Góry.doc

(33 KB) Pobierz
Góry

Góry

Wojciech Widłak

 

 

Postrzępione skały, wąskie ścieżki, niezapomniane widoki... Zapraszam w góry.

Jedne są zaokrąglone i pokryte lasem, inne mają skaliste szczyty w chmurach... Miewają niezwykłe kształty – przypominają koronę, śpiącego rycerza, a nawet maczugę. Chyba są trochę zaczarowane, bo mnóstwo ludzi przejeżdża co roku wiele kilometrów, żeby móc chodzić po górach, wdrapywać się na nie i z nich zjeżdżać.

 

Skąd się wzięły?

Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale po prostu urosły. No, niezupełnie tak samo jak kwiaty albo grzyby, ale jednak.

Jeśli chcesz to sobie lepiej wyobrazić, połóż kartkę na stole, a na niej ręce. Teraz nie odrywając dłoni od papieru, spróbuj je do siebie przysunąć. Papier się wybrzuszy i powstanie górka. Ale najlepsze góry robi się w łóżku z kołdry: w zależności od poszewki mogą być kwieciste lub białe – jakby pokryte śniegiem.

Gdybyś chciał jednak zobaczyć, jak rośnie prawdziwa góra, to ci się nie uda, choćbyś przez całe życie nic nie robił, tylko siedział w jednym miejscu i patrzył. Góry rosną naprawdę bardzo, bardzo powoli. I to dobrze, bo wyobraź sobie, co by było, gdyby na przykład jednej nocy jakaś góra pojawiła się na twoim podwórku, drugiej – tam gdzie jest sklep, a trzeciej – pod przedszkolem... Strasznie trudno byłoby się do takich ciągłych zmian przyzwyczaić, a poza tym poruszające się skały narobiłyby mnóstwo szkód.

 

Co do plecaka?

Skoro góra nie chce przyjść do nas (no i dobrze!), my wybierzemy się w góry. Ale nie od razu. Najpierw musimy sprawdzić, czy jesteśmy dobrze przygotowani. To wcale nie takie proste. Czy to latem, czy zimą, potrzebne są wygodne buty (żeby się dobrze szło) na grubej podeszwie (żeby się nie poślizgnąć) i ciepłe nieprzemakalne kurtki (żeby się nie bać wiatru, deszczu ani śniegu).

Warto je wziąć, nawet jeśli grzeje słońce, bo w górach pogoda potrafi płatać figle. Rano może być słonecznie i ciepło, a w południe – strasznie zimno i ulewa albo śnieżyca, i to taka, że nic nie widać i nie wiadomo, w którą stronę iść. Dlatego na wszelki wypadek dobrze jest wziąć plecak z ciepłym piciem w termosie i zapasem jedzenia. Na taką wyprawę bardzo dobrze nadaje się czekolada. Biorą ją ze sobą całkiem dorośli zdobywcy najwyższych górskich szczytów na ziemi.

 

Nie zgubię się!

Gotowe? A więc można wyruszać. Tylko czy nie zabłądzimy? W górach wszystko wydaje się podobne: skały i drzewa wyglądają wszędzie tak samo, nie ma ponumerowanych domów, szerokich dróg ani ulic z nazwami. Nie zawsze jest też kogo spytać o drogę.

Ale nawet nieduży wędrowiec może sobie poradzić na wąskich górskich szczytach. Wystarczy, że będzie się uważnie rozglądał i wypatrywał małych kolorowych pasków, narysowanych na drzewach, skałach albo kamieniach. Bywają czerwone, zielone, niebieskie i czarne.

Każdy kolor oznacza inną trasę. Jeśli pójdziesz od jednego kolorowego znaczka do drugiego, a potem do następnego i jeszcze następnego, to w końcu na pewno gdzieś dojdziesz. Jeśli będziesz szedł pod górę, to może wdrapiesz się na sam szczyt, a może trafisz do schroniska, czyli domu, w którym można usiąść, odpocząć, wypić coś i zjeść (choćby czekoladę przyniesioną w plecaku), a czasem nawet przenocować. A jeśli pójdziesz w drugą stronę – w dół, to wtedy pewnie dotrzesz do wsi, miasta albo drogi, a stamtąd – do domu. Tylko pamiętaj, nigdy nie schodź ze ścieżki, nawet jeśli ci się wydaje, że tak by było szybciej. To bardzo ważne, bo inaczej naprawdę można mieć kłopoty.

 

Ludzie muchy

Co prawda są i tacy, którzy nie trzymają się ścieżek, ale żeby móc to robić, najpierw długo i wytrwale ćwiczą... Na pewno nieraz widziałeś, jak mucha wchodzi po szybie lub ścianie albo jak pająk zjeżdża z sufitu na cieniutkiej nitce. Wyobraź sobie, że niektórzy ludzie umieją dokonać podobnych sztuk. Tyle tylko, że potrzebny jest im do tego specjalny sprzęt, bo nie mają przecież przyssawek na łapkach jak mucha ani nie przędą nici jak pająk. Wbijają w skalne szczeliny haki, przeciągają przez nie grube liny (trochę jak nitkę przez ucho igły) i podciągają się – coraz wyżej i wyżej.

 

Mieszkańcy

Może ci się wydać, że w górach, oprócz turystów, nikt nie mieszka. Ale to niezupełnie prawda, choć dawniej tych mieszkańców było znacznie więcej. Na górskich łąkach (czyli halach) pasło się dużo owiec. Pilnowali ich pasterze. Od późnej wiosny do jesieni mieszkali w górach w drewnianych chatach – szałasach. Pili owcze mleko, jedli własnoręcznie zrobiony ser i ubierali się w ubrania z owczej wełny, a w chłodniejsze wieczory okrywali się kożuchami. Ale teraz ich już nie spotkasz, nie tylko dlatego, że jest za zimno. Może mieli dosyć tego owczego towarzystwa i dlatego przenieśli się niżej.

Trudno też zobaczyć innych, dawniejszych jeszcze niż owce, mieszkańców gór – zwinnie skaczące kozice, zabawne świstaki i potężne niedźwiedzie. Trochę szkoda, ale z drugiej strony z niedźwiedziem naprawdę lepiej się spotykać w zoo lub w bajce.

 

Zjazdy

Zimą góry zaludniają się ludźmi w kolorowych ubraniach, które przypominają trochę śpioszki dzidziusiów, choć większość z tych ludzi jest całkiem dorosła. Niosą metalowe kijki i różnobarwne zakrzywione deski, niedeski. Wszyscy starają się jak najszybciej dostać na jakąś górę, górkę albo przynajmniej pagórek. Ale wcale nie mają zamiaru tam zostać, tylko przyczepiają sobie te swoje deski do butów i czym prędzej zjeżdżają w dół, a potem znów próbują się dostać na górę. I tak w kółko. Tak jakby nie mogli się zdecydować, czy lepiej być na dole, czy na górze. Pewnie się domyślasz, kto to. Tak, narciarze.

Jeśli nie umiesz jeszcze jeździć na nartach, to bardzo cię namawiam, bo warto. Gdy się szusuje w dół, skręcając w lewo i prawo, to tak jakby się tańczyło z całą wielką górą. Wyobraź sobie: słońce, świst wiatru w uszach i sypiący się spod nart śnieg... Coś pięknego!

 

... i wjazdy

Każdy, kto zjeżdżał z górki, choćby na sankach, wie, że miło jest zjeżdżać, ale wciągać sanki pod górkę to już znacznie mniejsza przyjemność. No, chyba że to robi mama albo tata. Mali i duzi narciarze są w lepszej sytuacji od saneczkarzy. Nie muszą brać ze sobą na górkę rodziców, bo specjalnie dla nich zbudowano najróżniejsze kolejki i wyciągi.

Potężny silnik przesuwa metalową linę, z dołu aż na sam szczyt. A do tej liny mogą być przyczepione różne różności – rączki, które trzeba złapać; drewniane podpórki, które podkłada się pod pupę; jedno- albo kilkuosobowe krzesełka (takie jak na huśtawce czy karuzeli); wagoniki przypominające windę (ale można z nich oglądać niezwykłe widoki, a w windzie nie da się tego robić) albo wagony wyglądają jak mały tramwaj.

 

Na ratunek

W górach – tak jak wszędzie – zdarzają się wypadki. Nawet podczas zwykłego spaceru można się poślizgnąć, wywrócić na kamień i złamać nogę. Jeśli coś takiego zdarzy się gdzie indziej, przyjeżdża pogotowie. W górach też, ale nie jest to zwykłe pogotowie. Nad turystami i narciarzami czuwają panowie z GOPR – Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Tam, gdzie nie dojedzie karetka, ratownicy dostają się na nartach, pieszo albo helikopterem. Czasem, jeśli helikopter nie może wylądować, bo nie ma rannego na linie, a potem wciąga go na górę. Wyobraź sobie, jakie to musi być trudne.

Jeśli z miejsca, w którym zdarzył się wypadek, można zjechać na nartach, sprawa jest prostsza. Ratownicy nakładają rannemu opatrunek, ciepło okrywają, a potem kładą na toboganie, czyli czymś w rodzaju noszy na sankach. I ziuu – zwożą na sam dół do karetki, która już całkiem zwyczajnie zawozi chorego do szpitala.

 

Miłych zjazdów, byle nie na toboganie, życzy Wojciech Widłak.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin