sekret alchemika Sędziwoja cz[1]. 03.pdf
(
221 KB
)
Pobierz
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Pilipiuk
Sekret Alchemika Sędziwoja cz. III
R o z d z i a ł X I
G a s n ą c e l a t a r n i e * T r o p e m k a b l a * W i e l k a k r o w a * D a m a z
l a s e r e m * R o z p r u t y s e j f * A l a r m * U c i e c z k a
O czwartej rano było jeszcze zupełnie ciemno. "W
komandosach" uczyli nas, że to pora nocy, gdy ludzie śpią
najmocniej. Niebo zasnuły deszczowe chmury. Deszcz już nie padał,
ale wszędzie stały kałuże. Cichutko przemknąłem się aleją
Kasztanową. Unikałem jak mogłem kręgów światła rzucanych przez
latarnie. Wreszcie dotarłem do ogrodzenia domu Aulicha.
Przylgnąłem do metalowych prętów i rozejrzałem się wokoło.
Światła latarni lekko przygasły. Żarówki pożółkły. Silny skok
napięcia w sieci, a może?... A może ktoś z piłą ultradźwiękową.
Ruszyłem wzdłuż ogrodzenia i nieoczekiwanie natknąłem się na
wyrwę. Ktoś wyciął kilkanaście prętów. Końcówki sterczące z
podmurówki dymiły dziwnie. Splunąłem ostrożnie na pierwszy z
nich.
Zaskwierczało. Były silnie rozgrzane.
- Ki diabeł? - zdziwiłem się.
Przeskoczyłem do ogrodu i ukryłem się w cieniu krzaków.
Latarnie powoli wracały do normalnej jasności. Ruszyłem ostrożnie
naprzód, rozglądając się za psem. Wolałem nie natknąć się na tę
bestię. Nieoczekiwanie znowu pociemniało. Spostrzegłem gruby
kabel biegnący przez zroszoną trawę. Poszedłem jego śladem. Nagle
gdzieś koło ogrodzenia usłyszałem łoskot i stłumione przekleństwo.
Padłem natychmiast płasko i wtoczyłem się pod krzaki. Ktoś
podniósł się z ziemi, latarnie wracające do pełnej jasności oświetliły
na moment niewysoką sylwetkę. Postać, nisko pochylona, przemknęła
112
pod ścianą domu.
- Robi się tłoczno - mruknąłem sam do siebie.
Latarnie znowu pociemniały. Czyżby jakiś idiota przebijał się
po kolei przez wszystkie ściany, zamiast ciąć zamki w drzwiach?
Cichutko podążyłem w ślad za tajemniczym nocnym gościem.
Człowiek przemknął się do spalonej części domu i bez większego
wysiłku podciągnął się do jednego z wypalonych okien. Po chwili
zniknął wewnątrz. Ruszyłem naokoło i po chwili znalazłem drzwi,
które zapewne jeszcze przed godziną zabite były deskami. Teraz
kawałki drewna leżały wokoło, dziwnie pociemniałe przy
krawędziach. Przekroczyłem próg. W powietrzu unosił się obcy, ale
dość przyjemny zapach. Kojarzył mi się z dzieciństwem. Chyba
czułem go kiedyś. W cegielni na wsi, niedaleko pola dziadków?
Przypomniałem sobie piece ułożone z surowych cegieł
nakrytych tylko warstwą glinianego miału. Przez odpowiednio
sporządzone kanały biegł ogień wypalając je. "Dochodziły" tak około
dwu tygodni, później przychodzili robotnicy, by je wyjąć i
załadować na ciężarówkę. Spenetrowałem parter i nie znajdując nic
podejrzanego wdrapałem się po osmalonych, betonowych schodkach
na piętro. Tu, w jednym z pokojów przylegających do niespalonej
części domu, znalazłem to, czego szukałem - nieregularną dziurę
wybitą w ścianie. Zapach cegielni stał się bardzo mocny. Zbliżyłem
ostrożnie dłoń do brzegów otworu i natychmiast ją cofnąłem. Cegły
rozpalone były niemal do czerwoności. Przelazłem przez dziurę i
znalazłem się w korytarzu. Przez chwilę zastanawiałem się dokąd
pójść, gdy nieoczekiwanie spostrzegłem gruby kabel znikający za
zakrętem. Skradając się ruszyłem tym tropem. Przewód niebawem
zniknął w szczelinie pod drzwiami jednego z pokojów. Usłyszałem
ciche buczenie i szpara rozbłysła oślepiającym światłem.
113
- Ki diabeł? - pomyślałem.
W tej chwili usłyszałem ciche skrzypnięcie deski. Ktoś
wdrapywał się po schodach na piętro. Zanurkowałem w niszę i
przyczaiłem się w mroku. W ponurym blasku padającym spod drzwi
zobaczyłem sylwetkę niewysokiego chłopaka. On też mnie zobaczył,
bo usłyszałem dziwny metaliczny odgłos, jak gdyby ktoś wyciągał
szablę z pochwy. Faktycznie to była szabla. Wysunął ją w moją
stronę.
- Nie wiem, kim jesteś, ale nie próbuj nawet drgnąć, bo wsadzę
ci w bebechy pół metra stali - dobiegł mnie życzliwy szept.
Trzymając mnie na dystans usiłował mnie wyminąć.
- A ty kim jesteś? - zapytałem.
- Człowiekiem, który przyszedł tu po sprawiedliwość - głos w
ciemności zabrzmiał godnie. - A ty?
- "Od tysiąca lat uwięziony w ciele wielkiej krowy powoli
tracę zmysły" - zacytowałem znaleziony kiedyś przed blokiem
komiks.
W tym momencie drzwi otworzyły się i zalało nas światło.
Jednocześnie z wnętrza pomieszczenia napłynął kłąb dymu
cuchnącego przepaloną stalą. Spostrzegłem, że rękojeść szabli
wyłożona jest turkusami, a w następnej chwili rozpoznałem twarz
trzymającego ją w ręce. To był ten chłopak, który kilkanaście godzin
wcześniej został wykopany z tego domu. Stojąca w drzwiach postać
pokiwała w naszą stronę pistoletem.
- Do pokoju - rozkazała.
Poznałem ją po głosie. Stasia. Wślizgnęliśmy się, zamykając za
sobą drzwi. Obie dziewczyny były starannie zamaskowane, ale ja też
miałem maskę na twarzy. Stasia bezceremonialnie zdarła ją ze mnie.
- No coś podobnego - powiedziała - Jaki świat jest mały. A ten
114
co za jeden? - wskazała lufą młodzieńca z szablą - Jest z tobą?
- Nie - zaprzeczyliśmy obaj jednocześnie.
- Na złodzieja nie wyglądasz - powiedziała. - Ale szabelka
wyjątkowo ładna...
Wyciągnęła rękę. Cofnął się o krok.
- Musisz mnie zabić, żeby ją dostać - powiedział.
Wyglądało na to, że mówi poważnie. Popatrzyłem na źródło
światła i zaniemówiłem. Druga z dziewcząt, zasłoniwszy twarz
okularami hutniczymi, rozpruwała sejf laserem. Chyba chciała
odciąć całą jedną ścianę...
- Źle tniesz - zwróciłem jej uwagę - Wystarczy drzwiczki...
- Żeby alarm uruchomić?- zapytała ze złością - Strasznie się ta
blacha nagrzewa.
- Trzeba było piłą ultradźwiękową - powiedziałem z nutką
wyższości w głosie.
- Co ty tu robisz? - Stasia wsiadła na chłopaka.
- Przyszedłem tylko po to - potrząsnął szablą - Chciałbym już
sobie iść...
- Mowy nie ma. To my pójdziemy, a wy dwaj zostaniecie tu i
poczekacie na policję. Związani jak balerony...
- Pawła trzeba wypuścić - powiedziała Kasia ponownie
uruchamiając laser na pełną moc. - Sądzę, że już nas rozpoznał.
- To prawda - potwierdziłem. - A co do tego miłego
młodzieńca, to chyba ma swoje powody, by łamać szóste
przykazanie. Wytłumacz się - zwróciłem się wprost do niego.
- To proste - powiedział. - Tę szablę mój przodek otrzymał od
Stefana Batorego w czasie kampanii pskowskiej. W czterdziestym
piątym zabrali ją mojemu dziadkowi ubecy. Wkrótce potem
skonfiskowano nam też majątek. Tysiące pamiątek rodzinnych
115
rozgrabili komuniści. We dworze urządzili pegieer. Palili w piecach
książkami i meblami. Wreszcie dom zawalił się całkiem.
Dowiedziałem się przypadkiem, że Aulich ma szablę.
Zaproponowałem mu dzisiaj piętnaście tysięcy złotych. Zażądał stu
pięćdziesięciu. A potem kazał swojemu wachmanowi wyrzucić mnie,
jak psa, za próg.
Popatrzyłem na rękojeść szabli.
- Węgierska - potwierdziłem. - I na oko sądząc, z końca
szesnastego wieku.
Kasia skończyła zabawę laserem i używając azbestowych
rękawic odsunęła odciętą ścianę.
- Jest? - zapytała Stasia.
Pokręciła przecząco głową.
- Same gówna - wygarnęła dłonią stos banknotów pospinanych
banderolami, jakieś papiery wartościowe, parę pudełek biżuterii i
kilka kilogramowych sztabek srebrzystego metalu. Srebro albo
platyna. Złote dwudziestodolarówki zadźwięczały sypiąc się na
podłogę. Nie zaszczyciła ich nawet jednym spojrzeniem.
- Cholera - zdenerwowała się Stasia. - Trzeba zatem obudzić
gospodarza. Jak mu przypalimy laserem to i owo, to wyśpiewa gdzie
ukrył "Niemą Księgę".
- A czego szukacie? - zainteresował się chłopak z szablą.
- Zbioru drzeworytów - wyjaśniłem.
- Jakieś drzeworyty oprawione w ramki wiszą na półpiętrze -
powiedział - widziałem je, gdy przechodziłem.
Ruszyły do wyjścia bez słowa. Stasia latarką oświetliła ścianę.
- No, co za bydlę - sapnęła.
Ścianę ozdabiało kilkadziesiąt antyram. Wewnątrz, pod
warstwą szkła, widać było pożółkłe pergaminowe karty. Jak na
116
Plik z chomika:
Lucas97
Inne pliki z tego folderu:
Księżna Ultis.rar
(27459 KB)
Kraina Otchłani.rar
(27937 KB)
Prawo Ardelii.rar
(27250 KB)
Przybysz z Przyszłości.rar
(26256 KB)
Więzień Wieczności.rar
(20329 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin