Uparty kotek.doc

(30 KB) Pobierz

„Uparty kotek” – I.Biełyszew

 

Miała dziewczynka małego, szarego kotka. Był to bardzo uparty kotek: wszystko chciał robić po swojemu.

Pewnego razu, gdy kotek wybierał się na spacer, rzekła do niego dziewczynka:

- Nie odchodź, koteczku, daleko, bo się zgubisz.

Nie usłuchał uparty kotek dziewczynki i pomaszerował do lasu.

Chodzi kotek po lesie, wdrapuje się na drzewa, zagląda ciekawie pod krzaczki, no i... zabłądził.

Szuka drogi do domu, ale ani rusz z lasu wydostać się nie może. A tu noc nadchodzi.

Usiadł kotek na pieńku i zapłakał. Nadbiega na to zajączek:

- Kto ty jesteś?

- Nie wiem.

- Dlaczego płaczesz?

- Zgubiłem swój dom

- Kto jest twoją mamusia?

- Ja nie mam mamy. Zamiast mamy mam dziewczynkę.

- Kim ty wreszcie jesteś?

- Nie wiem.

- Nie wiem, nie wiem – przedrzeźnia zajączek.

- A skakać umiesz?

- Umiem doskonale.

- No to jesteś w takim razie zajączkiem – oświadczył zajączek. – Chodź, zaprowadzę cię do domu.

Poszli więc razem. Przeskoczyli rowek, a zajączek pyta:

- Dlaczego masz takie małe uszki?

- Ojej, jaki nudziarz! – rozgniewał się kotek. – „Dlaczego” i „dlaczego”! czy to nie wszystko jedno? Za to ogonek mam dłuższy.

- No to dobrze – zgodził się zajączek. – Chodźmy dalej.

I przyprowadził zajączek kotka do ogrodu, w którym mieszkała zajęcza rodzina.

- Mamo – powiada zajączek do swojej matki – znalazłem zajączka w lesie.

- Dobrze synku, dobrze. Daj mu kolację i kładźcie się spać, bo już późno!

Zajączek wziął kapuściany liść i podsuwa kotkowi:

- Na!

- Co „na”?! – pyta kotek?

- Na to znaczy: bierz i jedz – tłumaczy mu zajączek.

Kotek wziął kapuściany liść i rozpłakał się.

- N-nie m-mogę tego j-jeść. Jestem jeszcze malutki.

- Wiecznie „malutki” i „malutki” – przedrzeźnia go zajączek. – Ja też przecież jestem malutki, a patrz...

Wyrwał kotkowi kapuściany liść, włożył do pyszczka i w jednej chwili z liścia został zaledwie mały koniuszek.

Wziął kotek koniuszek kapuścianego liści i zaczął nim sobie łzy ocierać.

Zajączkowa mama spojrzała na kotka i pokiwała głową.

- O nie – powiada – nie jesteś zajączkiem. Zające, hej zające! Chodźcie no tu, a prędko! Zobaczcie, jakie zwierzątko mój synek w lesie znalazł!

Zebrały się zające, patrzą, podziwiają i głowami kręcą. Nie mogą zrozumieć, co to za zwierz przedziwny.

Wyjrzał z leszczyny stary, kulawy zając.

- Rozstąpcie się – powiada do całego zgromadzenia. – Niech go obejrzę.

Obejrzał kulawy zając kotka ze wszystkich stron i pyta:

- Po drzewach łazić umiesz?

- Umiem – odpowiada kotek.

- No, to chodź ze mną, odprowadzę cię do twojego domu. Wiem już, coś ty za jeden. Jesteś wiewiórką. Widzicie: uszy malutkie, a ogon długi, puszysty.

- Rzeczywiście! Masz rację! – zawołały zające. – Że też myśmy się tego od razu nie domyślili.

Pokuśtykał kulasek a kotek za nim. Przecięli pole, wyszli na skraj lasu i podeszli do starego dębu. W jego dziupli mieszkała wiewiórka.

Kulawy zając podszedł do dębu, usiadł na tylnych łapkach, a przednimi zaczął z całych sił bębnić w drzewo.

- Kto tam?! – krzyknęła z góry wiewiórka.

-To ja, kulawy zając! Przyprowadziłem ci krewniaka.

- Niech wejdzie na górę. Nie mam czasu. Przygotowuję zapasy na zimę – odpowiedziała wiewiórka.

Drapie się kotek po dębie, drapie i z trudem wielkim dostał się nareszcie do dziupli.

Wiewiórka nawet nie spojrzała na niego, wsunęła mu tylko szyszkę w łapkę i mówi:

- Bierz i jedz!

Obraził się kotek bardzo.

- Sama – mówi – „bierz”, sama „jedz” – i rzucił szyszkę.

- Jak śmiesz – krzyknęła wiewiórka – szyszki wyrzucać?! Czekaj, zaraz ci sprawię lanie!

Podniosła łapkę, chcąc kotka uderzyć, i spojrzała przy tym na niego uważnie.

- Ale ty przecież wcale nie jesteś wiewiórką!

- Nie wiem – odpowiada kotek. – Jestem głodny.

- A co ci dać? – pyta wiewiórka. – Może chcesz suszonych grzybków?

- Nie – mówi kotek. – zjadłbym myszkę.

- Ach, ty głuptasie – rozgniewała się wiewiórka. – Czemuś tego wcześniej nie powiedział? Od razu bym się domyśliła, że jesteś jeżykiem. Zbieraj się szybko, odprowadzę cię do twego domu.

Przyprowadziła wiewiórka kotka do jeżowej.

- Waszego jeżyka znaleziono w lesie.

- Niech tam idzie do dzieci, zje myszkę i położy się spać, bo już późno – rzekła jeżowa.

Najadł się kotek do syta. Ale ledwo zdążył ułożyć się do snu razem z jeżykami, skoczył jak oparzony.

- Ojej! Ojej! Nie mogę! Całe boki sobie pokłułem! – i rozpłakał się.

Zerwała się ze snu jeżowa, wyszła z norki i powiada:

- Cóż ja z tobą zrobię? Zajączkiem nie jesteś ani wiewiórką, ani jeżykiem! Kim ty wreszcie jesteś?...

- Ja-ja nie wiem – zanosi się od płaczu kotek – ja-ja jestem ma-malutki!

Ziewnęła szeroko jeżowa, odwróciła się od kotka i poszła z powrotem spać do swojej norki.      A biedny kotek usiadł pod drzewem i przepłakał całą noc.

O świcie, gdy słoneczko wyjrzało, obudziła się na wysokiej osice wrona. Ujrzała kotka i mówi:

- Ho-ho, ja wiem, kto ty jesteś!

- A kto ja jestem? – pyta pociągając noskiem kotek.

- Kotek jesteś, ot co! – odpowiada wrona.

- Czy aby nie kłamiesz? – pyta ze strachem kotek. – Czy to ja w życiu kotków nie widziałam, czy co?

- Wrono! Hej, wrono – woła jeżowa – a może wiesz, gdzie on mieszka?!

- Wiem.

- Więc odprowadź go do domu.

Frunęła niziutko wrona, a kotek pobiegł za nią. Wyszli z lasu na drogę. Zobaczył kotek swój dom, zadarł ogonek do góry i co sił w nogach popędził w tamtą stronę.

Przybiegł do domu i mówi:

- Już nigdy, przenigdy sam do lasu nie pójdę.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin