17.Gość.txt

(32 KB) Pobierz
17 Go��
M�j go�� mia� nienaturalnie blad� cer� i ogromne czarne oczy. Sta� z gracj� zupe�nie nieruchomo, co w po��czeniu z jego niespotykan� urod� sprawia�o, �e wygl�da� jak pos�g o idealnych proporcjach.
Zadr�a�y mi kolana. Omal si� nie przewr�ci�am. A potem opanowa�am si� i doskoczy�am do niego jednym susem.
- Alice, och, Alice! - zawo�a�am, rzucaj�c si� jej na szyj�.
Bach! Jakbym zderzy�a si� z betonow� �cian�. Wylecia�o mi z g�owy, �e wampiry s� takie twarde.
- Bella? - W glosie mojej dawno niewidzianej przyjaci�ki pobrzmiewa�y, o dziwo, zaskoczenie i ulga.
U�ciska�am j� serdecznie, rozkoszuj�c si� przy okazji s�odkim zapachem jej sk�ry. By� jedyny w swoim rodzaju, ani kwiatowy, ani korzenny, ani cytrusowy, ani pi�mowy. Nie mog�y si� z nim r�wna� �adne znane mi perfumy, a moja pami�� przez te kilka miesi�cy nie radzi�a sobie z jego odtwarzaniem.
Nie wiedzie�, kiedy moje w�szenie przesz�o w pl�cz, a p�acz w szloch. Alice zaprowadzi�a mnie niezw�ocznie do saloniku, posadzi�a na kanapie i przytuli�a. Czu�am si� troch� tak, jakbym dotyka�a ch�odnego g�azu, ale by� to g�az wygodnie wy��obiony na moj� miar�. Dziewczyna g�aska�a mnie po plecach w sta�ym rytmie, czekaj�c cierpliwie, a� si� uspokoj�.
- Prze... przepraszam - wymamrota�am. - Ja tylko... tak si� ciesz�, �e ci� widz�!
- Nie masz za co przeprasza�, Bello. Wszystko w porz�dku.
- Rzeczywi�cie.
Nareszcie przydarzy�o mi si� co� mi�ego.
- Zapomnia�am, jaka jeste� uczuciowa - powiedzia�a zm�czonym g�osem.
Zerkn�am do g�ry, przecieraj�c niezdarnie za�zawione oczy.
Szcz�ki mojej przyjaci�ki by�y napi�te, usta zaci�ni�te, a szyj� mia�a wykr�con� tak, �eby g�ow� trzyma� jak najdalej ode mnie. T�cz�wki barwy atramentu zlewa�y si� w jedno ze �renicami.
- Och - wyrwa�o mi si�.
Alice by�a g�odna. Biedna Alice. A ja tak apetycznie pachnia�am! Min�o sporo czasu, odk�d musia�am zwraca� uwag� na takie rzeczy.
- Przepraszam - szepn�am.
- To moja wina. Od dawna nie polowa�am. Nie powinnam by�a tu przyje�d�a� w takim stanie, ale tak si� spieszy�am... No w�a�nie - zmieni�a ton na bardziej osch�y - mo�e wyja�nisz mi, jak to si� sta�o, �e jeszcze �yjesz?
Nagle uzmys�owi�am sobie, czemu zawdzi�czam jej wizyt� B�yskawicznie otrze�wia�am. Potok �ez wysech�. Spu�ci�am nogi na ziemi� i opar�am si� plecami o poduszki kanapy. Prze�kn�am g�o�no �lin�.
- Widzia�a�, jak spadam?
- Nie - poprawi�a mnie Alice. - Widzia�am, jak skaczesz.
Przygryz�am wargi, zastanawiaj�c si�, jak usprawiedliwi� swoje zachowanie tak, �eby nie wyj�� na wariatk�.
Moja rozm�wczyni pokr�ci�a g�ow�.
- M�wi�am mu, �e tak to si� sko�czy, ale nie chcia� mi wierzy�. �Bella da�a mi s�owo�. - Alice na�ladowa�a Edwarda tak doskonale, �e zamar�am, zszokowana. Zaraz potem w moj� klatk� piersiow� wbi� si� niewidzialny sztylet. - �Tylko nie zagl�daj w jej przysz�o��,� nakaza� mi - relacjonowa�a. - �Do�� wyrz�dzili�my szk�d�. Ale to, �e nie zagl�dam, nie oznacza, �e nie widz�! Przy si�gam, nie mia�am zamiaru w �aden spos�b ci� kontrolowa�. Po prostu wi�, jaka si� mi�dzy nami wytworzy�a, jest wci�� silna.
Odbieram sygna�y. - Zamilk�a na moment. - Kiedy zobaczy�am ci� skacz�c� ze ska�y, bez namys�u wsiad�am w pierwszy samolot.
Przyjecha�am z my�l�, �e mo�e wespr� jako� Charliego, a chwil� po mnie, zjawiasz si� ty! - Roz�o�y�a r�ce. By�a coraz bardziej rozdra�niona. - Widzia�am w mojej wizji, jak wpadasz do wody, ale si� nie wynurzy�a�. Trwa�o to ca�e wieki. By�am pewna, �e ju� po tobie! Jak wydosta�a� si� na brzeg? I jak w og�le mog�a� zrobi� co� takiego?! Jak mog�a� zrobi� co� takiego ojcu?! A m�j brat? Czy masz poj�cie, co on...
- Alice _ wtr�ci�am si� - to nie by�a pr�ba samob�jcza. Powinnam by�a jej przerwa�, gdy tylko zorientowa�am si�, o co mnie podejrzewa, ale g�r� wzi�a ch�� napawania si� d�wi�czno�ci� jej g�osu. Nie mog�am jednak d�u�ej zwleka�. Przyjrza�a mi si� nieufnie.
- Chcesz powiedzie�, �e wcale nie skoczy�a� ze ska�y do morza?
- Skoczy�am, ale nie... - Skrzywi�am si�. - Skoczy�am dla zabawy.
Moja przyjaci�ka zmarszczy�a czo�o.
- Obserwowa�am kiedy�, jak robi� to koledzy Jacoba Blacka.
Wydawa�o mi si�, �e to �wietna sprawa... nudzi�am si� dzisiaj...
wi�c postanowi�am spr�bowa�.
Alice milcza�a.
- Nie pomy�la�am, �e burza wp�ynie jako� na pr�dy. Tak w�a�ciwie to wcale nie my�la�am o tym, �e m�j lot sko�czy si� w wodzie.
Siostra Edwarda nie kupowa�a mojej historii. Przygl�da�a mi sceptycznie. Nadal by�a przekonana, �e chcia�am si� zabi�. Zadecydowa�am, �e lepiej b�dzie zmieni� temat.
- Skoro widzia�a�, jak wpadam do wody, to czemu nie widzia�a� Jacoba?
Zaskoczy�am j� tym pytaniem. Przekrzywi�a g�ow�.
- Gdyby nie Jacob - ci�gn�am - chyba bym si� utopi�a. No dobra, nie by�o �adnego �chyba�. Utopi�abym si� jak nic. Mia�am tyle szcz�cia! Nawet nie pami�tam, jak mnie uratowa� - ockn�am si� na dobre dopiero na pla�y. Tylko skoro skoczy� za mn� z klifu i doholowa� mnie do brzegu, a twierdzi, �e zabra�o mu to co najwy�ej kilka minut, to czemu nie widzia�a� go w swojej wizji?
- Kto� ci� uratowa�? - spyta�a z niedowierzaniem.
- Tak. Jacob. No przecie� m�wi�.
Alice zacz�a intensywnie si� nad czym� zastanawia� Trudno by�o oceni�, w jakim jest nastroju. Czy�by co� j� gryz�o?
Czy�by po raz pierwszy mia�a do czynienia z tak niedoskona�ym objawieniem i martwi�a si�, �e jej dar j� zawodzi? Nagle pochyli�a si� w moj� stron� i obw�cha�a moje rami�.
Serce podskoczy�o mi do gard�a.
- Nie b�j si�, g�uptasie - szepn�a, nie przerywaj�c swoich bada�.
- Co ty wyprawiasz?
Poch�oni�ta dedukowaniem, pu�ci�a moje pytanie mimo uszu.
- Kto ci� tu przywi�z�? Z kim si� tak k��ci�a� tam, za rogiem?
- Z Jacobem. Pami�tasz Jacoba Blacka z La Push, prawda? Jest teraz poniek�d moim najlepszym przyjacielem. A przynajmniej by�... - Przed oczami stan�a mi jego zagniewana twarz, Nie by�am pewna, czy mia� mi wybaczy� t� zdrad�.
- Hm... - Co?
- Nie wiem - przyzna�a. - Ale co� jest nie tak.
- C�, najwa�niejsze, �e �yj�.
Dziewczyna wywr�ci�a oczami.
- A Edward s�dzi�, �e wystarczy ci� poprosi�, �eby� na siebie uwa�a�a! Ten facet jest albo chory, albo za�lepiony. Nigdy w �yciu nie spotka�am nikogo, kto cz�ciej od ciebie pakowa�by si� z g�upoty w tarapaty! Masz chyba jakie� sk�onno�ci masochistyczne!
- Jeszcze �yj� - przypomnia�am.
Alice by�a ju� my�lami gdzie indziej.
- Je�li powr�t na brzeg utrudnia�y ci pr�dy, to, dlaczego nie przeszkodzi�y temu twojemu Jacobowi?
- Ee... to silny ch�opak.
Zauwa�y�a moje wahanie. Jedna jej brew pow�drowa�a ku g�rze.
Czy mog�am jej zdradzi� sekret watahy? Czy by� to w og�le sekret? A je�li nim jednak by�, kogo mia�am uzna� za swojego prawdziwego sojusznika, Jacoba czy Alice?
