Cartland Barbara - Nie zapomnisz o miłości.pdf

(362 KB) Pobierz
BARBARA CARTLAND
BARBARA CARTLAND
NIE ZAPOMNISZ O MIŁOŚCI
Tłumaczyła Magdalena Mazurek
OD AUTORKI
Dom, o którym mowa w książce, naprawdę nazywa się Longleat i jest najpiękniejszą
rezydencją rodową w Anglii. Należy do markiza Bath i stanowi najświetniejszy przykład
renesansowej architektury elżbietańskiej. Jego uroda jest tak subtelna, że wydaje się
wyczarowana blaskiem promieni słonecznych.
Pierwotnie Longleat był klasztorem wzniesionym przez ojców Augustynów. W 1515
roku, gdy Henryk VIII rozwiązał zakony w Anglii, posiadłość nabył sir John Thynne za
pięćdziesiąt trzy funty.
Dom zachował się w idealnym stanie. Wielka sień, wyłożona posadzką z płyt
kamiennych, z pięknym belkowanym sufitem, pozostała nietknięta od 1559 roku, a w
czerwonej bibliotece znajduje się egzemplarz Wielkiej Biblii Henryka VIII z 1641 roku.
Historię Longleat uświetniła swoją wizytą królowa Elżbieta I, którą w 1574 roku
podejmowano w wielkiej jadalni. Oczywiście, jak w większości angielskich domów o
wielowiekowej tradycji, nocami można w nim spotkać ducha. Ja poznałam jednak innego
ducha, który pojawił się w mojej wyobraźni i zainspirował mnie do napisania tej książki.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROK 1818
- Spóźniłeś się! - zganiła Nerissa brata. Harry właśnie wszedł frontowymi drzwiami i
rzucił szpicrutę na krzesło.
- Wiem, ale musisz mi wybaczyć. Rumak, którego ujeżdżałem, poczuł ducha walki i
dawał z siebie wszystko.
Nerissa uśmiechnęła się. Wiedziała, że ilekroć nadarzyła się okazja, by pojeździć
konno, Harry zapominał o bożym świecie.
Czasami podczas mozolnych prac domowych, czy to gotując na piecu tak starym, że
wciąż odmawiał posłuszeństwa, czy borykając się z dziesiątkiem innych kłopotów, które co
rusz się pojawiały, marzyła, że któraś z książek ojca z dnia na dzień stanie się poczytna i
ojciec zdobędzie sławę, a cała rodzina pieniądze.
Było to jednak mało prawdopodobne, więc Nerissa śmiała się ze swych dziecinnych
urojeń, choć wiele by dała, aby Harry miał konie, którymi się pasjonował oraz stroje, w
których nie ustępowałby elegancją kolegom z Oksfordu.
I tak był, jej zdaniem, najprzystojniejszy, nawet w znoszonym stroju do jazdy konnej,
zszywanym i cerowanym przez siostrę tyle razy, że chyba niewiele w nim zostało
pierwotnego materiału.
Nic dziwnego, przecież ich ojciec, choć włosy przyprószyła mu siwizna, a twarz
poorały zmarszczki, był jeszcze wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Nerissa dziwiła się,
dlaczego po śmierci matki żadna kobieta nie próbowała usidlić taty.
Kwitowała śmiechem swoje domysły, gdyż Marcus Stanley niewątpliwie zapomniał
już o istnieniu płci pięknej, pochłonięty pracą nad książkami, żmudnymi opisami i badaniami
nad rozwojem rodzimej architektury.
Harry nie taił, że nie jest dość bystry, by zrozumieć te dzieła, a nawet Nerissa, mimo
ogromnej miłości do ojca, przyznawała, że ich styl jest nader monotonny. Architectural
Society oceniało je wysoko, lecz z powodu znikomej poczytności dochody ze sprzedaży były
symboliczne. Niepodobna jednak nie czuć dumy, odkurzając w bibliotece półkę, na której
spoczywało pięć opasłych tomów z nazwiskiem ojca na grzbiecie.
Tymczasem Harry zdejmował zabłocone po cholewy buty.
- Czy podziękowałeś Jacksonowi, że pozwolił ci pojeździć na jednym ze swoich koni?
- To on mi podziękował! - odparł Harry. - Powiedział, że sam bał się go dosiąść i z
niecierpliwością czekał, aż wrócę do domu. Wiedział, że jeśli ktoś go poskromi, to tylko ja!
Nerissa spojrzała na zabłocone buty i spodnie, lecz brat uprzedził jej słowa:
- Tak, zrzucił mnie dwa razy! Musiałem się nieźle nabiegać, żeby go złapać, ale gdy
wracaliśmy na farmę, zaczął uznawać we mnie pana.
Radość, jaka przebijała z jego głosu, nie uszła uwagi Nerissy.
- Chodź do jadalni, gdy tylko umyjesz ręce. Zawołam tatę, choć prawdę mówiąc,
obiad czeka już od godziny!
- Nie sądzę, aby tata zauważył to opóźnienie! - stwierdził Harry, a Nerissa w duchu
przyznała mu rację.
Poszła do kuchni, gdzie unosił się smakowity zapach potrawki z królika, zaś stara
kobieta z rękami wykrzywionymi reumatyzmem dość niepewnie wyjmowała talerze.
- Ja to zrobię, pani Cosnet - zaoferowała prędko Nerissa, wiedząc, jak wiele talerzy
stłukła już służąca.
W ostatniej zdaje się chwili uratowała naczynia i zaniosła je do jadalni, po czym
szybko wróciła, by wyłożyć główne danie na porcelanowy półmisek. Ustawiwszy go na stole
w jadalni, pobiegła niewielkim korytarzem do gabinetu ojca.
- Obiad gotowy, tato - zawołała - pospiesz się, bo wrócił już Harry, i to głodny jak
wilk.
- Już obiad? - ojciec z trudem powracał do rzeczywistości.
Nerissa oparła się pokusie, by sprostować, że dopiero będzie obiad, a ona sama była
nie mniej głodna niż Harry. Z niechęcią odkładając rękopis i książkę, która widać stanowiła
materiał źródłowy, Marcus Stanley podniósł się i podążył za córką do jadalni.
- Dużo się dziś napracowałeś, tato - Nerissa nakładała mu potrawkę, zdając sobie
doskonale sprawę, że mięso jest rozgotowane. - Musisz przejść się trochę po obiedzie, zanim
powrócisz do książek. Pamiętaj, że powinieneś zażywać świeżego powietrza.
- Właśnie piszę rozdział o okresie elżbietańskim i jestem akurat w najciekawszym
miejscu - odparł ojciec. - Oczywiście nic prostszego niż podać przykład naszego domu i
opisać jak jego cegły, choć zmurszałe ze starości, opierają się działaniu deszczu i wiatru lepiej
niż mury wznoszone ponad dwa wieki później!
Nerissa nie odpowiedziała, gdyż w tej chwili do pokoju wszedł Harry.
- Tak mi przykro, że się spóźniłem, tato - przepraszał - ale koń był prawdziwie
ognisty. Nieco go ujarzmiłem.
Marcus Stanley zatrzymał zamyślony wzrok na uśmiechniętej twarzy syna i
powiedział:
- Pamiętam, że gdy byłem w twoim wieku, nie ujeżdżony koń stanowił dla mnie
nieodparte wyzwanie.
- Na pewno i teraz marzysz o przejażdżce - zachęcał Harry, biorąc talerz z rąk siostry i
zaczął jeść z wilczym apetytem.
Obserwując go Nerissa zastanawiała się, czy pod koniec wakacji brata będzie jeszcze
co podać na stół. Nawet podczas jego nieobecności trudno było ze skromnych zasobów,
jedynych, jakie otrzymywała od ojca na utrzymanie, wygospodarować dość środków na
żywność.
Ale Harry przejadał cały dom, jak to określała w myślach, musiała więc popaść w
długi, a co gorsza, lękała się, że brat, choć nigdy się nie skarżył, wstaje od stołu głodny.
Królik był u nich typowym daniem o każdej porze roku. Cieszyła się na myśl, że
niedługo farmerzy zaczną strzelać do gołębi, niszczących kiełkujące zboże, a Harry zawsze
uwielbiał pieczone przez nią gołębie. Żałośnie myślała, że właśnie jest sezon na jagnięta, a
oni znów nie skosztują tego rarytasu.
Stać ich było jedynie na zwykłą baraninę, tanią z racji swej twardości, która
ustępowała jedynie po bardzo starannym przyrządzeniu.
Kładąc do ust kęs królika, Nerissa dziękowała losowi, że matka była niezrównaną
kucharką i pokazała jej, jak przyrządzać ulubione dania ojca i Harry’ego, a także jak sprawić,
aby skromny posiłek wydawał się obfitszy. Było to możliwe dzięki ziemniakom. Pieczone,
smażone, gotowane czy podsmażane, warzywa te znakomicie uzupełniały posiłek, gdy porcje
drogiego mięsa z konieczności stawały się coraz mniejsze.
- Czy można prosić o dokładkę? - przerwał jej rozważania Harry.
- Tak, oczywiście.
Nałożyła mu wszystko, co pozostało na półmisku, zaledwie odrobinę dorzuciła tacie,
wiedząc, że przebywa on w odległych czasach elżbietańskich, a spożywanie posiłków było
dlań czynnością automatyczną. Zapewne nie miał najmniejszego pojęcia, co właściwie trafia
do jego ust.
Na stole był jeszcze bochenek chleba z domowego wypieku. Harry ukrajał sobie dużą
porcję i umaczał w sosie.
- Palce lizać - delektował się brat. - Nikt nie potrafi gotować tak, jak ty, Nerisso. To,
co podają nam w Oksfordzie, jest zupełnie niejadalne.
Siostra odpowiedziała na komplement uśmiechem, zebrała talerze oraz pusty półmisek
i wszystko zaniosła do kuchni. W trosce o zmęczonego ćwiczeniami Harry’ego przygotowała
jeszcze nadziewane ciasto. Lekki, złocisty biszkopt urósł wysoko. Pozostało jedynie dodać
dżem truskawkowy, który sporządziła w zeszłym roku, a po polaniu odrobiną śmietanki, jaką
Zgłoś jeśli naruszono regulamin