Cartland Barbara - Petrina.pdf

(371 KB) Pobierz
19016462 UNPDF
CARTLAND BARBARA
PETRINA
ROZDZIAŁ 1
Rok 1819
Jeden z koni ciągnących powóz hrabiego Stavertona zaczął nagle kuleć. Hrabia
zatrzymał pojazd, a siedzący z tyłu powozu lokaj zeskoczył, aby sprawdzić co się stało.
- To pewnie kamień, milordzie - zawołał. - Te drogi są fatalne.
- Istotnie - rzekł hrabia i także wysiadł.
Droga, którą jechali, była usłana drobnymi kamykami, więc nic dziwnego, że jeden z
nich wbił się w końskie kopyto. Hrabia wracał do Londynu ze St. Albans, gdzie w domu
znajomego oglądał walkę dwóch znakomitych szermierzy. Widowisko wypadło bardzo
ciekawie i zwycięzca otrzymał od hrabiego sporą sumę pieniędzy, lecz towarzystwo, które
tam zastał, jak też jedzenie okazały się fatalne.
Był miły wiosenny poranek, pośród drzew kwitły całe dywany różnobarwnego
kwiecia. Hrabia przez chwilę przypatrywał się, jak lokaj oporządza okulałego konia, potem
przeniósł wzrok na całą czwórkę. Wszystkie konie były karej maści, rasowe, doskonale
dobrane. Takiego zaprzęgu miał żaden z członków klubu, w którym bywał.
Aby rozprostować nieco nogi, hrabia przechadzał się po trawie, nie zwracając uwagi
na pyłki kwiatowe czepiające się jego wspaniale wyglansowanych butów z cholewami.
Niespodziewanie ujrzał ceglane ogrodzenie otaczające park należący zapewne do jakiegoś
arystokraty. Cegły były stare i wyblakłe, a wiosenne słońce rzucało na nie świetlne błyski.
Pomyślał, że ogrodzenie jego domu w hrabstwie Oksford jest tego samego koloru, gdy nagle,
tuż przed jego głową, przeleciał przez mur jakiś ciężki przedmiot.
To coś z hałasem upadło koło jego stóp i hrabia ze zdumieniem zobaczył skórzaną
walizkę. Spojrzał, skąd zleciała, i dostrzegł na murze kobiecą sylwetkę. Ukazując zgrabne
nogi, kobieta ześlizgiwała się po ogrodzeniu, przytrzymując się występów. Kiedy się
odwróciła, ujrzała hrabiego, a u jego stóp walizkę.
- Niewiele brakowało, a ten przedmiot wylądowałby na mojej głowie - powiedział ze
złością.
- Skąd mogłam wiedzieć, że po drugiej stronie ktoś stoi? - rzekła. - W tym miejscu
ogrodzenie jest najniższe.
Zbliżyła się ku niemu. Dostrzegł, że ma złocistorude włosy i nieco skośne oczy o
trzpiotowatym spojrzeniu. Nie należała do piękności, lecz w jej twarzy było coś, co
odróżniało ją od innych dziewcząt.
- Zdaje mi się, że zdecydowała się pani na ucieczkę? - powiedział.
- Gdybym mogła wyjść przez bramę, nie przełaziłabym przez mur - odrzekła.
Pochyliła się, żeby wziąć walizkę i w tym momencie ujrzała konie hrabiego. - Czy to pański
zaprzęg? - zapytała.
- Tak - odpowiedział. - Przydarzył mi się drobny wypadek. Straszne macie tutaj drogi!
- Nie mam z tym nic wspólnego - rzekła dziewczyna. - Ach, jakie one piękne! Nigdy
nie widziałam wspanialszych koni!
- Cieszę się, że się pani podobają - odpowiedział.
- Dokąd pan jedzie?
- Do Londynu.
- Proszę mnie zabrać z sobą. Ja też się tam wybieram, a byłoby miło pojechać taką
doskonałą czwórką.
Zwróciła się w stronę koni, zapominając zupełnie o walizce leżącej u nóg hrabiego.
- Czuję się w obowiązku zapytać, od kogo pani ucieka i dlaczego - rzekł.
Dziewczyna podeszła do koni, przyglądając się im pałającymi oczami.
- One są cudowne! Jak się panu udało dobrać je tak bezbłędnie?
- Zadałem pani pytanie - odezwał się hrabia.
- Ach tak, prawda - odrzekła, jakby nagle to sobie przypomniała. - Uciekłam ze szkoły
i jeśli już odkryto moją nieobecność, powinniśmy ruszać.
- Nie życzę sobie wciągania mnie w jakąś aferę - oświadczył hrabia.
- Jaki pan poważny - powiedziała z wyrzutem. - Jeśli pan mnie nie zabierze, odwiezie
mnie Jeb, miejscowy rzeźnik, który powinien pojawić się niebawem.
- Umówiła się pani z nim?
- Nie, ale jestem przekonana, że zrobi to dla mnie. - Spojrzała na drogę, a potem
utkwiła wzrok w twarzy hrabiego. - Proszę mnie zabrać - prosiła. - Żadna siła mnie tu nie
zatrzyma, albo pojadę z panem, albo podwiezie mnie Jeb, choć prawdę powiedziawszy
wolałabym jechać z panem.
W tym momencie służący zakończył pracę.
- Wszystko w porządku, milordzie, możemy ruszać.
Dziewczyna spojrzała na hrabiego.
- Proszę mnie zabrać - powtórzyła.
- Zabiorę panią, lecz pod jednym warunkiem - powiedział.
- Jakim?
- Opowie mi pani, czemu pani uciekła, a jeśli uznam, że powód jest niewystarczający,
odwiozę panią z powrotem.
- Ależ, to szantaż! - zawołała. - Powód mojej ucieczki jest poważny.
- To dobrze - odrzekł hrabia.
Służący umocował walizę i zajął swoje miejsce. Kiedy ruszyli, hrabia spostrzegł, że
towarzyszka podróży wciąż jest zajęta końmi, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi.
- Ja czekam - powiedział w końcu.
- Na co?
- Pani specjalnie zwleka z opowieścią, żebyśmy jak najdalej odjechali od szkoły.
- Jest pan niezwykle domyślny - powiedziała ze śmiechem.
- Nie jestem tak tępy, za jakiego mnie pani uważa - odezwał się z sarkazmem. - Z kim
ma się pani spotkać w Londynie?
- Gdyby tak było, jak pan sądzi, to ta osoba przyjechałaby po mnie i nie musiałabym
liczyć na pomoc Jeba lub przygodnego znajomego.
- Więc nikt na panią w Londynie nie czeka? Skąd więc ta niecierpliwość, żeby się tam
dostać?
- Ponieważ jestem już za stara na pozostawanie w szkole, a mój nieznośny opiekun
zmusza mnie do spędzania wszystkich wakacji w Harrogate.
- A cóż tak panią zniechęca do Harrogate? - zapytał.
- Wszystko! To nudna miejscowość, do której przyjeżdżają tylko ludzie starzy i
chorzy. Spędziłam tam Boże Narodzenie i nie spotkałam ani jednego mężczyzny za
wyjątkiem pastora.
Hrabia uśmiechnął się mimo woli.
- Więc tak bardzo się pani tam nudziła - powiedział. - A nie było jakiegoś innego
miejsca, dokąd mogłaby pani się udać?
- Nie, bo takie było życzenie mojego opiekuna - odrzekła dziewczyna. - Ten typ nawet
nie odpowiada na moje listy, a każda prośba jest odrzucana przez jego adwokata.
- Wygląda na to, że to jakiś człowiek całkiem pozbawiony uczuć - rzekł hrabia. -
Domyślam się, że przybywszy do Londynu, zamierza pani spotkać się z nim?
- Ależ nic podobnego! Wcale nie pragnę go widzieć, tym bardziej, że, jak mi się zdaje,
jego milczenie świadczy zapewne o samowolnym wydawaniu moich pieniędzy.
Hrabia spojrzał na nią uważnie.
- Sądząc po moim stroju nie uwierzy pan, że jestem bogata, lecz moją garderobę, na
polecenie adwokata mojego opiekuna dobierała kuzynka Adelajda, osoba mocno
zaawansowana wiekiem. - Zacisnęła wargi ze złością, po czym mówiła dalej: - Mam
osiemnaście lat i wszystkie moje przyjaciółki odbyły już swój towarzyski debiut w ubiegłym
roku. Ja nie zostałam przedstawiona u dworu, ponieważ nosiłam żałobę po ojcu, lecz miałam
nadzieję, że w tym roku na pewno będę mogła pokazać się w Londynie.
- Jakie powody podał pani opiekun, odmawiając zorganizowania debiutu?
- Już panu mówiłam, że ten brutal nawet się do mnie nie odezwał! Napisałem do niego
wiele listów, lecz jego adwokat odpowiedział mi tylko, że musze pozostać w szkole do
nadejścia dyspozycji. Czekałam trzy miesiące, aż w końcu podjęłam decyzję. Postanowiłam
wziąć własny los w swoje ręce.
- Co zamierza pani robić po przyjeździe do Londynu? - zapytał hrabia.
- Postanowiłam zostać kurtyzaną!
- Kurtyzaną? - zdziwił się.
- Brat mojej koleżanki Claire tak je nazywał.
Hrabia był tak zdumiony, że nie dopilnował koni. które nagle zerwały się do galopu.
Powstrzymał je i zapytał:
- Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, co pani mówi?
- Oczywiście! Jeśli nie mogę zająć przysługującego mi miejsca w towarzystwie, sama
je sobie zdobędę.
- Podejrzewam, że pani nawet nie wie, na co się waży.
- Claire wszystko mi objaśniła, zanim opuściła szkołę - odrzekła. - Każdy światowiec
ma kochankę, to znaczy damę, którą sobie wybrał i która należy wyłącznie do niego.
Kurtyzana też ma prawo wyboru. Gdy ją ktoś nudzi, może sobie znaleźć innego, bardziej
interesującego mężczyznę.
- I pani wierzy, że taki styl życia odpowiadał by pani?
- To chyba bardziej zabawne niż przesiadywanie w nudnej szkole. Oczywiście będę
bardzo ostrożna w doborze mężczyzny, z którym się zwiążę.
- Mam nadzieję! - zauważył hrabia.
- Jakaż to radość móc robić to, na co ma się ochotę. Gdy nie ma nikogo, kto by
zatruwał życie uwagami na temat niewłaściwego zachowania.
- I jak się pani zdaje, co będzie pani robić?
- Odwiedzać lokale, tańczyć, odbywać przejażdżki po parku i nie martwić się wcale,
czy wyjdę za mąż, czy też nie.
- A więc nie pragnie pani zamęścia?
- Ależ oczywiście, że nie! Już raczej wolałabym być czyjąś kochanką do końca życia!
Według opowieści Claire, życie towarzyskie to nic innego jak matrymonialna giełda.
- Co pani przyjaciółka przez to rozumie? - zapytał.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin