecie,
Że czyha na ciebie zło nieznane, straszne.
To miłość mój bracie, najprawdziwsza miłość,
Tę troskę i czułość wielką jej dyktuje,
KASJUS (zawstydzony)
Wiem, bracie mój, wybacz przeklętą złośliwość,
Której tu zmęczenie i głód sekunduje.
Nie czas na kajanie, miasto widzę w dali,
Tam wytchnienie damy obolałym nogom…
KASJUS (wstaje szybko i nadsłuchuje)
Słyszysz gra muzyka, jakby świętowali,
SZAWEŁ (do siebie)
Najlepsze lekarstwo, kiedy troski bolą.
Kurtyna rozsuwa się ukazując centralny plac miasta z kramami, straganami i ludźmi, którzy rozmawiają ze sobą, kupują, sprzedają, załatwiają jakieś sprawy. W tle na ekranie zdjęcia miasta (ulica, budynki). Na scenę tanecznym krokiem wchodzi grupa dziewcząt. Tańczą, a kilku gapiów i sprzedawcy oklaskami wyrażają podziw dla ich tańca. Na koniec wchodzi na scenę para młoda, dziewczęta tańczą wokół nich, obsypują młodych kwiatami, po czym wszyscy tanecznym krokiem opuszczają scenę
TANIEC
KASJUS (do stojącego obok niego kupca)
Cóż za święto w mieście, tańców korowody,
I z oddali słychać, że muzyka gra wciąż?
SZYMON
Trafiłeś, mój panie, na weselne gody,
Córka kupca Jana dziś wychodzi za mąż.
RACHELA
Ojciec jej bogaty, ona w rodzie jedna,
I zięcia godnego znalazła im swatka.
W takie wielkie święto, muzyka potrzebna,
SARA (z zadumą, do siebie)
Żebyż mogła teraz córkę widzieć matka…
KASJUS
Czemóż nie ma matki przy córce w tej chwili?
RUTH
Smutna to historia i czasy niestare…
Zmarło się biedaczce, choć do niej przybyli,
Uczniowie Chrystusa sprawować ofiarę.
Uczniowie Chrystusa? Lekarze, wróżbici?...
Boniec