Dosz�am do wniosku, �e ukrywanie czego� przed siostr� Edwarda zbyt wiele by mnie kosztowa�o. Jacob wiedzia� o Cullenach - czemu nie mia�a wiedzie� o sforze?
- Widzisz, Jacob jest kim� w rodzaju wilko�aka - wyzna�am. - Kiedy w okolicy pojawiaj� si� wampiry, niekt�rzy przedstawiciele plemienia Quileut�w zmieniaj� si� w wilki. Ostatni raz mia�o to miejsce, kiedy Carlisle zjawi� si� tu po raz pierwszy. Zna� go pradziadek Jacoba. By�a� ju� wtedy w rodzinie?
Alice wpatrywa�a si� we mnie kilkana�cie sekund szeroko otwartymi oczami, po czym dosz�a do siebie, szybko mrugaj�c.
_ To t�umaczy ten dziwny zapach - powiedzia�a do siebie. - Ale czy to wystarczaj�cy pow�d, �ebym go nie widzia�a? - Znowu si� zamy�li�a.
- Dziwny zapach? - powt�rzy�am.
- Okropnie �mierdzisz - rzuci�a, nie podejmuj�c rozmowy. Z jej alabastrowego czo�a nie znika�y zmarszczki. Milcza�a przez chwil�. - Na pewno jest wilko�akiem? By�a� �wiadkiem tego, jak si� przeobra�a?
- Niestety tak. - Pojedynek Jacoba z Paulem nie nale�a� do moich ulubionych wspomnie�. - Czyli nie mieszka�a� jeszcze z Carlislem i Esme, kiedy w Forks by�y wilko�aki?
- Nie. Do��czy�am do nich p�niej.
Na powr�t zrobi�a si� nieobecna, ale zaraz potem co� do niej dotar�o. Znienacka obr�ci�a si� gwa�townie.
- Tw�j najlepszy przyjaciel jest wilko�akiem? - spyta�a. Potwierdzi�am zawstydzona.
- Od jak dawna to trwa?
- Nied�ugo - podkre�li�am, jakby mia�o mnie to usprawiedliwi�.
- Pierwszy raz zmieni� si� dopiero kilka tygodni temu.
Alice uderzy�a pi�ci� o kanap�.
- Czyli to m�ody wilko�ak? A niech mnie! Ty to masz fart, dziewczyno! Edward mia� racj� - przyci�gasz katastrofy jak magnes. I kto obieca�, �e nie b�dzie nara�a� si� na niebezpiecze�stwo?
- M�ode wilko�aki nie s� wcale takie gro�ne - o�wiadczy�am ura�ona troch� jej komentarzami.
- Tak, dop�ki nie strac� nad sob� kontroli. Bo�e, Bello po wyje�dzie wampir�w nie mog�a� dla odmiany zaprzyja�ni� z paroma lud�mi?
Nie chcia�am si� z ni� k��ci� - tak bardzo cieszy�am si� �e wr�ci�a - ale musia�am wyprowadzi� j� z b��du.
- Mylisz si� Alice, wampiry nie wynios�y si� z Forks na dobre W tym ca�y k�opot. Gdyby nie miejscowa sfora wilko�ak�w, ju� dawno dopad�aby mnie Victoria. A raczej Laurent, bo to on wpad� na mnie przed ni�...
- Victoria? - sykn�a Alice. - Laurent?
Chyba nigdy wcze�niej nie mia�a przy mnie tak morderczej miny.
- Magnes dzia�a - powiedzia�am cicho.
- Mniejsza o tw�j magnes. Opowiedz mi wszystko od samego pocz�tku.
Opu�ci�am wprawdzie w mojej relacji cztery miesi�ce depresji, omamy s�uchowe i eksperymenty z motorami, ale poza tym nie pomin�am niczego. Powt�rzy�am nawet historyjk� o skakaniu z nud�w z klifu. Moja przyjaci�ka znowu jej nie �ykn�a, wi�c przesz�am pospiesznie do p�omienia na falach i mojej hipotezy wyja�niaj�cej jego pochodzenie. S�ysz�c, �e mog�a by� to Victoria, Alice roze�li�a si� nie na �arty. Jej p�przymkni�te drapie�nie oczy ciska�y b�yskawice. Wygl�da�a teraz naprawd� gro�nie - jak na wampirzyc� przysta�o. Nigdy dot�d nie my�la�am o niej jak o potworze. Prze�kn�wszy �lin�, zag��bi�am si� w szczeg�y dotycz�ce �mierci Harry'ego.
Alice ani razu mi nie przerwa�a, co najwy�ej, zas�piona, kiwa�a g�ow�. W ko�cu wyczerpa�y mi si� tematy i zapad�a cisza. Teraz, kiedy emocje zwi�zane z odej�ciem Jacoba i pojawieniem si� przyjaci�ki nieco opad�y, wr�ci� l�k o ojca. J...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin