55.Jednia.txt

(12 KB) Pobierz
Jednia


Ian spogl�da� na nas z g�ry z tak� furi�, �e Sunny a� zatrz�s�a si� ze strachu. Sta�o si� co� dziwnego � mia�am wra�enie, �e Kyle i Ian zamienili si� twarzami. Tyle tylko, �e twarz Iana by�a wci�� doskona�a, bez skazy. W�ciek�a, lecz mimo to pi�kna.
� He? � zapyta� Kyle zdziwiony. � O co chodzi? 
Ian m�wi� przez zaci�ni�te z�by.
� Wando � warkn��, po czym wyci�gn�� do mnie r�k�. Wygl�da�o to tak, jakby musia� si� powstrzymywa�, �eby nie zacisn�� jej w pi��.
O�o, pomy�la�a Melanie.
Ogarn�a mnie �a�o��. Nie chcia�am si� �egna� z Ianem, teraz jednak nie mia�am wyj�cia. Oczywi�cie, �e powinnam. �le bym uczyni�a, wykradaj�c si� noc� jak z�odziej i obarczaj�c po�egnaniami Mel.
Zniecierpliwiony Ian chwyci� mnie za r�k� i podni�s� na nogi. Widz�c, �e Sunny wstaje razem ze mn�, poci�gn�� mnie mocniej, tak by pu�ci�a moje rami�.
� Co ci odbi�o? � zapyta� ostro Kyle.
Ian zgi�� nog� w kolanie i wymierzy� Kyle�owi mocnego kopniaka w twarz.
� Ian! � oburzy�am si�.
Sunny rzuci�a si� mi�dzy nich, chc�c zas�oni� drobnym cia�em trzymaj�cego si� za nos i pr�buj�cego wsta� Kyle�a. Straci� przez to r�wnowag� i upad� z j�kiem na ziemi�.
� Chod� � warkn�� Ian i poci�gn�� mnie za r�k�, nawet si� za siebie nie ogl�daj�c.
� Ian...
Wl�k� mnie gwa�townie za sob�, nie daj�c mi si� odezwa�. W zasadzie mi to nie przeszkadza�o. I tak zupe�nie nie wiedzia�am, co powiedzie�.
Przed oczami przemyka�y mi zdumione twarze pozosta�ych. Ba�am si�, jak zareaguje kobieta bez imienia. Nie przywyk�a do gniewu i przemocy.
Naraz stan�li�my w miejscu. Jared zastawia� wyj�cie.
� Odebra�o ci rozum, Ian? � zapyta� tonem niedowierzania i oburzenia. � Co ty jej robisz?
� Wiedzia�e� o tym? � krzykn�� Ian, popychaj�c mnie w jego stron� i potrz�saj�c mn�. Gdzie� z ty�u rozleg�o si� ciche kwilenie.
� Zrobisz jej krzywd�!
� Wiesz, co ona kombinuje?
Z twarzy Jareda znikn�y nagle wszelkie emocje. Spogl�da� milcz�co na Iana.
� Ianowi wystarczy�o to za odpowied�.
Uderzy� Jareda pi�ci� tak szybko, �e nawet nie widzia�am ciosu � poczu�am jedynie szarpni�cie, a potem zobaczy�am, jak Jared zatacza si� w g��b ciemnego tunelu.
� Ian, przesta� � odezwa�am si� b�agalnym tonem.
� Sama przesta� � odwarkn��.
Przeci�gn�� mnie pod �ukiem i zacz�� prowadzi� na p�noc. Musia�am prawie biec, �eby nad��y� za jego d�ugimi krokami.
� O�Shea! � krzykn�� za nami Jared.
� Ja jej zrobi� krzywd�? � odrykn�� mu Ian przez rami�, nie zwalniaj�c tempa. � Ja? Ty ob�udna �winio!
Za nami rozci�ga�a si� ju� tylko cisza i ciemno��. Potyka�am si� co chwila, pr�buj�c dotrzyma� mu kroku.
Jego silny chwyt zacz�� mi sprawia� b�l. Zaciska� mi d�o� na ramieniu niczym kr�pulec, z �atwo�ci� obejmowa� je ca�e swoimi d�ugimi palcami. R�ka powoli mi dr�twia�a.
Poci�gn�� mnie do przodu jeszcze szybciej, a� oddech przeszed� mi w j�k b�lu.
Dopiero ten d�wi�k sprawi�, �e si� zatrzyma�. S�ysza�am w ciemno�ciach jego rz꿹cy oddech.
� Ian, Ian, ja... � zacz�am, ale nie mog�am sko�czy�. Wyobra�a�am sobie jego w�ciek�� twarz i nie wiedzia�am, co powiedzie�.
Z�apa� mnie niespodziewanie za nogi i kiedy ju� mia�am upa�� na plecy, pochwyci� mnie za ramiona. Nast�pnie znowu ruszy� biegiem przed siebie, trzymaj�c mnie na r�kach. Nie by�y ju� gwa�towne i nieczu�e � przytula� mnie teraz do piersi.
Kiedy dotarli�my do jaskini z ogrodem, bieg� dalej, nie zwa�aj�c na zdumione, a nawet podejrzliwe spojrzenia. W jaskiniach dzia�o si� w ostatnim czasie zbyt wiele dziwnych i niechcianych rzeczy. Zgromadzeni tu ludzie � Violetta, Geoffrey, Andy, Paige, Aaron, Brandt i paru innych, kt�rych w biegu nie zd��y�am rozpozna� � byli niespokojni. Niepokoi� ich widok rozw�cieczonego Iana p�dz�cego mi�dzy nimi na z�amanie karku ze mn� na r�kach.
Po chwili byli ju� daleko za nami. Ian nie zatrzymywa� si�, dop�ki nie dobiegli�my do pokoju, kt�ry dzieli� z Kyle�em. Przewr�ci� kopni�ciem czerwone drzwi � wyl�dowa�y na pod�odze z g�uchym hukiem � i opu�ci� mnie na materac.
Sta� teraz nade mn�, ci�ko dysz�c ze zm�czenia i z�o�ci. Odwr�ci� si� tylko na chwil�, by jednym zwinnym szarpni�ciem postawi� z powrotem drzwi, po czym znowu utkwi� we mnie gro�ne spojrzenie.
Wzi�am g��boki oddech, podnios�am si� na kolana i wyci�gn�am przed siebie otwarte d�onie, pr�buj�c co� wyczarowa� � co�, co mog�abym mu da� albo powiedzie�. Ale moje r�ce by�y puste.
� Nie. Zostawisz. Mnie. � Oczy mu �wieci�y; p�on�y b��kitnym ogniem, ja�niej ni� kiedykolwiek.
� Ian � szepn�am. � Musisz sobie zdawa� spraw�, �e... nie mog� zosta�. Wiem, �e to rozumiesz.
� Nie! � krzykn�� na mnie. 
Odskoczy�am do ty�u, a wtedy Ian nagle osun�� si� na kolana, a potem na mnie. Opar� g�ow� na moim brzuchu i zacisn�� mi ramiona wok� talii. Trz�s� si� gwa�townie, a z piersi wydobywa�o mu si� g�o�ne, rozpaczliwe �kanie.
� Nie, Ian, nie � prosi�am. To, na co teraz patrzy�am, by�o o wiele gorsze ni� gniew. � Prosz� ci�, przesta�.
� Wando � j�kn��.
� Ian, prosz�. Nie p�acz. Prosz�. Tak mi przykro.
Ja tak�e p�aka�am i tak�e si� trz�s�am, cho� mo�liwe, �e to on mn� potrz�sa�.
� Nie mo�esz odej��.
� Musz�, musz� � szlocha�am. Potem d�ugo p�akali�my bez s��w. Ian przesta� pierwszy. Wyprostowa� si� i wzi�� mnie w ramiona. Poczeka�, a� by�am w stanie m�wi�.
� Przepraszam � wyszepta�. � �le si� zachowa�em.
� Nie, nie. To ja przepraszam. Powinnam by�a ci powiedzie� wcze�niej, skoro widzia�am, �e niczego si� nie domy�lasz. Po prostu... nie umia�am. Nie chcia�am ci tego m�wi� � nie chcia�am sprawia� ci b�lu � bo nie chcia�am sprawia� b�lu sobie. Zachowa�am si� egoistycznie.
� Musimy o tym porozmawia�, Wando. Nie traktuj tego jak zamkni�tego tematu. Nie zgadzam si�.
� Kiedy tak w�a�nie jest.
Potrz�sn�� g�ow�, zaciskaj�c z�by.
� Od kiedy? Od kiedy to planujesz?
� Od czasu �owczyni � odpar�am szeptem.
Kiwn�� g�ow�, jakby spodziewa� si� takiej odpowiedzi.
� I uzna�a�, �e musisz wyjawi� swoj� tajemnic�, �eby j� uratowa�. Potrafi� to zrozumie�. Ale to wcale nie znaczy, �e musisz st�d znikn��. To, �e Doktor teraz ju� wie... to niczego nie zmienia. Gdyby cho� na moment przysz�o mi to do g�owy, �e jedno r�wna si� drugiemu, nie sta�bym wtedy bezczynnie i nie patrzy�, jak mu to t�umaczysz. Nikt ci� nie zmusi do tego, �eby� odda�a mu si� pod skalpel! Niech tylko spr�buje ci� tkn��, a po�ami� mu r�ce!
� Ian, prosz� ci�.
� Nie mog� ci� zmusi�, Wando. S�yszysz, co do ciebie m�wi�? � Zn�w krzycza�.
� Nikt mnie do niczego nie zmusza. Nie pokaza�am Doktorowi, jak oddzieli� dusz�, �eby m�c ocali� �owczyni� � szepn�am. � Ona tylko... przyspieszy�a moj� decyzj�. Zrobi�am to, �eby ocali� Mel, Ian.
Rozd�� nozdrza.
� Ona jest we mnie zamkni�ta, Ian. Jak w wi�zieniu � albo jeszcze gorzej. Nie potrafi� tego nawet opisa�. Jest jak duch. A ja mog� j� uwolni�. Mog� sprawi�, �e odzyska siebie.
� Ty te� zas�ugujesz na �ycie, Wando. Zas�ugujesz, �eby tu zosta�.
� Ale ja j�  k o c h a m, Ian.
Zamkn�� oczy, a blade usta ca�kiem mu pobiela�y.
� Ale ja kocham ciebie � szepn��. � To si� nie liczy?
� Oczywi�cie, �e si� liczy. I to bardzo. Nie widzisz? Ale to tylko... utwierdza mnie w mojej decyzji.
Podni�s� gwa�townie powieki.
� To dla ciebie nie do zniesienia, �e ci� kocham? O to ci chodzi? Mog� zamilkn��, Wando. Nigdy wi�cej ci tego nie powiem. Mo�esz by� z Jaredem, je�eli tego w�a�nie pragniesz. Ale zosta�.
� Nie, Ian! � Wzi�am jego twarz w d�onie � sk�ra by�a twarda w dotyku, mocno naci�gni�ta na ko�ci. � Nie. Ja... ja te� ci� kocham. Ja, ma�a srebrna glista z ty�u jej g�owy. Ale moje cia�o ci� nie kocha. Nic potrafi ci� pokocha�. W tym ciele nigdy nie b�d� mog�a ci� kocha�, Ian. Czuj� si� przez nie rozdarta. D�u�ej tego nie znios�.
Mog�abym to znie��. Ale nie znios�abym tego, �e przeze mnie cierpi. Ponownie zamkn�� oczy. G�ste czarne rz�sy mia� mokre od �ez. Patrzy�am, jak l�ni�.
No dobra, westchn�a Mel. R�bcie, co chcecie. Ja... wyjd� do drugiego pokoju, doda�a ironicznie.
Dzi�ki.
Zarzuci�am mu r�ce na szyj� i przysun�am si�, tak �e zetkn�li�my si� ustami.
Obj�� mnie mocno i przycisn�� do siebie. Nasze usta stanowi�y jedno��, scali�y si� tak, jakby mia�y si� ju� nigdy nie rozdzieli�, jakby rozstanie wcale nie by�o nieuniknione. Czu�am smak naszych �ez. Moich i jego.
Poczu�am, �e co� si� zmienia.
Kiedy cia�o Melanie dotyka�o Jareda, wybucha�o ogniem, kt�ry rozprzestrzenia� si� lotem b�yskawicy � niczym po�ar, co mknie po pustyni, trawi�c wszystko na swojej drodze.
Z Ianem by�o inaczej, zupe�nie inaczej, poniewa� Melanie nie kocha�a go tak jak ja. Dlatego kiedy mnie dotyka�, do�wiadcza�am czego� g��bszego i wolniejszego, przypominaj�cego bardziej podziemn� w�dr�wk� p�ynnych ska�, ukrytych zbyt g��boko, by mo�na by�o poczu� ich �ar, lecz zarazem pozostaj�cych w ci�g�ym ruchu, kt�ry kszta�tuje od nowa posady �wiata,
Moje cia�o sta�o mi�dzy nami jak ca�un g�stej mg�y � wystarczaj�co jednak przezroczystej, bym mog�a j� przejrze� i odgadn��, co si� dzieje.
Zmienia�am si� ja, nie Mel. By� to proces niemal�e metalurgiczny, zachodz�cy g��boko we mnie, zacz�ty dawno i zbli�aj�cy si� ku ko�cowi. Ten d�ugi poca�unek zwie�czy� dzie�o � zanurzy� roz�arzone ostrze w zimnej wodzie, nadaj�c mu trwa�y, niezniszczalny kszta�t.
Znowu zacz�am p�aka�, gdy� u�wiadomi�am sobie, �e podobna zmiana musi zachodzi� r�wnie� w nim � w tym oto m�czy�nie, tak dobrym, �e m�g�by by� dusz�, i zarazem tak silnym, jak tylko cz�owiek by� potrafi.
Zbli�y� usta do moich oczu, lecz by�o ju� za p�no. Sta�o si�.
� Nie p�acz, Wando. Nie p�acz. Zostaniesz ze mn�.
� Osiem pe�nych �y� � szepn�am �ami�cym si� g�osem, tul�c usta do jego policzka. � Przez osiem pe�nych �y� nie spotka�am nikogo, dla kogo zosta�abym na jednej planecie, za kim pow�drowa�abym gdziekolwiek. Nigdy nie znalaz�am sobie partnera. Dlaczego teraz? Dlaczego ty? Nale�ysz do innego gatunku. Jak mo�esz by� moim partnerem?
� �wiat jest dziwny � odpar� cicho.
� To niesprawiedliwe � obruszy�am si�, powtarzaj�c s�owa Sunny. To nie by�o sprawiedliwe. Znale�� co� takiego, odnale�� mi�o�� � teraz, w ostatniej chwili � i musie� o...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin