40.Szoa-Od Monachium przez Wannsee do Auschwitz.pdf

(133 KB) Pobierz
Od Monachium przez Wannsee do Auschwitz
Od Monachium przez Wannsee do Auschwitz. Droga do
Zagłady
W pierwszym tygodniu października 1943 r. odwiedził na kilka dni Poznań Heinrich
Himmler, minister spraw wewnętrznych Rzeszy, zwierzchnik niemieckich sił policyjnych,
twórca imperium SS oraz obozów koncentracyjnyc h [1] . Był to ideologiczny fanatyk,
pracoholik, z zamiłowania historyk, szczególnie często odnoszący się do przeszłości
Zakonu Krzyżackiego, który uważał za średniowieczną Führerschicht (warstwę
przywódczą ) [2] .
W Poznaniu, naonczas stolicy wcielonego do Rzeszy Kraju Warty, Himmler wygłosił dwa
znamienne referaty. W środę 6 października mówił do przywódców struktur centralnych i
regionalnych NSDAP, wyjaśniając im potrzebę wymordowania żydowskich kobiet i dzieci.
Chodziło o to, aby nie pozostawiać mścicieli. Dlatego musiała zostać podjęta trudna
decyzja, aby pozwolić temu narodowi zniknąć z powierzchni Ziemi .
Dwa dni wcześniej, w poniedziałek 4 października, Himmler odbył na Zamku Cesarskim,
wtedy siedzibie Gauleitera Arthura Greisera, długie spotkanie z najwyższymi oficerami
SS. Tutaj nie musiał się w ogóle liczyć ze słowami, gdyż - jak sam mówił - wśród
zebranych na sali większość wie, co to znaczy, gdy sto zwłok leży razem, gdy pięćset
leży, gdy tysiąc leży . Miał przed sobą elitę nazistowskich zbójów, zaprawionych w
masowych mordach. Mimo wielkiego "doświadczenia", byli to w większości ludzie młodzi.
Sam Himmler miał dopiero 43 lata.
Ponadtrzygodzinny wykład Reichsführera SS, nagrany na płyty woskowe, poświęcony
był wojnie, zadaniom SS i przyszłości. Za jego motto uznać można przewijające się
przez cały tekst stwierdzenia na temat dobrodziejstw płynących z bycia twardym.
Członek SS miał być lojalny, posłuszny, odważny, prawdomówny, odpowiedzialny,
pracowity, ale też uczciwy i koleżeński, jednak tylko względem swoich współplemieńców.
Nie musiało go interesować, co dzieje się z leniwymi i potencjalnie niebezpiecznymi
Słowianami. To są tylko niewolnicy, którzy mają pracować dla dobra Niemiec. To, czy
podczas kopania rowu przeciwczołgowego umrze czy nie umrze z osłabienia 10 000
Rosjanek, interesuje mnie tylko o tyle, że ten rów jest kopany dla Niemiec - mówił
Himmler. W innym miejscu, wskazując na konieczność twardego postępowania z 8
milionami obcokrajowców w Niemczech, dodawał: Lepiej zastrzelić 10 Polaków dzisiaj
niż być potem zmuszonym zastrzelić 10 000 w ich miejsce . Jeśli w niektórych
Słowianach płynie nieco dobrej krwi - konstatował - to należy odebrać im dzieci i
wychować je na pożytek Niemiec.
Co do "ewakuacji" Żydów, jak określano ich wyniszczenie w eufemistycznym języku III
Rzeszy, sprawa była jeszcze prostsza. Himmler niczego nie ukrywał. Mówił zwyczajnie o
eksterminacji, choć dodawał, że nie należy się tym nigdy chwalić publicznie. Żydów
trzeba mordować, gdyż są odwiecznym wrogiem Niemiec. Mamy moralne prawo,
1
mieliśmy obowiązek wobec naszego narodu, to zrobić - wytrzebić naród, który chciał
wytrzebić nas .
Według Himmlera siła SS polega na tym, że jej członkowie potrafią przeprowadzić
mordercze operacje, wytrzymać je psychicznie i zachować przy tym "przyzwoitość". To
powód do dumy i wiecznej chwały - przekonywał Reichsführer SS, najwyraźniej starając
się wzmocnić morale weteranów, dla których kolejne bestialstwa, niczym kokaina dla
narkomana, stały się zapewne warunkiem sine qua non ich funkcjonowania. Z jednej
strony połknęli już bowiem bakcyla zabijania, z drugiej zaś zaprzestanie zbrodni
oznaczałoby przyznanie się do winy. Oczywistą sprawą jest - dodawał referent - że przy
takich akcjach nie obejdzie się bez momentów słabości, zwłaszcza że Niemcy słyną z
łagodnego usposobienia i głębokich uczuć. Na przykład, jako jedyny naród na świecie
odnoszą się dobrze do zwierząt, więc mogliby traktować porządnie także te "ludzkie
zwierzęta", Słowian, jako że Żydzi pozostawali poza wszelką kategoryzacją, lecz byłoby
przestępstwem przeciw naszej rasie niepokoić się o nich i nieść im nasze ideały, aby
potem nasze dzieci i wnuki miały z nimi więcej trudności . Już raz uczynił to Herder, który
zapewne po pijanemu napisał swoje uwagi o narodach słowiańskich, za co spadły na
nas [...] tak niewyobrażalne cierpienia i niedol e [3] .
Poznański wykład Himmlera został później włączony do akt procesu norymberskiego.
Jeszcze później - w roku 2000 - został w całości wygłoszony przez Manfreda Zapatkę w
filmie-monologu "Das Himmler-Projekt". Choć znakomity aktor nie włożył munduru ani nie
zastosował żadnych efektów dramatycznych, stojąc w zwykłym czarnym ubraniu na tle
szarej ściany - monolog poraża. W sumie bowiem, mimo że biurokracja III Rzeszy
produkowała miliony dokumentów i mimo że Szoa stanowi najlepiej udokumentowany
masowy mord w historii, niewiele mamy równie ewidentnych i - chciałoby się rzec -
równie bezczelnych dowodów zbrodniczości ideologii i praktyki systemu hitlerowskiego.
Po pierwsze, sam Hitler, stanowiący jądro systemu, unikał jednoznacznych wypowiedzi
na temat losu Żydów i innych zbrodni. Najwyraźniej nie chciał być w nie wmieszany,
mimo że je na różne sposoby inicjował i aprobowa ł [4] . Nie było bowiem w Trzeciej Rzeszy
żadnej wielkiej zbrodni, na którą Hitler nie musiałby dać swojego przyzwolenia (Roseman
13, 32, 34, 49).
Po drugie, nie zachowały się żadne notatki z kluczowych dla holokaustu rozmów Hitlera
z Himmlerem. Można przypuszczać, że takich zapisków w ogóle nie prowadzono.
Po trzecie, naziści skrupulatnie niszczyli pod koniec wojny wszelkie obciążające ich
materiały, co im się w znacznej mierze udało, w każdym razie w odniesieniu do źródeł
bezpośrednich. Źródłom innego typu, szczególnie późniejszym, jak zeznaniom
Eichmanna w Jerozolimie w latach sześćdziesiątych XX w., które dały Hannah Arendt
podstawę do książki o "banalności zła", nie zawsze można wierzyć, już to ze względu na
upływ czasu, już to z powodu oczywistej chęci umniejszenia własnej odpowiedzialności
przez oskarżonych. Wiadomo, że dość "miękki" - na miarę hitlerowskich funkcjonariuszy
2
najwyższego szczebla - Hans Frank, namiestnik Generalnej Guberni, fałszował bieżące
dokumenty od 1943 r., od kiedy dowiedział się, iż figuruje na alianckiej liście zbrodniarzy
wojennych.
Podkreślmy jednak raz jeszcze: z korespondencji, dzienników, luźnych notatek i zapisów
rozmów dygnitarzy hitlerowskich wyłania się dość jasny obraz odpowiedzialności za
Zagładę i sposobu jej przygotowania. Nie znaczy to, że nie ma luk i znaków zapytania.
Najważniejsze z nich dotyczą - jeśli chodzi o sprawy bardziej szczegółowe - momentu i
sposobu podjęcia decyzji o przystąpieniu do holokaustu. Dyskutuje się również nad
intencjami i rolą Hitlera, jak i - coraz żywiej - nad kwestią wyjątkowości Zagłady, co
podsumowała ostatnio Doris L. Berge n [5] .
Monachium 1923
Mark Roseman, historyk brytyjski, słusznie podnosi, że spory na temat czasu i sposobu
zadecydowania o "ostatecznym rozwiązaniu" są w znacznej mierze wynikiem problemów
ze zdefiniowaniem pojęć "moment" i "decyzja". Część historyków, określanych zazwyczaj
mianem "intencjonalistów", skłania się do poglądu, że Hitler od początku planował
biologiczne wyniszczenie Żydów i miał pełną kontrolę nad wydarzeniami.
Powierzchowne spojrzenie na poglądy Hitlera z okresu puczu monachijskiego w 1923 r.
zdaje się potwierdzać takie rozumowanie. Pod względem liczby wzmianek w indeksie do
"Mein Kampf" "Żydzi" ustępują jedynie pojęciu "narodowy socjalizm", a przecież kryją się
oni dodatkowo pod wieloma innymi hasłami, jak "antysemityzm", "demokracja",
"parlamentaryzm - cząstkowy cel żydostwa", "dyktatura proletariatu - żydowska broń",
"wolnomularstwo - żydowskie narzędzie", "żydowskie przywództwo w związkach
zawodowych", "żydowska prasa inteligencka", "handel dziewczętami a żydostwo",
"prostytucja a żydostwo", "niebezpieczeństwo żydowskiej bastardyzacji rasy", a nawet
"esperanto - żydowski język uniwersalny".
Zarówno książka "Mein Kampf", napisana mętną i odpychającą niemczyzną, jak i inne
wypowiedzi Hitlera z wczesnych lat dwudziestych XX w. dowodzą niewątpliwie, że miał
on obsesję na punkcie Żydów, których obawiał się bardziej niż bolszewizmu i marksizmu,
będącym wszak tylko żydowskimi narzędziami. Żydzi są dlań plagą, robactwem,
wampirami, które wypijają niemiecką krew, aby później w "przebraniu" krzewić swoje
parlamentarno-demokratyczno-kapitalistyczne idee. Język Hitlera jest już wówczas
brutalny, krwawy, pełny uwielbienia dla ras silnych, "nadludzi", mających prawo do
panowania, i pogardy dla słabych "podludzi". Już wtedy Hitler pisał, że z Żydami nie ma
paktowania, tylko twarde albo-albo i wskazywał na potrzebę ich "wyniszczenia".
Wspomniał nawet o zagazowaniu paru tysięcy Żydów, lecz Roseman ma rację, że
wypowiedzi przywódcy NSDAP trzeba postrzegać na tle ówczesnych stosunków,
dodałbym - nie tylko niemieckich, ale ogólnoeuropejskich. Na początku XX w. Europą
zawładnęła obsesja gazu, a na frontach I wojny światowej po raz pierwszy zastosowano
3
szeroko gaz bojowy. Hitler był wśród pierwszych jego ofiar. Z zatrucia leczył się w
lazarecie w podszczecińskim Pasewalku.
Jak wielkich oporów by ta teza dzisiaj nie budziła, jak bardzo by ona nie bolała, Hitler był
dzieckiem swoich czasów . W jego pracach i przemówieniach nie ma w zasadzie nic
nowego. Są one eklektycznym zlepkiem opinii dawno już wymyślonych i łatwych wtedy
do usłyszenia nie tylko na europejskiej ulicy, ale i w europejskich salonach, szczególnie
mieszczańskich. Ówczesnym elitom wspólne były do pewnego stopnia tak antysemityzm,
jak i przede wszystkim - jak pokazał John Carey - obawy związane z powstawaniem
społeczeństwa masowego. Łączyła je również, przynajmniej do pewnego stopnia,
retoryka. Takiego obrazowego biologiczno-chemiczno-technicznego języka, z budzącymi
w nas często przerażenie odwołaniami do gazowania, eutanazji, sterylizacji, eugeniki -
używali w okresie przed Zagładą nie tylko chorobliwi antysemici.
Co najmniej od czasów Friedricha Nietzschego i Knuta Hamsuna było wręcz w modzie
opowiadanie o nadmiernym przyroście demograficznym i strachu przed "masową
cywilizacją", zwłaszcza gdyby te masy w demokratycznym głosowaniu miały przejąć
władzę. Co więcej, I wojna światowa zdawała się potwierdzać takie rozumowanie -
gwałtownie rozrastające się "masy" poddane zostały na frontach równie szybkiemu
procesowi zabijania, którego skala przerosła wszystko, co było wcześniej znane. Jedni
proponowali więc naprawę świata, inni - ironicznie - zwiastowali szybką i bezbolesną
jego zagładę. W "Nowoczesnej utopii" Herberta George'a Wellsa z 1905 r. światem
rządzi garstka mędrców, która - dla dobra ogółu - poddaje mrożącym krew w żyłach
zabiegom eugenicznym elementy antyspołeczne i nieproduktywne, w tym Żydów, termity
cywilizowanego świata. David Herbert Lawrence zapowiada nadejście rasy panów, która
zacznie się od wyniszczenia milionów nieudaczników . W jednym z listów opisuje wielką
komorę śmierci, w której masy będą mogły ginąć przy dźwiękach orkiestry wojskowej,
świetle kinematografu i chóralnym "Alleluja " [6] . Wizji tych nie należy atoli brać literalnie, co
podniesiono mocno w recenzjach z pracy Careya, szczególnie w dosadnej krytyce pióra
Rogera Kimballa ("First Things" 1994 nr 6/7). Przeciwnie - są one najczęściej wyrazem
poczucia niemocy i przerażenia. Ich autorzy nie zastanawiali się głębiej nad dosłownym
znaczeniem wypowiadanych przez siebie treści. Przedstawiali straszną utopię niczym z
niejednej współczesnej powieści fantastycznej, ale nie musiała ona - i na ogół nie była -
ich programem, czego nie dostrzegł ani sam Carey, ani idący jego śladem Norman
Davies, który zbyt łatwo poprowadził nić od wypowiedzi Lawrence'a do Auschwit z [7] ,
podczas gdy dzielą je lata świetlne.
Autorom nawoływań do "wyniszczenia" Żydów - coraz częstszych od końca XIX w.,
zwłaszcza w Niemczech, ale bynajmniej nie tylko - nie chodziło z zasady o fizyczne
wymordowanie milionów ludzi, lecz już to o wynarodowienie i chrystianizację, już to -
nieco później - o wysiedlenie. Marcel Proust pisał, że w czasie tzw. sprawy Dreyfusa za
największy szyk uchodziło wśród paryskich dam noszenie parasolek z napisem "Zabij
Żyda". Ten typ antysemityzmu, który najlepiej przedstawił na niemieckim przykładzie
Oded Heilbronner, stanowił naturalnie podstawę pod antysemityzm nazistowski, ale na
4
pewno - jak dodaje historyk izraelski - nie tłumaczy go sam przez si ę [8] . Nie wydaje się
też, aby antysemityzm nazistowski był niezmienny przez ponad dwadzieścia lat działania
NSDAP.
Czas zlewa wydarzenia w jedną całość, więc zapominamy, że Hitler był przez szereg lat
podziwiany w świecie jako wybitny mąż stanu, o czym pisała Hannah Arendt.
Zachwycała się nim Ameryka Południowa i Północna, zresztą z różnych powodów.
Admiratorów Hitlera nie brakowało nawet wśród ewentualnych kandydatów na
prezydenta USA w 1940 r. - odsyłam do najnowszej powieści Philipa Rotha "Spisek
przeciw Ameryce" (2004). Wreszcie cieszył się Führer znaczną estymą w Europie
Środkowo-Wschodniej, w tym także w Polsce.
Polska prowadziła z Niemcami w drugiej połowie lat trzydziestych gruby flirt, ulegając
nierzadko kokieterii zalotnika znad Łaby. Dotyczyło to także polityki wewnętrznej, w tym
stosunku do Żydów, co znalazło wyraz w narastającym antysemityzmie, który
szczególnie w latach 1936-1939 przybrał formę fizycznego terroru. Nawet jeśli nie był on
akceptowany, to niestety w znacznej mierze tolerowany przez państwo, mimo że - jak już
w 1941 r. podkreślał Jacob Lestschinsky w swoim świetnym porównaniu antysemityzmu
polskiego, rosyjskiego i niemieckiego - żaden polski rząd przedwojenny nigdy nie
organizował pogromów Żydów [9] . Niemniej jeszcze we wrześniu 1938 r. ambasador
Polski w Berlinie Józef Lipski powiedział Hitlerowi, że Polacy wybudują mu pomnik, jeśli
potrafi rozwiązać kwestię żydowską, a w styczniu 1939 r. minister spraw zagranicznych
Józef Beck debatował z Hitlerem nad wysiedleniem Żydów do jednego z krajów
afrykańskich.
Z nadzieją przyjęła wybór Hitlera część polskiej inteligencji, nawet tradycyjnie
antyniemieckich endeków. Zygmunt Wojciechowski, jeden z bardziej wpływowych
polskich historyków, tak się zapatrzył w skuteczność Hitlera, że porównał go do króla
Władysława Łokietka, który zjednoczył Polskę w XIV w. Inna sprawa, że autor pisał te
słowa w 1935 r., kiedy Hitler cieszył się największym uznaniem ze strony
międzynarodowej opinii publicznej. Nowy przywódca Niemiec - jak pokazał Markus
Krzoska - do tego stopnia zauroczył jednak Wojciechowskiego, że ten uwierzył, iż ów
"katolik" z Austrii przyniesie nam dziesiątki lat pokoju i jeszcze pod koniec lat
trzydziestych był skłonny wybaczyć Hitlerowi tak Anschluss Austrii, jak i układ
monachijski. Historyk polski do pewnego czasu przyglądał się z życzliwością również
żydowskiej polityce Hitler a [10] . Nie on jeden zreszt ą [11] . Stanisław Cat-Mackiewicz
przyznawał na przykład, że wezwanie do usunięcia Żydów z Polski jest okrutne, ale
dodawał, że jest to okrucieństwo konieczn e [12] . I wprawdzie niemal żaden z polskich
antysemitów nie identyfikował się ani z krwawą retoryką Hitlera sprzed wojny, ani tym
bardziej z późniejszym żydowskim programem Hitlera, a wielu z nich stanęło wręcz w
obronie Żydów pędzonych na śmierć, to jednak nie ulega wątpliwości, że w Polsce tuż
przed wojną sytuacja w kwestii traktowania Żydów wymykała się stopniowo spod kontroli.
Co gorsza, tylko stosunkowo niewielu dostrzegło na czas potrzebę kontrakcji, aczkolwiek
trzeba podkreślić, że nie brakowało wśród tych ostatnich - obok przedstawicieli lewicy,
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin